O wołyńskich strzelcach w rocznicę zbrodni katyńskiej. Część 7 Obchody Święta Niepodległości w Ołyce. Przemawia Tadeusz Kotowicz-Eysmont. Ołyka, lata trzydzieste. Zdjęcie z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego. Dar Anny Kotowicz-Eysmont.

O wołyńskich strzelcach w rocznicę zbrodni katyńskiej. Część 7

Z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

Leopold Lis-Kula, jeden z najdzielniejszych żołnierzy I Brygady Legionów. Poległ 7 marca 1919 roku pod Torczynem. Zdjęcie z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

Rok strzelecki na Wołyniu
W marcu, a dokładnie 7 dnia tego miesiąca, przypadała rocznica śmierci pułkownika Lisa-Kuli. Tego dnia w strzeleckich oddziałach organizowano pogadanki „o kresowym rycerzu”, na które zapraszano też młodzież. Dzięki ciekawym prelekcjom zebrani poznawali historię bohaterskiego pułkownika, jednego z najzagorzalszych i najzdolniejszych organizatorów przedwojennego „Strzelca”. Młody strzelec Lis-Kula gorliwością w wypełnianiu obowiązków, odpowiedzialnością, zapałem i talentem organizacyjnym już w 1913 roku zwrócił uwagę Józefa Piłsudskiego, który wezwał go na kurs oficerski w szkole strzeleckiej w Stróży pod Zakopanem. Zdolny chłopiec trudne szkolenie ukończył z wyróżnieniem, mając za kolegów osoby znacznie starsze wiekiem, często z wykształceniem uniwersyteckim. Jako siedemnastolatek pełnił w „Strzelcu” funkcję zastępcy okręgu, któremu podlegało kilka tysięcy młodzieży i starszych strzelców, nie tylko uczniów i robotników, ale także profesorów czy adwokatów. W 1914 roku ruszył do walki z kompanią rzeszowiaków, których sam zmobilizował, uzbroił i wyćwiczył. Był dowódcą kompanii, batalionu, a w końcu pułku. Mówiono, że „nie miał sobie równego w całej Brygadzie”.

Jeden z najdzielniejszych oficerów 1 Brygady Legionów Polskich poległ w bitwie pod Torczynem, 7 marca 1919 roku, mając zaledwie 22 lata. Dla upamiętnienia jego bohaterskiej śmierci w dwóch okręgach: przemyskim, gdzie się urodził, oraz wołyńskim, gdzie zginął, organizowano zawody marszowe jego imienia. Patronat nad nimi objęła marszałkowa Piłsudska. W maju 1929 roku w Torczynie uroczyście odsłonięto pomnik płk. Lisa-Kuli. Jego inicjatorem był płk. Kalabiński, prezes Komitetu Opieki nad Pobojowiskami i Grobami Legionistów na Wołyniu. Odsłonięcia monumentu dokonał wojewoda wołyński Henryk Józewski, a poświęcenia ks. prałat Sielawa.

Pomnik Leopolda Lisa-Kuli w Torczynie. Zdjęcie z Jednodniówki Oddziału Związku Strzeleckiego im. Pułkownika Lisa-Kuli w Torczynie. Zdjęcie z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego
Aleksander Sulkiewicz (1867-1916) – najbliższy przyjaciel Józefa Piłsudskiego, żołnierz Legionów, poległ 17 września 1916 roku pod Wólką Sitowicką nad Stochodem. Zdjęcie z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

Z kolei 19 marca uroczyście świętowano Dzień Imienin Marszałka Piłsudskiego. Kresowe miasta prześcigały się w pomysłach obchodów tego święta, a w zaplanowanych przedsięwzięciach nie mogło zabraknąć wołyńskich strzelców. We Włodzimierzu Wołyńskim w 1922 roku uroczystość z okazji Imienin Naczelnika Państwa oraz rocznicy Konstytucji 17 marca rozpoczął się wspaniały pochód, na czele którego za przedstawicielami miejscowych władz i duchowieństwa kroczyła szkolna dziatwa, za nią karnie wystukiwało rytm wojsko, a dalej „dziarsko i zuchowato maszerowali uzbrojeni w karabiny strzelcy”. Na pamiątkę święta u zbiegu ulic Farnej i Uściługskiej zasadzono „Dąb Wolności”, pod którego korzeniami przy wtórze hymnu „Boże, coś Polskę”, granego przez orkiestry 23 pułku piechoty i kolejarzy, ukryto dokument, upamiętniający tę doniosłą chwilę. Na mocy uchwały Rady Miasta zmieniono też nawy ulic z Uściługskiej na Konstytucji 17 marca i z Kowelskiej na Józefa Piłsudskiego. Uroczystości zakończył koncert, połączony z odczytem o życiu i działalności Józefa Piłsudskiego. Dochód z imprezy przeznaczono na pomnik pułkownika Lisa-Kuli. Z kolei w marcu 1923 roku w Łucku zorganizowano uroczysty wieczór ku czci Józefa Piłsudskiego. Panie pięknie przystroiły kwiatami, kilimami i dywanami obszerną salę oddanego do użytku w 1923 roku Domu Ludowego. Strzelecką uroczystość zaszczycił obecnością wojewoda wołyński Stanisław Srokowski oraz licznie zaproszeni goście. Wieczór rozpoczęło wystąpienie Antoniego Staniewicza, Prezesa Zarządu Okręgu. Następnie odczyt wygłosił Jan Ursyn-Zamarajew, pionier dziennikarstwa wołyńskiego, redaktor pierwszej polskiej gazety codziennej na Wołyniu, ale także uczestnik walk o niepodległość, który „w oryginalnem ujęciu, na podłożu własnych wspomnień, dał interesująca ocenę tej pracy podziemnej i tej idei świetlanej, jaka przyświecała Piłsudskiemu od 1907 roku i powiodła go do zwycięstwa – do wywalczenia Wolności i Niepodległości”. Słowa redaktora „Dziennika Wołyńskiego” często nagradzano gorącymi brawami, a po zakończeniu odczytu, przy akompaniamencie orkiestry 24 pułku piechoty, odśpiewano hymn narodowy. Drugą część wieczoru poświęcono popisom muzycznym i deklamacjom. Uroczystość w miłej atmosferze przeciągnęła się niemal do północy, kiedy to z fantazją pluton strzelców z orkiestrą na czele przemaszerował przez miasto do siedziby organizacji, gdzie zdeponowano sztandar. Później do obchodów marcowego święta dodawano nowe imprezy. W przeddzień organizowano na przykład capstrzyki, zapowiadające to ważne wydarzenie. Oddziały strzeleckie, prowadzone przez własne orkiestry, maszerowały z pieśnią strzelecką na ustach przez wołyńskie miasteczka i wsie. Nazajutrz rano w kościołach odbywały się uroczyste nabożeństwa również z udziałem młodzieży szkolnej. Później defilady strzeleckich oddziałów wraz z oddziałami wojska, policji, straży pożarnej czy harcerzy, a na koniec akademie ku czci „Wielkiego Budowniczego Polski”. W 1928 roku w Łucku z okazji imienin Marszałka Piłsudskiego zorganizowano zawody strzeleckie. Warto o nich wspomnieć choćby ze względu na skład zespołu strzelców z Przebraża: H. Cybulski, J. Cybulski, St. Cybulski i Wasilewski (zajęli III miejsce), wszak te nazwiska pojawią się na kartach książki „Czerwone noce”. Jednak szczególnie ciekawe obchody w 1928 roku odbyły się w Równem, a ich forma bez wątpienia była efektem pasji i zainteresowań niezwykłej osoby, która stanęła na czele obwodu Równe, a mianowicie Jakuba Hoffmana. Imieniny Marszałka uczczono tu wystawą pamiątek legionowych, widokówek, fotografii, prasy nielegalnej z lat 1915–1918 oraz z wielkim trudem zgromadzonych pamiątek uczestników walk legionowych, przede wszystkim wołyniaków. Zapewne zgromadzone materiały dały asumpt do późniejszych artykułów na łamach „Rocznika Wołyńskiego”. Być może zorganizowana przez Jakuba Hoffmana w Równem ekspozycja stała się inspiracją dla Wystawy Strzeleckiej, przygotowanej kilka miesięcy później w Krakowie.

Oddział Związku Strzeleckiego Janowa Dolina. Wśród strzelców zwycięzcy Marszu Sulejówek-Belweder i Marszu Szlakiem Kadrówki. Zdjęcie z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

Jedną z ważniejszych imprez sportowych, organizowanych w okresie dwudziestolecia międzywojennego w Polsce, był Marsz Sulejówek – Belweder. Po raz pierwszy dla uczczenia Imienin Józefa Piłsudskiego przeprowadzono go w marcu 1926 roku. Zawody marszowe były wielką manifestacją strzelców na cześć ukochanego Komendanta. W marszu brały udział nie tylko drużyny Związku Strzeleckiego, ale także wojska, Policji Państwowej, Korpusu Ochrony Pogranicza, Straży Granicznej, Związku Rezerwistów oraz organizacji i stowarzyszeń przysposobienia wojskowego i wychowania fizycznego. Marsz składał się z dwóch etapów z przerwą na strzelanie na poligonie w Rembertowie. W 1928 roku pierwsze miejsce w marszu Sulejówek – Belweder w kategorii kobiecej zajęła sekcja wołyńskich strzelczyń. Uczestnicy marszu wyruszyli spod dworku Marszałka w Sulejówku. Meta znajdowała się przed głównym wejściem do Belwederu. Trzynastoosobowe drużyny strzelczyń dzielnie wędrowały szosą w kierunku Warszawy. Wołynianki były niesamowite! Wyprzedziły wiele drużyn męskich. To właśnie one odebrały na mecie nagrodę z rąk gen. Edwarda Rydza-Śmigłego. Trochę trzeba było poczekać na kolejny spektakularny sukces. Dopiero w 1934 roku na mecie pod Belwederem jako pierwsi zameldowali się strzelcy z wołyńskiej Janowej Doliny i to właśnie oni triumfowali w grupie drużyn starszych. Dobrze zaprezentował się też zespół strzelców z Ołyki. W kolejnych latach strzelcy z Janowej Drużyny powtórzyli ten sukces, wielokrotnie zajmując pierwsze miejsca zarówno drużynowo jak i indywidualnie (m.in. strzelcy Mikołaj Gedjan i Bronisław Czuchaj) w kategorii starszej od 22 do 32 lat. Czy te zwycięstwa przekładały się na wyniki osiągane poza zawodami organizowanymi przez Związek Strzelecki? Otóż tak! W 1935 roku w przedolimpijskim marszu eliminacyjnym w chodzie na 50 km, który miał wyłonić zawodników na Igrzyska Olimpijskie w Berlinie, w pierwszej dziesiątce znaleźli się dwaj strzelcy (Prokopowicz i Mikołaj Gedjan) z Janowej Doliny. Zawodnicy z Janowej Doliny byli świetni nie tylko w marszu, ale i w strzelaniu. W 1936 roku to właśnie dzięki zwycięstwu na strzelnicy w Rembertowie zajęli I miejsce w Marszu Sulejówek – Belweder. Pokonali najlepsze zespoły wojskowe. By docenić ten sukces, trzeba mieć świadomość, że zwycięzcy z Janowej Doliny na co dzień ciężko pracowali przy wydobyciu czy obróbce bazaltu i dopiero po pracy mogli ćwiczyć strzelanie na strzelnicy, położonej w lesie kilometr za kamieniołomami. W 1938 roku triumfowali w ogromnym upale, który wyeliminował wiele walczących drużyn. „Kto doszedł do mety w ten wyjątkowo skwarny dzień, zrobił wielki wyczyn” – podkreślał redaktor „Strzelca”. Tymczasem zahartowani pracą chłopcy z Janowej Doliny nie tylko nie odpadli z marszu, ale zwyciężyli w kategorii strzelców młodszych, a w kategorii strzelców starszych zajęli trzecie miejsce. Podobny sukces odnieśli w 1939 roku. Znów byli pierwsi w kategorii przedpoborowych, natomiast w kategorii patroli powyżej 21 lat zajęli drugie miejsce, na trzecim miejscu z kolei uplasowała się Straż Pożarna z Janowej Doliny. Pod koniec lat trzydziestych w tych zawodach reprezentanci Wołynia w stosunku do innych regionów Polski okazali się bezkonkurencyjni!

Pod koniec marca, od 1925 roku, odbywał się Narodowy Bieg Naprzełaj (pisownia oryginalna). Zawody poprzedzały eliminacje oddziałowe, powiatowe i okręgowe. W 1928 roku, w Warszawie na terenie wojskowego stadionu WKS Legii i Agrykoli, na 200 uczestniczących w biegu zawodników obok drużyny z Przemyśla najlepszym zespołem okazali się wołyniacy, a na 96 strzelców w rywalizacji indywidualnej na II miejscu uplasował się Mieczysław Kosiarz ze „Strzelca” Łuck. W 1928 roku zadecydowano, by Narodowy Bieg Naprzełaj, ze względu na trudne, często jeszcze mocno zimowe warunki, przenieść na maj i od tej pory stanowił on jeden z elementów świętowania rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Triumfem okazał się majowy występ wołyniaków w Warszawie w 1933 roku. Indywidualnym mistrzem VIII Narodowego Biegu Naprzełaj został Henryk Cybulski ze „Strzelca” Łuck, dobry wynik osiągnął też jego brat, natomiast drużyna z Łucka w ogólnopolskiej rywalizacji zajęła V miejsce.

Na przełomie marca – kwietnia, kiedy wypadały Święta Wielkiej Nocy, we wszystkich oddziałach trwały przedświąteczne porządki. Strzelcy szorowali do czysta i sprzątali świetlice, porządkowali teren wokół domów strzeleckich. Później brali czynny udział w obchodach Świąt Wielkanocnych. Wystawiali straż przy Grobie Chrystusa. Pełnili warty honorowe w czasie nabożeństw. Służyli do Mszy św. Często całymi oddziałami maszerowali na Rezurekcję. Spotykali się też w swoich świetlicach na „tradycyjnym jajeczku”. Ksiądz proboszcz święcił wówczas skromne „strzeleckie święcone”. Po złożeniu życzeń i podzieleniu się jajeczkiem strzelcy zasiadali do wspólnego stołu. Komendant zazwyczaj dziękował za przybycie zaproszonym gościom i składał krótkie sprawozdanie z działalności oddziału. W miłej atmosferze dzielono się wrażeniami ze wspólnie odbytych ćwiczeń i przebytych przygód, opowiadano anegdoty z życia strzeleckiego, a później śpiewano strzeleckie piosenki, ale też i popularne w danej miejscowości pieśni ludowe.

W maju uroczyście świętowano kolejne rocznice uchwalenia Konstytucji Trzeciego Maja. W 1923 roku uroczystości przybrały szczególny charakter. Do Warszawy zjechali strzelcy ze wszystkich stron Rzeczypospolitej, by wziąć udział w rocznicowych obchodach, ale i w odsłonięciu zwróconego Polsce na mocy traktatu ryskiego pomnika księcia Józefa Poniatowskiego. Monument autorstwa duńskiego rzeźbiarza B. Thorvaldsena stanął na placu Saskim przed pałacem Saskim i Grobem Nieznanego Żołnierza. Łuck na tej uroczystości reprezentował strzelec B. Raczyński. W tym samym dniu trwały też uroczystości w stolicy województwa wołyńskiego oraz w innych wołyńskich miastach (w Równem, Ostrogu, Zdołbunowie, Kowlu, Krzemieńcu, Włodzimierzu Wołyńskim, Horochowie, Klewaniu, Zofiówce czy Radziwiłłowie). W Łucku przed Wołyńskim Urzędem Wojewódzkim za oddziałami miejscowego 24 pułku piechoty przy wtórze marsza „My Pierwsza Brygada” dziarsko przemaszerowały w pełni umundurowane (mundury specjalnie na tę okazję sprowadzono z Kozienic) dwie kompanie łuckich i rożyskich strzelców, a za nimi sokoli, harcerze, szkoły oraz inne organizacje. Defiladę odbierał komendant Wołyńskiego Okręgu Związku Strzeleckiego Jan Płachta, w obecności wojewody wołyńskiego oraz dowódcy miejscowego garnizonu płk. Kalabińskiego. W latach trzydziestych strzeleckie święta, zgodnie z odgórnym apelem, starano się uczcić konkretnym czynem obywatelskim i tak na przykład strzelcy z Maniewicz w swojej miejscowości posadzili 82 klony i porządnie zabezpieczyli je palikami przed zniszczeniem. Drzewa rosły wzdłuż głównej ulicy miejscowości. Czy są tam jeszcze?

Pod koniec czerwca, w dniu św. Piotra i Pawła (29 czerwca), czyli patronów rybaków, od 1932 roku urządzano ważne i symboliczne dla Polaków święto – Święto Morza. Obchodzono je na pamiątkę odzyskania przez odrodzone Państwo Polskie dostępu do morza. Wprawdzie patronat nad uroczystościami sprawowała Liga Morska i Kolonialna, ale ze względu na polityczną doniosłość święta Związek Strzelecki mocno włączał się w organizację obchodów. Pierwsze Święto Morza miało jeszcze niewielki zasięg i ograniczyło się wyłącznie do Gdyni. Natomiast drugie święto, wobec nasilającej się niemieckiej propagandy rewizjonistycznej, zmieniło się w wielką manifestację Polaków. Naród polski złożył wówczas uroczyste ślubowanie, a jego słowa rozbrzmiały na terenie całego kraju, we wszystkich wsiach, miastach i miasteczkach oraz wszędzie tam, gdzie mieszkali Polacy. W przeddzień święta gwizd syren fabrycznych, parowców i statków, straży pożarnych oraz gwizdków policyjnych na chwilę wstrzymał ruch w kraju. Chwilą milczenia uczczono tych, którzy na przestrzeni wieków zginęli w obronie praw Polski do morza. Wieczorem w całym kraju odbyły się capstrzyki, w których obok wojska, sokołów i młodzieży szkolnej brali też udział strzelcy. Nazajutrz, w dniu Święta Morza, obchody rozpoczynały uroczyste nabożeństwa lub msze polowe. Później odbywały się wiece i defilady, a wieczorem często zabawy ludowe. Uroczystości zakończyło odśpiewanie o północy „Roty” Marii Konopnickiej. Trzecie Święto Morza przebiegało pod hasłem Ogólnopolskiego Zlotu Młodzieży w Gdyni. Młodzi ludzie przyrzekali, iż będą strzegli polskiego dostępu do morza i ugruntują potęgę Polski nad Bałtykiem. W trakcie kolejnych uroczystości nie zabrakło też reprezentantów Wołynia. Święto Morza obchodzono również w wielu wołyńskich miejscowościach, na przykład w Kostopolu przez rzekę Zamczysko przepłynęła defilada kajaków i łodzi, przy czym największe uznanie zdobyła oryginalnie udekorowana łódź kostopolskich strzelczyń. Później na boisku szkolnym odbyła się zabawa ludowa poprzedzona przygotowanym przez strzelców popisem artystycznym. Występ rozpoczęło piękne wykonanie „Pierwszej Brygady” i „Pieśni Świętojańskiej” przez mieszany chór strzelecki. Wspólnie z publicznością śpiewano popularne pieśni strzeleckie i legionowe oraz ulubione piosenki ludowe. Po części artystycznej świetnie bawiono się przy muzyce w wykonaniu orkiestry dętej Związku Strzeleckiego z Janowej Doliny.

Lato strzelcy spędzali na obozach letnich, organizowanych przez władze wojskowe i Związek Strzelecki. W 1928 roku wołyńskie strzelczynie brały udział w ogólnopolskich obozach strzeleckich w Grabowie pod Gdynią – tu zastępczynią komendantki obozu była doskonale znana łucczankom Stanisława Kobrynowiczowa oraz w Przyborowie, gdzie funkcję komendantki obozu pełniła komendantka Okręgu Wołyńskiego Helena Małecka. Już sam wyjazd z kresowego Wołynia był dla strzelczyń ogromnym przeżyciem. Długa droga. Całonocne oczekiwanie na następny pociąg w „damskim pokoju” w Kowlu. Kolejne przesiadki. Drwiące komentarze panów: „I na cóż nam to wojsko spódniczkowe?!” Chełm i coraz większe zmęczenie, aż wreszcie długo oczekiwana stacyjka w Przyborowie. Dziewczęta zakwaterowano w namiotach. Program obozów obejmował gimnastykę, lekką atletykę, gry sportowe i ruchowe, higienę, szkołę strzelca, terenoznawstwo, naukę służby, musztrę, wiadomości dotyczące organizacji Związku Strzeleckiego, łucznictwo, naukę jazdy na rowerze, a w wypadku położonego nad jeziorem Przyborowa również pływanie. Zajęcia trwały niemal cały dzień, zatem wieczorem, po ostatnich tonach pieśni „Wszystkie nasze dzienne sprawy…”, w namiotach zalegała cisza. Chyba, że ktoś z miejscowych urwisów chciał sprawdzić czujność strzeleckich wart i postraszyć „babskie wojsko”. W czasie letnich wakacji 1928 roku również czterech strzelców z Łucka przebywało na obozie wychowania fizycznego w Grzędzicach. Prócz strzelców brali w nim udział chłopcy z innych organizacji. Mieszkali w szesnastoosobowych namiotach, a każdy namiot przyjął za punkt honoru, by ozdobić otoczenie szyszkami i kamieniami, układając je na przykład w symbol swojej organizacji. Rankiem po szybkiej toalecie w nurtach Niemna, a następnie modlitwie porannej i śniadaniu następował wymarsz na boisko do ćwiczeń. Na program zajęć składała się gimnastyka, lekka atletyka, boks, pływanie oraz gry sportowe (siatkówka, koszykówka, palant). W czasie obozu trwała nie tylko sportowa rywalizacja. Współzawodnictwo między poszczególnymi namiotami dotyczyło też dbałości o czystość i estetykę otoczenia. Najlepszy strzelec, który ukończył obóz na samych piątkach, otrzymał tytuł instruktora wychowania fizycznego, pozostali kończyli obóz ze świadectwami pomocników instruktorów bądź absolwentów. Dla młodych ludzi udział w takim obozie był wyróżnieniem, stanowił szczebel do kariery w organizacji.

W miesiącach letnich wołyńscy strzelcy korzystali też z uroków polskiego morza. Już w 1923 roku na łamach strzeleckiego pisma apelowano: „Nad polskie morze, wiaro strzelecka!”. W trakcie wycieczek odwiedzano Gdańsk, Puck czy Gdynię. Zwłaszcza Gdynia była ważnym punktem programu wycieczek. Gdynia jak wołyńska Janowa Dolina stanowiła dowód na rozwój i rosnącą potęgę gospodarczą Polski. Tam, gdzie przed laty na piaszczystym brzegu Zatoki Gdańskiej była zaledwie mała wioska rybacka, w ciągu kilku lat wyrosło nowoczesne czterdziestotysięczne miasto, zaopatrzone w gaz, elektryczność, kanalizację i wodociągi. Powstały teatry, hotele, banki, gmachy rządowe, kamienice towarzystw okrętowych i przemysłowych, wyrosły liczne budynki mieszkalne, rozpoczęła działalność Szkoła Marynarska, kształcąca oficerów polskiej floty. W 1934 roku w stoczni gdyńskiej ruszyła budowa pierwszego statku, co uniezależniało Polskę od stoczni zagranicznych i przyczyniało się do budowy polskiej floty handlowej. Dumę i serce miasta stanowił port. Gdynia została połączona magistralą kolejową ze Śląskiem. Przy molo węglowym potężne dźwigi przenosiły „polski czarny diament” z wagonów na okręty. W świat eksportowano polski cukier, zboże, ropę naftową z Borysławia czy doskonałe drewno z Wołynia. Z gdyńskiego portu chętnie korzystali armatorzy innych państw, wszak Gdynia posiadała drugą na świecie co do wielkości chłodnię do przechowywania towarów. Stanowiła też port transportowy dla sąsiednich państw, takich jak Czechosłowacja, Rumunia, Węgry czy Jugosławia. Port gdyński zajmował jedno z czołowych miejsc pośród portów bałtyckich. Codziennie odpływało z niego około 30 statków różnych bander. Z kolei przy molo pasażerskim cumowały czyściutkie, białe okręty żeglugi polskiej i potężne transatlantyki Polskiego Towarzystwa Transatlantyckiego: „Polonia”, „Pułaski” czy „Kościuszko”, od 1935 roku „Piłsudski” i „Batory”, od 1938 roku „Sobieski”, a od 1939 roku „Chrobry”. Na pochyłości Kępy Oksywskiej rozciągały się szare gmachy dowództwa Polskiej Marynarki Wojennej, a w porcie: torpedowce – „Mazur”, „Kujawiak”, „Podhalanin”, „Krakowiak” i „Ślązak”, kanonierki – „Komendant Piłsudski i „Generał Haller”, kontrtorpedowce – „Wicher” i „Burza”, a od 1936 roku także „Grom” i „Błyskawica”, łodzie podwodne: „Wilk”, „Ryś”, „Żbik” czy „Orzeł”. Nad obroną polskiego skrawka wybrzeża, które stanowiło nasze okno na świat, czuwała jeszcze eskadra hydroplanów w puckim porcie lotniczym, ale to właśnie Gdynia napawała dumą każde bijące dla Polski strzeleckie serce. To właśnie Gdynia była najlepszym symbolem siły i potęgi odrodzonej Polski. W czasie strzeleckich wypraw nad polskie morze chętnie korzystano z uroków podróży stateczkiem na Hel, ale zwiedzano też Pomorze (Wejherowo – Kartuzy). Taką wycieczkę nad polskie morze w 1935 roku zorganizował oddział Łuck – Krasne. Koszt wyjazdu na jedną osobę wynosił 31 zł, a obejmował przejazd koleją z Łucka do Gdyni i z powrotem, nocleg i wyżywienie oraz zwiedzanie portu, miasta i okolic autobusem i statkiem lub motorówką.

Każdy region Polski miał swój szlak chwały oręża polskiego. Na Wołyniu, w rocznicę największej i najtrudniejszej bitwy, stoczonej przez Legiony Piłsudskiego w lipcu 1916 roku, organizowano tzw. Marsz na Polską Górę. Należał on do najpopularniejszych w Polsce okręgowych zawodów marszowych. Na przestrzeni dwudziestolecia międzywojennego często zmieniano termin i trasę marszu. W rywalizacji prócz strzelców brały udział między innymi drużyny z jednostek wojskowych, Policji Państwowej, Korpusu Ochrony Pogranicza, Związku Rezerwistów, Związku Legionistów, Kolejowego Przysposobienia Wojskowego czy Ochotniczej Straży Pożarnej. Marsz na Polską Górę zapoczątkowały uroczystości, które odbyły się na Wołyniu 15 lipca 1928 roku. Tego dnia już o godzinie 4 rano na starcie w Kołkach stanęło 55 drużyn. Zespoły, w większości strzeleckie, wyruszyły w trudną, bo niezwykle piaszczystą drogą w stronę Polskiej Góry. Trasa liczyła 44 km. Była przygotowana tak, by po drodze uczestnicy sportowej rywalizacji mijali miejsca upamiętnione bohaterską walką żołnierza polskiego. Nie wszystkie drużyny dotarły do celu. Sędziowie zawodów, w tym Jakub Hoffman, komendant obwodu Równe, surowo pilnowali przestrzegania regulaminu. Około godziny 10:00, witane przez orkiestrę 24 p. p. z Łucka, pojawiły się na mecie pierwsze zespoły. To zwycięzcy I Marszu na Polską Górę, czyli zespół Policji Państwowej z Łucka, który – jak głosiła plotka – znając dobrze miejscowe warunki, specjalnie na tę okazję przygotował odpowiednie trzewiki, a później reprezentacja 44 pułku piechoty z Równego, goście z Lublina i kolejno wołyńscy strzelcy z: Demitjanówki, Kowla, Huty Stepańskiej i Zdołbunowa. Na ósmej pozycji w sportowej rywalizacji uplasowała się drużyna strzelczyń z Łucka w składzie: Kmitówna, Augucewiczówna, Wyszówna, Baranowska, Szczepańska, Łasińska i Szczotkówna. Dzielne dziewczyny na trasie wyprzedziły aż 18 drużyn męskich, dając dowód doskonałej kondycji sportowej i wielkiego hartu ducha! Na uczestników marszu na mecie, pod kopcem sypanym na wzór kopca Kościuszki, czekali dostojni goście, wśród których znaleźli się dawni uczestnicy walk legionowych, niegdyś pułkownicy, a obecnie generałowie: Sławoj- Składkowski, Rydz-Śmigły, Berbecki, Minkiewicz, Orlicz-Deresz, Olszyna Wilczyński oraz szeregowi legioniści, którzy wróciwszy na Wołyń, ze wzruszeniem stwierdzali: „ Tu każdy krzak, każda sosna wita nas jak starych, dawno niewidzianych znajomych”. Po mszy odprawionej przez duszpasterza legionistów, księdza biskupa dra Władysława Bandurskiego, płomienne przemówienie wygłosił gen. Edward Rydz-Śmigły. Następnie mecenas Antoni Staniewicz, Komendant Okręgu Wołyń, odczytał akt erekcyjny pomnika, który upamiętniał chwałę żołnierza polskiego. Na pamiątkę zażartych walk legionowych pod Kostiuchnówką na połowie wysokości wzgórza ustawiono prosty kamień, na którym wyryto następujące słowa: „Rycerzom Niepodległości, Legionistom Piłsudskiego, którzy największa ofiarą, życiem własnem, dali na tem miejscu świadectwo swej wiary w zmartwychwstanie Polski, ku wiecznej pamięci przyszłych pokoleń społeczeństwo Wołynia ten pomnik wznosi”. W organizację pierwszych rocznicowych obchodów pod Polską Górą był również zaangażowany mój dziadek Jan Marcinkowski, Komendant łuckiego Oddziału Związku Strzeleckiego. W 1933 roku nieco zmieniono koncepcję Marszu. Wyruszył on z trzech kierunków – od strony Rafałówki, z Kołek i z Maniewicz. Za każdym razem trasa wynosiła jednak 40 km. Zwyciężyła drużyna z Janowej Doliny przed ZS Dubno i ZS Sarny. Tym samym strzelcy z Państwowych Kamieniołomów Bazaltu wywalczyli sobie prawo udziału w Kadrówce. Z kolei w 1934 roku czterdziestokilometrowa trasa Marszu na Polską Górę została podzielona na dwa dni i dwa etapy: Maniewicze – Podhacie (tu był nocleg) i Podhacie – Polska Góra, gdzie zawody marszowe kończyły się rywalizacją w strzelaniu, która często decydowała o ostatecznej klasyfikacji. W tym roku wśród drużyn wojskowych zwyciężył zespół KOP-u Rokitno, przed drużyną KOP-u Żytyń i reprezentacją 43 pułku piechoty z Równego, natomiast wśród drużyn strzeleckich triumfowali zawodnicy z Dubna przed Żytyniem i Borszczówką. W kolejnym roku tę samą trasę pokonywano w ciągu jednego dnia z krótkim odpoczynkiem w Podhaciu. Tym razem rekord trasy należał do znakomitych strzelców z Janowej Doliny, którzy okazali się też bezkonkurencyjni w strzelaniu. W grupie strzelców młodszych najlepsza okazała się drużyna z Dubna, skompletowana z chłopców z oddziałów Dubno-Miasto i Dubno-Stacja Kolejowa. Młoda dubieńska drużyna – jak relacjonował sprawozdawca – „wyróżniała się jednolitem i kompletnem wyekwipowaniem, sportowem wyrobieniem, dyscypliną marszową i wzorowem zachowaniem na kwaterach w Maniewiczach”. Na mecie na zawodników oczekiwali przedstawiciele władz państwowych, samorządowych i organizacji, między innymi wojewoda wołyński Henryk Józewski oraz Dowódca Okręgu Korpusu Nr II, gen. bryg. Mieczysław Smorawiński. Pojawił się też gość niezwykły, który dodał imprezie splendoru. Zwycięskich strzelców oklaskiwała zaproszona przez wojewodę i zaprzyjaźniona z nim pisarka Maria Dąbrowska. W 1936 roku w marszu na trasie Maniewicze – Wołczeck – Kostiuchnówka w kategorii strzelców starszych znów bezapelacyjnie zwyciężyła znakomita drużyna z Janowej Doliny – i powtarzała ten sukces w kolejnych latach.

Małgorzata Ziemska
Tekst ukazał się w nr 15 (355), 18 – 31 sierpnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X