Pod paryskim niebem polską mowę krzewią

Z Konradem Leszczyńskim, kierownikiem Szkoły Polskiej im. A. Mickiewicza przy Ambasadzie RP w Paryżu, rozmawiała Anna Gordijewska.

Panie Dyrektorze, niedawno Szkoła Polska w Paryżu obchodziła swój jubileusz 175-lecia. Jest to placówka z wielkimi tradycjami i bardzo ciekawą historią.
Szkoła Polska w Paryżu powstała, kiedy Polski nie było na mapie, w czasach Wielkiej Emigracji połowy XIX wieku. Wielu Polaków, którzy uciekli z Polski, już na emigracji myślało o tym, żeby działać na rzecz niepodległości czy zorganizować się w taki sposób, żeby móc wspomóc Polskę, która była pod zaborami. Tutaj do Francji przybywała elita Polaków z różnych miejsc. Byli to głównie członkowie rządu, posłowie, oficerowie, publicyści i pisarze, którzy założyli w Paryżu Stowarzyszenie Naukowej Pomocy, na którego czele stanął książę Adam Czartoryski. Miało ono wspierać materialnie Polaków, pragnących studiować. W latach 1800-1850 powstało wiele instytucji polskich, takich jak Biblioteka Polska na wyspie, Towarzystwo Literackie, Polska Misja Katolicka i nasza Szkoła Polska w Paryżu. To były bardzo ważne miejsca, które grupowały polskie środowisko i pozwalały na edukację przybyłych tutaj Polaków, chcących wspomóc niepodległą Polskę. Dzięki Józefowi Dwernickiemu powstało Towarzystwo Narodowego Wychowania Dzieci Wychodźców, które zdobyło środki na otwarcie pierwszej polskiej szkoły w miejscowości pod Paryżem – Châtillon-sous-Bagneux. Podstawowym założeniem szkoły było wychowanie w duchu patriotycznym. W 1844 roku szkołę przeniesiono do podparyskiej dzielnicy Batignolles, dlatego też szkołę nazywano Batiniolską, a później – do budynku na ulicy Lamande, gdzie jesteśmy.

Czy to prawda, że ze szkołą związanych było wielu wybitnych Polaków?
Tak, z czego jesteśmy dumni. Ze szkołą związani byli m.in. Adam Mickiewicz, Joachim Lelewel, gen. Józef Dwernicki, Józef Ignacy Kraszewski, Alojzy Biernacki, hr. Ksawery Branicki. Uczniowie i nauczyciele Szkoły Polskiej brali udział w Powstaniu Styczniowym, w wojnie z Prusami, w Komunie Paryskiej. Na tablicach muru dziedzińca szkolnego znajdują się ich nazwiska.

Proszę opowiedzieć o dziejach powojennych?
Po II wojnie światowej założone zostało Stowarzyszenie Byłych Uczniów Liceum Polskiego, wspaniale działające. Co roku robimy dla nich zjazdy. Przyjeżdżają dawni uczniowie z całego świata, osoby, które kończyły szkołę 60-70 lat temu. Są to bardzo prężne spotkania, ale tych dawnych uczniów jest coraz mniej i bardzo nam zależy na tym, żeby tę pałeczkę przejęła młodzież, która, niestety, jest bardziej w świecie wirtualnym. W latach 70., gdy wszystkie inne szkoły były przy placówkach dyplomatycznych, przeznaczone dla dzieci dygnitarzy, dla innych dzieciaków nie było tutaj miejsca. Dopiero w latach 80. szkoła zaczęła się otwierać i coraz więcej dzieci zaczęło przychodzić. Wówczas w szkole uczyło się około 400 uczniów. Kiedy Polska weszła do Unii, coraz większa emigracja zaczęła przyjeżdżać do Francji, chociaż ta liczba osób pozostaje niewielka.

W jakim systemie działacie dzisiaj?
Nasza szkoła należy do szkół wchodzących w skład ośrodka rozwoju polskiej edukacji za granicą z siedzibą w Warszawie. Jesteśmy jedną z 66 placówek rozsianych po całym świecie na wszystkich kontynentach. Mam zaszczyt kierować szkołą, która jest największą szkołą polską na świecie i ma swoją siedzibę. Misją naszej szkoły jest nauka przedmiotów ojczystych w języku polskim, kultywowanie polskich tradycji, ale także wykorzystanie potencjału językowego uczniów dwujęzycznych. Dzieci uczęszczają do szkoły miejscowej, czyli francuskiej, a do nas przychodzą, żeby wzbogacić, uzupełnić swoje wykształcenie o dobrą znajomość języka polskiego, historii i geografii Polski, a także religii. W tym roku mamy w szkole 1520 uczniów. W szkole pracuje blisko 40 nauczycieli, którzy mają wykształcenie zgodnie z wymogami takimi samymi jak w Polsce. Pracujemy trzy dni w tygodniu – w środy, piątki oraz soboty. Edukacja tutaj jest specyficzna, kładzie się nacisk na przedmioty, których nie ma w szkole francuskiej, my się nie dublujemy, bo to nie miałoby sensu. Uczymy poprzez atrakcyjną formę przekazu języka polskiego czy zainteresowanie dzieciaków polską historią, bo historii w szkole francuskiej jest bardzo mało, a o historii Polski prawie się nie mówi.

Czy dzieci uczęszczające do szkoły urodzone są już we Francji?
Tak, ok 70 procent, czyli jest to już drugie pokolenie. Widać ogromną motywację i poświęcenie rodziców, którzy zdają sobie sprawę, jak ważne jest danie dziecku możliwości rozwijania swoich umiejętności. Kiedyś było tak, że Polacy przyjeżdżając tutaj asymilowali się i jak najmniej mówili po polsku. Teraz każdy widzi, że jest to wielka wartość dodana i że oprócz znajomości języka francuskiego mogą jeszcze znać język polski, więc rodzicom bardzo na tym zależy. I jest to wielkie wyzwanie, ponieważ we Francji ten system jest bardzo czasochłonny, dzieciaki nieraz od rana do wieczora siedzą w szkole francuskiej i w tym czasie, kiedy mogłyby odpoczywać, tak jak ich rówieśnicy francuscy, one przychodzą tutaj do naszej szkoły polskiej. Szkoła nie jest obowiązkowa. Jest to również wielki trud rodziców, którzy w odpowiedni sposób powinni się zorganizować. Są rodzice, którzy przywożą dzieci z miejsca oddalonego o 70–80 km.

Szkoła nie jest duża, ale bardzo przytulna. A czyj pomnik zdobi centralne miejsce dziedzińca szkolnego?
To jest pomnik poświęcony jednemu z ojców założycieli, bardzo ważnej postaci w historii naszej szkoły, a był nim Seweryn Gałęzowski. Ten wspaniały człowiek był lekarzem, społecznikiem, prof. Uniwersytetu Wileńskiego, uczestnikiem Powstania Listopadowego. Porzucił praktykę lekarską i swój majątek przekazał naszej szkole. Uratował ją przed bankructwem i zorganizował na nowo. Ponad 30 lat sprawował stanowisko prezesa Rady Szkoły. Był w bardzo dobrych kontaktach z Napoleonem III, który swoim dekretem z kwietnia 1869 roku ustanowił, że nasza szkoła jest szkołą użytku publicznego i całkowicie wpisuje się w system francuskich szkół. To był bardzo dobry gest Napoleona. Szkoła była dotowana przez państwo francuskie. Wielu Polaków miało bardzo dobre kontakty z tamtejszymi władzami we Francji.

Wygląda na dzieło dłuta wyśmienitego rzeźbiarza.
Tak, ma Pani rację. Trzeba przypomnieć, że ten pomnik to jedna bryła, jedno z niewielu takich dzieł słynnego naszego rzeźbiarza Cypriana Godebskiego. Wiele jego pomników jest w Polsce i za granicą. Wiem, że są również we Lwowie. Pomnik składa się z dwóch części: na górze jest popiersie Seweryna Gałęzowskiego, a niżej rzeźba, przedstawiająca chłopaka, który pisze następujące słowa: „Młodzież polska na obczyźnie wychowana – dobroczyńcom swoim.” Jest to pomnik dziękczynny dla całej emigracji, która stworzyła warunki dla polskich dzieci. Godebski przy odsłonięciu pomnika wygłosił piękne przemówienie. To dzieło jest naszą chlubą. Niestety, pomnik nie zachował się w całości. Ten „piszący chłopak” miał „swojego kolegę”, który siedział na dole, ale w latach 70–80. został skradziony.

Ma Pan znane nazwisko…
No tak, Leszczyński. Nazwisko jak nazwisko, ale na pewno ciężkie do wymówienia przez Francuzów. Chociaż to nazwisko jest tutaj dobrze znane. Dla przykładu, król Stanisław Leszczyński czy też Maria Leszczyńska, która była żoną Ludwika XV. Oczywiście żartuję, chociaż… dużo przesłanek ku temu istnieje, kto wie? Szkoda, bo nie siedziałbym tutaj, a gdzieś w zamku (śmieje się).

Proszę opowiedzieć o sobie. Jak dawno Pan objął tę placówkę?
W edukacji pracuję od ukończenia studiów. Pracowałem w Wielkopolsce jako nauczyciel języka włoskiego i francuskiego. Później przeniosłem się do Warszawy, gdzie najpierw pracowałem jako nauczyciel w liceum im. Zbigniewa Herberta, a dalej w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej jako kierownik wydziału języków obcych. Przygotowywaliśmy wszystkie matury z języków obcych na całą Polskę. Dalej praca w edukacji za granicą. Jestem tutaj kierownikiem szkoły od 2010 roku, ale też głównym wizytatorem w szkołach europejskich.

Właśnie zastanawiałam się, czy Pan urodził się we Francji?
Przyjechałem do Paryża na świeżo. Jestem dumny z tego, że tutaj pracuję. Jest to takie moje miejsce na ziemi. Tutaj się odnajduję, kocham to miejsce i o nie dbam. Chciałbym zrobić wszystko, żeby jak najwięcej dzieciaków przyciągnąć tutaj oraz uatrakcyjnić im Polskę, pokazując z bardzo pozytywnej strony. Kiedy pytamy naszą młodzież, kto jedzie na wakacje do Polski, okazuje się, że 99 procent jedzie do swojej babci i dziadka. Co ciekawe, większość naszych uczniów pochodzi z Podkarpacia i Małopolski. Dla nas, nauczycieli, jest to bardzo fajne, bo po takich dwóch miesiącach naładowania akumulatorów językowych daje to efekt kilkumiesięcznej nauki w naszej szkole.

Ktoś by sobie pomyślał, że taka szkoła, działająca trzy dni w tygodniu wymaga mniej pracy.
No, właśnie. A pracy jest bardzo dużo. Tak jak każda instytucja mamy wiele spraw biurokratycznych. Nie mam takiego personelu, jaki mają inne szkoły, również w Polsce, tutaj mam tylko jedną sekretarkę do pomocy, a rzesza jest niemała – ok. 1500 dzieciaków. Szkoła znajduje się w dwóch miejscach, mamy jeszcze swój oddział przy parafii św. Genowefy oraz szkołę pod Paryżem. Kierowanie więc praktycznie dwiema szkołami w tym samym czasie jest wielkim wyzwaniem, przede wszystkim dla nauczycieli, którzy cały czas przemieszczają się z jednej dzielnicy do innej, a Paryż nie jest przecież małym miastem.

Czy szkołę odwiedzają ciekawe i znane osoby z Polski?
W naszej szkole gościmy mnóstwo wspaniałych ludzi. Bardzo się cieszę, gdy w ciągu roku może do nas przyjechać czy ktoś znany, ceniony, lubiany. Dzieciaki to widzą i wtedy wszyscy mówią o tym, jak jest fajnie w szkole polskiej. Gościliśmy tutaj piłkarzy, był tutaj u nas Krechowiak. Był u nas również prof. Miodek podczas wielkiej uroczystości, z okazji której wymyśliłem hasło „Pod paryskim niebem polską mowę krzewią”. Przyjeżdża wiele zespołów, wielu muzyków, ludzi młodych, żeby się pokazać. Dla nich jest to wielkie przeżycie, żeby pod paryskim niebem zaśpiewać czy zaprezentować.

I teraz zagościł w gościnnych progach szkoły Teatr Polski ze Lwowa.
Tak bardzo się cieszę, że mogłem zapoznać się z dyr. Zbigniewem Chrzanowskim oraz zespołem teatralnym ze Lwowa. Nie ukrywam, że przed waszym przyjazdem wszedłem na strony internetowe, żeby zapoznać się i poczytać o was. Uważam, że wasz dorobek artystyczny w ciągu 60 lat – to wielki sukces. Gratuluję! Jest to wielka nagroda dla was za ciężką pracę, za to, że zostaliście docenieni, że też możecie teraz troszeczkę odetchnąć i polatać pod tym gorącym paryskim niebem.

Panie Dyrektorze, bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Gordijewska
Tekst ukazał się w nr 16 (308) 31 sierpnia – 17 września 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X