O sporcie wie niemal wszystko Jan Jaremko (od lewej) i trener w szachach Wiktor Kart, z archiwum Jana Jaremki

O sporcie wie niemal wszystko

Rozmowa Anny Gordijewskiej z Janem Jaremką, autorem książek i artykułów o sporcie.

Jest Pan autorem wielu książek o sporcie i jak mówią o Panu na Ukrainie i we Lwowie, jest Pan encyklopedią sportu. Od czego się wszystko zaczęło?

Zaczęło się od tego, że sport mnie interesował. Od dzieciństwa czytałem wszystkie ówczesne gazety o sporcie, o ukraińskim i nie tylko. Lubiłem też czytać np. „Warszawski przegląd sportowy” i „Sport z Katowic”. Te dzienniki sportowe pomagały mi bardzo, wiedziałem, co się dzieje w kraju, w Europie i na świecie.

A czy sam Pan uprawiał jakiś sport?

Uprawiałem siatkówkę. Grałem nieźle w różnych drużynach na poziomie amatorskim. Nigdy nie uprawiałam sportu zawodowo. W młodości umawialiśmy się z chłopakami i szliśmy na różne mecze sportowe, a potem chciałem podzielić się tym, co wiem. I tak przyszedłem do młodzieżowej gazety we Lwowie. W lutym 1968 roku zacząłem tam pisać swoje artykuły. Ale nie mogłem pracować na etacie, ponieważ pracowałem jako inżynier.

Jakie ze sportów są Panu najbliższe?

Najlepiej chyba znam szachy.

Grał Pan w szachy?

Grałem, też na poziomie amatorskim. Powiedziano mi, że nieźle mi to nawet wychodziło, ale nigdy nie występowałem na turniejach. Wszystko robiłem jako amator. Z czasem nauczyłem się rozmawiać z ludźmi, ze sportowcami, robić wywiady, pisać artykuły. Powiedziano mi, że wychodzi mi to coraz lepiej i zamawiano u mnie artykuły na różne tematy. Musiałem interesować się coraz bardziej dziedziną sportową, rozmawiać z ludźmi. I od tego wszystko się zaczęło.

Czyli wszystko, co jest związane ze sportem, można traktować jako ulubione hobby. Kim jest Pan z zawodu?

Jestem inżynierem-elektromechanikiem. Ukończyłem Lwowską Politechnikę w 1965 roku. Ponad 30 lat pracowałem jako inżynier. Brałem też udział w likwidacji awarii w Czarnobylu. Kiedy już poszedłem na emeryturę, zaproszono mnie na stanowisko dyrektora Lwowskiego Oddziału Komitetu Olimpijskiego. Pracowałem tam do 2010 roku. Spotykałem się już teraz tylko ze sportowcami i z trenerami, organizowałem różne zawody. I szło mi to nawet nieźle. Niestety, czas leci nieubłaganie. Kiedy skończyłem sześćdziesiąt osiem lat, pomyślałem sobie, że już pora pożegnać się z tą dziedziną. I zacząłem pisać książki.

Ile książek Pan ma na koncie?

Swoich własnych to chyba siedem. Ale jestem redaktorem wielu innych książek na temat szachów, sportu. Proszono mnie, abym pomógł. Z przyjemnością dzieliłem się swoją wiedzą. Prawie wszystko robiłem za darmo. (Uśmiecha się).

No tak, prawie nie do pomyślenia w naszych czasach. Entuzjastów dziś prawie już nie ma.

To prawda. Świat się zmienił…

A jak Pan ocenia lwowski sport? Co było najmocniejszą stroną lwowskiego sportu?

Przed wojną mieliśmy wielu olimpijczyków ze Lwowa. Pierwszy olimpijczyk był w 1912 roku, Władysław Ponurski. Jeszcze jako przedstawiciel Austro-Węgier biegał na V Olimpiadzie w Helsinkach. Pojechało tam również trzech dziennikarzy ze Lwowa – Tadeusz Dręgiewicz, Zygmunt Kłosnik-Januszowski i Kazimierz Hemerling. Przed drugą wojną światową olimpijczykiem, który zdobył brązowy medal w1924 roku w Paryżu, był Adam Królikiewicz. Mamy trzynastu olimpijczyków ze Lwowa, o ile pamiętam. Po wojnie to już inne sporty przyszły do Lwowa.

Ma Pan jeszcze jedno bardzo ciekawe zamiłowanie. Przyszedł Pan do naszej redakcji ze swoim bardzo ciekawym zbiorem – przyznam, że po raz pierwszy widzę taką kolekcję. Są to karykatury sportowców. No i oczywiście pierwszy rysunek, który rzucił mi się w oczy, to satyryczny portret z autografem Pele, który niedawno zmarł. Skąd to zamiłowanie?

W sześćdziesiątym czwartym roku, przed olimpiadą w Tokio, która odbyła się jesienią, w prasie pojawiło się wiele artykułów o sportowcach i było dużo karykatur. Pomyślałem sobie, że skoro zbieram wycinki, to sobie powycinam te komiczne portrety. Nazbierało się tego wiele, różnego rozmiaru, większe, mniejsze. Zastanowiłem się nad tym, że może warto zrobić kopie. Wybrałem jeden rozmiar dla wszystkich rysunków – dziewięć na dwanaście centymetrów. Posunąłem się dalej w swojej wyobraźni i postanowiłem, że mogę otrzymać jeszcze autografy od znanych sportowców na tych karykaturach .

Czyli do najcenniejszych należą komiczne rysunki, które mają autografy.

Jeżeli osoba podpisała, to znaczy, że ona siebie poznała na tym obrazku. Prawda? W 1965 roku do Moskwy przyjechała drużyna Brazylii, mistrz świata wraz z Pele. Zbierałem już wtedy karykatury, a w Moskwie mieszkał mój kolega, korespondowaliśmy ze sobą, pomagaliśmy sobie nawzajem. On był piłkarskim statystykiem. Interesował go każdy mecz, ja mu przysyłałem różne informacje np., że drużyna Karpaty zagrała z taką czy inną drużyną u nas, we Lwowie. Wtedy można było łatwo dojść do każdego słynnego sportowca, to teraz nikogo nie puszczają. I tak on wziął autograf od Pele i przysłał mi. Stąd mam karykaturę Pele z sześćdziesiątego piątego roku z jego autografem. Teraz, kiedy legenda piłki nożnej zmarł, została u mnie wspaniała pamiątka – jego własnoręczny podpis.

Jak ogólnie oceniamy przedwojenną lwowską piłkę nożną?

Przedwojenna piłka nożna była na bardzo wysokim poziomie. „Pogoń” była cztery razy mistrzem Polski. W tej drużynie grał Wacław Kuchar, najlepszy polski sportowiec.

Ma go Pan w kolekcji?

Tak, mam, ale nie mam podpisu, on zmarł w 1981 roku w Warszawie. Niestety nie zdołałem go poprosić o autograf. Ale mam karykaturę. No i potem było wiele innych drużyn – i „Lechia”, i „Czarni”, była jeszcze „RKS”. Znam wielu piłkarzy z „Pogoni”, która była najlepszą. „Pogoń” w trzydziestym ósmym roku dostała odznakę jako najlepszy sportowy klub w Polsce. Chciałem powiedzieć, że tam była nie tylko piłka nożna, był hokej, były nawet sporty wodne. Jan Kot był jednym z najlepszych sportowców w piłce wodnej. Jest dużo ciekawych historii o sportowcach.

Jan jaremko (drugi od lewej) podczas spotkania z Kazimierzem Górskim, z archiwum Jana Jaremki

Zbiera Pan również bibliotekę na tematy sportowe. Nie łudźmy się, teraz książki są mniej popularne.

Nadszedł czas, kiedy postanowiłem, by oddać swoją bibliotekę w dobre ręce. Literaturę na temat szachów przekazuję do szkoły szachowej, która wychowała wielu arcymistrzów. Natomiast piłkarską literaturę oddaję Bogdanowi Lupie, z którym razem pisaliśmy kronikę piłkarstwa lwowskiego. Ktokolwiek do mnie przyjdzie i zechce jakąś książkę, to z przyjemnością się podzielę. Chociaż moja żona „wykłóca” się ze mną i mówi, że znowu książkę przyniosłem. Ja już nie kupuję książek. Po prostu mam szczęście, bo ktoś albo mi podaruje albo przekaże, znając moje zamiłowanie.

Gdyby kogoś zainteresowała tematyka sportowa, czy jest Pan gotów podzielić się swoimi książkami?

Tak, oczywiście.

Co Pan chciałby jeszcze dodać?

Chciałbym powiedzieć, że mam te książki w różnych językach: ukraińskim, rosyjskim, polskim, czeskim, francuskim. Na różne tematy, nie tylko sportowe.

Czasy są trudne, dużo się rzeczy się zmieniło, najpierw pandemia, teraz wojna. U każdego z nas nastąpiły zmiany. Ale żyć trzeba dalej…

To, że dożyjemy takich ciężkich czasów, nikt nawet w najgorszym śnie się nie spodziewał… Ale ja mam jeszcze kilka pomysłów. Chcę jeszcze przewertować wszystkie swoje artykuły, które napisałem w ciągu tylu lat. Chciałbym posegregować te najciekawsze o różnych postaciach i spróbować wydać książkę właśnie o sportowcach. Zgromadziłem duże archiwum. Gdy zobaczyłem co nazbierałem, strach mnie ogarnął, i pomyślałem: „Po co tyle tego uzbierałem? Komu ja to wszystko oddam?”. No więc zaczynam już oddawać. Może ktoś tym się zainteresuje i zechce przeczytać. Jeżeli nie ja wyrzucę, to ten „ktoś”… Smutne, ale prawdziwe…

Co Panu sprawia największą przyjemność?

Czytać i spacerować. Dziwi mnie to, że dzisiaj jakoś nie ma wielkiego zachwytu książką. A jaka to wielka przyjemność – wertować strony. Jeśli chodzi o spacery, to jak tylko mamy okazję to idziemy z żoną pospacerować alejami Stryjskiego Parku, obok którego mieszkamy. Idziemy zawsze powoli, patrzymy, obserwujemy, rozmawiamy i czerpiemy z tego wielką radość.

A my z wielkim zainteresowaniem będziemy czytać następne artykuły, które Pan napisze do „Kuriera Galicyjskiego” i oby jak najszybciej udało się zrealizować pomysł co do tej książki, którą Pan jeszcze chce wydać.

Dziękuję, dziękuję, postaram się.

Proszę przyjąć od całej redakcji „Nowego Kuriera Galicyjskiego” najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin, pięknego Jubileuszu 80-lecia! Życzymy dużo zdrowia, pomysłów i ich realizacji oraz spełnienia marzeń.

Rozmawiała Anna Gordijewska

Tekst ukazał się w nr 4 (416), 27 lutego – 16 marca 2023

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

X