Niezwykły jubileusz reduty kultury fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Niezwykły jubileusz reduty kultury

65 lat Ludowego Teatru Polskiego we Lwowie

Polski Teatr Ludowy we Lwowie to szczególnie piękne i ważne zjawisko artystyczne na mapie naszej kultury. Jubileusz 65-lecia, który właśnie Teatr obchodzi skłania przede wszystkim do złożenia jakże zasłużonych gratulacji Dyrektorowi Zbigniewowi Chrzanowskiemu, a zarazem całemu Zespołowi. Także do sięgnięcia pamięcią daleko wstecz, do wszystkich Tych, którzy ten Teatr w wyjątkowo trudnych okolicznościach współtworzyli. Bo minęło wiele pełnych twórczej pracy lat, a każdy miesiąc i rok działalności Teatru to niezwykły wyraz miłości i fascynacji przywiązania do wielkich tradycji lwowskiej sceny wszystkich tych, którzy Teatr współtworzyli, wspomagali i wspierali. W czasach ZSRR bardzo trudnych przecież decyzji podejmowanych przez każdego z członków Teatru wciąż na nowo – czy angażować się w dzieło dalszego tworzenia naszej scenicznej kultury i podtrzymywania jej wspaniałych tradycji we Lwowie? I co z tego wyniknie?…

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Trzeba wspomnieć, że lata tuż po II wojnie światowej były dramatyczne dla Lwowa i jego polskich mieszkańców, którzy podlegali repatriacji. Trwała ona długo, a druga repatriacja zakończyła się dopiero w 1957 roku. Stopniowo wyjeżdżali wszyscy ci, którzy uznali, że nie mają żadnych szans na pracę i dalszą choćby bardzo skromną egzystencję w swym rodzinnym mieście, w którym rodziny ich mieszkały często od wieków. Wyjeżdżali także ci, którzy przez Lwów wracali z zesłania na Syberię, do Kazachstanu, na „nieludzką ziemię”. Lwów opuściło kilkaset tysięcy osób. Przyśpieszona depolonizacja, sowietyzacja i ateizacja miasta i tej ziemi, to najbardziej dziś widoczne znamiona tamtych czasów. A jednak we Lwowie, mimo niezwykle trudnych warunków pozostało nadal – wbrew wszystkim okolicznościom – wiele tysięcy mieszkańców Lwowa polskiego pochodzenia. Postanowili mimo wszystko pozostać. Pozostała też nieliczna grupa inteligencji polskiej, jak na przykład prof. Mieczysław Gębarowicz, ostatni dyrektor lwowskiego „Ossolineum”, czy niektórzy przedwojenni nauczyciele szkół polskich. Dla dzieci polskiego pochodzenia pozostałych we Lwowie tysięcy mieszkańców zostały utworzone więc szkoły niezbyt precyzyjnie nazwane „polskimi szkołami”, bo nauczano w nich po polsku, ale oczywiście według sowieckich programów nauczania. Była to szkoła numer 10 św. Marii Magdaleny, przy ulicy Puszkina, zwana „Magdusią”, szkoła nr 24 wówczas przy ulicy Majakowskiego oraz szkoła nr 30 przy ul. Kujbyszewa. W sytuacji zupełnej likwidacji świetnych często instytucji polskiej kultury we Lwowie, o których by wiele można pisać, życie kulturalne polskiej społeczności tliło się w prywatnych domach i mieszkaniach, a także we wspomnianych szkołach. W oparciu o środowiska tych szkół powstał teatr, którego początki były nader skromne.

W cennej monografii pióra Janusza Wasylkowskiego „Teatr z ulicy Kopernika” o tamtym okresie czytamy: „Przy szkołach powstały kółka dramatyczne, organizowano wieczory recytatorskie, orkiestry; były to lata powojenne 1946–1950. Kółko dramatyczne ze szkoły nr 24, pod kierownictwem Piotra Hausvatera współpracowało z podobnym kółkiem przy szkole nr 10, które zorganizowała Maria Jaworska. W szkole nr 30 kółko literackie prowadziła Maria Rzepecka”. Jedyną osobą polskiego pochodzenia, która wówczas we Lwowie miała wcześniejsze doświadczenia teatralne w ruchu amatorskim był polonista i germanista Piotr Hausvater. To właśnie jemu Teatr zawdzięcza swe powstanie i działalność w pierwszych latach istnienia. Teatr ten pewno by nie powstał, gdyby nie jego talent organizacyjny, zapał twórczy, a zarazem upór i zmysł dyplomatyczny, heroizm działania. Był humanistą, artystą, poetą i dramaturgiem. Przed i po II wojnie światowej był skromnym nauczycielem szkół polskich. A przecież był postacią niezwykłą, świetnie przygotowaną do pełnienia swej roli. Urodził się w 1894 roku, ukończył w Stanisławowie szkołę średnią, a także szkołę muzyczną im. Stanisława Moniuszki, następnie we Lwowie Konserwatorium Muzyczne i kurs koncertowy gry na skrzypcach u prof. Cetnera. Ukończył też polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Zdobył więc wszechstronne artystyczne i humanistyczne wykształcenie. Po studiach podjął upragnioną pracę nauczyciela – miał też zamiłowania i talent pedagogiczny, który rozwijał do końca życia. Lubił pracować z dziećmi i młodzieżą. Przed wojną posadę zdołał znaleźć we lwowskiej Szkole Handlowej mieszczącej się przy ulicy Franciszkańskiej 9, gdzie wkrótce opracował „Wypisy do nauki o handlu”, a także napisał – czerpiąc ze swej wiedzy polonistycznej – broszurę „Handel i przemysł w obcej literaturze powieściowej i dramatycznej”. Żywo interesował się literaturą piękną, co między innymi zaowocowało wydaniem z rękopisów poszerzonego zbioru wierszy najwybitniejszego poety legionowego Józefa Mączki. Tom „Starym szlakiem” pięknie wydany w Warszawie w 1938 roku jest dziś białym krukiem bibliofilskim, a wiersze z tego tomu były wielokrotnie przedrukowywane przed wojną, także w czasach obecnych. Stanowią kanon polskiej poezji żołnierskiej i niepodległościowej. Do wspomnianego zbioru wierszy Piotr Hausvater napisał obszerny, ciekawy wstęp. Warto też wspomnieć, że Józef Mączka był krewnym jego żony. Stąd do wspomnianego zbioru dołączył szereg nigdzie nie ogłaszanych wcześniej wierszy, znajdujących się w jego posiadaniu. We wstępie pisał: „Będąc w posiadaniu rękopisów najwcześniejszych utworów poety, nigdy dotąd nie ogłaszanych i znając szczegóły jego życia uważam za swój obowiązek podzielić się tym z publicznością, zwłaszcza z wojskiem i młodzieżą szkolną żywiącą głęboki kult dla Jozefa Mączki”. Piotr Hausvater przed wojną organizował akademie ku czci Józefa Mączki, na których wygłaszał okolicznościowe przemówienia.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Warto przy okazji wspomnieć, że Lwów był miastem, w którym panował szczególny kult Legionów, jako że tu ukrywał się i przebywał przez wiele lat Józef Piłsudski, tu powstał ponad sto lat temu Związek Walki Czynnej – zalążek Legionów i polskiej armii. O fascynacji Hausvatera teatrem napisała najpiękniej jego żona Maria. W liście udostępnionym mi przez jego wnuczkę, a skierowanym w 1968 roku do redaktora Jerzego Waldorffa czytamy o jego lwowskim okresie: „Przez jakiś czas pracował jako pierwszy skrzypek w teatrzyku prowadzonym przez Andę Kitschman pod nazwą „Czwórka”. Z zachwytem opowiadał mi o jej talentach kompozytorskich i o jej piosenkach. Gdy dyrektor Ludwik Czarnowski zaczął organizować teatry we Lwowie: operę, operetkę i dramat, Piotr Hausvater dostał się do orkiestry operetkowej. Równocześnie zapisał się na wydział filozoficzny uniwersytetu…”.

We wspomnianej szkole handlowej Hausvater uczył języków i literatury. Ale swoje zamiłowania teatralne już wówczas zrealizował tworząc i prowadząc teatrzyk szkolny. Napisał dla tego teatrzyku dwa obrazki sceniczne o treści legionowej: „Bilans” oraz „Radosne święto”.

Wybuchła wojna, nastała noc okupacyjna, którą przeżył wraz z żoną cudem. Utrzymywał się pracując jako nauczyciel i ucząc języka niemieckiego w przekształconej za sowietów w dwa technika Szkole Handlowej. Po zakończeniu wojny pozostał we Lwowie wraz z garstką przedwojennych, znakomitych pedagogów i po jakimś czasie podjął znowu pracę nauczycielską w polskiej szkole nr 24. Tam też na nowo rozpoczął pracę artystyczno-teatralną. W szkole potrafił umiejętnie przekazywać uczniom wiedzę. Lekcje ubogacał grą na skrzypcach, jakby na przekór temu co działo się wokół i w samej szkole. Założył też w dwu szkołach z polskim językiem nauczania – w szkole nr 24 i szkole nr 10 – młodzieżowe kółka teatralne, których działalność tak wspominał kilka lat temu w rozmowie ze mną Adolf Wisłowski, współpracownik Hausvatera, późniejszy kierownik administracyjny teatru: „W 1947 roku rozpocząłem naukę w szkole nr 24 przy ulicy Majakowskiego 18, przed wojną Kochanowskiego, a obecnie Łewyćkiego. Przez cały okres okupacji byłem na tajnych kompletach. Uczyli nas Franciszka Płonka i ks. salezjanin Masłowski. Salezjanie wydali mi świadectwo, które pomogło mi wstąpić do szkoły nr 24. Na początku roku szkolnego profesor Hausvater zaczął nas namawiać, abyśmy założyli teatr. (…) W sali gimnastycznej nie było sceny. Woziłem swoimi końmi deski do jej urządzenia. Uczyliśmy się w dzień, urządzaliśmy scenę nocami. Dziwni byli entuzjaści teatru – uczniowie. Prawie wszyscy nie odpowiadali wiekowo klasom, do których uczęszczali, byli starsi (…) Woziłem także drewno z lasu na dekoracje. Przywoziłem książki i zeszyty z drukarni. Dyrektor szkoły Kabarowski dawał nam zeszyty do notowania tekstu ról, bo nie mieliśmy na czym pisać”. Młodzieżowe grupy teatralne, które organizował Hausvater, początkowo występowały w szkołach oraz brały udział w przeglądach osiedlowych, miejskich i obwodowych. Zespół nabierał doświadczenia, zdobywał dyplomy i uznanie, co było ogromnie ważne. W zespole panowała atmosfera nie tylko zrozumienia dla sprawy, ale także koleżeńskości i wzajemnej pomocy. Jak wspominał Wisłowski, pieniądze, które grupy uzyskiwały po spektaklach, przeznaczano na zakup butów i ubrań dla ubogich uczniów. Tak postanowił po naradzie z rodzicami Piotr Hausvater. Trzeba też podkreślić, że profesor nigdy nie czerpał korzyści materialnych z działalności teatru, chociaż po wojnie znajdował się w wyjątkowo trudnej sytuacji materialnej. Miał na utrzymaniu dużą rodzinę – troje dzieci: córki Annę i Janinę oraz syna Emila, a pensja nauczyciela była bardzo skromna. Żona jego nie pracowała. Utrzymywał się m.in. z wyprzedawania, często za bezcen, zgromadzonej przed wojną kolekcji cennych obrazów, której część zakupiła Lwowska Galeria Obrazów. W domu znajdowała się ogromna biblioteka, starodruki, wspaniałe wydania przedwojennych drukarni, które Hausvater ofiarowywał jako honoraria lekarzom, którzy bezskutecznie leczyli śmiertelnie chorego syna Emila. Nawet wtedy, gdy Polski Teatr zyskał miano „ludowego” i kiedy chciano dać Hausvaterowi etat jako kierownikowi, odmówił, chcąc widocznie zachować niezależność.

Za początek działalności teatru, który wyłonił się ze wspomnianych kółek szkolnych, uznano 19 kwietnia 1958 roku. Był to już okres, gdy zmieniła się nieco atmosfera w ZSRR. Zespół w polskiej szkole nr 10 wystawił składankę: „Rycerskość wieśniaczą” G. Verdi, fragment „Babci i wnuczka” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, „Przyjaciółki” Magdaleny Samozwaniec i „Kumoszki lwowskie” Piotra Hausvatera, później zaś Juliusza Słowackiego „Balladynę”; rok później fragmenty „Beatrix Cenci”, „Marii Stuart” i „Mazepy” oczywiście w reżyserii Hausvatera. Ten debiut artystyczny pod znakiem Słowackiego okazał się szczęśliwy. Wybór autora „Króla-Ducha” na patrona artystycznego nie był przypadkowy; wszak to pierwszy z romantycznej „szkoły ukraińskiej” i – co warto podkreślić – właśnie we Lwowie „odkrywany” z rękopisów przez wybitnych badaczy, wydawany przez znakomite oficyny, a także analizowany i popularyzowany przez polonistów. Lwów popularyzował także dzieła Słowackiego poprzez scenę – wspaniałe przedstawienia teatralne Leona Schillera.

Debiut teatru Hauswatera okazał się sukcesem zespołu. Profesor konsekwentnie przez następne miesiące i lata umacniał zespół teatralny, inspirował i reżyserował nowe spektakle. „Balladynę” zaprezentował teatr jeszcze później na scenie dawnej Bagateli, pełniącej wtedy funkcję Domu Twórczości Ludowej. Występ ten zdobył uznanie widzów, ale także lwowskich urzędników od kultury. W rok później teatr przeniósł się do Obwodowego Domu Nauczyciela, co świadczy o tym, że intensywne starania Hausvatera o stałą scenę się powiodły. Za jego niewątpliwy sukces należy uznać przyznanie w grudniu 1961 roku przez republikańską Radę Związków Zawodowych polskiemu zespołowi teatralnemu tytułu „teatru ludowego”, co w nomenklaturze sowieckiej sytuowało go prawie na równi z zawodowymi. Teatr otrzymał wówczas dwa etaty i dotację na wyjazdy, a także na druk afiszy i zaproszeń. Grono zapaleńców teatralnych działało pod kierownictwem Hausvatera do jego śmierci w 1966 roku, przygotowując w tym okresie 22 premiery.

W repertuarze dominowała klasyka, głównie utwory Słowackiego, Mickiewicza, Szekspira, Zapolskiej, Szaniawskiego, Żeromskiego i Bałuckiego. Teatr prezentował programy poetyckie według „Ballad i romansów”, a także wiersze Tarasa Szewczenki i Marii Konopnickiej. I choć w rzeczywistości sowieckiej niczego nie można było być do końca pewnym, to z perspektywy lat pod koniec życia, Hausvater mógł na swe dzieło spoglądać z dumą. Jego „Teatr życiem płacony” miał skromną, ale stałą siedzibę przy ulicy Kopernika w Domu Nauczyciela (dawnym pałacu Bielskich), która do dziś pozostaje do dyspozycji zespołu. Jest tu kameralna scena i widownia na sto kilkadziesiąt osób. I zespół – grono kochających teatr utalentowanych zapaleńców. Wreszcie najzdolniejszy jego uczeń – Zbigniew Chrzanowski – po studiach polonistycznych we Lwowie ukończył wydział reżyserii przy teatrze Wachtangowa w Moskwie, bo oczywiście o studiach tego typu w Polsce nie mogło wtedy być mowy. Tak powstał zespół, który miał przed sobą trudne zadanie, ale też dużo lepsze przygotowanie do pracy artystycznej. Przede wszystkim miał już w tym okresie znaczący dorobek; zyskał uznanie szczególnie w środowisku polskim. Na stałe wpisał się w ówczesny pejzaż kulturalny Lwowa. Wśród sympatyków i bywalców teatru byli prof. Mieczysław Gębarowicz, ostatni dyrektor lwowskiego Ossolineum i wybitny historyk sztuki, a także ojciec Rafał Kiernicki, heroiczny proboszcz katedry łacińskiej. Jak wspomina wnuczka Hausvatera przychodził do domu dziadków. Odprawiał tam potajemnie msze św. Był też w przeddzień śmierci Hausvatera, aby go wyspowiadać oraz udzielić sakramentu chorych.

Piotr Hausvater pozostawił po sobie dzieło, które z wielkim zaangażowaniem i talentem prowadził i rozwijał – często też niekiedy w dramatycznych okolicznościach – od 1966 roku aż do dziś niezłomny Zbigniew Chrzanowski, jako dyrektor i reżyser Teatru wraz wieloma wiernymi swym pasjom aktorami, którzy współtworzyli wraz z nim przez lat dziesiątki zupełnie niezwykłe wydarzenia artystyczne. Wielkie widowiska teatralne, ale też kameralne spektakle, wieczory poświęcone poszczególnym poetom polskim. Miniony okres to tysiące usilnych prób, dziesiątki lat starań o dalsze trwanie, wiele dziesiątek znakomitych przedstawień teatralnych prezentowanych przede wszystkim we Lwowie, ale po upadku ZSRR także w wielu miastach w Polsce na najbardziej prestiżowych scenach i na wielu scenach całej Europy. To wiele sukcesów teatralnych i prestiżowych nagród i wyróżnień.

Nic przeto dziwnego, że mimo trwającej wojny, 30 maja, na uroczysty wieczór z okazji 65-lecia działalności artystycznej Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie w sali Narodowego Akademickiego Ukraińskiego Dramatycznego Teatru im. Marii Zańkowieckiej zjawił się ogromny tłum wielbicieli Teatru, by wyrazić w ten sposób swe wielkie uznanie i wdzięczność.

Dzisiaj Teatr działa mimo wojny tak jak wiele instytucji ukraińskich we Lwowie. Niestety, nadal, mimo upływu wielu dziesiątków lat i wielu wspomnianych sukcesów, trwa w nader skromnych warunkach. Mała siedziba Teatru przy ulicy Kopernika nr 42 z niewielką scenką, salą widowiskową na sto osób, z dwoma zbyt małymi pokoikami na zapleczu, jest jednak wielką redutą naszej kultury. Dzięki wszystkim tym, którzy wierzą tak jak twórca tego Teatru Piotr Hausvater w sens tej pracy i wielkiej swej misji. Niegdyś Hausvater przedstawił ją w swym wierszu:

Jesteśmy polskiej kultury sztandarem,
Mamy ludzi upajać polskiej mowy czarem,
Mamy polszczyzny być dla innych wzorem,
Poezji naszej być ambasadorem…
Wielkie zadanie, prawie ponad siły…
Czarów się banie nad nami rozbiły. (….)
Przyjaciele i wrogowie, miejcie
to na względzie,
Że „zespół” nasz istnieje
i długo istnieć będzie.

Zaprezentowany z okazji jubileuszu spektakl był przedstawieniem, który publiczność przyjęła zarówno z zadumą, jak i entuzjazmem. Myślę, że wszystkich obecnych na sali podczas jubileuszu, a także tych, którzy z powodu wojny nie mogli przybyć do Lwowa łączy wspólne przesłanie, które wyraża się w krótko w myśli: Plurimos annos! Sto lat!

Mariusz Olbromski

X