Namiętna miłość lwowskich fotografów. Część 1 Cecylia Liebermanowa i Maks Lieberman

Namiętna miłość lwowskich fotografów. Część 1

12 kwietnia 1921 roku po godzinie 12. w południe młoda sympatyczna kobieta wysiadła z tramwaju i udała się w stronę lasku na Pohulance. Przy jednej z alejek niby przypadkowo spotkała mężczyznę w wieku około lat pięćdziesięciu, przystojnie ubranego, który również niby przypadkowo przyszedł zaczerpnąć świeżego powietrza i zbierał pierwsze wiosenne kwiatki. Kobieta właśnie z tym panem udała się dalej do lasku, nie zauważywszy, że jeszcze od przystanku tramwajowego śledzi ją młody mężczyzna. W głębi lasu, dalej od szumnych ścieżek, po których biegały dzieci, para zatrzymała się i następnie obydwoje odpoczywając położyli się na trawie. Wówczas wyskoczył z zarośli młody mężczyzna i ostro zapytał: „Co pan tu robi z moją żoną?”. Otrzymał na to arogancką odpowiedź: „Co pana to obchodzi!” i równocześnie począł coś szukać w kieszeni. Wówczas młodszy wyjął z kieszeni rewolwer i dwa razy strzelił. Kochanek padł na ziemię bez oznak życia – kula trafiła w głowę, zaś kobieta i jej mąż uciekli z miejsca tragicznego wydarzenia. Kilku świadków słyszało strzały i zauważyło uczestników tragedii. Na skraju lasku kobieta uklękła i poczęła prosić męża, aby wyrzucił rewolwer, a ona z nim pojedzie do domu. Obydwoje udali się do przystanku tramwajowego.

Tymczasem uczeń gimnazjum Zbigniew Świerczyński, przypadkowy świadek wydarzenia, zamieszkały przy ulicy Kochanowskiego, przybiegł do niedalekich koszar 40 p.p. przy ulicy Piotra i Pawła i oznajmił lekarzowi wojskowemu dr. Kazimierzowi Wewiórskiemu, że w lesie na Pohulance leży nieznany człowiek w kałuży krwi. Zorganizowano wóz, przywieziono ciężko rannego kulą w głowę do izby chorych 40 p.p. i opatrzono staraniem doktora K. Wewiorskiego. Następnie lekarz zawiadomił policję i odesłał rannego wozem stacji ratunkowej do szpitala powszechnego. Do szpitala przybył również urzędnik inspekcyjny policji Roman Pomersbach i za jakiś czas młoda tajemnicza kobieta, która najpierw twierdziła ,że „dwaj panowie wydali sobie na Pohulance pojedynek i postrzelili się”, co bardzo szybko okazało się nieprawdą. Wtedy właśnie wyjaśniło się, kim byli „bohaterowie” tragicznego wydarzenia.

Pasaż Mikolascha

Ciężko ranny mężczyzna nazywał się Tadeusz Jaworski, był fotografem, właścicielem znanego we Lwowie zakładu fotograficznego „Adela” w Pasażu Mikolascha, zaś kobieta nazywała się Cecylia Liebermanowa z domu Starkmeth (Starkmoth). W tymże czasie na policję zgłosił się też Maks (Mojżesz Menasche) Lieberman, mąż Cecylii, również fotograf i opowiedział całą prawdę, przyznał się do zastrzelenia Tadeusza Jaworskiego, który był kochankiem jego młodej żony, z którą pobrali się niecały rok temu.

Liebermana natychmiast osadzono w areszcie policyjnym. Sprawę prowadził inspektor policji radca Bronisław Łukomski, który bezzwłocznie przeprowadził przesłuchanie Maksa Liebermana i udał się do szpitala powszechnego. Tadeusz Jaworski znajdował się w bardzo ciężkim, krytycznym stanie i znaczną część dnia był nieprzytomny. Według lekarzy dr. Balickiego i dr. Niementowskiego „rana na głowie była 15 cm długa i 1 cm szeroka. Kula, wyżłabiając całą kość, zmiażdżyła mózg, wskutek czego nastąpił paraliż lewej ręki. Strzał padł z oddalenia kilku metrów. Kula rewolwerowa przeszła przez skroń na wylot. W szpitalu znajdowała się też Cecylia Liebermanowa, która zapłaciła za leczenie Jaworskiego. Prasa lwowska od razu dokładnie opisała całe zajście podając wszystkie sensacyjne okoliczności. Tadeusz Jaworski i jego atelier fotograficzne byli szeroko znani we Lwowie.

Nagłówki artykułów w „Wieku Nowym”, „Kurierze Lwowskim” i innych wydaniach mówiły same za siebie, mianowicie: „Krwawa tragedia na Pohulance”, „Fotograf uwodzicielem”, „Zamach morderczy z zemsty”. Jak pisał „Wiek Nowy”, „Tragedia Liebermana i Jaworskiego w mieście wywołała żywe zainteresowanie i komentowanie sprawy na różne sposoby”.

Publiczność wymagała nowych szczegółów i sensacyjnych reportaży, więc przez kilka dni artykuły o „krwawej tragedji” nie schodziły ze szpalt prasy lwowskiej. Dziennikarze rzucali się na wszystkie strony, szukając informacji o „bohaterach” owego wydarzenia. W prasie zjawiły się ich dokładne życiorysy, również opisy relacji bohaterów tragedii między sobą. Tak „Wiek Nowy” podał życiorys Tadeusza Jaworskiego i jego stosunek do Cecylii Liebermanowej. Również komisarz policyjny, radca Łukomski prowadził intensywne śledztwo i za kilka dni przekazał już materiały do sądu karnego, gdzie sprawą zajął się sędzia śledczy Witoszyński.

Otóż Tadeusz Jaworski urodził się w 1873 roku we wsi Jajkowce, powiat Żydaczów. Zawód fotografa rozpoczął w Złoczowie, gdzie prowadził zakład fotograficzny, jednak naraził się na kilka nieprzyjemnych historii z miejscowymi zamężnymi kobietami. Z powodu tych karygodnych czynów musiał wyjechać ze Złoczowa i w 1909 roku osiedlił się we Lwowie, gdzie zakupił prosperujący zakład fotograficzny „Adela” w samym centrum miasta, w ruchliwym Pasażu Mikolascha oraz dwupiętrową kamienicę czynszową przy ulicy Szeptyckich 17 (między innymi kamienica znajdowała się obok przysłowiowej „kamienicy z duchami”). Według znajomych i klientów zakładu fotograficznego „Adela”, Tadeusz Jaworski słynął „jako typ kobieciarza i bon viventa, szukającego miłosnych rozkoszy poza ogniskiem domowym, w którym szczęścia nie znalazł, bo żyjąc w ciągłych niesnaskach i dysharmonii ze swoją żoną Michaliną, spowodował w końcu w roku 1916 wdrożenie z jej strony sporu separacyjnego, który też w istocie do separacji doprowadził”. Jaworski również słynął z ordynarnego zachowania wobec klientów, zwłaszcza kobiet i lekceważącego ich traktowania.

Pracownicy zakładu zgodnie świadczyli podczas śledztwa, że sam Tadeusz Jaworski do pań używał takich zwrotów jak: „pani będziesz wyglądała jak małpa”, gdy któraś z nich nie zrobiła mu do aparatu przyjemnej miny”. Pracownik zakładu Jan Gęsiorek twierdził na przykład, że „Jaworski był człowiekiem gburowatym, gwałtownym, kobieciarzem, który klientkom doradzał fotografować się w dekolcie lub nawet nago. W tym celu wprowadzał klientki do umyślnie urządzonego w zakładzie gabinetu, tak zwanej altany na trzecim piętrze, tam układał szal na biustach kobiet i dopuszczał się z nimi scen nienormalnych”. W zakładzie fotograficznym „Adela” w ogóle nie było tajemnicą, że żadna panna długo nie mogła utrzymać się na posadzie i że do każdej Jaworski miał pretensje seksualne. Śledztwo policyjne również szybko wyjaśniło, że Jaworski z początkiem roku 1918. dopuścił się w swoim mieszkaniu zbrodni gwałtu na Charlocie Plutnaukier, którą z zamkniętego mieszkania Jaworskiego uwolniła dopiero jej córka Olga. Z powodu tego faktu Jaworski miał dochodzenie policyjne i sądowe.

W 1911 roku Cecylia Starkmoth jako młodziutka dziewczyna wstąpiła do Zakładu „Adela” na naukę sztuki fotograficznej. Pochodziła z wielodzietnej rodziny żydowskiej, w której jej matka Fani Starkmoth odgrywała najważniejszą rolę i decydowała o wszystkich sprawach. Właśnie matka przyprowadziła Cecylię do Jaworskiego „celem wyuczenia sztuki fotograficznej”. Jak zanotowano później w protokole policyjnym, „w pewien czas po wstąpieniu Cecylii na ową naukę Jaworski zawołał ją do swojej kancelarii i skorzystawszy z tego, że oboje znaleźli się sam na sam, począł nakłaniać ją do oddania mu się. Gdy Cecylia oparła się temu i chciała uciec z kancelarii, Jaworski rzucił się na nią, zawlókł na kanapę i dopuścił się na niej gwałtu”. Po tym wydarzeniu Cecylia przez pewien czas chorowała, zaś Jaworskiemu udało się załatwić z jej rodziną (w pierwszej kolejności z matką) wszystkie sprawy i pretensje. Oczywiście, chodziło o pewną kwotę pieniędzy, którą Jaworski zapłacił rodzinie Cecylii za „uczynioną szkodę”. Również w następnych latach, „będąc człowiekiem znacznie starszym od Cecylii, stał na stanowisku jej opiekuna, a pomocy swej nie skąpił też jej rodzinie, pomagając ojcu dostarczaniem środków materialnych do zarobkowania i chroniąc ich wszystkich w swoim domu w czasie krytycznych dni listopadowych przewrotu 1918 roku (czyli w czasie pogromu żydowskiego 22 – 24 listopada, kiedy jak ustaliła komisja rządowa, zamordowano ponad 150 Żydów, zaś ciężko ranne zostały 372 osoby)”. To wszystko spowodowało pilniejsze zainteresowanie Cecylii swoim szefem Tadeuszem Jaworskim. Jak podano w protokole śledztwa „zaczęły się między nimi nici wzajemnej osobistej sympatii, nie pozbawionej podkładu erotycznego. Dla Starkmethówny, córki ubogich rodziców Żydów, pozostających na niskim stopniu inteligencji, był Jaworski moralnym i materialnym wspomożycielem, otwierał Cecylii drogę w świat pełen rozrywek i przyjemności, wynagradzając sowicie jej pracę”. Tutaj warto zaznaczyć, że Jaworski nie lubił Żydów, stale mówił o nich z pogardą, nazywając ich „parchami” i zawsze nosił przeciw nim przy sobie browning. Otóż po wyzdrowieniu Cecylia Starkmoth wróciła do pracy w Zakładzie fotograficznym „Adela”. Krążyły też plotki, że od tego czasu była ona kochanką Jaworskiego, dla której po prostu stracił głowę, „a będąc żonatym i nie żyjąc z żoną, chciał uścielić sobie wygodne gniazdko dla swych erotycznych zachcianek”. Żona Jaworskiego Michalina twierdziła w sądzie, że większa część zakładu fotograficznego „Adela” i całego dobytku rodziny była dobyta jej kosztem. Separacja została uznana przez sąd z winy męża, zaś ona „niewinnie cierpiała z powodu zboczenia moralnego swego męża”. Michalina Jaworska również uważała, że to Cecylia „zarzucała na niego wędkę” i myślała wyłącznie o interesach materialnych. O Cecylii Starkmoth negatywnie odzywał się też brat Jaworskiego Mikołaj. Uważał, że Tadeusz Jaworski „pozostawał pod jakimś wpływem Cecylii. Ona narzucała mu się, przymilała, całowała go, on jednak był smutny. Cecylia między braćmi porobiła niesnaski, tak że serdeczny stosunek obu braci się oziębił. Ona w ogóle poróżniła całą rodzinę Jaworskich. Tadeusz dawał jej dużo pieniędzy, różne prezenty, a czekoladę kilogramami”.

Jurij Smirnow

Tekst ukazał się w nr 2 (438), 30 stycznia – 15 lutego 2024

X