Piłka w grze!

Piłka w grze!

EURO 2012 nareszcie wystartowało. Już pierwsze dni pokazały jak wygląda święto. Bo tylko tak można było to odczuć we Lwowie (i chyba w innych miastach Ukrainy i Polski). Już w przeddzień rozgrywek, gdy do Lwowa zawitały drużyny narodowe Niemiec i Portugalii, pod hotelami, gdzie stacjonowały, przez długie godziny wystawali fani piłki nożnej, żeby zobaczyć legendy futbolu.

Ta dzieciarnia i młodzież może ten jeden raz w życiu miała okazję zobaczyć „żywego” Ronaldo. Bez względu, jak potoczą się ich dalsze losy, czy będą kopać piłkę na arenach światowych, czy tylko grać na podwórku – wszyscy będą opowiadać dzieciom i może wnukom o swoich wrażeniach.

Przechadzając się ulicami miast-przyjmujących (jakieś to dziwne określenie), można odczuć święto. Wcale nie dlatego, że są to wolne dni, ale dlatego, że na ulicach zrobiło się kolorowo. W nasze czarno-szaro-białe życie wdarły się inne barwy. Na ulicach obok zatroskanych twarzy mieszkańców miast, pojawiły się wesoło, szeroko i szczerze roześmiane buzie w różnym wieku, bo piłka jest dla wszystkich – od 10 do 100 lat.

Wbrew mniemaniu, że to tylko mężczyźni pasjonują się piłką, okazuje się, ze płeć piękna jest nie mniej zagorzałym (a może ogorzałym) kibicem. Media polskie, ukraińskie i inne coraz to wychwytują jakąś sympatyczną „kibickę” pomalowaną w barwy swego kraju. Wręcz prześcigają się w tym – kto wynajdzie w tłumie na stadionie bardziej atrakcyjną. W serwisach informacyjnych prym wiodą zdjęcia piłkarzy strzelających gole i tych fanatycznie kibicujących im dziewczyn.

Nie będę tu przytaczał wyników poszczególnych meczy, bo prawdziwy kibic na pewno skrzętnie odnotowuje każdy wynik. Chcę tu opisać raczej atmosferę, oddać ducha tych chwil. Niestety fanów futbolu można podzielić na kibiców i kiboli. To właśnie ci ostatni najbardziej psują atmosferę święta. Im jest wszystko jedno kto za kogo, aby tylko zrobić zadymę. Tak jak to miało miejsce w Warszawie.

Duża w tym wina mediów, które podgrzewają atmosferę. Ale dla nich im gorzej tym lepiej. Można dać na pierwszą stronę kibica pobitego do krwi. Tylko czemu lub komu to ma służyć? Czy zwiększy to nakład? Czy doda popularności pismakowi? „Normalny” kibic chyba powie, że nie. Nie bronię tu kibiców rosyjskich, bo wśród nich też są kibole, którzy zachowują się wyzywająco, szczególnie w okolicznościach, gdy mogą pokazać się z sowiecką symboliką (w Rosji już z nią na stadiony nie chadzają), czy rzucić jakieś obraźliwe hasło w stronę grup nastawionych do nich negatywnie. A potem… Naszych biją!

Kim Källström stara się minąć dwu ukraińskich obrońców (Fot. fannet.org)
Kilka jednak słów o meczach. Już rozgrywki grupowe pokazały, że faworyci są ostrożni. Boją się ryzykować. Te spotkania, które – według mniemania kibiców – miały być widowiskowe, z dużą ilością goli, jak Niemcy-Portugalia, wcale tak widowiskowe nie były.

Nie „rozczarowali” nas i biało-czerwoni. W pierwszym meczu pokazali to co zawsze – spadek sił i intelektu w drugiej połowie. Gdyby nie Tytoń (broń Boże nie reklama) to byłoby jeszcze gorzej. Za to drugi mecz – to już zupełnie co innego, chociaż wynik ten sam, ale styl gry już zupełnie inny. Teraz pytanie – czy uda się utrzymać tę formę i zapał do gry na „mecz o wszystko” z Czechami?

Polska tu nie jest wyjątkiem. Tak samo ma się sytuacja z Niemcami, Danią, Holandią i Portugalią. Ich druga kolejka tej fazy rozgrywek to było pasjonujące starcie równych drużyn, które „musiały” już coś robić. I ucieszyły kibiców widowiskową grą i wspaniałymi golami. Natomiast przyjemnie wszystkich zadziwiła Ukraina. Na meczach towarzyskich nie wiele różnili się od Polski. A tu raptem taki mecz, który porwał połowę (według statystyk) mieszkańców Ukrainy. I było na co popatrzeć. A już gole Szewy – to klasyka. No cóż, w domu to i ściany pomagają. Szkoda, że Ukraina nie gra we Lwowie. Jak powiedział mer miasta Andrij Sadowyj, od 22 lat drużyna narodowa we Lwowie nie przegrała żadnego meczu. Mielibyśmy mistrza Europy.

Jeszcze trochę o pogodzie. Trzeba przyznać, że od początku turnieju jest bardzo kłopotliwa, szczególnie dla fanów w ich strefach. Wprawdzie polsko-ukraińskie prognozy od początku nie były pocieszające, a tu jeszcze Medard pokropił… i już 40 dni mamy przechlapane (raczej pochlapane). Ale prawdziwy kibic nie zważa na nic. Nawet na to, że deszcz rozpuszcza mu i tak już rozpuszczone piwo. Brrrr!

Ale z optymizmem, Panowie (i Panie)! Najciekawsze jeszcze przed nami!

Krzysztof Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X