Nasze siatki maskujące – z wiarą w zwycięstwo Walentyna Winiczenko (od prawej) i Ludmiła Pryjmaczuk przy siatce-obrazie „Dęby”

Nasze siatki maskujące – z wiarą w zwycięstwo

Wolontariuszki zaporoskiego stowarzyszenia „Pod parasolką” od 2014 r. plotą siatki maskujące, które wspaniale chronią  wojskowy sprzęt i żołnierzy Zbrojnych Sił Ukrainy. Unikalną metodę opracowała Kateryna Winiczenko, która za swoją inicjatywę otrzymała nagrodę od Ministerstwa Obrony Ukrainy. Szczegóły tej metody polegają na specyficznym krojeniu materiału i w splotach. Siatki produkuje się biorąc pod uwagę porę roku i kolorystykę okolic każdego regionu. Po szkoleniach, które mistrzyni prowadziła on-line, według jej metody zaczęto pleść siatki na Ukrainie i za granicą. Metodę przejęły też zamieszkałe w Polsce Ukrainki w kilku centrach wolontariatu.

Od przewodnika do mistrzyni

Każde miasto ma swoje legendy. Zaporoże też je ma. Wiele z nich w ciągu 45 lat działalności poznała jako przewodnik Walentyna Winiczenko. Właściwie, ją sama też można nazwać legendą. Aby przygotować i przedstawić turystom prawie 50 autorskich wycieczek po Zaporożu i okolicach, pokazać skarby Naddnieprza, architekturę i mosty miasta, a także gastronomiczne smakołyki – trzeba mieć nie byle wiedzę. Jej ulubioną jest wycieczka statkiem po Dnieprze.

Z wybuchem wojny Zaporoże z powodu bliskości frontu turyści przestali odwiedzać miasto. Jednak pomimo ostrzałów i braku prądu Walentyna nie opuściła miasta, oddając się pracy, którą zajmowała się w chwilach wolnych od wycieczek.

– Gdy w 2014 r. rozpoczęły się działania wojenne, zaczęłyśmy z córką szyć dla naszych chłopców poduszki, bo spali wprost na betonie – opowiada Walentyna. – Uszyłyśmy ponad tysiąc sztuk. Potem ze starej odzieży robiłyśmy dla chłopców materace. Też wysłaliśmy je na front około tysiąca. Żołnierze dziękowali nam za to, że ich wspomagamy. Pytałyśmy, czego jeszcze potrzebują? W jednej z rozmów powiedzieli, że nie mają czym maskować sprzęt. Od tej chwili pleciemy siatki maskujące.

Ręce chętne do pomocy znalazły się od razu. Ludzie przychodzili, próbowali, niektórzy po dwóch dniach zrozumieli, że to nie dla nich. Ale większość zostawała. Dobrowolne zrzeszenie wolontariuszy Walentyna nazwała „Pod parasolką” – bo wycieczki prowadziła zawsze pod parasolem.

z archiwum Walentyny Winiczenko

Pojazdów wojskowych pod jej siatką wróg nie zobaczy nawet z drona

Pierwsza siatka powstała ze starej odzieży, którą przyniosła z domu. Okazała się bardzo ciężka – 32 kg. Ale żołnierze jej też byli radzi. Córka Walentyny Kateryna jest technologiem przemysłu lekkiego. Fachowym okiem spojrzała na siatkę i zauważyła braki. Przekonała się o tym, gdy jeździła na front z wolontariuszami.

– Przywieźliśmy żołnierzom nasze siatki – wspomina Kateryna Winiczenko. – Od razu zauważyłam, że nie maskują sprzętu, bo znacznie różnią się kolorem od otaczającej przyrody. Były też bardzo ciężkie, a po deszczu w ogóle nie można było je podnieść. Straciliśmy tyle czasu, materiałów, sił – a wszystko na darmo.

Powróciwszy do Zaporoża Kateryna zaczęła opracowywać własną koncepcję robienia siatek. Eksperymentowała, testowała i latem 2014 r. wolontariusze z „Pod parasolką” zaczęli pleść siatki według nowej metody. W 2015 r. wolontariuszka pokazała swe szkolenia w Internecie.

– Wymyśliłam inny rodzaj rozcinania materii – opowiada Kateryna. – Jeżeli wszystko wykona się prawidłowo i rozciągnie płótno, to zwiększy się ono o 70-90 centymetrów. Taką taśmą można opleść większą powierzchnię siatki, a przy tym zmniejszy się jej waga i to znacznie. Najlepiej jest używać tkanin naturalnych. Żadnych naciętych szmatek, bo jak mówią: tania rybka – zupa niesmaczna. Każdy kawałek oplatamy na siatce podwójnie lub zygzakiem. Wówczas siatka zyskuje objętość, bo w przyrodzie nie ma nic płaskiego.

z archiwum Walentyny Winiczenko

Jak twierdzi wolontariuszka, w 2016 r. za tę innowacyjną technologię otrzymała Odznakę Czci od MO Ukrainy. Jej siatki ważą 2-7 kg w zależności od rozmiaru. Przed rozpoczęciem pracy wolontariuszka prosi żołnierzy o przysłanie zdjęcia miejscowości, w której są ulokowani i dopiero wówczas zaczyna pracę, dobierając odpowiednie kolory i odcienie zgodne z okolicą. Wysyła jedną siatkę, żołnierze ją testują, poprawiają błędy i zaczyna następną.

– Każda okolica ma odmienne ukształtowanie – twierdzi koordynatorka projektu Walentyna Winiczenko. – Oto, na przykład teraz w niektórych regionach leży śnieg. Ma on inny kolor w okolicach Charkowa, inny w Kijowie, a pod Bachmutem jeszcze inny. Pleciemy nasze siatki i podpisujemy „brudny śnieg”, „bardzo brudny śnieg”, „śnieg kijowski”, „śnieg zaporoski”. Niedawno wysyłaliśmy siatki w okolice granicy białoruskiej.

– Czyli „śnieg wołyński” – detalizuję i cieszę się, bo sama pochodzę z tych okolic.

z archiwum Kateryny Winiczenko

Wolontariuszki mówią, że niedawno otrzymały od żołnierzy zdjęcie z drona. Wojskowi zaproponowali wskazać im miejsce, gdzie stoi technika zamaskowana siatkami z „Pod parasolki”. Przyznają, że nie udało im się określić. Bardzo się tym ucieszyły, bowiem ich praca nie poszła na marne.

z archiwum Walentyny Winiczenko

Mężczyźni na front, a kobiety do plecenia siatek

Kiedy tak rozmawiamy, inne wolontariuszki czasu nie tracą. Po ich siatki stoi kolejka, dlatego trzeba zdążyć zrobić jak najwięcej. Jedne tną paski materii, inne snują sploty.

– Mój mąż jest na froncie i ja już w lutym przyszłam tu pleść siatki – mówi nauczycielka Julia Hałuszczyńska. – Od tej chwili nawet do domu nie chce mi się iść. Nawet bym tu nocowała, bo nie zdążysz obejrzeć się, a tu dzień minął. A nocą to nawet śni mi się, że plotę siatki.

Mąż masażystki Oleny Slipczenko też walczy z okupantem. Kobieta nie tylko od pierwszych dni plecie siatki, ale w domu robi jeszcze na drutach skarpety dla żołnierzy. Była urzędniczka Ałła Anochina ma na froncie krewnego. Dawno zna Walentynę, dlatego postanowiła jej pomóc. Zaporoska artystka-hafciarka dołączyła do grupy jeszcze w 2014 r.

Najmłodsze pszczółki-pracownice to uczennice. Matka Jarosławy Medwiediewej też plecie tu siatki. Zaprosiła swoją przyjaciółkę, uchodźcę Natalię.

Moją rozmowę z kobietami przerywa mężczyzna, który przyjechał po siatki. Okazuje się, że jest to stały klient z centrum wolontariatu „Swój dla swoich”.

– Wozimy siatki na front, żołnierze maskują nimi auta – mówi wolontariusz Serhij. – Kolor, który najbardziej pasuje do okolicy, gdzie stacjonują – to „step”. Maskuje wspaniale – chłopcy przysłali po następne siatki.

z archiwum Walentyny Winiczenko

Są siatki maskujące, a są też takie dla ducha

Boginie nożyczek i gwiazdy splotów – tak żartem mówią o sobie wolontariuszki centrum „Pod parasolką”. Walentynę uważają za dowódcę, a jej córkę Katerynę – za kreatywną menadżerkę. Ona po prostu generuje idee, a wszystkie razem wcielają je w życie. Dziś „Pod parasolką” nie tylko plotą siatki, ale produkują też ochraniacze na kaski, na plecaki, szyją rękawice – wszystko dla naszych żołnierzy.

Dla ducha żołnierzy kobiety plotą patriotyczne siatki-obrazy.

– Jesteśmy osobami twórczymi, można rzec – elitą – żartuje Walentyna. – My też wypalamy się. Dlatego, aby odnowić się i odpocząć urządzamy różne akcje. Na przykład robiłam spotkania pod parasolką – taki jest mój znak szczególny. Wystawiałam ją na środku sali i opowiadaliśmy sobie o Chortycy, o Dnieprogesie, o tym jak kozacy do sułtana list pisali. Zapraszaliśmy do nas Teatr lalek, obchodziliśmy Zielone Święta. Szykowaliśmy się do obchodów Dnia wyszywanki. Postanowiliśmy spleść siatkę-wyszywankę. Drugą siatkę-obraz podpowiedziała nam mała dziewczynka. Mając niespełna cztery latka namalowała obrazek dla żołnierzy pod tytułem „Wywiadowcy w kwiatach”. Zadziwiła nas swoim talentem – takie postrzeganie świata! Na podstawie tego rysunku stworzyliśmy wspaniała siatkę.

z archiwum Walentyny Winiczenko

Swoją kolejną pracę wolontariuszki postanowiły zrobić na zamówienie kierownika Stacji Pogotowia „Koło”. Udostępnił im lokal, by i tam mogły pleść swoje siatki. Jedną kierownik poprosił zostawić dla niego, aby zawiesić na ścianie, która wymaga remontu.

– Pomyślałyśmy i postanowiłyśmy spleść dla niego dekoracyjną siatkę. – Walentyna pokazuje mi prawie gotowy wyrób. – Za temat wybrałyśmy lokalny pejzaż. Oto tu są dęby z Chortycy z żołędziami i kiście kaliny, kwiaty. Długość siatki – 7 m, szerokość – 3,5 m. Dobrze zakryje całą ścianę.

Dziś według metody Kateryny Winiczenko siatki maskujące plecie się w 10 wspólnotach wolontariatu. Konsultacje udzielane są on-line. Dołączyły do nich również Ukrainki, które wyjechały do Szwecji, Kanady, Francji, Szkocji. W Polsce takie siatki plotą już w kilku centrach. Z Polski przez Walentynę przekazano na front noktowizor, lornetkę i 1000 euro pomocy.

W centrum „Pod parasolką” praca wre każdego dnia. Zimą przeważnie plecione są białe siatki, a na wiosnę będą jaskrawe, odpowiednie do sezonowych kolorów. Według szacunków Kateryny Winiczenko, co dnia udaje się spleść blisko 100 m kw. siatki. Zamówień jest tyle, że kobiety pracują nawet, gdy nie ma światła – z latarkami na czole. Od 24 lutego spleciono około 20 tys. m kw. siatki maskującej. Można pod tym ukryć blisko pół tysiąca czołgów lub transporterów opancerzonych.

– Pleciemy siatki i każdą kodujemy dobrem i miłością – mówią wolontariuszki. – Chłopcy na froncie bronią nas, my wspieramy ich. Nasze siatki ich chronią i ratują im życie. Im więcej zrobimy, tym szybciej nasze wojsko zniszczy wroga. Pleciemy te siatki z wiarą w zwycięstwo.

Ludmiła Pryjmaczuk

Tekst ukazał się w nr 3 (415), 14 – 27 lutego 2023

X