Początkowo był dla mnie – jak zapewne dla wielu osób – Marcinem Romerem.
Dopiero później, gdy zostałam zaproszona do współpracy przy Kurierze, z „wirtualnego” Naczelnego, dobrego ducha redakcji zmienił się w osobę z krwi i kości – Mirosława Rowickiego, zawsze uśmiechniętego, zażegnującego wszelkie niesnaski i rozwiewającego wątpliwości szefa redakcji. Człowieka, do którego zawsze można było przyjść: i z troskami, i z radościami. A szczególnie umiał się cieszyć cudzymi sukcesami. Takich redaktorów nam potrzeba! Jestem szczęśliwa, że spotkałam taką osobę i mogłam doświadczyć takiej przygody w moim życiu. Cześć jego pamięci!
Luba Lewak
Drogi Panie Mirku,
pozwoli Pan, że napiszę kilka słów skierowanych do Pana. I tak – obiecuję – tym razem będzie tak, jak Pan zwykle prosił: krótko, a nie na 5 stron A4. A forma… no cóż. Zawsze był Pan przychylny moim szalonym pomysłom, więc mam nadzieję, że i tym razem Pan spojrzy z uśmiechem na ten list.
Wie Pan, że teraz uwielbiam pisać wywiady? To moja ulubiona forma dziennikarska. A pamiętam stres związany z pierwszym zleceniem, które od Pana dostałam, gdy odbywałam pewnego lata oficjalne praktyki w Kurierze: wywiad z lekarzami z Polski, którzy przyjechali do Lwowa. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, bo nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. A Pan we mnie już wtedy wierzył.
Jak Pan to robił, że się Pan zawsze uśmiechał? Nie sposób było w Pana obecności toczyć jakichkolwiek sporów. I młodsi, i starsi lubili z Panem współpracować. Swoim spokojem i dobrocią czule, ale i stanowczo kierował Pan zespołem. Dziękuję za to.
Proszę nad nami nadal czuwać.
Wszystko będzie dobrze. Nie zawiedziemy Pana.
Ela Lewak