O klejnocie rodzinnym św. Brunona biskupa i męczennika Św. Bruno

O klejnocie rodzinnym św. Brunona biskupa i męczennika

1000-lecie męczeńskiej śmierci.

Wspomnienie św. Brunona, biskupa i męczennika jest obchodzone, co roku w dniu 12 lipca, zgodnie z porządkiem kalendarza liturgicznego dla obrządku łacińskiego. W ubiegłym roku data wspomnienia łączyła się ze szczególną rocznicą 1000-lecia jego śmierci męczeńskiej. W związku, więc z takim jubileuszem, można wyrazić przekonanie, że dzisiejsza Ukraina, obejmująca swoim terytorium ziemię dawnej Rusi, ze stolicą w Kijowie, nie powinna zapomnieć o osobie św. Brunona, którego niegdyś świątobliwa wizyta duszpasterska na tych ziemiach, wniosła wielki wkład w rozwój i umocnienie chrześcijaństwa na Wschodzie. W nawiązaniu też obchodów 1020 rocznicy chrztu Rusi, warto i z pewnością trzeba przypomnieć fakt, że św. Bruno jest autorem ważnego dla historii świadectwa – dokumentu, z treści, którego dowiadujemy się o bezpośrednich kontaktach czcigodnego biskupa z księciem, św. Włodzimierzem – chrzcicielem Rusi.

Św. Bruno urodził się w 974 r. w Kwerfurcie, jako syn Brunona i Idy (pochodził z hrabiów von Querfurt). Jego matka od początku go wychowywała w wielkiej pobożności. Staranne wykształcenie Bruno otrzymał w katedralnej szkole w Magdeburgu, gdzie później został mianowany kanonikiem. „Dziwnie w naukach postąpił, ale więcej jeszcze w cnotach, tak dalece, że się zdał samą tchnąć świątobliwością” – pisano o nim w jednym ze źródeł historycznych.

Przebywający w tym czasie na stałe w Magdeburgu cesarz Otton III, który zwrócił baczną uwagę na zdolności Brunona, po czym przyjął go na swój cesarski dwór i nawet mianował swoim kapelanem. W 997 r. cesarz wraz z Brunonem przybywają do Rzymu, gdzie Bruno przyjmuje habit zakonny św. Benedykta. „W tym zakonie to bardziej z cnoty w cnocie postępował; aż też żarliwością zajęty zbawienia dusz ludzkich, uprosił się u stolicy apostolskiej, żeby mógł Ewangelię między narodami Boga nieznającymi opowiadać, z rozkazania tedy papieskiego, na biskupstwo poświęcony Ruskie, roku 1005.” Faktycznie jednak św. Brunona mianowano „archiepiscopus gentium”, (łac.) czyli misjonarzem na kresy ziemi chrześcijańskiej bez wyznaczenia diecezji. Takie pełnomocnictwo umożliwiało działalność duszpasterską wraz z organizowaniem na wschodnich rubieżach Europy nowych diecezji.

Jak podają różne źródła, św. Bruno podróżował na Dniepr przez ziemie polskie w 1007 lub 1008 r., czyli za długo przed wyprawą kijowską króla polskiego Bolesława Chrobrego. Przyjaźń między cesarzem – Ottonem III i Bolesławem Chrobrym polegała na politycznej strategii i wynikała z ich zgodnych poglądów, dotyczących równouprawnienia i zasad moralności chrześcijańskiej w rozwoju ówczesnej Europy, częścią, której miała być Słowiańszczyzna. Zjazd w Gnieźnie w 1000 r. potwierdził zamiary wyniesienia polskiego władcy do godności „brata i sprzymierzeńca” Ottona III, co wyraziło się przekazaniem w darze Bolesławowi Chrobremu cesarskiego diademu. Ta symboliczna nobilitacja korony polskiego króla spotkała się jednak już wówczas z oburzeniem ze strony cesarskich dostojników. Po śmierci Ottona III, tj. od 1002 r. Bolesław Chrobry zmuszony był walczyć o ziemie słowiańskie, przeciwko przeciwstawiającym się kontynuowaniu dotychczasowej strategii cesarza-europejczyka.

Tym czasem św. Bruno”… przyszedł do naszego króla Bolesława Chrobrego, od którego mile przyjęty, pańskie wziął upominki, wszak, że mąż Boży, to wszystko na ubogich rozdał, (…) paliusza zażywał, co tylko własność jest arcybiskupów”. Będąc w posiadaniu takich godności św. Bruno udał się do Kijowa z osiemnastką towarzyszami swymi, kiedy, (…) już czterysta kościołów znalazł; tam, gdy w najlepszą koło dusz ludzkich pracę swoją zaczyna, Włodzimierz, książę kijowski przez Wagrów albo Waragów i Obotritów pomoc, Kijów obległ i do poddania się przymusił (…). Wargowie nie prędzej go wypuścili, aż w Prusiech, tamtędy nazad powracając; od Prusaków na ten czas jeszcze pogan z niechęci wiary chrześcijańskiej z życia swego wyzuty. Cierpieli w roku 1008”.

Oprócz powyższego, krótkiego życiorysu św. Brunona, zaczerpniętego z „Herbarza Polskiego” wybitnego heraldysty Kaspra Niesieckiego, warto w tym miejscu odwołać się także do treści listu św. Brunona do cesarza Henryka II, napisanego przez biskupa po powrocie z Kijowa do Polski. Tekst pisma był odkryty i oficjalnie ujawniony przez rosyjskiego historyka (później folklorystę) A. Gilferdinga (А. Гільфердінг, Hilferding) (1831-1872) i pozostaje unikalnym dokumentem średniowiecznej historii, świadczącym o przyjaźni św. Brunona zarówno z Bolesławem Chrobrym, jak i z Włodzimierzem, księciem kijowskim. Charakter ich wzajemnych stosunków wskazuje na pełne porozumienie się tych dwóch słowiańskich władców ze Stolicą Apostolską, jak również potwierdza ich wsparcie dla trudnej i niebezpiecznej misji św. Brunona na Wschodzie. Zauważany równocześnie przez m.in. rosyjskich historyków kościoła (cerkwi) (M. Posnow, protojerej G. Fłorowski) negatywny stosunek ruskich książąt do Bizancjum, nawet po chrzcie Rusi, wydaje się być nieznaczącym elementem, nie mającym większego wpływu na ówczesny bieg wydarzeń.

Można stwierdzić z całą pewnością, że książę kijowski Włodzimierz, zaliczony później do grona świętych (zm. W 1015 r. ) został sprawiedliwie nazwany „Wielkim”, nie tylko przez sam fakt ochrzczenia Rusi, ale także dzięki pojmowaniu jedności Kościoła i kultury chrześcijańskiej w wymiarze europejskim. Potwierdzeniem dla tego stanu rzeczy, może być tu na przykład, wyraźne sprzyjanie przez księcia św. Brunonowi w ochrzczeniu Pieczyngów w obrządku zachodnim, a nie bizantyjskim. Jak świadczy treść listu św. Brunona, książę kijowski Włodzimierz, „senior Ruzorum”, osobiście przeprowadził biskupa do granicy z dzikim stepem i „zsiadł z konia na ziemię”, a św. Bruno, trzymając w rękach krzyż, ruszył dalej na Wschód, śpiewając „responsorium nobile carmen”: Petre, amas me? Pasce owes meas! (Piotrze – Szymonie, czy Ty, miłujesz mnie? Paś owce moje!”). W taki to właśnie sposób, Pieczyngowie, naród tiurkski, koczowniczy, zamieszkujący wówczas terytorium na północ od morza Kaspijskiego (pomiędzy Wołgą a Uralem), otrzymali chrzest wraz z wyznaczeniem dla nich biskupa.

Warto też zwrócić uwagę w liście na pewien zarzut, jaki czyni św. Brunon cesarzowi Henrykowi II, że sprzymierzył się z poganami przeciwko katolickiej Polsce: „Strzeż się, królu, gdybyś chciał iść za siłą, a nie w duchu miłości (…) Czyż godzi się prześladować lud chrześcijański, a żyć w przyjaźni z poganami?”

Ciała św. Brunona, zamordowanego przez Prusaków „z niechęci wiary chrześcijańskiej” nigdy nie odnaleziono, podobnie jak i ciała św. Olgi, księżnej kijowskiej, zmarłej wcześniej w 969 r., na skutek bolesnej udręki, wywołanej powrotem syna Świętosława do pogaństwa, po objęciu nim tronu kijowskiego.

Każdy czytelnik spoglądając na rodowy herb św. Brunona (h. Paprzyca-Kuczaba, Ruchawa), może się od razu przekonać, że życie i losy świętego biskupa odpowiadały całkowicie symbolice, zawartej w przesłaniu herbu, co było zresztą w czasach rycerskich i późniejszych rzeczą oczywistą i wręczą zobowiązującą dla wszystkich posługujących się rodowymi herbami.

I tak, „w polu czerwonym (białym, szarym, (…) – odmienności terytorialne, przysługujące Paprzycom) widzimy srebrny kamień młyński z żeleźcem, czyli paprzycą żelazną. Nad hełmem w koronie osiem głów szczenięcych w słup po cztery. Labry”.

Jeżeli kamień młyński z paprzycą żelazną, zamieszczony na tarczy według heraldyki, można odnieść do figur gospodarczych, to górna część herbu nad maską rycerską, czyli hełmem, świadczy o historii wielkiej rodzinnej miłości. Pewien pan za pomocą młynarza uratował od śmierci i wychował ośmiu synów, z których dziewięciu, żona „za sprawą Boską, który niewinnych broni” porodziła w domu, w czasie jego nieobecności. „Czy się wtedy wstydząc, czy obawiając się, jakiego na siebie porozumienia złego u męża, babie ośmiu z synów w bliskiej rzece, jednego tylko z nich zostawiwszy na wychowanie, potopić kazała”, jako szczenięta. „Nie było na ten czas w domu męża pani onej, za sporządzeniem jednak Boskiem, właśnie nadjechał, gdy już na zgubę dzieci baba niosła… Gdy zobaczył dzieci i dowiedział się, o wszystkiem, co się działo, sekretnie młynarzowi kazał wszystkie odchować. Gdy dorośli… przyprowadzono ośmiu chłopców, w jednakowej barwie, żywności i kompletnie, prawie wszyscy równi. Powiada przed wszystkiemi, zaproszonemi, co się z niemi stało, a do żony oburzywszy się, za ten grzech, godnabyści wprawdzie karania większego, tylko, że cię sam Bóg strzegł przeze mnie; dla tego podziękuj świętej jego opatrzności”.

Pomnik księcia Włodzimierza w Kijowie

W różnych czasach herbem, Paprzyca posługiwali się różne domy, rody, rodziny, w tym nie tylko mistrz krzyżacki Mejnhard de Querfurt w 1286 r., również familia u Nawarczyków Frances nazwana (w tym K. Niesiecki opiera się na pewną deklarację z 1642 r. ). W Polsce ten herb znany też z bardzo dawnych czasów „(…) by mienią za Bolesława Wstydliwego, z tej zaś okazji miał być nabyty”, opisany w „Klejnotach” Jana Długosza pod nazwą Kuczaba. Wiadomo to ze źródeł historycznych 1397 r.

Na terenie współczesnej Ukrainy wspomnienie o herbie Paprzyca jest połączone nie tylko z historią o wyprawie św. Brunona do Kijowa, wspomniany również na ziemi rówieńskiej (od 1650 r. ). Można też spotkać ten herb w wykonaniu płaskorzeźby na kilku niezniszczonych nagrobkach, na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Historie z tym powiązane ciekawe i pożyteczne. Zresztą, każdy (świętym może być) według słów znanej piosenki.

Pamięć o św. Brunonie nie zobowiązuje do budowania pomników monumentalnych. Przed rozwaleniem „ muru berlińskiego” w NRDowskim Erfurcie, czyli Kwerfurcie, gdzie ten święty się urodził pomnika nie było. Natomiast w 1963 roku w Polsce św. Bruno został patronem diecezji łomżyńskiej, na terenie której zobowiązuje uroczystość. W Kijowie o św. Brunonie od dawna przypomina pomnik, wzniesiony na wzgórzu naddnieprzańskim, św. Włodzimierzowi w postaci opartego o krzyż tego wielkiego księcia kijowskiego i wpatrującego się w dal Wschodu, jakoby oczekującego objawienia z nad Uralu lub Wołgi Pieczyngów, ochrzczonych przez św. Brunona.

Aleksander Niewiński
Tekst ukazał się w nr 1 (101) 15-28 stycznia 2010

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X