O Hucułach, przyszłości i planetach Wodospad Huk na rzece Rybnicy w Kosowie, NAC

O Hucułach, przyszłości i planetach

Ilustrowany Kurier Codzienny, chociaż ukazywał się w Krakowie, był również we Lwowie pismem popularnym. Na swoich łamach zamieszczał także informacje z naszych terenów.

W latach 1920. działało Polskie Towarzystwo Opieki nad Kresami. W 1923 r. postanowiło ono zorganizować ogólnopolską imprezę kresową, zatytułowaną Wielki tydzień Kresowy w Polsce.

W całym państwie odbędzie się w dniach od 23 do 30 września br. wielki tydzień kresowy, którego cel wyjaśnia nam następująca odezwa wydana przez Zarząd Pol. Tow. Opieki nad Kresami:

OBYWATELE POLACY!

Granice Wschodniej Rzeczypospolitej Polskiej wywalczono siłą oręża polskiego, zdobyte krwią i blizną żołnierza polskiego, uświęcone mogiłami naszych synów i braci, stały się nienaruszalne na mocy międzynarodowych aktów.

W granicach tych jednak mamy całe połacie kraju, niedostatecznie dotychczas przez wpływ kultury polskiej przeniknięte, słabo zaludnione, opanowane w znacznej mierze przez czynniki wrogie Państwu i narodowi polskiemu.

Błędy i zaniedbanie czteroletniej polityki, osłabiły na kresach Rzeczypospolitej wpływ i znaczenie kultury polskiej, utrudniły rozwój żywiołu polskiego. Wzmocnić te wpływy kultury polskiej na kresach, zwłaszcza Wschodnich, podnieść i umocnić powagę i urok Władz polskich i mienia polskiego wśród ludności tamtejszej – oto zadanie, wobec którego stoi obecnie cały oświecony i uświadomiony ogół polski.

Pamiętać bowiem powinniśmy, że tak zw. Kresy, czyli ziemie, położone na wschód od rdzennej Polski, stanowią integralną część Rzeczypospolitej, stanowią niezbędną i konieczną część Państwa Polskiego.

W jednym z numerów wrześniowych dano rycinę, przedstawiającą Hucuła, grającego na trombicie. Miał to być wstęp do artykułu o Huculszczyźnie Co słychać na Huculszczyźnie?

Hucuł, ryc. Ilustrowany Kurier Codzienny

Huculską trombita

Rycina nasza przedstawia Juhasa huculskiego „łehinia”, grającego na olbrzymiej fujarze z drzewa t. zw. trombicie. Głos jej słychać z ogromnej odległości i pasterze porozumiewają się z jej pomocą. W lecie, rankami i wieczorami ze wszystkich połonin i szczytów rozlega się nad Huculszczyzną granie trombit.

Ludność huculska domaga się, by cała dolina Czeremoszu została przy Polsce.

Od jednego z dziennikarzy polsko-amerykańskich, który zwiedził Pokucie, otrzymaliśmy garść interesujących uwag o obecnych stosunkach w tym, mało znanym zakątku Polski.

W Polsce, a zwłaszcza w jej zachodnich stronach, w ogóle mało wie się o Huculszczyźnie. A przecież niezwykłe piękno tego zakątka naszego kraju i lud tam barwny, gościnny i nie pozbawiony pewnej rycerskości zasługują na większe zainteresowanie się naszej publiczności.

Centrum Huculszczyzny stanowi olbrzymia, w nieskończoność ciągnąca się wioska Żabie. Dotarcie jednak dzisiaj do tego malowniczego zakątka zniechęca wielu ze względu na fatalny stan tamtejszych dróg, a dodać trzeba, że jazda wozem z Kołomyi do Żabiego trwa przeszło 18 godzin.

Sprawą, która najbardziej zajmuje obecnie Hucułów jest uregulowanie granicу z Rumunią, przyczem ludność ta domaga się, aby cala dolina Czeremoszu pozostała przy Polsce.

Wysuwają również żądanie uregulowania tej rzeki, która wzbierając nagle, wyrządza ogromne szkody. Dojazd koleją na Huculszczyznę jest niezmiernie utrudniony z tego powodu, że kolej lokalna z Wyżnicу do Niepokowiec, która została jeszcze przed wojną zbudowana z funduszów małopolskich, pozostaje obecnie po stronie rumuńskiej.

Powiat Kosowski posiada ogromne bogactwa leśne. Eksploatacya bogactw leśnych odbywa się obecnie w ten sposób, że drzewo w okrąglakach spuszcza się strugami górskimi do rzeki, a dalej ładuje się je na kolej.

Na Huculszczyżnie panuje spokój, gdyż ludność tamtejsza bardzo dobra i gościnna, pragnie przede wszystkiem spokoju, usunięcia agitatorów i żąda tylko silnego i sprawiedliwego rządu. O stosunku ludności tej do Polski świadczy najlepiej pobór rekruta, który przeszedł bez żadnych trudności. Huculi najlepiej nadają się do służby przy artyleryi górskiej lub przy specyalnych pułkach górskich. Ludność huculska marzy o tem, aby pułk z pośród niej się rekrutujący posiadał specyalne odznaki. Wielkie wrażenie wśród Hucułów wywarły opowiadania członków delegacyi huculskiej w Warszawie o przyjęciu przez b. Naczelnika państwa marszałka Piłsudskiego. Wiadomości te powtarzane z ust do ust przybrały już charakter niemal legendarny. Podróż ta bowiem dała dopiero Hucułom pojęcie o wielkości i potędze państwa polskiego.

W interesie więc rządu i państwa leży wszechstronne zajęcie się tym krajem, celem wykorzystania jego naturalnych piękności i bogactw, podniesienia materyalnego ludności i uczynienia z niej fortecy polskiej idei państwowej wobec wszelkiej z zewnątrz płynącej agitacji.

Proroctwa, odgadywanie przyszłości od zawsze interesowały ludzkość. Aż tu raptem w huculskim Kosowie zdarzył się niecodzienny przypadek.

Co się stanie w Europie pomiędzy rokiem 1927, a 1942?

Przepowiednie Janiny Domańskiej, sekretarki prof. Ochorowicza.

Od dwóch miesięcy bawi w Kosowie p. Janina Domańska, sekretarka profesora Ochorowicza. U niej zbiera się prawie codziennie towarzystwo, które dla rozerwania czaru gawędzi sobie na temat różnych rzeczy, wreszcie od czasu do czasu urządza seanse. I zdarzyło się, że podczas jednej z takich pogawędek p. Domańska straciła przytomność. Wszyscy zerwali się z miejsca. Pani D. leżała nieprzytomna z otwartemi szeroko, lecz nieruchomymi oczyma. Policzki miała blade, rysy twarzy ściągnięte kurczem. Oddychała prawie niedostrzeżenie. Wśród obecnych powstało zamieszanie. Jeden z lekarzy zajął się cuceniem p. Domańskiej, lecz po chwili zaniechał tego, oświadczając, że jest to katalepsya.

Pani Domańska leżała więc dalej bez ruchu Naraz policzki pokryły się ledwo dostrzegalnym rumieńcem i p. D. poczęła mówić:

– Czy chcecie czego ode mnie?

Towarzystwo odpowiedziało, że chce wiedzieć jaka będzie przyszłość Europy.

Po chwili p. Jadwiga Domańska, zaczęła mówić głośno i dobitnie:

– Chcecie ujrzeć przyszłość Europy — a więc słuchajcie. Na Zachodzie zwycięski kogut galijski poskromi czarnego orla, choć ten przywdzieje hełm stalowy. Francya zatryumfuje ponownie i ostatecznie. W r. 1927 w Paryżu zjawi się geniusz, przed którym chylić się będą wszystkie ludy świata romańskiego. Człowiek ten wprowadzi w życie wielkie reformy społeczne i polityczne i stworzy unię narodów romańskich.

Wielkie mocarstwo morskie (Anglia – przyp. Red.), które walczyło u boku Francyi, usunie się w cień dumnego odosobnienia i od tej chwili zacznie się upadek tego państwa. Stopniowo bezlitośnie, zamorskie dominia wyrzekną się swej macierzy i oto w r. 1942 stara metropolia znajdzie się samotna i opuszczona przez wszystkich.

Polska spełni takąż rolę na Wschodzie, jak Francya na Zachodzie. Polska jest sercem narodów. Nie zapominajcie o tem! Skończyłam.

Wypowiedziawszy te słowa, pani Domańska zadrżała gwałtownie, lecz zdążono ją podtrzymać. Po chwili przemówiła.

– Możecie rozmawiać. Ja już nie śpię. – Była wyczerpana, raziło ją światło i czuła pragnienie. A więc mamy przed sobą przyszłość Europy. Czekajmy – a dowiemy się prawdy.

Prawdę mówiąc – co nieco z tej przepowiedni się spełniło.

„Czy jest życie na Marsie?” – to pytanie od zawsze nurtowało ludzkość. Teraz po tej planecie chodzą łaziki i nad nimi latają drony, badające warunki. A jak spoglądano na Mars i inne planety przed wojną?

Czy planety są zamieszkałe?

Kwestya zamieszkania planet zajmowała już od dawna umysły ludzkie i stała się niejednokrotnie przedmiotom nie tylko fantastycznych powieści, lecz także badań ściśle naukowych.

Któż z nas nіе pochłaniał swego czasu z zapartym tchem znanej trylogii Żuławskiego? Kogo w zachwyt nie wprawiały naukowe fantazye Flammariona, czy grozą nie przejmowały apokaliptyczne wizye Wellsa?

Pod względem naukowym największą popularnością cieszyły się t. zw. kanały na Marsie, a nawet znajdywały wiarę pogłoski o jakichś tajemniczych falach elektrycznych, chwytanych przez ziemskie radiostacye, a wysyłanych rzekomo gdzieś z astralnych przestworów.

Otóż główny powód do tych рrzypuszczeń, teorii i fantazyi dały wtaUi* owe kanały na Marsie, co do których panowała skłonność uznania ich za sztuczne budowle, a to prowadziło w następstwie do przyjęcia istnienia jakichś istot rozumnych na Маrsie. Znany astronom Svante Arrhenius badał kwestyę zamieszkania planet i doszedł w ostatnim czasie do ciekawych wyników. Twierdzi on, że Mars nie może być zamieszkały.

Wynika to z następujących okoliczności. Średnia temperatura planety Ziemi wynosi plus 16 stopni C, a na równiku podnosi się nawet do 27 stopni. Średnia zaś temperatura planety Marsa leży znacznie niżej od punktu zamarzania; należy przypuszczaj że wynosi ona minus 40 stopni C., najwyższą zaś prawdopodobnie plus 8 stopni. Atmosfera Marsa ma być bardzo uboga w tlen i parę wodną, tak, że panuje tam stale suchy klimat pustynny. Różnice temperatury we dnie i w nocy mają być tak olbrzymie, że nie może tam powstać i utrzymać się życie biologiczne. To, co ludzie przywykli uważać za kanały na Marsie, są wielkimi rozpadlinami, które na ziemi można spotkać we Wschodniej Afryce, Kalabrii i Szwecji.

Jedyna tylko Wenus, co do której pozostają przypuszczenia istnienia warunków, umożliwiających życie organiczne. Svante Arrhenius przytacza obecnie cały szereg faktów, które nie przemawiają przeciwko zamieszkalności tej planety. Według ostatnich danych musi panować tam temperatura nie przekraczająca 47 stopni C. Jednak wilgoć jest znacznie większa niż na ziemi, skutkiem czego gęsta i bogata w parę atmosfera Wenus pochłania znaczną część słonecznego światła. Wydaje się, że na biegunach planety panują średnie temperatury, odpowiadające naszym w okolicach podrównikowych.

Istnieją tam więc warunki, w których można byłoby mówić o rozwoju wyższych organizmów.

Planety planetami, a na ziemi też jest wiele rzeczy, „które nie śniły się nawet filozofom”. Niektóre z nich próbowano wytłumaczyć naukowo…

Niezwykle opady niebieskie

Do zjawisk przyrody, które długi czas uchodziły za jakieś cudowno fakta, należą spadające z nieba różne substancye i istoty świata zwierzęcego, czy roślinnego.

Takim najczystszym fenomenem jest deszcz krwawy. Bez wątpienia musi się to wydawać dziwną rzeczą, gdy się nagle widzi siadające krwawe strugi, które przypominają w zupełności „ten szczególny sok” – jak poeta nazwał krew. Nic dziwnego, że lud uważa taki deszcz za karę Bożą, która należy jak najprędzej odwrócić modlitwami i procesjami. Taki krwawy deszcz można dziś obserwować szczególnie w wulkanicznych okolicach. Pochodzenie jego jest jednak bardzo niewinne. „Krew” ta, obserwowana pod mikroskopem, okazuje się niczym innym, jak tylko masą złożoną z malutkich mikroskopijnych roślinek najniższego rzędu gatunku glonów. Te krwawe glony barwią jeszcze dzisiaj śnieżne pola Alp i podbiegunowe śniegi.

Krwawe te opady są bardzo często połączone z opadami popiołów. Popioły te pochodzą z wulkanów i potrafią się przenosić z wiatrem nawet tysiące kilometrów.

Jeden z przyrodników opowiada następującą przygodę: „Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdym obozował w dzień majowy na łące Szwarzwaldu. Nagle, nad przeciwległym lasem podniósł się żółtoszary dym. Czy się tam pali? — pomyślałem. Nagle zaczął padać rzęsisty deszcz i cała łąka pokryła się żółtym nalotem. Ten pył bardzo był podobny do siarki i spadał wraz z prawdziwym deszczem wśród błyskawic i piorunów. „Oto mamy deszcz siarki i ognia, który spalił występne miasta Sodomę i Gomorę – pomyślałem”.

Jakie różne dziwy nie spadają z nieba! Niejeden mógł zauważyć po silnym deszczu drogę pokrytą malutkimi, cienkimi jak struna robaczkami. Lud wierzy w deszcz robaków. Naturalnie niema tu mowy o deszczu tylko o fakcie, że te robaki całkiem porostu wyłażą z ziemi lub z trupów owadów, na których żerują. Albo deszcz żab i ropuch. Straszne o tym historye opowiadają dawni kronikarze, którzy nam zachowali nawet ryciny przedstawiające podobne fenomeny. Jeżeli jednak znamy ogromną płodność samic żabich, to wyda się nam zrozumiałem, że z jednej bajury może wyleźć taka masa żab i pokryć ziemię tak, że wydaje się jakoby spadły z deszczem.

Ze zbożem w Polsce zawsze są kłopoty – raz jest go za mało, raz za dużo. Przed wojną też były problemy, a starali się na tym zarobić nieuczciwi „spekulanci wywozowi”…

Nie możemy wywozić zboża!

Tak mówią poznaniacy – w najlepszym razie tylko 60 000 wagonów i to dopiero na wiosnę.

Od kilku dni prasę obiegają uporczywie infomacye „statystyczne”, wyliczając, że z Polski, wobec tegorocznego urodzaju, można wywieźć 120 tysięcy wagonów zboża, a według innych źródeł nawet 400 tys. wagonów. Informacje te wychodzą naturalnie od zainteresowanych w eksporcie spekulantów wywozowych. Zanim kwestia wywozu zboża rozstrzygniętą zostanie przez decydujące instytucye rządowe, należy zastanowić się nad podstawą cyfr, ile w tej zbywającej ilości 400 tys. wagonów może być prawdy.

Bardzo intrygujące w tym kierunku znajdujemy obliczenia poświęcone tym kwestiom w artykule „Kuryera Poznańskiego”, głównego pisma wybitnie rolniczej dzielnicy pruskiej, jedynej dzielnicy Polski, której produkcya zboża przewyższa naprawdę własną konsumpcję. Otóż „Kuryer Poznański” na zadane pytanie: czy możemy wywozić w tym roku zboże zagranicę, odpowiada stanowczo — nie!, a nawet idzie jeszcze dalej i stwierdza, że Polska krajem eksportującym zboża chlebowe stanowczo być nie może, nie ma bowiem po temu warunków naturalnych.

Przed wojną obszar zasiewowy zbóż chlebowych na całym terenie obejmował w całej Rzeczypospolitej, łącznie z Górnym Śląskiem, Ziemią Wileńską i obszarem Gdańska, który również wchodzi do naszej sfery gruntowej, wynosił 6 515 000 ha, co stanowiło 88,4% wszystkich gruntów ornych; zbiór wynosił 78 160 000 cent., czyli 12 centnarów metrycznych z jednego hektara. Przy takiej produkcyi była tylko dzielnica Pruska i wywoziła nadmiar po zaspokojeniu swej konsumpcji. Małopolska zaś i Kongresówka musiały przywozić zboże. Swoim nadmiarem Prusy pokrywały niedobór zbożowy Niemiec, plus Gdańsk, który też importował zboże. Przy takim zestawieniu tych cyfr widzimy, że nadwyżka wywozu do Маłopolskі i Kongresówki wynosi tylko 1 800 000 centn., czyli około 18 000 wagonów. Z tego widzimy, że do tych 120 tys. wagonów, a tem bardziej do 400 tys. jest przestrzeń olbrzymia.

Zatem już przed wojną Polska właściwie wywozić zboża nie mogła, bo nie miała z czego. Obecnie, po wojnie, stosunki produkcyi w rolnictwie właściwie się nie poprawiły, lecz pogorszyły. Zbiory zbóż w 1921 r. wyniosły zaledwie 70% przedwojennych zbiorów z r. 1913, a zbiory w 1922 r. – 82,5%. Mamy nadzieję, ze rok bieżący będzie niewątpliwie lepszy.

To dopiero był popis koncertowy, gdy zagrało 16 orkiestr wojskowych w Krakowie

Wczoraj miał Kraków pewnego rodzaju atrakcyę. Oto koło godz. 6 popoł. zaczęty się zbierać przed gmachem komendy obozu warownego orkiestry wojskowe w liczbie 15, które przybyły do Krakowa, by wziąć udział w zapowiedzianym koncercie.

Punktualnie o godz. 6 orkiestry, rozdzieliwszy się na dwie grupy, ruszyły ulicami miasta. Jedna grupa ruszyła ulicami: Grodzką, Podzamczem, Straszewskiego, Wolską, Garncarską, Krupniczą, Szujskiego, Rajską, Karmelicką, Dunajewskiego, Basztową, Szpitalną, Rynkiem, Linią A—В, C—D, koło odwachu; druga grupa kierowała się ulicami: Grodzką, Rynkiem koło odwachu, Szpitalną, Basztową, Dunajewskiego, Karmelicką, Rajską, Szujskiego, Krupniczą, Garncarską, Wolską, Straszewskiego i Franciszkańską.

Obie grupy na godz. 8 wróciły ul. Grodzką pod komendę obozu warownego przy ul. Magdaleny. Długie godziny wczorajszego wieczoru napełniała miasto muzyka kilkunastu orkiestr wojskowych. W blasku pochodni i latarń błyszczały instrumenty muzyczne. Tłumy ludzi towarzyszyły orkiestrom, mijającym się na ulicach.

Sensacyę, jak zwykle wywołał widok orkiestry ułańskiej na dziarskich, białych koniach. Serca się rwały i uderzały w takt marszów, w każdym obudził się żołnierz mimowiednie. Orkiestry grały ogromny repertuar i niewątpliwie osiągną pełny sukces na dzisiejszym i jutrzejszym koncercie.

Ryciny, które tu zamieszczamy, są oryginalne i podawano je na pierwszej stronie z krótkim opisem. W 1923 r. fotografii w prasie jeszcze nie było i tak IKC realizował pierwsze słowo swojej nazwy – Ilustrowany.

Ciekawy i potrzebny wynalazek, Ilustrowany Kurier Codzienny

To coś bardzo dobrze nam znanego – Ciekawy i potrzebny wynalazek

Interesujący ten przyrząd składa się z rurki zrobionej z kwarcu, nagiętej na kształt gruszki, w środku której znajduje się drut z niklu chromowego, jako opornica. Rurkę tę można ogrzać prądem elektrycznym do temperatury 700 stopni bez obawy stopienia, ponieważ kwarc topi się przy temperaturze 2100.

Rurka ta włożona do płynu, powoduje szybkie gotowanie się go. Płyn może być też i kwaśny. Nadaje się do laboratoryów, urzędów, i t p. instytucyj. Ponieważ tuba świeci, może być równocześnie użyta jako lampa do kontrolowania gotującego się płynu.

Pierwszy załadunek w porcie Gdyni, Ilustrowany Kurier Codzienny

Pierwszy załadunek w porcie Gdyni 

Załadowanie w porcie w Gdyni francuskiego okrętu „Kentucky” o tonażu 7.000 ton, wywołało wielkie wrażenie w kołach fachowych. Mimo trudności finansowych, roboty w porcie postępują naprzód tak, iż w ciągu 2 miesięcy dokończone będzie zasypywanie kamieniami mola i ułożenie na nim szyn normalnotorowych, jak również przeprowadzona zostanie do końca mola elektryczność i wodociągi. W ten sposób w jesieni będzie port gdyński uruchomiony dla okrętów oceanicznych o tonażu 10.000 ton, zaś pociągi kolejowe będą mogły dochodzić do końca mola, wybiegającego na 600 metrów w głąb morza.

Rycina nasza przedstawia ogólny widok portu w Gdyni; u góry wielki parowiec oceaniczny francuski „Kentucky” o tonażu 7.000 ton, podczas załadowywania w porcie Gdyni

Lokomocja w Berlinie, Ilustrowany Kurier Codzienny

Lokomocja w Berlinie 

Ponieważ wszystkie środki lokomocyjne w Berlinie stały się wprost zawrotnie drogie, tak że na dorożkę lub tramwaj nieliczne tylko jednostki posiadające szlachetną walutę pozwolić sobie mogą. Tak więc ludzie radzą sobie w ten sposób, że w kilka osób jeżdżą na rowerach i motocyklach.

 

 

 

 

 

 

 

Kły mamuta do sprzedania

Na wielkim dorocznym jarmarku w Lipsku wystawiono na sprzedaż olbrzymie kły przedhistorycznych mamutów.

 

Została zachowana oryginalna pisownia.

Opracował Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 18 (430), 29 września – 16 października 2023

X