Nad polsko-ukraińską granicą Fot. Dmytro Antoniuk

Nad polsko-ukraińską granicą

Kiedy się wjeżdża do Rawy Ruskiej od polskiej strony, pierwszym rzuca się w oczy opuszczony klasztor oo. reformatów. Wystarczy pojeździć po okolicach, a tych katolickich zabytków sakralnych można odszukać o wiele więcej.

Wspomniany klasztor założony został w 1725 roku przez starostę bełskiego Grzegorza Rzeczyńskiego. Murowane zabudowania klasztorne i kościół pw. Archanioła Michała wybudowano w 1739 roku według projektu Pawła Fontany. Barokowe ołtarze wykonali zakonnicy Sebastian Wolski i Tomasz Groński, a XVIII-wieczne freski są autorstwa Jana Ptaszkowskiego. Fresk w arce tęczowej (przed prezbiterium) jest analogiczny ze znajdującym się w kościele reformatów w Dederkałach Wielkich w tarnopolskim. Niestety tam został on nieumiejętnie odnowiony, ale tu się zachował, chociaż częściowo jest zniszczony. Malowidło przedstawia adorację Krzyża świętego przez świętych Dominika i Franciszka.

O historii tego konwentu wiadomo niewiele. Nie został on skasowany przez Austriaków. W latach 1907-1909 przebywał tu o. Narcyz Turchan, który zginał śmiercią męczeńską w obozie koncentracyjnym w Dachau. W 1999 roku został on beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II.

W okresie sowieckim w tych zabudowaniach mieściła się księgowość parku maszynowego. Dziś klasztor stoi zamknięty. Zabytek został ostatnio przekazany społeczności katolickiej Rawy Ruskiej, jednak funduszy na jego odnowienie, czy bodaj zabezpieczenie, na razie brak. Nie udało mi się spotkać z parafianinem posiadającym klucze od klasztoru i wypadło mi włazić tam przez okno. Wędrowałem ciemnymi (nawet w dzień) korytarzami i czułem się nieswojo. Jednak było warto, bo zachowały się tu jeszcze resztki starych malowideł. Na jednym z nich (na parterze) możemy zobaczyć św. Andrzeja i w tym pomieszczeniu zachowały się jeszcze resztki sztukaterii. Drugi fresk jest na piętrze przy wejściu na chór kościelny. W samej świątyni są unikatowe malowidła z XIX wieku, przedstawiające męczeństwo Chrystusa i postacie świętych. Czegoś podobnego nie widziałem nigdzie na Ukrainie. W kościele są resztki konfesjonałów i stalli w prezbiterium. Na fasadzie świątyni można dojrzeć na wpół zatarte postacie świętych Antoniego i Franciszka. Mam nadzieję, że za kilka lat nie poznam tych ruin, przywróconych przez wiernych do życia.

Klasztor oo. reformatów nie jest jedyny w tym mieście. W okolicach rynku przy drodze na Potylicze znajduje się dawny klasztor ss. dominikanek, założony około 1880 roku. Po tym, jak liczni dobroczyńcy, w tym cesarz Franciszek Józef I i jego małżonka Elżbieta – księżna Sisi – nadali zgromadzeniu wsparcie finansowe, siostry wybudowały neogotycką kaplicę i piętrowy klasztor, większość pomieszczeń którego przeznaczona była na szkołę dla dziewcząt. Szybko te zabudowania okazały się za ciasne i zostały rozebrane, a w 1909 roku wystawiono nowy, już piętrowy budynek. Uczyło się tu około 630 dziewcząt, w tym również z rodzin żydowskich. Oprócz tego, siostry nauczały pisania i czytania niepiśmienne osoby dorosłe. W kaplicy znajdował się neogotycki ołtarz, który obecnie został przeniesiony do kościoła w Potyliczach.

W czasie I wojny światowej ss. dominikanki otworzyły w klasztorze szpital, lecząc zarówno rannych Austriaków, jak i Rosjan. Po wznowieniu działalności szkoły, w latach 1921-1922 była tu nauczycielką s. Julia Rodzińska, która w 1945 roku zmarła w obozie w Stutthofie i również została beatyfikowana, wspólnie z o. Turchanem.

Pierwsi sowieci w 1939 roku w klasztorze umieścili sztab przygranicznego rejonu umocnionego, zamieniając krzyż na sygnaturce kaplicy na gwiazdę. Tę znów zrzucili Niemcy i podobno podczas ich okupacji ss. dominikanki powróciły. Jednak ostatecznie w 1944 roku zostały ponownie wyrzucone przez sowietów, którzy w budynku umieścili sierociniec. W późniejszych latach działała tu szkoła jazdy i szkoła średnia. Obecnie budynek zajmuje gimnazjum. Pani dyrektor Iwannie Dańkiewicz dziękuję za możliwość obejrzenia wnętrz, które w sporej części zachowały się z okresu działalności klasztoru. Jedynie kaplica została podzielona na piętra i na dole znajduje się obecnie sala sportowa, a na górze – widowiskowa.

Na podróż do Nowego Witkowa radzę wybrać się jedynie wielkim pasjonatom historii. Wioska leży na drodze pomiędzy Czerwonogradem (dawn. Krystynopolem) i Radziechowem (22 km od pierwszego i 9 km od drugiego miasteczka). Muszę tu zaznaczyć autorytatywnie – gorszej drogi na Ukrainie nie ma. Do tego wszystkiego – nie wiem, czy przypadnie Państwu do gustu obecny widok klasztoru oo. augustianów.

Fot. Dmytro Antoniuk

Klasztor założono w 1675 roku z fundacji Wacława i Anny Lanckorońskich. Wybudowano wtedy murowany kościół św. Trójcy i niewielki klasztorek, który rozbudowano później, dzięki funduszom Potockich. Z historii klasztoru wiadomo jedynie, że odbywały się tu kapituły zakonu, a w kościele do 1945 roku przechowywano cudowne obrazy MB Różańcowej i MB Łuckiej, które obecnie są w miejscowościach Oława i Siedlicach na Dolnym Śląsku.

Klasztor związany jest z tragiczną historią Gertrudy Komorowskiej – pierwszej żony Stanisława Szczęsnego Potockiego. Gdy zawiadomił rodziców o ich potajemnym ślubie (w tym czasie jego wybranka była w ostatnich miesiącach ciąży), ci, niezadowoleni z wyboru przez syna niezbyt bogatej partii, nakazali ją wykraść i ukryć w jakimś klasztorze. Po drodze służba Potockich zakryła poduszką usta Komorowskiej, by ta nie krzyczała. Niestety, biedaczka się udusiła. Aby ukryć zbrodnię, wrzucono ciało do przerębli. Dopiero na wiosnę odnaleziono je w rzece koło Sokala.

Sąd nakazał Potockim jedynie wypłatę „odstępnego”, ale ponieważ nie mieli gotówki, przekazali Komorowskim ziemię wraz z Nowym Witkowem. Na ironię losu, kuzynka Gertrudy wkrótce wyszła za mąż za Teodora Potockiego, ponieważ uchodziła za majętną narzeczoną. Ta prawdziwa historia znalazła swoje odzwierciedlenie w licznych opowiadaniach, poematach i obrazach.

Komorowską i jej rodziców pochowano w kościele augustianów, a w 1909 roku hrabia Badeni wybudował dla nich oddzielną kaplicę (obecnie zrujnowaną), obok kościoła. Szczątki zmarłych przełożono wtedy do metalowych trumien ze szklanymi wiekami. W czasie nawały Budionnego w 1920 roku kaplica została splądrowana. Powtórzyło się to podczas II wojny światowej – trumny wykorzystywano jako poidła dla koni.

Co dotyczy samego klasztoru, to w 1788 roku po austriackiej kasacie zakonnicy opuścili go, a świątynia stała się kościołem parafialnym i takim pozostawała do kwietnia 1944 roku. Wtedy Nowy Witków zaatakowały oddziały UPA, wymordowały 22 Polaków i spaliły kościół. Po wojnie był tu magazyn i, zdaje się, stajnie i chyba jest tak do dziś. Z wystroju nie pozostało niczego, ani nie zachowało się nic na zewnątrz. Sam klasztor rozebrano jeszcze w XIX wieku, a jego ruiny są do dziś w strasznych zaroślach.

Jeżeli dojechali Państwo jednak do Nowego Witkowa, to do Bełza pozostało 40 km. Jeżeli nie – to z Czerwonogradu będzie tam jedynie 18 km.

Wydawać by się mogło, że w mieście jest więcej zabytków niż mieszkańców. Jednym z zabytków jest klasztor ss. felicjanek, powstały w 1867 roku. W zabudowaniach mieściła się początkowa szkoła dla dziewcząt, a oprócz tego siostry opiekowały się kościołem „na Zameczku”. Tam właśnie w okresie książęcym stała kaplica z cudowną ikoną Matki Boskiej, którą Władysław Opolczyk, w obawie przed najazdem hord mongolskich, zabrał w 1382 roku stąd do Częstochowy i teraz jest ona największą relikwią narodu polskiego – Matka Boska Częstochowska.

W klasztorze ss. felicjanek w 1951 roku znajdował się sztab wymiany terenów, w wyniku której Bełz, Sokal i Czerwonograd odeszły do ZSRR, a Polska otrzymała tereny w Bieszczadach. Ale wtedy sióstr już tu nie było. W okresie sowieckim klasztor rozbudowano i przekształcono na szpital, który jest tam do dziś. Kaplicę, fronton której się zachował, podzielono tradycyjnie na piętra.

Najstarszym zabytkiem sakralnym w mieście jest kościół Wniebowzięcia NMP oo. dominikanów, potężne ruiny którego są bardzo malownicze. Konwent w 1394 roku założył książę Ziemowit IV. Początkowo, z pewnością, był on drewniany, a od XVI wieku – murowany. Zgodnie z kanonami budownictwa klasztorów katolickich, do świątyni dobudowano piętrowy budynek klasztorny, przez co utworzył się zamknięty dziedziniec. Klasztor wypełniał też funkcje fortyfikacji. W okresie reform józefickich klasztor skasowano i kościół przekazano na parafię. W zabudowaniach klasztornych prawdopodobnie umieszczono urzędy.

Największych zniszczeń zabytek doznał podczas II wojny światowej. W marcu 1944 roku, uchodzące z Wołynia oddziały UPA zaatakowały miasto. Zabito wówczas około 100 Polaków i spalono kościół. Nie minęło czterech miesięcy, a oddziały niemieckie zamieniły klasztor na fortyfikacje w walce z Armią Czerwona. Ci ostatni zdobywali klasztor przy pomocy „katiusz”, a wzięli jednak go szturmem. W wyniku tego ze świątyni pozostały jedynie ułomki ścian, bez dachu i ozdób. Zrujnowano dwa z trzech skrzydeł klasztoru. W ocalałej części już w czasach niezależnej Ukrainy umieszczono urząd miejski.

Te resztki zabudowań sakralnych wieńczy wieża zegarowa, podczas remontu której w 2004 roku odkryto dwa freski, przedstawiające działalność świętych dominikańskich. Są to bp. Albert Wielki i prawdopodobnie Tomasz z Akwinu. Teraz malowidła zostały fachowo odnowione i zakonserwowane. Pokazał mi je uczynny mer Bełza Wołodymyr Mucha, którego przypadkowo spotkałem na Rynku. Do obiektów podominikańskich należy też barokowa dzwonnica, która na szczęście nie ucierpiała podczas wojny.

300 metrów od dominikanów miały swój klasztor ss. dominikanki. Klasztor dla nich ufundowała kasztelanka wileńska Zofia Chodkiewiczówna w 1635 roku. Wiadomo, że wielki klasztor z 1743 roku, który obecnie jest w ruinie – bez dachów i sklepień – jeszcze w czasach sowieckich miał się całkiem dobrze. Kościół św. Mikołaja według jednej wersji powstał w 1653 roku, a według innej – jednocześnie z zabudowaniami klasztornymi.

Klasztor skasowali Austriacy pod koniec XVIII wieku i przekazali go grekokatolikom. Interesujące, że w okresie 1945-1951 świątynia znów działała jako katolicka, ale po „wymianie terenów” ostatecznie ją zamknięto. Wystrój wnętrza zniszczono, gdy umieszczono tu magazyn. Polacy, opuszczając Bełz, zabrali czczoną tu od XVII wieki ikonę Bełskiej MB, którą umieszczono obecnie w kościele w Ustrzykach Dolnych.

Wewnątrz świątyni, którą znów w 1991 roku przekazano grekokatolikom, zachowały się fragmenty fresków z końca XIX wieku, jak również renesansowy portal. Natomiast stosunkowo nienaruszona pozostała fasada świątyni, we wnękach której znajdują się figury dominikańskich świętych. Sklepienie świątyni pękło i obecnie trwają prace umacniania fundamentów. W niektórych źródłach można znaleźć informację, że w 1991 roku, gdy oddawano świątynię grekokatolikom, był zachowany jeszcze ikonostas wykonany w Niemczech. Możliwe, że jest gdzieś na przechowaniu.

Fot. Dmytro Antoniuk

Kolejna miejscowość – Uhnów, 24 km od Bełza. Jest to najmniejsze miasteczko na Ukrainie – mieszka tu zaledwie 800 mieszkańców, ale posiada kilka zabytków: cerkiew z oryginalnymi malowidłami, synagogę i olbrzymi kościół parafialny z początków XVII wieku.

Obok stoją zabudowania szkoły, w której od 1876 roku mieszkały i prowadziły szkołę dla dziewcząt ss. felicjanki. Opiekunka kościoła, pani Halina Gubeni, pokazała mi na absydzie dawnej kaplicy zakonnej (tradycyjnie przedzielonej na piętra) ledwo zauważalny zarys Matki Boskiej z Dzieciątkiem, który widnieje spod grubej warstwy tynku. Pani Halina żartuje, że zobaczyć może go jedynie ten, kto ma najmniej grzechów.

O historii tego zabytku prawie nic nie wiadomo, oprócz tego, że ss. felicjanki były tu do 1944 roku, a następnie otwarto tu szkołę średnią, która funkcjonuje do dziś.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 13 (257) 15 lipca – 15 sierpnia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X