Namiętna miłość lwowskich fotografów. Część 3 Pasaż Mikolascha

Namiętna miłość lwowskich fotografów. Część 3

Tadeusz Jaworski, właściciel prosperującego Zakładu  fotograficznego „Adela” w Pasażu Mikolascha, postrzelony w głowę 12 kwietnia 1921 roku, leżał na wydziale chirurgicznym szpitalu miejskiego. Stan jego, według zdania lekarzy był beznadziejny. Przez cały czas znajdował się w stanie omdlenia, do przytomności wracał tylko na kilku minut. Od czasu przywiezienia go do szpitala i do godziny ósmej rano przytomności nie odzyskał i lekarze zawiadomili komisarza policji Bronisława Łukomskiego, który prowadził śledztwo, że raczej nie da się utrzymać go przy życiu. Maks Lieberman znajdował się w areszcie policyjnym i nie zaprzeczał postrzelenia Jaworskiego, dokładnie opowiadał o szczegółach owego wydarzenia i swego nieudanego pożycia z młodą żoną, lecz „…wedle swego serca i sumienia nie poczuwał się do winy”.

Do szpitala przybył nie tylko komisarz Bronisław Łukomski, ale też Cecylia (Czesława) Liebermanowa oraz żona Jaworskiego Michalina i Józef Hołas, kierownik zakładu fotograficznego „Adela”. Na korytarzach szpitala kręcili się korespondenci lwowskich gazet, szukając materiałów sensacyjnych. W jeden dzień dzięki artykułom w „Wieku Nowym”, „Kurierze lwowskim”, „Dzienniku ludowym” tragedia, dotycząca przedtem tylko owych trzech osób, stała się głośną w całym Lwowie, zainteresowała tysiące obywateli.

Nawet krakowskie „Nowości ilustrowane” pospiesznie odezwały się artykułem „Tragiczny epilog romansu rozwiedzionych”. Między innymi, korespondent tego dziennika donosił: „Lwów przeżył w ubiegłym tygodniu sensację, która na kilka dni zajęła ogólną uwagę, a szczególnie podniecająco podziałała zwłaszcza na niższe sfery tamtejszego społeczeństwa”. Tymczasem w szpitalu zaistniały dość dziwne układy i tylko Cecylia Liebermanowa z pozwolenia lekarzy miała wolny wstęp do chorego. Żonę trzymano na korytarzu i do Jaworskiego nie dopuszczano. Nawet komisarz Łukomski dostał się do Jaworskiego z wielkim trudem i skorzystał z chwili, kiedy chory na krótki czas odzyskał przytomność dla przesłuchania śmiertelnie rannego i spisania protokołu.

Jaworski opisał scenę w lasku, lecz twierdził, że nie był umówiony z Cecylią na randkę, zaś spotkał ją przypadkowo. Powiedział do komisarza Łukomskiego, że Maks Lieberman zastrzelił go, bo z jego żoną poszedł zbierać kwiatki. Po tych wypowiedziach znów stracił przytomność. Lecz dwie godziny później zaplątana miłosna historia nabrała kolejnego zagadkowego obrotu. Mianowicie, lekarze z niezrozumiałych powodów wpuścili do ciężko chorego Jaworskiego nie tylko Cecylię, lecz razem z nią notariusza i kierownika zakładu „Adela” Józefa Hołasia. Nieco wcześniej siostra zakonna Felicja, która dyżurowała w szpitalu, sprowadziła do Jaworskiego księdza. W tym samym czasie żona Jaworskiego znajdowała się w szpitalu na korytarzu i jej kategorycznie zabroniono wstęp do męża. Według wersji Cecylii, po spowiedzi „…Jaworskiemu zrobiło się lżej na duszy” i on zechciał spisać testament. Wezwany przez Cecylię notariusz dr Białoskurski czatował na miejscu, zaś lekarz A. Rain pozwoliła testament spisać, uważając, że stan Jaworskiego na to pozwala i że jest on całkiem przytomny na umyśle.

Kamienica Tadeusza Jaworskiego przy ul. Szeptyckich 17Otóż w testamencie Tadeusz Jaworski pominął żonę i wszystkich krewnych i „…cały swój milionowy majątek, to jest kamienicę przy ulicy Szeptyckich 17 i Zakład fotograficzny „Adela” w Pasażu Mikolascha, zapisał Cecylii Liebermanowej”. Historia ze spisaniem testamentu natychmiast stała się znaną policji i dziennikarzom. Od samego początku wydarzenie to miało nie tylko charakter skandaliczny, lecz wszystkie oznaki prawdziwego falsyfikatu.

„Wiek Nowy” już w dniu następnym pisał, że „cała historia z testamentem daje wiele do namyślenia. Oto w środę rano Jaworski oświadczył, że Cecylia ma dostać zapewnioną pracę w zakładzie „Adela” i dostać miesięcznie po 5 tysięcy marek, tymczasem tego samego dnia wieczorem, gdy Jaworski był ciągle nieprzytomny, Cecylia sprowadziła notariusza i po spowiedzi… notariusz zrobił testament. Czy Jaworski był wówczas przytomny na umyśle, czego wymaga testament, jest to wielkim pytaniem. Cecylia pilnowała swego interesu materialnego z krzywdą pozostałej żony, niewinnie cierpiącej z powodu zboczenia moralnego swego męża”. Komisarz policji Bronisław Łukomski  również stwierdził, że na jego pytanie czy wprowadzić jego żonę do zarządu zakładu fotograficznego „Adela”, Jaworski sprzeciwił się temu, bo tam jest zarządca Józef Hołas. Cecylia Libermanowa niechaj też będzie w zakładzie i dostanie opłatę pięć tysięcy marek miesięcznej pensji.

„Nowości ilustrowane” również pisały, że „gdy po mieście rozeszła się wieść, że w ostatniej chwili z pominięciem własnej żony zapisał Tadeusz Jaworski cały swój milionowej wartości majątek Cecylii Liebermanowej, wywołało to ogólne oburzenie. Na ustach całego Lwowa było tylko „Cecylia”. Tłum żądny zawsze taniej sensacji, chciał ją koniecznie widzieć”. Rodzina Jaworskiego również oburzona była tym testamentem i przez adwokata Godlewskiego wniosła do sądu pozew o jego unieważnienie. Liebermanowa od razu zrozumiała w tym zagrożenie dla siebie i chcąc ratować choćby połowę majątku, zaproponowała rodzinie załatwić sprawę ugodowo, mianowicie przez odstąpienie kamienicy przy ulicy Szeptyckich 17. W takim razie zostałby w jej własności Zakład fotograficzny „Adela”. Ona również oświadczyła, że „…Jaworski pozostawał od roku 1917 w separacji z żoną i nie miał z nią dzieci i ona (Cecylia) nie ma nic do tego i nie była przyczyną tej separacji. Co do testamentu, to Cecylia nie chce krzywdy żony, chociaż Jaworski zapisał jej cały majątek, to ona chce majątkiem tym podzielić się z jego żoną”. Jednak Michalina Jaworska i cała rodzina nie mieli żadnej chęci wstąpić z Liebermanową w pertraktacje i jednoznacznie wymagali unieważnienia testamentu.

Prasa wnioskowała, że z testamentem tym jest naprawdę coś nie w porządku. Przecież Jaworski nie chciał dać Cecylii kluczy od swego mieszkania, a trzy godziny później nagle zmienił swoje zdanie i wszystko jej zapisał. Czy był Jaworski wtedy na tyle przytomny, że mógł własnowolnie rozporządzać majątkiem, o tym orzekną lekarze, którzy wówczas byli obecni. Komisarz Łukomski oświadczył też, że po sporządzeniu testamentu Liebermanowa opuściła szpital i później więcej w nim się nie zjawiła.

Tymczasem stan zdrowia Tadeusza Jaworskiego pogarszał się z godziny na godzinę. Gorączka się wzmagała, a przy tym paraliż postępował coraz dalej. O północy nastąpiła agonia, a o godzinie wpół do czwartej nad ranem 16 kwietnia, na czwarty dzień pobytu w szpitalu, Jaworski zakończył życie. Właśnie wtedy w szpitalu zjawiła się Liebermanowa, jako spadkobierczyni majątku Jaworskiego, czyniąc przygotowania do pogrzebu. Jednak rodzina Jaworskiego zgłosiła protest w sprawie jej udziału w pogrzebie.

„Wiek Nowy” pisał, że „…z krwawej tragedii na Pohulance wynikły trzy epilogi: pierwszy – pogrzeb Jaworskiego, drugi – unieważnienie testamentu, trzeci – proces Maksa Liebermana przed sądem przysięgłych”.  W sprawie pogrzebu Tadeusza Jaworskiego swoje zdanie zgłosiło również lwowskie Gremium Fotografów, członkiem którego nieboszczyk był od 1909 roku, a nawet był wybierany do jego władz. Otóż w dzień po zgonie Jaworskiego przewodniczący Gremium Fotografów lwowskich Münc zwołał posiedzenie celem udziału członków w pogrzebie. Okazało się, że większość członków Gremium i kolegów Jaworskiego po fachu mieli o nim zdanie raczej negatywne, co było też wielką niespodzianką. Jak donosiła prasa, „…mimo usilnych starań p. Münca, aby w pogrzebie wystąpiło Gremium Fotografów, do którego należał Jaworski, zapadła uchwała nie drukować kartek pogrzebowych, nie dawać wieńca, ani nie składać specjalnej kondolencji, gdyż Jaworski stale wrogo odnosił się do Gremium i działał zawsze na szkodę tegoż”. Rezolucja Gremium i reakcja większości jego członków na śmierć Jaworskiego była wielką niespodzianką, która do tegoż miała znaczny rozgłos w całym Lwowie, zaś z innej strony potwierdzała negatywną opinię o nim nawet w gronie jego najbliższych kolegów.

Tymczasem we Lwowie głośno było od różnych plotek na temat zajścia w lasku na Pohulance, testamentu i miłosnych stosunków Jaworskiego z Liebermanową. Owe wydarzenia były na ustach tysięcy ludzi. Najbardziej aktywne były wśród nich, jak pisały „Nowości ilustrowane”, kobiety tzw. „kumoszki” lub „chusteczkowe baby”, z niższych sfer miejskich, w większości kucharki lub przekupki z rynków lwowskich. Najpierw ogłoszono, że pogrzeb odbędzie się w poniedziałek, lecz później przeniesiono go na wtorek. Do policji dochodziły pogłoski o możliwych zamieszkach podczas pogrzebu i że opinia publiczna jest wrogo nastawiona właśnie do Cecylii Liebermanowej, którą powszechnie obrzucano oskarżeniami za śmierć Jaworskiego, zaś jej romans z Jaworskim potępiano jako amoralny i do tegoż uważano, że ona sfalsyfikowała testament. Otóż w poniedziałek po południu na Cmentarzu  Łyczakowskim zebrało się sporo publiczności, wśród której krążyła wieść, że pogrzeb odbędzie się w tajemnicy”… ze względu na uniknięcie zebrania się wielkiego tłumu ludzi, żądnych zobaczenia bohaterki tragedii Cecylii Liebermanowej”. Kilkutysięczny tłum ludzi rzucał się do każdego kolejnego orszaku pogrzebowego, szukając nienawistnej Cecylii Liebermanowej. Nic dziwnego, że doszło do zajść naprawdę przykrych. Oczywiście, korespondenci czasopism lwowskich byli również na miejscu i szukali materiałów do kolejnych sensacji. „Wiek Nowy” donosił, że „w tym czasie chowano jakąś kobietę, za której trumną szła młoda pani blondynka. Nagle ktoś wskazał ją jako Liebermanową. Zebrani podążyli za trumną, poczęli cisnąć się dookoła tejże, obrzucając panienkę obelżywymi słowami i grudkami ziemi. Powstał na Cmentarzu Łyczakowskim tumult pomiędzy grobami, a pod naporem tłumu robotnicy opuścili trumnę z nieboszczką, która się przewróciła. Piekielna ta awantura trwała dłuższy czas, zanim uspokoiło się i można było nieboszczkę pochować”. Wtedy do wiadomości zebranych dotarły wieści, że pogrzeb Jaworskiego przeniesiono na wtorek. Niezadowolony tłum powoli opuścił teren cmentarza, zapowiadając zebrać się znów w dniu następnym.

Jurij Smirnow

Tekst ukazał się w nr 8 (444), 30 kwietnia – 16 maja 2024

X