Nad północną Dźwiną

Nad północną Dźwiną

W maju ubiegłego roku na daleką północ Rosji wyruszyła kolejna wyprawa – tym razem harcerska. Oprócz mojej skromnej osoby współtowarzyszami podróży zostali dwaj zaprawieni w „bojach na wschodzie” instruktorzy harcerscy – „Mojżesz” i „Kanalia”.

Dotarcie do Archangielska nie przysporzyło większych problemów, choć przeloty wysłużonymi Tupolewami i Antkami na długo pozostają w pamięci… Na miejscu luksusowy hotelik z wyjątkowo nowoczesnym i ekskluzywnym prysznicem. W kwestii łazienek w rosyjskich hotelach już wiele widziałem, ale tym razem zaskoczenie było pełne. Kabina oprócz biczów wodnych, dysz do masażu i rozmaitych opcji płukania posiadała również radio, które z nieznanych przyczyn uległo awarii…

 

Dalszy ciąg wyjazdu na szczęście przebiegał już normalnie, tzn. z zastosowaniem tradycyjnych metod kąpieli i nocowania. Rankiem następnego dnia od naszej ulubionej szefowej archangielskiej polonii dostaliśmy bilety na autobus, dokładną instrukcję na którym kilometrze trasy mamy wysiąść, jak łapać kolejne środki transportu i do kogo zadzwonić jak już uda nam się dotrzeć w zaplanowane miejsce. Rozpoczynało się to co każdy podróżnik lubi najbardziej – wyprawa w nieznane.

Kilkadziesiąt kilometrów za Archangielskiem nasze wojskowe mundury przestały zwracać na siebie uwagę, gdyż większość miejscowych mużyków na co dzień chadza w łachach z demobilu. Jedynie duże plecaki i moja rogatywka wyraźnie dawały znać, że jesteśmy jacyś inni. Wedle miejscowych, to pewnie jacyś geolodzy, topografowie lub w najlepszym razie studenci „podpadziochy”, zesłani kaprysem dziekana na jakąś karną praktykę… Ewentualnie szpiony, bo nikt dobrowolnie na takie zadupia nie przyjeżdża. Zwłaszcza ta ostatnia teoria była szczególnie popularna i co gorsza przez sporą część naszych, najczęściej pozostających jedną nogą po tamtej stronie trzeźwości, rozmówców brana na poważnie…

Po kilku godzinach oczekiwania na maleńkim przystanku, udało nam się złapać busika jadącego z rejonowych Chołmogor w kierunku Ust-Piniegi. Kilkadziesiąt minut jazdy polnymi drogami i już prawie jesteśmy na miejscu. Od wsi oddziela nas jedynie Północna Dźwina, która w tym miejscu ma ok. kilometra szerokości. Na szczęście prom już czeka. Szybki telefon na drugi brzeg – do naszego przewodnika. Krótka rozmowa, zaraz ma po nas podejść, poznać go łatwo, bo jako jedyny we wsi ma czapeczkę z napisem „Batia”. Odbijamy od brzegu. Wśród kilkunastu pasażerów znalazły się także miejscowe babuszki. Pojawienie się trzech dziwnie wyglądających młodych ludzi nie mogło ujść ich uwadze. Po krótkim plotkarskim śledztwie jedna z nich ustaliła, iż niespodziewanymi gośćmi są Polacy. Przekrzykując ryk silnika i głuchotę swej koleżanki próbowała jej przekazać swoje najnowsze ustalenia:

– Paliaki!
– Szto?
– Paliaki!!
– e?
– Paaaliaaaki!!!
– A!, a co tu robić będą – tajgę rąbać, czy drogę budować?

Leśniczy Mikołaj (drugi od lewej) pokazuje drewniany słup z lat 40. wyznaczający sektory lasu (Fot. Adam „Kaczor” Kaczyński)Po około 10 minutach prom dobija do wschodniego brzegu Dźwiny. Wszystko się zgadza – i miejsce, i napis na czapeczce. W pierwszej kolejności jedziemy do położonego o kilka kilometrów dalej posiołka Rożowo, położonego pomiędzy urwistym brzegiem Piniegi a gruntową drogą, wybudowaną już po wojnie przez zesłanych Estończyków. Rożowo jest dziś „posiołkiem dacznego typu”, niezamieszkałym w okresie zimy. Oryginalnych budynków z epoki już nie ma. Pozostały jedynie fundamenty szkoły oraz rząd rosnących przed nią topoli. Jedynie skaliste brzegi Piniegi, którą spławiano ścięte przez katorżników drewno nie uległy zmianie. W pobliżu posiołka miał być podobno cmentarz, jednak wielogodzinne poszukiwania nie dają żadnych rezultatów.

W drodze powrotnej do Ust-Piniegi zajeżdżamy w okolice dawnej cegielni. Na funkcjonującym do dziś dnia cmentarzu Andriej wskazuje nam miejsce, gdzie chowano zmarłych zesłańców oraz pensjonariuszy funkcjonującego od czasów wojny domu starców. Kilkadziesiąt ziemnych kopczyków, lepiej lub gorzej zachowanych. Dziś już nie da rady stwierdzić, gdzie spoczywają Polacy, a gdzie miejscowi staruszkowie, którzy na skutek wojny i represji pozostali bez opieki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X