Płyną śmieci po Tysynie… (Fot. Dmytro Antoniuk)

Płyną śmieci po Tysynie…

– Mamy tu dużo wody i kału – mówi łamanym ukraińskim Niemiec Michael Jakobi. – Są na polu około kilometra od drogi. Trzeba trochę przejść.

Przyjechaliśmy specjalnie z Użhorodu do maleńkiej wioski Steblówka koło Chustu, aby spojrzeć na europejskie bawoły na jednej z dwóch na Zakarpaciu ferm „Saldobosz”. „W ofercie jest przejażdżka na tym zwierzęciu” – zapewniono nas w hotelu.

Brniemy przez błoto i – co gorsze – przez stosy śmieci, głównie plastikowych butelek. Rozrywkowa wycieczka zmieniła się, mam wrażenie, w spacerek po wysypisku.

– Jeszcze przed kilkoma dniami stała tu woda wylana z Cisy. Jak się rozlała, to naniosło… – wzdycha Michael. – Moje bawoły zdychają tu w wieku dwudziestu lat, a w normalnych warunkach żyją dwa razy dłużej. Rozciąłem niedawno żołądek jednego ze zdechłych zwierząt – czego tam tylko nie było. Jedna z bawolic jest chora przez te śmieci i nie możemy jej w żaden sposób wyleczyć: dajemy jej najczystszą wodę, najlepszą karmę, a ona nie może tego przetrawić. Wspólnie z wolontariuszami oczyszczamy nadbrzeżne łąki, ale na drugi dzień znów jest pełno śmieci. Jest to olbrzymi problem systemowy. Jeśli nie zostanie rozwiązany, na pewno się stąd zwinę.

W Steblówce ekolog z niemieckiej Kolonii mieszka od 2008 roku. Tam znalazł kochaną dziewczynę i koleżankę Olgę Chonenko i realizuje program międzynarodowej pozarządowej organizacji „Pomoc w prowadzeniu organicznego rolnictwa na całym świecie”.

Zbliżamy się do stada bawołów, jest ich tu ze dwadzieścia: „Te po lewej – mówi Michael – są bardziej agresywne. Lepiej się do nich nie zbliżać. Zawołam cielę z tych bardziej spokojnych. Są bardzo wrażliwe, zachowywać się przy nich należy spokojnie i łagodnie – poucza dalej fermer. – Bawoły naprawdę można oswoić.

Cielątko podeszło i obwąchiwało nas z zainteresowaniem, zbliżało mordkę do kamery, dawało się pogłaskać i długo nam towarzyszyło.

– Proszę spojrzeć na to niewielkie stadko. – Michael wskazuje na konie, pasące się opodal. – To unikatowy gatunek, który pojawił się w wyniku skrzyżowania tutejszego dzikiego tarpana i karpackich kucyków.

Zwierzę wcale nie jest małe. Z pewnością tarpany musiały być potężne. Fermer pokazuje jeszcze stadko owiec.

Cały czas mam przed oczyma stosy butelek, rozerwanych reklamówek, styropianu, które usiały brzegi, nadbrzeżne drzewa i krzewy. Pamiętam, jak przed pięciu laty szedłem górską drogą nad Cisą w okolicy Tiaczowa i Rachowa widziałem gigantyczne śmietniki na brzegach rzeki. Co roku śmieci nanoszone są przez wodę z Lazeszczyny, Jasiny, Kwasów, Biłyna. Najbardziej widoczne są gdy zejdą śniegi. Potem rozwija się zieleń i do głębokiej jesieni przykrywa okropne obrazy kulturowej degradacji. „Jest to olbrzymi problem systemowy. Jeśli nie zostanie rozwiązany, na pewno się stąd zwinę” – dźwięczą mi w uszach słowa Niemca. On ma dokąd jechać. A ja?

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 5 (225) za 17-30 marca 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X