O dawnych i współczesnych pastorałkach

O dawnych i współczesnych pastorałkach

Rozmowa Anny Gordijewskiej z Mariuszem Olbromskim, pisarzem i muzealnikiem, animatorem działań kulturalnych.

Porozmawiajmy o pieśniach o charakterze religijnym we Lwowie i na Kresach, które kształtowały się u nas od wieków w okresie Bożego Narodzenia. Kiedyś już rozmawialiśmy o kolędach, szczególnie tych dawnych. Później dialog ten ukazał się w książce wydanej dwa lata temu we Lwowie „Kresowa bałagułka”. Zwracał Pan wówczas szczególnie uwagę na prastare kolędy pisarzy związanych biografią ze Lwowem i Kresami, między innymi na postać i twórczość Franciszka Karpińskiego, poety okresu Oświecenia, rodem z Pokucia, twórcy tekstu kolędy „Bóg się rodzi”. Kontynuując ten temat porozmawiajmy o pastorałkach. Zacznę może zatem od pytania: co to jest pastorałka i czym się różni od kolędy, bo dla wielu ludzi nie jest to jasne?

Słowo „pastorałka” wywodzi się od łacińskiego „pastoralis”, czyli „pasterski”. To też kolęda, ale jej szczególny rodzaj. Pastorałki były dawniej wykonywane przez wędrowne grupy kolędnicze składające się z muzyków, śpiewaków, przeważnie młodych ludzi, uczniów szkół, żaków, a następnie studentów naśladujących w jakimś sensie biblijnych pastuszków. Pastorałki nawiązywały bezpośrednio swą treścią do wędrówki zadziwionych pasterzy do Betlejem, do żłóbka, miejsca narodzin Bożej Dzieciny, zdarzeń opisanych w wersetach 8–20 II rozdz. Ewangelii św. Łukasza. W naszej kulturze kolędy te przybrały szczególnie piękny i głęboko religijny charakter. Są proste, a zarazem pełne specyficznych realiów rodzimych, zarówno językowych, jak i topograficznych, obyczajowych i historycznych. Niekiedy są udramatyzowane. Wspomina się w nich przede wszystkim o Dzieciątku, Świętej Rodzinie, ale też często z czułością o zwierzętach w stajence, sianku, roślinach, najbliższym otoczeniu narodzonego Jezusa, co niewątpliwie wskazuje też na związek ideowy pastorałek z postacią św. Franciszka z Asyżu.

Przez wieki zrosły się one z też z naszą duchowością, a zarazem z niej wypływają. Choć mają często charakter lokalny, regionalny to jednak te najpiękniejsze stały się powszechnie znane, są częścią naszej kultury narodowej. Niekiedy zawierają ciekawą warstwę historyczną, folklorystyczną, zależnie od regionu, gdzie powstawały i gdzie ją wykonywano.

Jedną z najstarszych pastorałek, której tekst przypisywany jest jezuicie ks. Piotrowi Skardze jest kolęda „W żłobie leży”. Choć jest powszechnie znana, przytoczę dla zwrócenia uwagi Czytelników na jej pasterski charakter choćby początek:

W żłobie leży, któż pobieży
Kolędować Małemu?
Jezusowi, Chrystusowi,
Dziś nam narodzonemu?
Pastuszkowie przybywajcie,
Jemu wdzięcznie przygrywajcie,
Jako Panu naszemu.

My zaś sami z piosneczkami
Za wami się śpieszymy,
I tak tego, maleńkiego,
Niech wszyscy zobaczymy (….)

Dodać jeszcze trzeba, że ks. Piotr Skarga w swym bogatym w liczne i wybitne dzieła życiu był szczególnie związany ze Lwowem, bo w katedrze po raz pierwszy dał się poznać jako wybitny kaznodzieja. W 1565 roku został subdiakonem katedralnym i kaznodzieją katedralnym. Następnie objął probostwo w Rohatynie w dawnym województwie stanisławowskim. Później wrócił do Lwowa, gdzie rozpoczął działalność charytatywną na rzecz chorych. Po siedmiu latach pracy wyruszył ze Lwowa do Rzymu. Dopiero później pod koniec życia jako kaznodzieja królewski głosił swe kazania w Warszawie, także te dziś jakże sławne „Kazania sejmowe”.

Jakie nasze pastorałki o charakterze regionalnym są najbardziej znane?

Na przykład taką pastorałką jest góralska kolęda „Oj, malucki, malucki”. Autor tekstu ani kompozytor tej pastorałki nie są znani. Wiadomo tylko, że została ona odnotowana w rękopisach franciszkańskich z Krakowa w XVIII wieku, a wiec śpiewano ją już przed trzema wiekami. Ale może jest jeszcze starsza, bo ten zapis krakowski przecież mógł być tylko utrwaleniem starej tradycji. Obecnie pastorałka ta jest wykonywana przez najsławniejsze zespoły i solistów, a lista wykonawców jest zbyt długa, abym mógł ją choćby pobieżnie przedstawić. Ale pastorałka ta jest też jedną z najbardziej popularnych kolęd śpiewanych na spotkaniach rodzinnych w okresie bożonarodzeniowym w domach. Tekst jej wzywa właśnie do śpiewania, ale i do grania:

Oj, Malucki, Malucki, Malucki, jako rękawicka
Alboli tez jakoby, jakoby kawałecek smycka
Śpiewojcież i grojcież Mu
Dzieciątku
Małemu, Małemu (…).

Trzeba wspomnieć, że była ona szczególnie ulubiona przez Ojca Świętego Jana Pawła II, który – jak wiadomo – urodził się w Wadowicach na Podbeskidziu, często wędrował po górach i umiłował sobie szczególnie nie tylko Karpaty, ale i mieszkańców gór, gwarę góralską, tamtejszych artystów ludowych. Dla mnie echem owego kolędowania także wśród gór, owych wędrówek po wierchach i dolinach już od najmłodszych lat Karola Wojtyły są strofy z jego młodzieńczego tomu wierszy „Renesansowy psałterz”. W jednym z fragmentów wiersza zatytułowanym „Mouskie (Symfonia) czytamy:

– i gdzieś tam grają pastuszkowie,
i gdzieś tam grają po dolinie –
czy to przyszli aniołkowie
zwiastować? – piosenka płynie (…)
– Graj, fujareczko, na hali –
juhasie , raduj ucho!
O, usłyszmy cię w dali,
radości Pan Bóg słucha.

Ważny jest dopisek pod tym tekstem „natchnięte i spisane 31.XII.1938”, a więc z pewnością wiersz ten powstał w okresie Bożego Narodzenia. Warto też wspomnieć, że w swych licznych wędrówkach po Karpatach już jako młody ksiądz Karol Wojtyła wędrował też niejednokrotnie w Bieszczady wraz z grupami młodzieży. Bywał w pustelni Jana z Dukli, jak wiadomo, patrona Lwowa. To zastanawiające, jak wieloma faktami swego życia ks. Karol Wojtyła Jan Paweł II był w przedziwny sposób powiązany z dziejami archidiecezji lwowskiej. To nie tylko Jego znana powszechnie wędrówka do Lubaczowa w czerwcu 1991 roku, ówczesnej stolicy arcybiskupów lwowskich, a także Jego wcześniejsze przyjazdy do tego miasta, czy historyczna pielgrzymka do Lwowa w czerwcu 2001. Ale wiele jeszcze innych zadziwiających faktów. Właśnie też z Dukli, po modlitwach, już jako krakowski kardynał Karol Wojtyła wyruszył do Rzymu na konklawe. Po latach powrócił do Dukli już jako Ojciec Święty Jan Paweł II, by kanonizować Jana z Dukli, jak wiadomo patrona Lwowa, złączonego z tym miastem biografią i modlitwą. W czasie swej szóstej pielgrzymki do Ojczyzny na uroczystej Mszy św. kanonizacyjnej w Krośnie 10 czerwca 1997 Jan Paweł II mówił, między innymi: „Dziękuję Bogu za to, że kanonizacja błogosławionego Jana z Dukli może mieć miejsce na jego rodzinnej ziemi. Imię jego, a zarazem chwała jego świętości związane są na zawsze z Duklą, starym, niewielkim miastem, położonym u stóp Cergowej oraz pasma Beskidu Średniego. Te góry i to miasto są mi dobrze znane z dawnych lat. Wędrowałem tędy wielokrotnie albo w stronę Bieszczad, albo też w kierunku przeciwnym, od Bieszczad, poprzez Beskid Niski, aż do Krynicy. Mogłem też poznać tutejszych ludzi, uprzejmych i gościnnych, chociaż czasem trochę zdziwionych gromadą młodzieży wędrującej z ciężkimi plecakami po górach. Cieszę się, że mogłem jeszcze tu powrócić i właśnie tu pod Cergową ogłosić świętym Kościoła katolickiego waszego rodaka i ziomka. Jan z Dukli jest jednym z wielu świętych i błogosławionych, którzy wyrośli na ziemi polskiej w ciągu XIV i XV stulecia. Byli oni wszyscy związani z królewskim Krakowem. Przyciągał ich krakowski Wydział Teologiczny, powstały za sprawą królowej Jadwigi przy końcu XIV wieku. Ożywiali miasto uniwersyteckie tchnieniem swojej młodości i swojej świętości, a stamtąd wędrowali na wschód. Przede wszystkim drogi ich wiodły do Lwowa, tak jak Jana z Dukli, którego większa część życia upłynęła w tym wielkim mieście i ośrodku złączonym z Polską bardzo bliskimi więzami zwłaszcza od czasów Kazimierza Wielkiego. Jest św. Jan z Dukli patronem miasta Lwowa i całej lwowskiej ziemi”.

Św. Jan z Dukli w roku 1463 r. przybył do Lwowa, szukał więzi z Bogiem, żarliwie się modlił. Spowiadał, a także głosił kazania, był wybitnym kaznodzieją. Pełnił też urząd kustosza kustodii – przełożonego franciszkańskiego okręgu lwowskiego. W wieku 60 lat, w roku 1463 przeszedł do surowszej gałęzi zakonu franciszkanów, zwanej w Polsce bernardynami (od imienia św. Bernardyna ze Sieny). Zyskał wśród lwowian za swą żarliwą wiarę i pokorę, życie ascetyczne ogromny szacunek. Wykonywał najprostsze prace w ogrodzie i kuchni. Nawet gdy cierpiał pod koniec życia, stracił wzrok i miał chore nogi, do końca pełnił swe obowiązki duszpasterskie, budując braci nieustanną modlitwą i kapłańską gorliwością. Zmarł we Lwowie 29 września 1484 r. otoczony powszechną opinią świętości.

No dobrze, ale chyba odbiegamy nieco od tematu, mieliśmy mówić o pastorałkach.

Otóż niezupełnie, bo warto podkreślić, że zapewne jedne z pierwszych pastorałek na terenie Rzeczypospolitej były śpiewane w kościele bernardyńskim przy żłóbku Pana Jezusa we Lwowie, gdzie szukał nieustannie więzi z Bogiem i modlił się właśnie Jan z Dukli. Trzeba dla ciągłości mego wywodu jeszcze powiedzieć, że w latach wspomnianej działalności religijnej Jana z Dukli lwowskim arcybiskupem łacińskim był Grzegorz z Sanoka żyjący w latach 1407–1477. Zanim został arcybiskupem wiele podróżował, trafił, między innymi, do Rzymu, gdzie na dworze papieża Eugeniusza IV poznał najnowsze prądy umysłowe, jakie zrodziły się i panowały wówczas w Italii. Po powrocie do kraju w 1450 roku i objęciu arcybiskupstwa zasłynął jako twórca pierwszego w całej wielkiej Rzeczypospolitej renesansowego dworu w założonym przez siebie mieście Dunajów w pobliżu Lwowa. Organizował tam spotkania humanistów: uczonych, literatów, teologów. Sam był też poetą, twórcą epigramatów, historykiem. Zaprosił on także do Dunajowa sławnego włoskiego humanistę Filippo Bounaccorsi zwanego Kallimachem. Zanim Kallimach przeniósł się na Wawel i został doradcą króla Jana Olbrachta, był właśnie przez pewien okres we Lwowie i w Dunajowie, gdzie też tworzył. Spod pióra Kallimacha wyszły nie tylko miłosne elegie do Fanni, mieszczki lwowskiej, pierwsze tego rodzaju utwory na terenie Polski, ale też wiersze hagiograficzne, między innymi o św. Stanisławie. Arcybiskupowi i swemu opiekunowi Grzegorzowi z Sanoka zrewanżował się cennym dziełem pisanym po łacinie pod tytułem „Życie i obyczaje Grzegorza z Sanoka”, które ukończył w r. 1476. Kallimach przedstawił w nim arcybiskupa jako wybitnego humanistę, myśliciela, męża stanu i żarliwego religijnie księcia Kościoła. Właśnie w tej wspomnianej biografii pisze, że w pewnym okresie obserwantów św. Franciszka czyli bernardynów oskarżono we Lwowie przed arcybiskupem Grzegorzem z Sanoka o to, że ściągają do swego kościoła ludzi w dzień Bożego Narodzenia nowymi i nieznanymi ceremoniami religijnymi. A mianowicie w świątyni bernardyńskiej „wystawiają wołu i osła oraz żłobek z nowo narodzonym Dziecięciem”. Kanonicy lwowscy byli tym oburzeni. Na co arcybiskup miał – jak pisze Kallimach – odpowiedzieć: ,,Wy to samo możecie zrobić, a nawet, jeśli się wam podoba, dodajcie pasterzy i owce w radosnych dokoła podskokach. Któż bowiem powstrzymuje albo przynajmniej ma powstrzymać rozbudzanie w ludziach w jakikolwiek sposób pobożności i religijności, którą wy mi każecie ograniczać”.

Właśnie też Kallimach przedstawił w swym łacińskim wierszu „Evocatio ex rure in civitatem pro Natali Christi ad Gregorium Sanoceum” (Wezwanie ze wsi do miasta na Boże Narodzenie do Grzegorza z Sanoka) scenę z bernardyńskiego żłobka z Jezusem, Maryją, Józefem, Trzema Królami i pasterzami.. Opisał w tym utworze żywiołową radość pasterzy z narodzin Dzieciątka tymi słowami:

Rozradowani pasterze trzód skaczą z donośnym krzykiem
I jak chce zwyczaj wieśniaczy śpiewają, że przyszedł Ojciec
Rzeczy i świata i przyniósł pokój dla wszystkich na ziemi.
Oni nie wątpią, że w bóstwa tak potężnego bliskości
Wilki krwiożercze nie mogą tknąć stada, więc pozwalają
Trzodzie swej młodej bez żadnej ochrony błądzić po trawie. (…)

Mamy wiec w tym wierszu typowe też dla pastorałek połączenie przekazu biblijnego z realiami i scenami lokalnymi. Znajdujemy też w tym utworze nawiązanie do biografii św. Franciszka, który miał pobłogosławić znakiem krzyża złego wilka, który atakował ludzi, i zmienić go rozmową, łagodnym głosem, oswoić, aby nikomu nie czynił zła. Jak wiadomo w swej „Pieśni słonecznej” św. Franciszek brata się ze wszystkimi stworzeniami i żywiołami, nazywając ich „braćmi” i „siostrami” jako tworami Stworzyciela. W jednym z fragmentów czytamy:

„Pochwalony bądź, mój Panie, ze wszystkimi Twymi stworzeniami,
nade wszystko z panem bratem Słońcem,
bo jest on lampą dnia i nim rozświetlasz naszą drogę”.

Rzeczywiście, tekst Kallimacha z roku 1476 wspomina o żywej szopce u lwowskich bernardynów. Jest to więc prastara tradycja, która w naszym mieście ma już ponad 500 lat.  

Tak, jak najbardziej. Przypuszcza się obecnie, że polskie pastorałki narodziły się właśnie w środowisku franciszkanów, którzy zaprowadzili u nas zwyczaj urządzania w kościołach w okresie Bożego Narodzenia szopek, przy których zgromadzeni wierni śpiewali okolicznościowe pieśni. Były przy żłobku też zwierzęta. W przekazie Kallimacha mamy tego potwierdzenie. Trzeba przypomnieć, że tradycja tworzenia szopek bożonarodzeniowych sięga czasów życia i działalności św. Franciszka z Asyżu, który jako pierwszy zorganizował żywą szopkę 24 grudnia 1223 roku w Greccio. Z zachowanych przekazów wiemy, że była naturalnej wielkości i składała się z żywych zwierząt i przedstawiających Świętą Rodzinę ludzi. Franciszek chciał w ten sposób przybliżyć wiernym tajemnicę zbawienia i pobudzić ich wiarę. Ale jest w tym też wyrażona miłość do zwierząt św. Franciszka, których nazywał „braćmi mniejszymi”. Później ten zwyczaj budowania szopek przeniósł się na inne kraje Europy. Z biegiem lat i wieków szopki były stopniowo rozbudowywane, coraz bardziej urozmaicane. Także w naszych czasach. Wspomnę choćby ogromnych rozmiarów, co roku inne, szopki w Watykanie. Także tę w otoczeniu strzelistych świerków przywiezionych z Tatr za pontyfikatu Jana Pawła II. Choć wszystkie one służą jak przed wiekami temu samemu, a mianowicie przypomnieniu przedwiecznej historii z Betlejem i pobudzeniu rozmyślań o tym fakcie i modlitw. Wciąż rodzą się nowe pomysły. Jak wiadomo obecnie w wielu domach znaleźć można pod choinką niewielkie, często cenne artystycznie, ciekawe szopki. Mamy też w Polsce wiele ruchomych szopek. Należy chyba przypuszczać, że właśnie przy szopkach zaczęto śpiewać pierwsze pastorałki. Do Polski tradycja tworzenia szopek trafiła prawdopodobnie właśnie za sprawą zakonników franciszkańskich (bernardynów) już w XIII wieku najpierw do Krakowa. Ale to lwowskie, kallimachowe świadectwo, o którym wspominałem, jest też bardzo stare i bardzo cenne.

Jakie były najsławniejsze pastorałki już w czasach współczesnych?

Z czasem pastorałkami nazwano nie tylko jedną kolędę, ale niekiedy całe przedstawienia. Jedną z najsławniejszych w XX wieku było misterium „Pastorałka” Leona Schillera, znakomitego reżysera, jednego z najwybitniejszych w dziejach naszego teatru. Trzeba wspomnieć, że w okresie międzywojennym Lwów podziwiał jego monumentalne przedstawienia. Przypomnę, że tworzył on we Lwowie w latach 1930–1932. Był kierownikiem artystycznym i reżyserem w kilku teatrach: w Teatrze Wielkim, Rozmaitości i Małym. W tym nie tak długim okresie rozwinął swoją koncepcję teatru monumentalnego, która zaowocowała, między innymi, sławnymi realizacjami utworów wielkich romantyków: Kordiana w 1930 r. oraz Snu srebrnego Salomei Juliusza Słowackiego w 1932, a także Dziadów Adama Mickiewicza w tym samym roku. Współpracował z nim wówczas Andrzej Pronaszko malarz awangardowy, wybitny scenarzysta, a jego lwowskie realizacje wzbudziły u wielu znawców polemiki, zachwyt, zdobyły ogromne uznanie. Leon Schiller ułożył też w okresie międzywojennym scenariusz widowiska bożonarodzeniowego „Pastorałka”. Jego mądrość polegała na tym, że sięgnął do źródeł naszej religijności, po bardzo stare, z różnych wieków, z różnych miejsc teksty przedstawień, kolędy, pastorałki. Całość opracował muzycznie wspólnie z kompozytorem Janem Maklakiewiczem. Zdobył tym misterium uznanie w wielu miastach w kraju. Premiera „Pastorałki w reżyserii Leona Schillera, Heleny Buczyńskiej i Feliksa Zbyszewskiego odbyła się 24 grudnia 1922 roku w Teatrze Reduta w Warszawie. Misterium to wędrowało w Polsce przez wiele lat, było grane w najlepszych teatrach. Do wybuchu II wojny światowej „Pastorałka” wystawiana była pięciokrotnie, po raz ostatni we Lwowie w Teatrze Miejskim w roku 1934 w reż. Władysława Krasnowieckiego. W 1931 roku ukazało się książkowe wydanie „Pastorałki” opublikowane przez Instytut Teatrów Ludowych w Warszawie z podaniem wszystkich tekstów, nut do nich oraz archiwalnych źródeł tekstów i pieśni. Po wojnie często ją prezentowano w opracowaniu wielu znanych reżyserów i z udziałem plejady najlepszych naszych aktorów i muzyków w teatrach, operach, zrealizowano nagrania radiowe i telewizyjne. Mówię o tym, bo właśnie teraz, w tym roku, przypada jubileusz stulecia tego znakomitego wydarzenia.

Oczywiście o innych przedstawieniach jasełkowych i śpiewograch bożonarodzeniowych, często wysokiej próby artystycznej, można by jeszcze mówić bardzo interesująco i wiele, bo jest o czym. Także o wielu nowych pastorałkach – krótkich utworach – tworzonych przez nowe pokolenia, w nowej estetyce muzycznej i prezentowanych przez młode artystki i artystów. Tradycja łączy się ze współczesnością, która ją ubogaca. Osobną sprawą jest włączenie motywów muzycznych kolęd do swoich utworów przez genialnych kompozytorów jak na przykład przez Fryderyka Chopina, który do swego Scherza e-mol op. 20 włączył ludowy motyw kolędy „Lulajże Jezuniu, lulajże, lulaj”. Jakże pięknie wykorzystał Krzysztof Penderecki w swej II Symfonii Wigilijnej motyw kolędy „Cicha noc”. Z kolei na początku tego roku w sali koncertowej Filharmonii Krakowskiej wystąpił znakomity pianista i kompozytor jazzowy Włodek Pawlik, którego niegdyś kilkakrotnie gościłem w Muzeum A. i J. Iwaszkiewiczów w Stawisku jako dyrektor tej instytucji. Improwizował tam wtedy genialnie także na motywach kolęd. W tym roku pod Wawelem w jego reinterpretacji można było wysłuchać szesnaście najpopularniejszych polskich kolęd, przy czym artysta ten unika prostych powtórzeń, zachwyca lotną inwencją, tworząc jakby nowe, muzyczne opowieści na temat poszczególnych pieśni religijnych. Kolędy Pawlika są unikalną kreacją jego artystycznej osobowości i wymykającą się jakimkolwiek znanym w muzycznym świecie podziałom na style, gatunki, epoki. To jeszcze jedno świadectwo tego, że nasza kultura chrześcijańska jest jak drzewo. Jego korzeniami jest często bogata kultura ludowa, a koroną najwspanialsze dzieła artystyczne. Można by o tym w przyszłości snuć jeszcze wiele rozważań. Jeszcze też wypada wspomnieć o wierszach inspirowanych tradycją bożonarodzeniową wielu poetów ze Lwowa i Kresów, że wspomnę choćby: Juliusza Słowackiego, Jana Kasprowicza, Leopolda Staffa, Kazimierza Wierzyńskiego.

Ale na razie może zakończmy tę rozmowę, za którą bardzo dziękuję.

Ja również i mimo tragicznego czasu wojny, a może szczególnie właśnie dlatego, składam Redakcji oraz wszystkim Czytelnikom „Nowego Kuriera Galicyjskiego” życzenia spokojnych i szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia! Bo w tym czasie, by posłużyć się słowami Franciszka Karpińskiego: „Bóg się rodzi, moc truchleje…

Rozmawiała Anna Gordijewska

Tekst ukazał się w nr 23-34 (411-412), 20 grudnia – 16 stycznia 2022

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

X