Ostatni dzień Meridiana Czernowitz Igor Pomierancew (fot. Wojciech Jankowski)

Ostatni dzień Meridiana Czernowitz

W niedzielę w Czerniowcach zakończyło się wielkie święto kultury – coroczny festiwal literacki Meridian Czernowitz.

Na bukowińską imprezę przyjeżdżają największe nazwiska nie tylko z Ukrainy, ale również z Niemiec, Austrii, Rumunii, Szwajcarii i Polski. Gwiazdami tegorocznej edycji byli Jurij Izdryk, Serhij Żadan, Igor Pomierancew, Polskę reprezentował Krzysztof Czyżewski z Fundacji Pogranicze.

W sobotę zakończyły się Dni Polskie w Suczawie. Moja droga do Lwowa wiodła przez Czerniowce. Widziałem, że spędzając dzień w stolicy Bukowiny, będę miał okazję zobaczyć chociaż część atrakcji przygotowanych na festiwal literacki. O godzinie 15:30 byłem na ulicy Pańskiej w Literackim Centrum Celana. Rozpoczynała się impreza „Przy kielichu wytrawnego czerwonego z Igorem Pomierancewem”.

Legendarny rosyjski dysydent, literat i dziennikarz Igor Pomierancew oraz organizatorzy festiwalu zaprosili gości Meridian Czernowitz na czerwone wytrawne wino. Pomierancew zażartował, że w starożytnej Grecji ludzie biesiadowali w pozycji półleżącej i atmosfera wskutek tego bardziej sprzyjała odprężeniu. Zapraszając do degustacji wina powiedział, że wzniesie pierwszy toast, a resztę toastów niech wznoszą goście.

– Niech leje się tylko czerwone wino, strumieniami, a nie czerwona krew żołnierzy na różnych frontach świata!

Po rozrywkowej części Meridian Czernowitz udałem się na spotkanie z Agi Mishol i Yonatanem Kundą, poetami z Izraela. Konwencja czytania wierszy w oryginale, a potem recytowanie tłumaczenia pozwoliło obecnym zapoznać się z brzmieniem języka nowohebrajskiego.

Agi Mishol wyznała, że ma tyle lat, co państwo Izrael, jej mama urodziła się niedaleko Bukowiny, w Siedmiogrodzie, jej językiem ojczystym był węgierski, ale prawdziwym językiem mamy była poezja. Agi Mishol wiele uwagi poświęca zwierzętom. Pochwaliła Czerniowce za to, że bezpańskie psy są poddane opiece weterynaryjnej – widziała spacerując parkami samotne zaobrączkowane zwierzaki.

Spotkanie z Agi Mishol i Yonatanem Kundą (fot. Wojciech Jankowski)

Yonatan Kunda jest poetą młodego pokolenia. Mieszka w Jaffie, w jego okolicy mieszkają Żydzi, Arabowie, emigranci z Rosji. Pracuje z trudną młodzieżą. Jest również raperem i prowadzi formację hip-hopową. Jego sceniczne umiejętności uczyniły z recytacji prawdziwe show i wszyscy mieli wrażenie, że niemal rozumieją nowohebrajski. Wyrecytował wiersz „Buldożer” o machinie niszczącej stajnie, o procesie wycierania z przestrzeni pamiątek historii. Porównał ten proces do istniejącej w Czeniowcach „kinogogi”, czyli czerniowieckiej synagogi, w której znajduje się kino. Spotkanie tak spodobało się publiczności, że zamiast dyskusji domagali się kolejnych wierszy. Pozostał czas tylko na dwa pytania.

Atrakcją wieczoru był koncert finałowy na Placu Teatralnym. Gwiazdą był wykonujący muzykę żydowską zespół czerniowiecki pod kierownictwem Lwa Feldmana. Plac Teatralny nie mógł pomieścić zebranych. Publiczność szalała przy muzyce żydowskiej łączącej elementy huculskie, mołdawskie, banackie i oczywiście klezmerskie. Jak powiedział konferansjer i tłumacz na język niemiecki: – Nie ma takiej piosenki, z której Lew Feldman nie potrafiłby zrobić melodii żydowskiej.

Zespół Lwa Feldmana (fot. Wojciech Jankowski)

Ostatnim punktem programu był industrialny występ Maxa Oravina z Austrii. Plac Teatralny wypełniły ciężkie bity. Austriak korzystał wyłącznie z komputera. Jego głos poprzez przetwornik brzmiał niczym kobiecy. Na placu pozostali miłośnicy elektronicznego eksperymentu. Zdecydowanie obniżyła się średnia wieku. W ciągu dwóch godzin czerniowiczanie mogli zapoznać się z żywą, energetyczną muzyką żydowską i elektronicznym, surowym, zimnym eksperymentem. Obydwa występy były znakomite. Każdy znalazł coś dla siebie.

W niedzielę o godzinie 22 zakończyła się tegoroczna edycja festiwalu literackiego Meridian Czernowitz. Kończąc relację warto zwrócić uwagę na charakter opisanego zdarzenia. Unoszą się nad nim opary mitu habsburskiej Arkadii. U Meridiana Czernowitz jest wysoka nadreprezentacja sztuki z Austrii i Niemiec, co jest zrozumiałe. Wśród 30 partnerów festiwalu są ambasady Niemiec i Szwajcarii, Honorowy Konsulat Austrii w Czerniowcach. Jest, na szczęście, również Instytut Polski w Kijowie, czego efektem był tegoroczny udział Krzysztofa Czyżewskiego z Fundacji Pogranicze. Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Polacy znowu oddają bez walki przestrzeń, z którą są związani. W XIX wieku i aż do 1940 roku Polacy byli jednym z narodów nadających Czerniowcom ton. Były takie dziesięciolecia, że Polacy byli tam liczniejsi od autochtonicznych Rumunów i Ukraińców. Nie przypominamy o tym doniosłym głosem. O obecności języka polskiego w Czerniowcach wspomniał w czasie koncertu Lew Feldman, chwała mu za to. Polacy mogliby dać od siebie więcej, by przypomnieć o swojej obecności na Bukowinie, a byłaby to działalność, której nie można byłoby posądzać o rewanżyzm. Bukowina nie jest Kresami Rzeczypospolitej, a jednak jest ważna w naszej historii.

Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 17 (285) 12-28 września 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X