Pod Zamościem

Pod Zamościem

Na przełomie lipca i sierpnia 1920 roku sukcesy Armii Czerwonej bezpośrednio zagroziły istnieniu odrodzonego państwa polskiego.

Bolszewiccy sztabowcy spodziewali się, że już 12 sierpnia wojska Michaiła Tuchaczewskiego zdobędą Warszawę. Ich nadzieje podzielali podążający za frontem członkowie Polskiego Rewolucyjnego Komitetu. Członkowie komitetu, w tym Julian Marchlewski, Feliks Dzierżyński, Józef Unszlicht i Feliks Kon oczekiwali, że w zdobytej Warszawie proklamują, za zgodą Kremla, polską Socjalistyczną Republikę Rad.

Na Donu i w Zamostie /Tlejut biełyje kosti, / Nad kostiami szumiat wietierki./ Pomniat psy-atamany, / Pomniat polskije pany, /Konarmiejskije naszi klinki.

Nad Donem i w Zamościu/ Tleją białe kości/A nad kośćmi szumi sobie wiatr./ Pamiętają psy – atamany/ pamiętają polskie pany/ klingi szabel naszej konarmii (pieśń oddziałów Armii Konnej Budionnego – odtwarzana w Związku Sowieckim, przy różnych okazjach, praktycznie do końca jego istnienia)

Postępy Armii Czerwonej z zapartym tchem śledzili w Moskwie uczestnicy II kongresu Kominternu. Codziennie gromadzili się przed specjalnie wywieszoną mapą. W codziennych komentarzach przepowiadano rychły koniec „najniegodniejszej kreatury międzynarodowego kapitalizmu” – Polski. Prowadzący spotkania  z delegatami Grigorij Zinowiew obiecywał, że III kongres zostanie zwołany w Berlinie, kolejny w Paryżu, potem w Londynie itd.

W kierunku Lwowa ciągnęła I Armia Konna pod dowództwem Siemiona Budionnego. Kapitan Crawford, amerykański lotnik – ochotnik, po locie zwiadowczym nad oddziałami Budionnego napisał w swoim raporcie: „Zdawało mi się, że na całym świecie nie ma tyle kawalerii, ile tam jej było”.

Pojawienie się oddziałów Armii Konnej poprzedzała trwożna wieść o jeźdźcach, rąbiących szablami, kłujących pikami i rozstrzeliwujących przeciwników, podrzynających gardła rannym lub schwytanym jeńcom. Rzeczywistość czasami była bardziej przerażająca od opowieści – pisał w swojej książce „Galicja Wschodnia 1920” prof. Michał Klimecki.

Nie brakowało w opowiadaniach drastycznych epizodów, w których pojawiały się walczące w l Armii Konnej kobiety. One to wyróżniały się wielką odwagą w boju oraz okrucieństwem wobec ludności miasteczek i wsi, w których stanęły na krótki nawet odpoczynek. Cieszyły się one swoistą sławą także wśród swoich towarzyszy broni. „O kobietach w Konarmii można napisać tomy. Szwadrony idą do boju, kurz, huk, obnażone szable, niesamowite bluzgi – zapisał w swym dzienniku czerwony komisarz Izaak Babel – a one z podkasanymi spódnicami galopują na samym przedzie, zakurzone, piersiaste, wszystkie kurwy, ale towarzyszki, a kurwy dlatego, że towarzyszki, to najważniejsze, służą wszystkim, czym tylko mogą, bohaterki, zarazem w pogardzie, poją konie, taszczą siano, naprawiają uprząż, okradają kościoły i miejscową ludność”.

Jazda Budionnego nieustannymi atakami spychała na zachód polskich żołnierzy i ich ukraińskich sojuszników.

Początek wojny
Walki z bolszewikami rozpoczęły się jeszcze w początkach 1919 r. W styczniu maszerujące na Zachód jednostki Armii Czerwonej pokonały polskie oddziały i po trzydniowym boju zmusiły je do opuszczenia Wilna. Jednocześnie dowództwo armii bolszewickiej nakazało rozpoczęcie realizacji planu „operacja Wisła”, którego celem miało być wsparcie komunistycznej rewolucji w Niemczech. W kwietniu 1919 r. wojska polskie ponownie jednak odzyskały Lidę, Nowogródek, Baranowicze i Wilno.

W ciągu roku 1919 r kilkakrotnie podejmowano próby rozmów pomiędzy Polską a Rosją Sowiecką. Bolszewicy okazywali wolę porozumienia, a nawet znacznych ustępstw, jednak tylko tak długo, jak długo sami czuli się zagrożeni. Po pokonaniu białej armii Denikina i odbiciu z jego rąk Kijowa, bolszewicy natychmiast zerwali rokowania z Polską. Błyskawicznie koncentrowano wojska sowieckie. Od stycznia do kwietnia 1920 r. ich liczebność na Froncie Zachodnim zwiększyła się pięciokrotnie. Ostateczne starcie stawało się nieuniknionym.

Wyprawa kijowska
Piłsudski, wiedząc o przygotowywanym przez Rosję Sowiecką ataku na Polskę, postanowił uprzedzić bolszewickie natarcie planowane, według doniesień polskiego wywiadu, na lipiec 1920 r.

22 kwietnia 1920 podpisana została przez Józefa Piłsudskiego i atamana Symona Petlurę, szefa ukraińskiego państwa, tak zwana umowa warszawska. Gwarantowała wspólne wystąpienie zbrojne przeciwko bolszewikom oraz uznanie przez Polskę niepodległości Ukraińskiej Republiki Ludowej na terenach położonych na wschód od linii rzeki Zbrucz. Było to zgodne z koncepcją Piłsudskiego, którego celem politycznym było stworzenie federacji państw narodowych tzw. Międzymorza – od Estonii po Ukrainę. Miało to w efekcie zapobiec ekspansji terytorialnej Rosji w kierunku zachodnim.

Uprzedzając bolszewickie uderzenie, 25 kwietnia 1920 Piłsudski rozpoczął ofensywę. Już następnego dnia wojska polskie zajęły Żytomierz, a w ciągu kilku następnych opanowały Berdyczów i węzeł kolejowy Koziatyn. Na południu polskie oddziały opanowały Winnicę, Bar i Żmerynkę. Na północy zdobyły Czarnobyl i zbliżyły się do Dniepru w rejonie ujścia Prypeci. Armia polska bez większych przeszkód dotarła do Kijowa i 7 maja zajęła miasto wspólnie z oddziałami ukraińskimi – 6 Dywizją Strzelców Siczowych pod dowództwem pułkownika Marka Bezruczki. Zaraz po zdobyciu Kijowa przeniósł się tam sojuszniczy rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej. Sukcesy polskie okazały się jednak nietrwałe. Główne siły bolszewickie nie zostały rozbite, a rząd atamana Petlury nie zdołał porwać swych rodaków i przekonać ich do udzielenia mu masowego poparcia.

Bolszewicy dysponowali coraz większą przewagą liczebną i postanowili ją konsekwentnie wykorzystać.

Odwrót
Jeszcze 10 marca 1920 r. na odprawie w Smoleńsku dowództwo Armii Czerwonej podjęło decyzję o przerzuceniu z Kaukazu na front polski I Armii Konnej pod dowództwem Siemiona Budionnego. Po rozbiciu po drodze części wojsk Nestora Machno w Hulajpolu, Armia Konna rozpoczęła przeprawę przez Dniepr i 27 maja, po koncentracji pod Humaniem, jej oddziały rozpoczęły atak na pozycje polskie. Po kilku nieudanych natarciach Budionny znalazł lukę w ugrupowaniu wojska polskiego i 5 czerwca 1920 r. przełamał polską obronę rozpoczynając działania na tyłach wojska polskiego. 7 czerwca jedna z jego dywizji zajęła Żytomierz, wycinając do nogi polski garnizon, druga opanowała Berdyczów, paląc m.in. doszczętnie szpital z sześciuset rannymi i siostrami Czerwonego Krzyża. 10 czerwca zagon Budionnego zajął już Równe. Działania zaczepne zostały podjęte przez Armię Czerwoną na całym froncie.

Tak jak na początku Polacy i Ukraińcy razem posuwali się w stronę Kijowa, tak teraz wspólnie się cofali. Cały czas w zagrożeniu rosyjskim okrążeniem. 6. Dywizja Strzelców Siczowych dowodzona przez płk. Marka Bezruczkę opuściła zagrożony odcięciem Kijów razem z polskimi oddziałami 3. Armii, ruszając na północny zachód, w kierunku na Sarny i Kowel. W końcu lipca żołnierze Bezruczki uczestniczyli w ciężkich bojach, ponosząc w walkach ciężkie straty w ludziach i sprzęcie. W połowie sierpnia ukraińska dywizja liczyła zaledwie 300 ludzi zdolnych do walki. Pozostali byli ranni lub chorzy. Polskie dowództwo odwołało ją z frontu, kierując na odpoczynek w rejon Zamościa. Przybyła tam 19 sierpnia 1920 r.

Pod Zamościem
Gdy wykrwawiona 6. Dywizja Strzelców Siczowych dotarła do Zamościa, pod Warszawą trwały ciężkie walki. Bitwę Warszawską, której integralną częścią było decydujące przeciwnatarcie polskie znad Wieprza nazwano później „Cudem nad Wisłą” i „18. decydującą bitwą w dziejach świata”.

20 sierpnia 1920 Siemion Budionny, dowódca bolszewickiej I Armii Konnej, operującej pod Lwowem, postanowił wreszcie zrealizować dawno już otrzymany rozkaz naczelnego dowódcy Armii Czerwonej Siergieja Kamieniewa o przyjściu z pomocą Tuchaczewskiemu pod Warszawą i wyjściu na tyły wojsk polskich, skoncentrowanych do uderzenia znad Wieprza. Droga Konarmii, jak nazywali ją bolszewicy, wiodła przez Zamość. Manewr był jednak spóźniony. Tuchaczewski cofał się już na całym froncie, co pozwoliło polskiemu dowództwu odblokować oddziały stojące dotychczas w odwodach obrony Warszawy. Teraz można ich było użyć przeciwko Konarmii. Dowództwo nad nimi objął generał Władysław Sikorski.

Obronę Zamościa powierzono pułkownikowi Bezruczce i jego 6 Dywizji Strzelców Siczowych. Dowództwo polskie w ostatniej dosłownie chwili wzmocniło obronę Zamościa 31 pułkiem Strzelców Kaniowskich pod dowództwem kapitana Mikołaja Bołtucia. Strzelcy Kaniowscy przybyli do Zamościa naprawdę w ostatniej chwili. Podczas, gdy wyładowywali się z pociągu na stacji w Zamościu, pierwsze pododdziały bolszewickich zwiadowców próbowały penetrować dojścia do miasta, a jeden z tych pododdziałów zaczął już nawet grabić zamojską kolegiatę.

Kim był płk. Marko Bezruczko
Generał Marko Bezruczko urodził się 31 października 1883 roku we wsi Wielki Tokmak na Zaporożu. Ukończył Czugujewską Oficerską Szkołę Piechoty, a następnie Mikołajewską Akademię Sztabu Generalnego w Petersburgu. W czasie pierwszej wojny światowej walczył z Niemcami dowodząc sztabem dywizji piechoty. Na Ukrainę wrócił w roku 1918, kiedy nastąpiło kompletne rozsypanie się armii rosyjskiej. Był już wtedy podpułkownikiem. Został przyjęty przez Pawła Skoropadskiego do tworzącej się armii ukraińskiej, gdzie potrzebowano oficerów sztabowych, dlatego więc natychmiast objął stanowisko zastępcy szefa Sztabu Generalnego.

Podczas zamachu stanu, który miał obalić hetmana Skoropadskiego, Bezruczko opowiedział się po stronie zwolenników Dyrektoriatu. Po ucieczce Skoropadskiego został mianowany dowódcą wydziału operacyjnego Sztabu Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej.

Mocą rozkazu z 8 lutego 1920 pułkownik dyplomowany Marko Bezruczko został dowódcą 6 Dywizji Strzelców Siczowych. Dywizja trafiła na front 2 maja 1920. Jako jedyny duży oddział ukraiński nie podlegała bezpośrednio dowództwu ukraińskiemu, a weszła w skład 3. armii polskiej Edwarda Rydza – Śmigłego.

Obrona Zamościa i bitwa pod Komarowem
Odstąpienie Budionnego od oblężenia Lwowa zwolniło wojska generała Stanisława Hallera, czyli 13 Dywizję Piechoty i 1 Dywizję Jazdy pułkownika Juliusza Rómmla, do tej pory zajęte obroną miasta. Wojska Hallera forsownym marszem udały się więc za odchodzącą pod Zamość Konarmią. Budionnego można było teraz dopaść z dwóch stron. Od północy postępował przeciwko Konarmii Sikorski, a z południa nadchodził Haller. Teraz trzeba było spowodować, żeby bardzo ruchliwy Budionny gdzieś nie uciekł. Postanowiono zaatakować go, gdy będzie oblegał Zamość.

Ataki Konarmii na Zamość trwały nieprzerwanie przez trzy doby. Obrońcy miasta stanęli jednak na wysokości zadania. 31 sierpnia pod Zamość podeszły, ścigające Konarmię aż od Lwowa, oddziały generała Hallera i otoczyły zajętego oblężeniem Budionnego. Doszło do słynnej bitwy pod Komarowem i spektakularnego pobicia bolszewickiej kawalerii. Konarmia dostawszy kopniaka od Hallera próbowała przebić się w kierunku Hrubieszowa, ale tam czekali już na nią polscy piechurzy i legioniści. Dostawszy następnego kopa, Konarmia już nigdy nie odzyskała swej siły.

Obrońcy Zamościa, walcząc w okrążeniu w dniach 29-31 VIII, nie tylko skupili na sobie całość sił ofensywy Budionnego. Pozwolili w ten sposób wojskom polskim skoncentrować się i ruszyć do kontrnatarcia. Dowodzenie pułkownika Bezruczki podczas obrony Zamościa zostało wysoko ocenione przez dowództwo polskie i misje alianckie. Podobnie wysoką ocenę otrzymał kapitan Mikołaj Bołtuć. Obydwaj oficerowie mieli ze sobą dobry kontakt. Obaj ukończyli renomowane rosyjskie uczelnie wojskowe. Zrządzeniem Opatrzności, do obrony Zamościa stanęło dwóch zawodowców i każdy z nich od razu wiedział, co ma czynić.

Epilog
Wrześniowa polska kontrofensywa i tzw bitwa niemeńska znowu odepchnęła bolszewików daleko na wschód. Marko Bezruczko był już wtedy generałem chorążym.

8 października 1920 Polska podpisała z bolszewikami zawieszenie broni, którego URL nie chciała uznać. Armia ukraińska utworzyła wtedy ugrupowanie, składające się z trzech ośrodków oporu. Centralnym ośrodkiem dowodził generał Bezruczko. Nierówna walka trwała jedenaście dni, po których wojska ukraińskie zostały zmuszone do wycofania się na terytorium Polski. Żołnierze ukraińscy zostali internowani w obozach – w Aleksandrowie Kujawskim a potem w Szczypiornie.  Komendantem obozu został generał Bezruczko. Od wiosny 1921 obóz powoli pustoszał, w miarę jak osadzeni w nim znajdowali sobie pracę, lub żenili się poza obozem. W trakcie pobytu w obozie, generał zajmował się spisywaniem swoich wspomnień.

Józef Piłsudski, pomimo wygranej wojny z bolszewicką Rosją, przegrywał właśnie rozgrywkę o władzę ze swoimi przeciwnikami politycznymi. Znaczył w Polsce coraz mniej i jedyne, co mógł zrobić dla swoich ukraińskich sojuszników, to uroczyście przeprosić za postępowanie władz polskich. Do owych przeprosin doszło 15 maja 1921 roku w obozie dla internowanych w Szczypiornie. Przeprosiny zostały przez obecnych tam oficerów ukraińskich przyjęte bardzo dobrze i ze zrozumieniem, a generał Bezruczko określił je nawet, jako rycerskie.

W roku 1924 generał Bezruczko przeniósł się do Warszawy. Przez pewien czas piastował stanowisko ministra i wiceministra spraw wojskowych w emigracyjnym rządzie Ukraińskiej Republiki Ludowej. Stał też na czele Ukraińskiego Wojskowego Towarzystwa Historycznego, wydającego opracowania historyczne dotyczące minionej wojny i publikacje w czasopismach historycznych.

Generał Bezruczko zmarł w Warszawie 10 lutego 1944 roku. Został pochowany na cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli.

Dziś na zamojskim Arsenale wisi tablica, która obwieszcza w języku polskim i ukraińskim: „W hołdzie obrońcom Zamościa przed bolszewicką nawałą 28-31 VIII 1920 r. Żołnierzom 6 Dywizji Strzelców Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej płk. Marka Bezruczki oraz żołnierzom polskim 31 Pułku Strzelców Kaniowskich kpt. Mikołaja Bołtucia i innych jednostek Wojska Polskiego”.

Artykuł ukazał się w Polsce w sierpniowym wydaniu kwartalnika „Nowe Państwo”. Wykorzystano opracowania prof. Michała Klimeckiego i Szymona Kazimierskiego

Mirosław Rowicki
Tekst ukazał się w nr 15 (187) 16 – 29 sierpnia 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X