Patron starego Stanisławowa Papież Innocenty XI przekazał relikwie świętego Stanisławowi Potockiemu (archiwum prywatne autora)

Patron starego Stanisławowa

Słowo patron pochodzi od łacińskiego „patronus” – w starożytnym Rzymie tak określano zamożną osobę, biorąca pod opiekę ludzi ubogich. W średniowieczu powstała tradycja, że miasta ogłaszały jakiegoś świętego swoim niebieskim orędownikiem.

W ten sposób św. Marek patronuje Wenecji, św. Michał Archanioł – Kijowowi, a św. Marcin – Mukaczewowi. Stanisławów też miał swego świętego patrona, dziś już niestety zapomnianego. Czas go przypomnieć.

Dar papieża Innocentego XI
Gdy Jędrzej Potocki zakładał swe miasto, nie miał głowy, by wybierać dla niego świętego patrona. Ten problem jednak wkrótce rozwiązał się sam.

W 1678 roku stary magnat wyprawił swego syna Stanisława w podróż po Europie. W Rzymie młody szlachcic został zaszczycony audiencją u papieża Innocentego XI. Prawdopodobnie Potocki przypadł do gustu pontyfikowi, bo ten podarował mu relikwie św. Wincentego. A dalej były już same cuda.

Z Włoch młodzieniec pojechał do Francji, stamtąd ruszył do Belgii. Tu miał miejsce przykry wypadek. Potocki z towarzyszami płynęli statkiem po rzece Dijle. 27 lipca pomiędzy miastami Mechelen i Willebroek ktoś z pasażerów niedbale rzucił niedopałek czy jakoś inaczej poważnie naruszył zasady obchodzenia się z ogniem na statku. Dość, że zajęły się zapasy prochu i statek wyleciał w powietrze. Prawie całą załogę i większość podróżnych rozerwało na kawałki. Jedynie Potocki, który w tym momencie trzymał w ręku relikwie, i kilku jego współtowarzyszy nie doznali żadnych szkód. Ze szczątek okrętu zdjęli ich wkrótce belgijscy rybacy. Ludzie od razu przypisali cudowne ocalenie wstawiennictwu św. Wincentego. Wydarzenie to nabyło takiego rozgłosu, że drukarnia Schronebeka w Amsterdamie wydała w 1679 roku miedzioryt Romanusa de Huga „Zatonięcie okrętu Stanisława Potockiego, starosty kołomyjskiego”.

Po powrocie do rodzinnego miasta, jak pisze historyk Sadok Barącz, „życząc sobie uczcić cenne relikwie św. Wincentego i przekazać potomnym cenny przypadek, Stanisław złożył je z wielką uroczystością w kolegiacie stanisławowskiej”. Tam na srebrnej tablicy wyryto opis cudownego ocalenia z nurtu rzeki.

Na liście brak
Świętemu Wincentemu nie brakuje uwagi historyków i krajoznawców. Jednak żaden z badaczy nie zadał sobie trudu wyjaśnić, relikwie którego ze świętych Wincentych zostały przekazane w darze Stanisławowi Potockiemu i który z nich z czasem został patronem miasta.

W encyklopedii mamy całą galerię świętych Wincentych. Oto niektórzy:
św. Wincenty z Saragossy (zm. 304 lub 305) – diakon, męczennik, patron Lizbony;
św. Wincenty z Lerynu (zm. 450) – mnich;
bł. Wincenty Kadłubek (1160-1223) – biskup krakowski, błogosławiony;
św. Wincenty Ferreriusz (ok. 1350–1419) – hiszpański dominikanin;
św. Wincenty de San Antonio (1550-1632) – japoński dominikanin, męczennik;
św. Wincenty à Paulo (1581–1660) – francuski ksiądz, założyciel szarytek i lazarystów…

I nie koniec na tym. Jest jeszcze cała masa świętych i błogosławionych Wincentych, którzy zmarli przed i po wizycie Stanisława Potockiego w Rzymie. Niektórzy zostali kanonizowani po roku 1678, reszta została pochowana w dowolnych miejscach, ale nie w Rzymie. Jednak historyk Józef Grabowski w książce „Skarb kolegiaty stanisławowskiej” dowodzi, że szczątki św. Wincentego zostały wydobyte z katakumb rzymskich, więc jego relikwie już od dawna były w stolicy papieskiej.

Czyje jednak relikwie spoczywały w kolegiacie Stanisławowskiej?

Badacz Olga Ciwkacz wysunęła hipotezę, że były to relikwie św. Wincentego z Saragossy, patrona leśników, drwali, rolników i winiarzy, którego święto obchodzone jest 22 stycznia. Przedstawiany jest jako młodzieniec z palmową gałązką w jednej ręce i z ukośnym krzyżem w drugiej. Jest on patronem Walencji, Lizbony i Wizencji. W żadnym ze źródeł lizbońskich męczennik ten w żaden sposób nie jest powiązany ze Stanisławowem. Jego relikwie podzielono po równo między Portugalią, Francją i Włochami. Natomiast „nasz” Wincenty został przywieziony prawie w komplecie. Otóż intryga pozostaje – historyczny prototyp stanisławowskiego patrona jest do tej pory niezidentyfikowany.

Święty na wszystkie przypadki życia
Gdy relikwie zostały przywiezione do Stanisławowa, w kolegiacie był już ich cały zestaw: św. Eustachii, św. Floriana i św. Maurycego. Pamiętając jednak o tym, że to właśnie św. Wincenty cudownie wyratował z opresji syna Stanisława, Jędrzej Potocki ogłosił go uroczyście patronem naszego miasta.

Pierwszy cud na nowym miejscu wydarzył się w chwili wniesienia relikwii do kościoła. Dla licznych widzów wybudowano kilkupiętrowy wysoki pomost. Pod wagą tłumu konstrukcja się zawaliła, ale nikt z widzów nie odniósł żadnego obrażenia. Cudowne wybawienie przypisano oczywiście niebieskiemu orędownikowi.

Potem przyszło oblężenie Wiednia przez Turków w 1683 roku. Polskie wojsko ruszyło z odsieczą na Wiedeń. Jedną z chorągwi husarii dowodził 23-letni rotmistrz Stanisław Potocki. Podczas ataku młody magnat wyrwał się do przodu przed swoich żołnierzy. Został otoczony przez nieprzyjaciela i zginął. Wedle swego barbarzyńskiego zwyczaju Turcy odcięli mu głowę i jako trofeum odnieśli do namiotu wezyra. Po zwycięstwie chrześcijan sługa Stanisława, niejaki Ponikowski, odnalazł na polu walki sprofanowane ciało swego pana. Ktoś doradził mu zajrzeć do namiotu tureckiego wodza. Tu zobaczył straszny widok – na wspaniałym perskim kobiercu leżał cały stos odciętych głów. Nadaremno starał się odszukać głowę Stanisława Potockiego. Twarze wykrzywione były grymasem bólu i umazane krwią. Stary sługa wiedział, co go spotka od Andrzeja Potockiego, gdy przywiezie mu ciało syna bez głowy. W rozpaczy zaczął modlić się do św. Wincentego. W tej chwili do namiotu wpadł promień słońca i oświetlił jedną z głów. W niej sługa rozpoznał swego pana.

Ten i wiele innych cudów zostało rzetelnie zapisane w księdze kolegiaty. Dzięki świętemu ludzie powracali do zdrowia, wychodzili cało z różnych opresji i nawet odnajdywali zagubione bydło.

Trzymały go anioły
Jak i gdzie przechowywane były szczątki świętego? Historyk M. Hrybowycz pisze, że kościół miał dwie kaplice po lewej i prawej stronie. „Wykonane były ze wspaniałego marmuru, przywiezionego z Włoch. Były tam cztery marmurowe kolumny i marmurowe piedestały, a na jednym z ołtarzy, po prawej, stał marmurowy sarkofag, w nim – relikwie św. Wincentego, patrona naszego miasta. W dniu wspomnienia patrona w kościele odbywał się wielki odpust”.

Niestety historyk nie wskazał, na jaki dzień przypadał odpust, co ułatwiłoby identyfikację świętego. A ponadto Hrybowycz trochę nafantazjował, ponieważ inne źródła świadczą, że głowa patrona przechowywana była nie w złotym, lecz w srebrnym relikwiarzu.

Zachowało się dawne zdjęcie ołtarza. Był to potężny postument, z klęczącymi na nim postaciami aniołów z marmuru. Skrzydlate istoty podtrzymywały sarkofag ze szczątkami, który wieńczyła tarcza herbowa z koroną i postacią rycerza z mieczem i tarczą z herbem Potockich Pilawa. Kompozycja została wykonana prawdopodobnie w latach 1730-1740. Każdego poniedziałku odprawiano przy tym ołtarzu uroczystą mszę św., po której następowało ucałowanie relikwii.

Po II wojnie światowej, gdy Polacy zmuszeni byli opuścić Stanisławów, proboszcz kolegiaty Kazimierz Bilczewski wywiózł do Polski najcenniejsze skarby świątyni. Z ołtarza św. Wincentego do naszych dni jakimś cudem ocalały jedynie dwie postacie klęczących aniołów, które można zobaczyć w ekspozycji muzeum mieszczącego się w kolegiacie.

Relikwie trafiły do kościoła Matki Boskiej Bolesnej w Opolu. W latach 70. XX wieku zostały jednak skradzione. Tym sposobem stanisławowski święty orędownik nie wiadomo skąd się pojawił i nie wiadomo dokąd zniknął.

Iwan Bondarew
Tekst ukazał się w nr 21 (289) 17-29 listopada 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X