Początki Wieku Nowego – rok 1903 Ilustracja do artykułu „Straszny wybuch dynamitu”, Wiek Nowy

Początki Wieku Nowego – rok 1903

Pismo to w okresie międzywojennym cieszyło się wielką popularnością dzięki swoim materiałom ilustracyjnym. Początki były nieco skromniejsze – na pierwszej stronie umieszczano rysunek – prawie na całą szpaltę – z odpowiednim komentarzem wewnątrz numeru.

Straszny wybuch dynamitu

(Depesza „Wieku Nowego”).

Dalszy telegram „Wieku Nowego” nadszedł dziś o godzinie 4-tej po południu tuż przed zamknięciem numeru:

Wczoraj w południe zdarzył się tu straszny wypadek. Pod wrażeniem pierwszej chwili nie mogłem więcej donieść. Dziś telegrafuję dalej.

Rzecz się miała tak: Na budowie kolei Sambor – Użok, na dziale 16-tym, którą to część prowadzi przedsiębiorca Reizner, stał się właśnie ten wypadek. Linia prowadzi brzegiem rzeki Jabłonki i przedziela miasto tunelem. Tunel ten oddalony jest od miasta o 200 metrów, a od ostatniego domu dzieliła  przestrzeń około 70 metrów. W tunelu tym było sześciu Włochów i jeden Mazur. Wczoraj o godz. 11-tej minut 40 w południe założyli oni sześć nabojów dynamitowych. Pięć z tych nabojów wystrzeliło – szósty pozostał głuchy. Nałożono więc na niego nowy. Wystrzał nastąpił. Robotnicy myśląc, że stary i nowy nabój wystrzelił, weszli do tunelu. Wtedy nastała straszna chwila.

Po wejściu robotników, stary nabój eksplodował ze straszną siłą, kładąc na miejscu trupem dwóch robotników, trzeci z nich zmarł w kilka minut po katastrofie. Czwarty ma wypalone oczy, piąty połamaną czaszkę, inny złamaną nogę i całą twarz pokaleczoną.

Ciężko rannych odwieziono do szpitala. Wśród pracujących nastąpiło straszne przerażenie. Z ust do ust szło, kto winien temu nieszczęściu.

Śledztwo sądowe jest w toku.

Ilustracja do artykułu „Cudowne ocalenie”, Wiek Nowy

Cudowne ocalenie

Na tamie portowej w Neapolu rozegrała się wysoce dramatyczna scena, która skończyła się szczęśliwie dzięki wdaniu się w tę sprawę samego niszczącego żywiołu.

W dniu 13 b. m. szalał w Neapolu straszny orkan, który niesłychanie wzburzył morze. Trzynastoletni chłopiec Pietro di Bernardo, który bawił się na tamie, został niespodzianie schwytany przez bałwan i wrzucony w morze. Czem prędzej przybiegł strażnik akcyzowy Ernest Cortese i rzucił się w morze, aby uratować chłopca. Obydwaj walczyli z falami bezskutecznie, co widząc jeden z marynarzy zaryzykowali życie i rzucił się również w morze.

Straszliwa walka trwała kilka minut, tłum zgromadzony na tamie burzył się coraz więcej. W braku łodzi rzucono do wody drabinę, do której przyczepili się czterej tonący. Wtem, w najkrytyczniejszej chwili, stał się cud prawie, potężny bałwan nadpłynął z morza i wszystkich wyrzucił na tamę.

Rysunek nasz przedstawia właśnie tę chwilę.

Strona druga poświęcona był materiałom oficjalnym – wiadomościom z Wiednia i Lwowa. Oto o czym możemy przeczytać:

Na pogorzelców w Kutach

Wiedeń. Cesarz przeznaczył na pogorzelców w Kutach 8.000 koron z prywatnej szkatuły.

Kolejne strony zamieszczają materiały aktualne ze Lwowa i okolic.

Oświata i wychowanie szkolne

Glinna, 19 lutego.

Jak w Galicyi i to pod samym Lwowem rozwija się i kroczy naprzód oświata, niech posłuży prawdziwy fakt, o którym można naocznie przekonać się w gminie Glinna pod Lwowem, gdzie osiadło koło fabryk wapna i gipsu kilka rodzin żydowskich i to nawet cywilizowanych surdutowców.

Ci panowie żyją na naszej ziemi i karmią się naszym chlebem, lecz dzieci swych nie chcą posyłać do szkoły polskiej, która jest w Glinnej i posiada dwie siły nauczycielskie, pracujące gorliwie i pilnie nad powierzoną im młodzieżą. Panowie izraelici z Glinnej w bekieszach sprowadzili belfra w bekieszy i ten uczy po domach języka polskiego, matematyki i niemieckiego, zaś panowie cywilizowani mają swego „rebe”, który nawet i katolickie dzieci odciąga od szkoły i każe do siebie przychodzić, obiecując im, że je nauczy po niemiecku. Zdaje się, że w Glinnej ma być wójt, Rada szkolna miejscowa, a przecież, gdzie ten zarząd szkoły, którego obowiązkiem czuwać, by w gminie znajdujące się dzieci bez różnicy wyznań chodziły do szkoły i pobierały wychowanie jednolite szkolne, a nie zadowalały się manką Żydków, którzy zamiast pracować, będąc w sile wieku, bałamucą młodzież i ludność wiejską. Może to być także winą prowadzącego metryki żydowskie, który nie przedłożył szkole wykazu w porozumieniu z rodzicami.

Oczekujemy wyczerpującego objaśnienia.

Naoczni świadkowie I. P. B. i. S.

Weterani Powstania Styczniowego pod pomnikiem, NAC

Styczeń – to przede wszystkim rocznica Powstania Styczniowego, obchodzona w najróżniejszy sposób.

Rocznica styczniowa. Karnawał

Sanok,18. lutego.

I nasze miasto uczciło podług sił i możności pamięć bohaterów z roku 1863. Z końcem ubiegłego miesiąca odbyło się uroczyste nabożeństwo, a w ciągu bieżącego dwa przedstawienia amatorskie. W Sokole odegrano z powodzeniem opracowaną starannie sztukę Aurelego Urbańskiego „Pod kolumną Zygmunta”, osnutą na tle zdarzeń z roku 1863. Dochód czysty przeznaczono na rzecz weteranów z roku 1863.

Nic dziwnego, iż zważając na piękny cel, pospieszyła liczna publiczność na to przedstawienie. Rzecz grana po raz pierwszy tutaj, zrobiła olbrzymie wrażenie, tem bardziej, że wykonanie poszczególnych ról, zasługiwało ze wszech miar na uznanie.

W niedzielę 16. bm. uczcili zaś robotnicy fabryki wagonów tę drogą rocznicę, urządzając uroczysty wieczór połączony z przedstawieniem amatorskiem w kółku fabrycznem. Na program złożyły się: zagajenie, wygłoszone przez prezesa Towarzystwa, w którem ten wyjaśnił zebranym znaczenie powstania i pobudki, jakie niem kierowały. Resztę programu wypełniły: koncert muzyki tegoż Towarzystwa, odegrany akt II. z „Gwiazdy Syberyi” hr. Starzeńskiego i akt III z „Kościuszki pod Racławicami” W. Lasoty.

Na zakończenie ułożono obraz z żywych osób pt. „Błogosławieństwo powstańców”.

Wszystkie punkta programu wypadły ku zupełnemu zadowoleniu zgromadzonych, którzy darzyli amatorów zasłużonymi oklaskami.

Z przyjemnością podnieść tu należy, że robotnicy fabryki sanockiej zawsze z zapałem biorą udział w narodowych uroczystościach i często pierwsi dają przykład inteligencyi miastowej, co dobry Polak kochać i święcić powinien.

Życie karnawałowe objawiło się w urządzonych dwu wielkich balach: mieszczańskiego i ruskiego. Nie trzeba być uprzedzonym, a jednak dziwną się wydać musi ta okoliczność, że ruscy księża, przyjeżdżający do Sanoka na podobne towarzyskie zebrania, używają bardzo chętnie języka niemieckiego we wszystkich handlach i sklepach, gdzie w języku ruskim zrozumiani być nie mogą.

Obchód Narodowy

Z Kałusza donoszą nam:

Celem uczczenia 40 rocznicy powstania styczniowego urządza Towarzystwo gimn. „Sokół” w Kałuszu we własnej sali dnia 15. bm. wieczornicę z następującym programem:

1) O powstaniu styczniowem odczyty dr.Wiesonberg;

2) Deklamacya, wygłosi panna Rzepkówna;

3) Przedstawienie: „Dramat jednej nocy” – poemat dramatyczny w 1 akcie Aurelego Urbańskiego.

Początek o godzinie 8 wieczorem. Dochód przeznaczony na budowę Sokolni.

Zimą 1903 roku na naszych terenach szalała szkarlatyna. To tez było tematem dnia.

Życie towarzyskie. Szkarlatyna. 30-letni jubileusz

Mosty Wielkie, 21. Lutego.

Już tyle nanudziło się czytelników nieustannymi wyborami burmistrza, które i do dziś dnia nie są rozstrzygnięte, że wstyd nam faktycznie cokolwiek o nich więcej pisać. Mosty Wielkie zanadto są małą mieściną, ażeby ostatecznie wiecznie tem czytelników nużyć, i dlatego zrobimy zapewnie wielką przyjemną niespodziankę zmieniając temat.

Życie towarzyskie u nas w zaniku. Przez całe lato miasteczko śpi snem wiecznym. Skład tutejszej inteligencyi obecnie jest tego rodzaju, że o żadnej zabawie ani marzyć – każdy żyje dla siebie, a obmawia innych za dziesięciu – więc wynik jest ten, że obecnie zasłaniając się panującą tu szkarlatyną, jeden drugiego unika.

Rada szkolna okręgowa nie dopuściła, ażeby już w styczniu nauka się rozpoczęła. Szkarlatyna bowiem przybrała w ostatnich dniach tak zastraszające rozmiary, że w jednym domu Jana Rybickiego w przeciągu jednego tygodnia zmarło pięcioro dzieci, i to po 12 i 13 lat mające. Dziwimy się tylko, że nasz kierownik przebiegu tej choroby nie śledzi i nie zacznie tego roku już teraz wpisy uczniów do klas pierwszych.

Tutejsza straż ochotnicza przygotowuje się do obchodu 30-letniego jubileuszu istnienia straży i w tym celu wkrótce ma się zawiązać komitet obywatelski celem ułożenia programu. Ciekawi jesteśmy, azali straży z pomocą przyjdą okoliczni obywatele, którzy przy wyborach tak gorliwie pracują.

Policjant przed bramą kamienicy, w której panuje epidemia, NAC

Szkarlatyna we Lwowie

Pomimo uspokajających zapewnień p. fizyka miejskiego nie zamyśla bynajmniej szkarlatyna cofnąć się w zacisze zaułków podwórzowych i grasuje dalej z nie mniejszą, a bodaj nawet czy nie z większą gwałtownością?

Liczba wypadków, których przybywa coraz więcej, jest wcale pokaźna – nasz sprawozdawca podaje poniżej ich przegląd, na oficjalnych oparty datach. Co najważniejsze jednak to, że zlokalizowanie zarazy nie udało się i udać się nie mogło wobec braku tych środków ochronnych, które podaliśmy w naszym artykule z przed dni kilku. Epidemia, wybaczy nam fizyk, że używamy tej wstrętnej dlań nazwy, przeszła w fazę rozłażenia się po mieście.

Już nie poprzestaje ona jak w początku w pewnych dzielnicach i pewnych ulicach, lecz przeskakuje, jak kot, z jednego końca miasta na drugi, a gdzie tylko podstawi nieszczęsną łapę, powstaje nowe ognisko zarazy, rozbiega się promieniami naokół nieszczęsny jej posiew.

Jeszcze można by powstrzymać dalsze jej rozpędy, ale trzeba rękawy zakasać i naprawdę wziąć się do roboty. Półśrodki do niczego nie doprowadzą – salwują one pozór, ale bakcyle mają sobie wszelkie decorum zabawy. Pierwszym warunkiem skutecznej akcyi ochronnej jest w tym wypadku tak samo, jak przy każdej epidemii, odcięcie każdego ogniska zarazy od styczności z otoczeniem. Aby jednakże stać się to mogło, nie wystarczy niszczenie mebli przez magistrackich pachołków, nie mających pojęcia ani o celu, ani też o sposobie przeprowadzania desynfekcyi.

W kolejnych numerach nie zabrakło informacji o życiu Polaków na innych terenach i ciekawostek okolicznościowych.

W rubryce Nasze ziemie czytamy

Hakatyzm telefoniczny

(„antypolonizm na gruncie niemieckiego nacjonalizmu” – eDefinicje.pl)

Do najrozmaitszych hakatyzmów przybywa teraz i telefoniczny. Otóż w piątek wieczorem, jak donoszą Orędownikowi, p. Kraszewski, pełniący obowiązki u pewnej poznańskiej firmy polskiej, był na dworcu towarowym, by odebrać jakąś przesyłkę. Nie wiedząc, że przesyłka ta musi być na miejscu zapłacona, nie zabrał ze sobą pieniędzy, poprosił zatem urzędnika o pozwolenie użycia telefonu, by się z firmą porozumieć. Urzędnik na to zezwolił, lecz usłyszawszy, o zgrozo, że p. Kraszewski mówi do telefonu po polsku, odsunął go od telefonu, a zatykając mu usta dłonią, z namaszczeniem prawdziwego urzędnika zawołał: „Hier wirdnicht Polnisch gesprochen” – i nie zezwolił dalej używać, tak, że p. Kraszewski, nie mogąc się na miejscu porozumieć, musiał pójść do miasta i porozumieć się z firmą ustnie.

Powitanie samotnego żeglarza, NAC

Szalone wyprawy morskie

Niewiadomo, czemu to przypisać, że ludzie tak bardzo lubią przedsięwzięcia, w których bardzo mało mają do zyskania, a to wszystko – bo życie swoje do utracenia. Do takich szalonych przedsięwzięć należą wyprawy w drobnej szalupie po oceanach.

Najświeższą taką karkołomną podróż rozpoczął w tych dniach amerykański kapitan Howard Blackburn, który wyjechał z Gloucester, portu leżącego na wschodniem wybrzeżu Ameryki, do Europy na małej łodzi rybackiej, mającej 15 i pół stopy długości. Blackburn ma zamiar wylądować w Hawrze, potem udać się wzdłuż brzegów Francyi i Hiszpanii do Gibraltaru, następnie wrócić do Ameryki, do Indyj Zachodnich i przez zatokę Meksykańską i rzekę Mississipi do St. Louis, gdzie wystawi swoją łódkę na wystawie wszechświatowej.

Łódź jego jest w zupełności pokrytą pokładem. Podróż obecna nie jest dla niego nowością. Już dwa razy przejeżdżał ocean w swojej łodzi. Podczas jednej z takich podróży postradał palce wskutek odmrożenia. Wyratował go wtedy jakiś statek przejezdny, a jego towarzysz podróży przypłacił wyprawę życiem. Od tego czasu nazywają Blackburna „bezpalcym żeglarzem”.

Przed miesiącem wyruszył również z Ameryki z portu Nort Sydney w Nowej Szkocyi taki sam awanturnik czy śmiałek L. T. Warven, na mniejszej jeszcze łodzi, bo liczącej tylko 12 stóp. Warven liczy na to, że w żywność będą go zaopatrywały statki przejezdne.

Dotychczas nie ma o nim żadnych wiadomości. Przypuszczenie, że zginął, jest bardzo prawdopodobne.

W rubryce reklam mamy interesujące ogłoszenie:

Odpowiedź na ostrzeżenie browaru mieszczańskiego w Ołomuńcu

Przekonawszy się, że piwo eksportowe Lwowskiego Towarzystwa akcyj. Browarów przewyższa w smaku i ogólnej jakości piwo Ołomunieckie, zaniechaliśmy pobierania piwa Ołomunieckiego i zaprowadziliśmy w naszych restauracjach Lwowskie Piwo eksportowe, które sprzedajemy pod tą nazwą, a nie pod nazwą gorszego piwa ołomunieckiego.

Tak ogłasza browar Mieszczański w Ołomuńcu. Spodziewamy się, że P. T. Publiczność zwróci swą predylekcję do nas i uzna znakomite smaki wyrobu krajowego i pójdą także za naszym przykładem obce fabrykanty.

Dawid Handwerker, Kazimierzowska l. 26.

Józef Agid, Gródecka l. 27.

Wilhelm Probstein, Sobieskiego l. 20.

W Drobiazgach możemy przekonać się, że hałas wokół ocieplenia globalnego jest blefem. Oto jakie temperatury panowały we Lwowie w lutym 1903 r.

Lwów, dnia 13. lutego.

Temperatura. Dziś o godz. 8 rano było  -1°R.

O godzinie 12 w południe – 0⁰ R.

(w okolicach 0⁰ skale C i R są podobne – red.)

Została zachowana oryginalna pisownia

Opracował Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 3 (415), 14 – 27 lutego 2023

X