O wyborach słów kilka

Już drugi tydzień w środkach masowego przekazu dominują tematy związane z ukraińskimi wyborami – z wynikami pierwszej tury oraz z nadziejami i obawami związanymi z turą drugą.

Zresztą, nie tylko w telewizji, radiu i gazetach wybory są najważniejsze. Internet i sieci społecznościowe, rozmowy w kawiarniach, sklepach i na ulicach, gorące dyskusje w domach. Wybory, wybory, wybory – wszędzie jest ich pełno. Na kogo kto głosował, dlaczego, jakie nadzieje, jakie pretensje. Niby wszystko jak zwykle – wybory i tyle. Jednak – tym razem to niezupełnie tak!

Chociaż w oczywisty sposób wszystkie wybory, te prezydenckie, parlamentarne i samorządowe, decydują o przyszłości kraju, a każde z nich są wyjątkowe – tak ze względu na ich przebieg, jak i ich skutki – to zdaje się, że te wybory ukraińskiego prezydenta są wyjątkowo wyjątkowe. Jest tak chociażby z uwagi na to co już się stało – 39 kandydatów i aż 30 z nich otrzymało po mniej jak 1% głosów. Z pozostałej „dziewiątki” część nie zaprezentowała żadnego konkretnego programu, a część obiecywała przysłowiowe „gruszki na wierzbie”, a przejawiana przez nich żądza władzy była rażąca. I opowieści o tych „gruszkach” były (nawet jak na wybory) wyjątkowo barwne, i zauważalna żądza władzy była wyjątkowo agresywna. Jednak nie tylko to!

Uważam, że dla wyjątkowości tych wyborów najistotniejsze jest to czego jesteśmy świadkami (i uczestnikami) obecnie. Na polu boju pozostało bowiem dwóch skrajnie różnych kandydatów, o skrajnie różnym politycznym pochodzeniu i różnej historii, o skrajnie różnym stylu funkcjonowania, ze skrajnie różnym widzeniem ukraińskich spraw i skrajnie różnymi propozycjami co do rozwiązania ukraińskich problemów – to zaś skutkuje (u wielu Ukraińców) przekonaniem, że skutki dokonanego przez nich teraz wyboru zadecydują o skrajnie różnej przyszłości Ukrainy i to na znacznie dłużej jak tylko na czas kadencji wybranego prezydenta. Ja też tak sądzę.

Dlaczego tak? W Ukrainie trwa wojna, część terytorium państwa znajduje się pod okupacją, kraj jest trawiony przez niezliczone patologie i problemy. Bezsprzecznie, pomimo powolnych zmian, Ukraina trwa w kryzysie i jej niezależne istnienie, z różnych przyczyn, jest poważnie zagrożone. Wszyscy są przekonani, że w takiej sytuacji potrzebne są działania, decyzje, rozwiązania – inaczej państwo czeka katastrofa. Strategiczne działania, decyzje i rozwiązania. Trafne działania, decyzje i rozwiązania. Skala i rodzaj zagrożeń dla Ukrainy jest tak wielka, a ich charakter takiego rodzaju, że dla kierujących krajem margines bezpieczeństwa (na popełnienie błędów) praktycznie nie istnieje. Powtarzam – moim zdaniem, obszary w jakich powinny zostać podjęte działania i decyzje i ich skala, a także strategiczny charakter skutkują tym, że ich następstwa decyzji podjętych w najbliższym roku, może dwu lat, będą miały długoterminowe, nieodwracalne, a nawet niekiedy drastyczne skutki. Jako, że w ukraińskim systemie politycznym, chociaż parlament i rząd są także ważnymi uczestnikami politycznej „gry”, to prezydent jest „twarzą” władzy, głównym decydentem, „reżyserem” i „dyrygentem” kraju – to właśnie dlatego tak!

Między kandydatami trwa ostra walka na słowa i gesty. Co ciekawe, tylko marginalnie jest to walka na programy. Tak, prawda – każdy z kandydatów coś obiecuje. Jednak także w tej sferze są oni zupełnie różni. Jeden z nich odwołuje się do znanej przeszłości i sugeruje, by w oparciu o nią (z uwzględnieniem korekt „in plus”) budować wizję przyszłości. Drugi z kandydatów swoją kompanię buduje na rozczarowaniach przeszłością i nadziejach na przyszłość. Tym samym jeden odwołuje się bardziej do logiki wyborców, a drugi bardziej do emocji. Oczywiście (tradycyjna uwaga dla „czytających inaczej”) w obydwu kampaniach i jedno, i drugie jest obecne, jednak u jednego przeważa jedno (znana przeszłość pozwala żywić nadzieję na nieznaną przyszłość), a u drugiego drugie (rozczarowanie znaną przeszłością skłania do żywienia nadziei na nieznaną przyszłość).

Walka trwa. Walka pomiędzy kandydatami, sztabami wyborczymi, politycznymi technologami, partiami, oligarchami, prasą, portalami, kanałami telewizyjnymi, wyborcami wreszcie. Czasami kulturalna i tolerancyjna, czasami brudna, chamska i fanatyczna. Stawka jest wielka- Ukraina i jej przyszłość. Przyszłość Ukraińców. Jednak nie tylko to! Stawką są też wpływy i pieniądze! Wpływy i pieniądze tych, którzy są zaangażowani w tę walkę gdzieś tam, „na górze”. Ukraina nadal jest państwem oligarchicznym (kto ośmieli się temu zaprzeczyć?!) i nadal sprawowanie w niej władzy oraz posiadanie wpływów oznacza możliwość „robienia pieniędzy”. Dlatego walkę o fotel prezydencki – ze wszystkimi jej „odsłonami” i „numerami” – trzeba postrzegać także jako walkę o pieniądze. Teoretycznie to nic niezwykłego – szczególnie w Ukrainie. Jednak tym razem walka ta ma wyjątkowy charakter – wynika to także z odmienności kandydatów. O ile – w mojej ocenie – jeden z nich (tak, czy inaczej) sam „wygenerował” kapitał i teraz, w swoich działaniach z niego korzysta, o tyle drugi (chociaż oficjalnie temu zaprzecza) został przez kapitał „wygenerowany”.

Wyjątkowe są to wybory i chociaż Ukraina znajduje się zazwyczaj na peryferiach światowych „potoków” informacyjnych, to zarówno te wybory, jak i ich wyjątkowość zostały w świecie zauważone. W niektórych relacjach z Ukrainy, zamieszczonych w szanowanych gazetach i na popularnych portalach internetowych, można znaleźć dowody tego, że „demokratyczny” i „postępowy” świat ma świadomość jak są one ważne – nie tylko dla Ukrainy. Prawda, niestety pojawiają się też „w świecie” głosy szydercze i prześmiewcze, „używające” sobie na tym, że tacy a nie inni kandydaci i do tego tak, a nie inaczej walczą o najważniejsze „krzesło” w Ukrainie, ale na szczęście są to jednak głosy nieliczne.

Moim zdaniem ani śmiać się, ani się cieszyć nie ma z czego! Obywatele Ukrainy zostali postawieni przed arcytrudnym wyborem! Muszą wybierać między przeciwieństwami i tym samym nie ma mowy o jakimkolwiek kompromisie, „środku”, bezpiecznym rozwiązaniu. Muszą dokonać tego wyboru w kryzysowej sytuacji, a skutki pomyłki mogą być nieobliczalne! Przepraszam, z czego tu się można cieszyć?! Z czego się można śmiać?!

Nie jest dobrze! Wojna na Donbasie – tysiące poległych, tysiące rannych, chorzy, porzuceni starzy ludzie, sieroty, rozbite rodziny, zrujnowane życia, „rozstrzelane” i rozkradzione domy i zakłady. Krym – okupowany, rozkradziony, zrujnowany. Rewizje, aresztowania, wyroki. Półwysep zamieniony w wielką wojskową bazę – przyczółek do agresji. Ukraina – oligarchowie, korupcja, niewydolność systemowa i kryzys. Rozczarowanie wynikające z niespełnionych nadziei. Masowa emigracja zarobkowa. Mimo wielu pozytywnych zmian – armia nadal jest w stanie dalekim od europejskich standardów. Największy sąsiad Ukrainy, były „Starszy Brat” prężący muskuły i (pośrednio, ale jednak) zaprzeczający Ukrainie prawa do niezależnego istnienia. Do tego – bezsprzecznie istniejąca w Ukrainie – agentura tegoż „Wielkiego Brata”. Agentura wojskowa, polityczna, ekonomiczna, agentura wszelaka. Zgoda, powoli wiele się zmienia. Niestety – nie tylko na lepsze.

Na tle takiego niewesołego „obrazu” przychodzi toczyć się kampanii wyborczej. Z nim „za plecami” wybierać prezydenta Ukraińcom przychodzi. Wielu z nich ma świadomość, że popełnienie błędu może być równoznaczne z popełnieniem samobójstwa. Wielu się tego boi – czuje, że żadne z poprzednich ukraińskich wyborów prezydenckich – chociaż i tamte toczyły się w „dychotomicznym duchu” – nie były tak decydujące dla przyszłości kraju. Szczerze? Ja też się boję wyniku tych wyborów! Ich wyjątkowość niesie zarówno bezliczne niebezpieczeństwa, jak i nadzieje. Ich wyjątkowość zmusza do podejmowania drastycznie różniących się od siebie decyzji. Ich wyjątkowość każe podejrzewać, że ich rezultaty będą dramatycznie nieodwracalne. Jest się czego bać, a jednocześnie wybierać trzeba!

Wcale mnie nie cieszy to, że tym razem to nie będzie mój wybór. To jest właśnie jeden z tych momentów, w których żałuję, że nie mam ukraińskiego obywatelstwa (ukraińskie prawo zabrania posiadania dwóch obywatelstw, a ja polskiego nie oddam nigdy). Wcale też nie cieszy mnie to, że wyjątkowość tych wyborów daje mi temat do pisania – już wolałbym milczeć, jeśli tylko podobnych wyborów dałoby się uniknąć. Jednak, jeśli już trwają, to piszę o nich w nadziei, że moje „materiały do przemyśleń” pomogą komuś w wyborze, pozwolą „poukładać myśli”, w zagmatwaniu i zagubieniu „ścieżkę” swoją odnaleźć. Martwię się. Martwię się o moich Przyjaciół, martwię się o „moje” dzieciaki, martwię się o wszystkich tych, którzy kochają Ukrainę. Wybory jeszcze bardziej pogłębiły ukraińskie problemy. Już pisałem kiedyś – w takiej sytuacji w jakiej się Ukraina dzisiaj znajduje (wojna, aneksja, korupcja, kryzysy, agresywny sąsiad) przeprowadzanie tych wyborów jest równie bezpieczne jak gra w rosyjską ruletkę. Tym niemniej wiem – wybory trwają i nic tego nie zmieni. Dlatego, bez prowadzenia wyborczej agitacji, bez kłótni i napuszonych oświadczeń, bez polewania kogoś brudem – staram się być użyteczny. Chociażby tymi tradycyjnymi już „materiałami dla przemyśleń”… Martwię się, Przyjaciele.

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 7 (323) 15-29 kwietnia 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X