Na szlaku II Brygady Legionów Polskich do Niepodległej. Część III Legioniści na dziedzińcu więzienia

Na szlaku II Brygady Legionów Polskich do Niepodległej. Część III

RARAŃCZA 1918 – internowanie legionistów i ich proces w Syhocie Marmaroskim

W następstwie bitwy pod Rarańczą 15/16 lutego, znacznej części oddziałów II Brygady Legionów Polskich nie udała się próba przebicia przez linię frontu między Austro-Węgrami a Rosją. Wchodzący w jej skład legioniści zostali internowani i zamknięci w obozach zlokalizowanych w ówczesnych północnych Węgrzech – w komitacie marmaroskim. Poddano ich, za ciężką zdradę wobec państwa austro-węgierskiego, wojskowemu sądowi z groźbą najwyższych konsekwencji. Proces, trwający prawie cztery miesiące i zakończony uwolnieniem więźniów dzięki nadchodzącemu końcowi wojny i upadkowi monarchii, odbywał się w Syhocie Marmaroskim (węg. Marmaros-Sziget). Nazwa tego miasta stała się symbolem buntu i zarazem godności polskich żołnierzy wobec upartego nieprzejednania zaborczego mocarstwa.

W okrążeniu przez austro-węgierskie oddziały pod Rarańczą, uniemożliwiającym przejście poza linię frontu, znalazło się ok. 3000 uczestniczących w akcji legionistów. Wraz z nimi zostały zatrzymane tabory obu pułków, sztab Korpusu, dowództwo II Brygady, pułk artylerii i „zakłady”, więc kompania sztabowa, kompania telegraficzna, kompania szturmowa, żandarmeria polowa, intendentura, kolumna sanitarna, sąd polowy, piekarnia, rezerwa koni oraz kasa. Pewien czas po bitwie, zostali do nich dołączeni ci legioniści, którzy w dniu 15 lutego znajdowali się poza oddziałami (odkomenderowani do innych zadań bądź urlopowani); żołnierze z oddalonych oddziałów Korpusu znajdujących się w rejonie Synowódzka (2 pułk ułanów), Bolechowa i Doliny (część jego kadry, szkoła oficerska i podoficerska) także zostali prewencyjnie objęci internowaniem.

Kpt. Roman Górecki w celi więzienia w Marmaros-Sziget

Zatrzymani zostali zgromadzeni 16 lutego w Sadagórze – oddzielnie oficerowie, oddzielnie szeregowi legioniści, skąd pod eskortą poprowadzono ich do Mamajowiec, miejsca rozpoczęcia przez nich akcji. Tam też niebawem przybyli prokurator wojskowy i sędzia śledczy. Kierujący akcją kpt. Roman Górecki oraz dowodzący artylerią mjr. Włodzimierz Ostoja-Zagórski zostali przesłuchani, a następnie przewiezieni z wnioskiem o postępowanie doraźne do więzienia w Kołomyi. W obronie wszystkich zatrzymanych, z obawy o dokonanie takiego sądu nad nimi, zaprotestowały strajkiem krajowe władze i urzędy oraz całe społeczeństwo polskie w Galicji. W efekcie, zaaresztowani legioniści wyjechali pod strażą koleją przez Kołomyję do obozów odosobnienia na Węgry. Tam też znaleźli się wspomniani wcześniej kpt. Górecki i mjr Zagórski. Część z nich (ponad 600 legionistów) wyładowano w Marmaros-Sziget (dziś: Sighetu Marmaţiei, Rumunia), pozostałych zaś w Csop (dziś: Czop, Ukraina) – tych skierowano do obozów (obecnie to miejscowości na Ukrainie) w Bustyahaza (Busztyno), Dulfalva (Dułowo), Hust (Chuszt), Száldobos (Stebliwka), Szeklencze (Sokyrnycia), Talaborfalva (Terebla) i Taraczköz (Tereswa). Oficerowie znaleźli się w Hust i w Szeklencze – w tym obozie umieszczono najbardziej aktywnych w spisku, zaś szeregowych legionistów – w pozostałych miejscowościach. Obozy były otoczone drutem kolczastym i pilnowane przez uzbrojone straże, a warunki bytowe, zwykle w barakach, złe – często w jednej izbie przebywało kilkunastu internowanych, którzy dysponowali jedynie pryczami ze słomą i kocami lub płaszczami jako okryciem. Legionistom odebrano wartościowe rzeczy, wiele do życzenia pozostawało również ich wyżywienie. Ponadto, uwięzieni silnie odczuwali osamotnienie, wynikające z całkowitej izolacji z otoczeniem – gazety nie były dostarczane, a korespondencja podlegała ocenzurowaniu; potęgowała je także nieznajomość języka węgierskiego. Na dodatek, ludność miejscowa patrzyła na internowanych wrogo, byli jej bowiem przedstawieni jako buntownicy mordujący Węgrów. Tu można dodać, że komendę nad tymi wszystkimi obozami objął gen. por. Johann Schilling (dla przypomnienia: syn kolonisty niemieckiego spod Nowego Sącza i absolwent polskiego gimnazjum).

Gmach więzienia w Sighetu Marmaţiei (dziś Muzeum Pamięci Ofiar Komunizmu i Ruchu Oporu „Memorialul”)

Osadzeni w tych obozach legioniści mieli oczekiwać śledztwa sądowego na miejscu, natomiast ci z Synowódzka, Bolechowa i Doliny, internowani początkowo we własnych koszarach, częściowo rozproszyli się, nieliczni natomiast zostali przewiezieni na Węgry, gdzie dołączyli do legionistów internowanych w tamtejszych obozach, inni skierowani na front włoski, a niektórzy – zwolnieni.

legioniści na korytarzach więzienia w Marmaros-Sziget (Centr. Bibl. Wojsk., Warszawa)

Śledztwo sądowe trwało do końca maja. Internowani legioniści (w liczbie ok. 3000) byli przesłuchiwani – każdy przynajmniej jeden raz – przez śledczych znających język polski. Byli nimi członkowie c.k. sądu wojskowego mającego swą ekspozyturę w Bustyahaza, a byli nimi wojskowi Ukraińcy, Żydzi i Polacy – ci ostatni zwykle przychylniej prowadzący przesłuchania. Internowani zostali podzieleni na trzy grupy: postawieni w stan oskarżenia w procesie, świadkowie w nim oraz nieprzydatni w dochodzeniu – tych to skierowano na front włoski do Udine do grupy „P” (Polacy) z uwagą „p.v.” – politisch verdächtig, czyli politycznie podejrzany. Niemniej, zamknięci w obozach legioniści nie pozostawali w zapomnieniu społeczeństwa. W Galicji powstawały komitety pomocy, zarówno materialnej jak i moralnego wsparcia. O.O. dominikanie ze Lwowa zorganizowali dla nich spowiedź wielkanocną i uczestniczyli w święconem, z Huszt dostarczano internowanym cywilne ubrania i fałszywe dokumenty, zaś polscy kolejarze ułatwiali im ucieczki i przekazywanie tajnej korespondencji nawet do Warszawy. Władze ustaliły, że proces sądowy będzie się odbywał w Marmaros-Sziget. Po zakończeniu śledztwa przetransportowano do tego miasta pod eskortą internowanych z innych obozów i umieszczono w gmachu więzienia, przylegającym do budynku sądu. Zajęli oni cele pojedyncze i zbiorowe na części I pietra i wszystkie na piętrze II. W następstwie przygotowanego aktu oskarżenia rozpoczął się 8 czerwca proces trwający prawie cztery miesiące. Obrona postawiła wniosek, by był on jawny, jednakże miał się odbywać nie w języku polskim – obawiano się bowiem ujawnienia sprzyjającej internowanym postawy przez znających ten język śledczych Polaków i galicyjskich Rusinów. Przewodniczącym sądu był gen. bryg. Alfred Rettich, a rozprawa ruszyła tego dnia o godz. 8. Akt oskarżenia, sporządzony na 46 stronach maszynopisu, objął 115 legionistów – 89 oficerów legionowych, 2 austriackich i 24 szeregowych żołnierzy, następnie włączono do niego schwytanego przez Niemców żołnierza z grupy Hallera po bitwie pod Kaniowem (11 maja 1918), wobec czego liczba oskarżonych wzrosła do 116. Tu wypada wspomnieć, że czterech oficerów uciekło z obozu albo ze szpitala jeszcze przed rozpoczęciem procesu, jeden zaś został zwolniony po oświadczeniu, że nie popierał spisku. Poddani sądowi zostali oskarżeni o „zbrodnię przeciw sile zbrojnej państwa (austriackiego) popełnioną przez zbiorowy spisek i bunt w połączeniu z mordem (żołnierzy austriackich) oraz przez dezercję (ze związku wojskowego austriackiego), połączoną z kradzieżą mienia wojskowego (mundury, ekwipunek, broń, amunicja, pieniądze itd.) i z oszustwem na szkodę państwa austriackiego”. Dla 102 oskarżonych – obywateli cesarstwa austro-węgierskiego – żądano kary śmierci przez powieszenie, dla 11 – obywateli Królestwa Polskiego – dożywotniego ciężkiego więzienia, zaś dla pozostałych – takiegoż więzienia od 5 do 20 lat. Sprawa zapowiadała się groźnie, wobec czego powołani do procesu obrońcy (przybyli z Krakowa, Lwowa i Przemyśla) starali się proces przewlekać, a jednocześnie starać się o abolicję i zwolnienie uwięzionych przez rząd w Wiedniu, a nawet przez samego cesarza. Prowadzenie procesu wymagało sprowadzenia z Centralnego Urzędu Ewidencyjnego Legionów Polskich w Piotrkowie wielu dokumentów, np. opinii ze starostw o każdym oskarżonym, rozkazów Polskiego Korpusu Posiłkowego w tłumaczeniu na niemiecki, wreszcie dokumentów wydanych przez Tymczasową Radę Stanu i Radę Regencyjną Królestwa Polskiego. Do procesu powołano 120 świadków, 2 wojskowych ekspertów, przygotowano do odczytania 352 zeznania oraz inne dokumenty.

Proces rozpoczął się, jak wyżej wspomniano, 8 czerwca (sobota) o godz. 8. Na sądowej sali znaleźli się oskarżeni, działający bezinteresownie obrońcy (szczególnie aktywnym był dr Herman Lieberman), oskarżający prokurator, tłumacz, protokolanci, eksperci wojskowi i referent prawny 7 armii austriackiej. Proces był jawny, więc z udziałem publiczności. Akt oskarżenia obciążał głównie kpt. Romana Góreckiego ze względu na jego kierowniczą rolę w spisku i czynił go w istocie głównym oskarżonym. On zaś przed sądem w swych zeznaniach podkreślił, że Legiony Polskie to formacja nie tylko wojskowa, ale przede wszystkim niosąca przesłanie polityczne. Legioniści bowiem, jako przekazani pod dowództwo Polskiej Siły Zbrojnej (Polnische Wehrmacht) w kwietniu 1917 roku przez cesarza Austro-Węgier Karola, a jesienią tego roku skierowani na front besarabski w składzie Polskiego Korpusu Posiłkowego, zawsze uważali się za wojsko polskie złożone z polskich obywateli, więc, zgodnie z konwencją haską, przynależne do państwa polskiego, wobec czego akcja z dnia 15 lutego nie mogła być poczytywana za dezercję. Z tego też powodów nie mogła prowadzić do kradzieży przydzielonego temu wojsku sprzętu i uzbrojenia – bo te stanowiły jego własność, zaś koszt otrzymanego od Austro-Węgier wyposażenia polskich oddziałów miałby być rozliczony przez nowo powstałą Polskę po zakończeniu wojny. Górecki dowodził dalej, że akcja z 15 lutego była usprawiedliwioną reakcją polskiego wojska na postanowienia traktatu brzeskiego (9 lutego 1918), więc na wiarołomstwo sojusznika. To właśnie w zaistniałej sytuacji, legioniści II Brygady, by nie dopuścić do uszczuplenia ziem polskich, postanowili połączyć się z oddziałami gen. Muśnickiego na terenie Rosji. Wreszcie, nastawienie panujące powszechnie w Brygadzie i nastroje w społeczeństwie polskim, a wyrażane szeroko przez prasę (jak np. Gazetę Poranną, Gazetę Wieczorną, Głos Narodu, Naprzód, Nową Reformę czy Wiek Nowy) dawały niepodważalny powód dla podjęcia wspomnianej akcji. Po zeznaniach kpt. Góreckiego, który całą winę przyjął na siebie, zostali wezwani do ich złożenia kolejni główni oskarżeni, więc rtm. Norbert Okołowicz, kpt. ks. Józef Panaś (podtrzymujący zeznania Góreckiego, ale pomniejszający jego rolę w organizacji spisku), wreszcie mjr Włodzimierz Ostoja-Zagórski, by wymienić najważniejszych. Sprawozdawcy prasowi, by proces nie nabrał zbyt dużego rozgłosu, uzyskali jedynie zgodę na trzy dni pobytu w Marmaros-Sziget, ich sprawozdania mogły zostać wysłane jedynie w języku niemieckim, i to nie do ich rodzimych, ale obcych gazet; co więcej, teksty sprawozdań podlegały ocenzurowaniu. Jeden z ich autorów napisał o oskarżonych: „To nie zdrajcy, jak ich oskarżenie nazywa, ale nieszczęśliwi synowie nieszczęsnego narodu”. Przez cały czas procesu trwały ponadto ironiczne utarczki słowne pomiędzy obrońcami a sądem i prokuratorem, w następstwie często ośmieszającego przepytywania oskarżonych przez sąd.

Odznaka internowanych legionistów (kolekcja Stow. „Res Carpathica”)

Postępowanie dowodowe rozpoczęło się 3 sierpnia, w czasie, kiedy Chełmszczyzna, której przyznanie Ukrainie było bezpośrednią przyczyną akcji pod Rarańczą, została kilka tygodni wcześniej (17 lipca) z powrotem, zgodnie z wolą monarchy, włączona do guberni lubelskiej. Pierwszy zabrał głos znany już austriacki gen. por. Johann Schilling i przywołał scenę aresztowania go 15 lutego przez legionistów, co wypadło, mimo powagi sytuacji, nad wyraz humorystycznie. Przypomniał bowiem naiwnie, że legioniści powiedzieli mu wtedy – „złapaliśmy złotą rybę” a na zapytanie, co z nim zamierzają uczynić, odrzekli – „milcz stary ośle, durniu austriacki, i tak za chwilę będziesz wisiał”, powodując na sali powszechną wesołość. Istotne były też wypowiedziane słowa płk. Zygmunta Zielińskiego, który, przy całej dawniejszej lojalności wobec austriackich przełożonych i wewnętrznemu rozdarciu w ocenie spisku, podkreślił, że w następstwie aktu dwóch cesarzy z 5 listopada (1916 roku) inicjującego powstanie Królestwa Polskiego, a zwłaszcza patencie obu monarchów z dnia 12 września (powołanie Rady Regencyjnej) legioniści mieli absolutne prawo uważać się za polskich żołnierzy.

Pamiątka Józefa Namysłowskiego z obozu w Huszt (Centr. Bibl. Wojsk., Warszawa)

Jednocześnie, codzienne życie internowanych wypełnione było monotonią spacerów – przedłużonych z 1 godziny do 3 – na więziennym dziedzińcu, grą w karty i szachy, nauką języków obcych, filozoficznymi i politycznymi dyskusjami czy odwiedzinami rodzin (odbywanych w obecności prokuratora). Podobnie spędzano czas i w innych obozach, pisano w nich także wspomnienia – tak np. Józef Namysłowski zebrał je, dając im za ilustrację humorystyczne sytuacyjne rysunki, pod tytułem „Pamiątka z pobytu w niewoli austriackiej w Huszcie”. W połowie września pojawiła się nadzieja pomyślniejszego biegu zdarzeń – dotarły do Marmaros-Sziget wieści, że rząd austriacki opowiada się za abolicją procesu. I tu sprawy potoczyły się szybciej – 24 tego miesiąca odwiedził uwięzionych wysłannik cesarza Karola, który już znał wniosek rządu o abolicję, zaś po czterech dniach została ona przez niego zarządzona. Wobec tej decyzji dr Przeworski, jeden z obrońców występujących w procesie, po otrzymaniu tej wiadomości depeszą od dr. Fertila, prezesa Koła Polskiego w parlamencie wiedeńskim, zgłosił wniosek o przerwanie procesu; takiej samej treści depeszę otrzymał prowadzący rozprawę sędzia kpt. Franciszek Bartak. Nastąpiło więc oczekiwanie na zarządzenie co do formalnego jej zakończenia.

Uradowani legioniści wystosowali wyrażające podziękowania depesze do prezesa Koła Polskiego w Wiedniu i dobrze usytuowanego tam dyplomaty austriackiego Adama hr. Tarnowskiego, który również przyczynił się do zarządzenia abolicji. 29 września o godz. 17 odbył się w „sali kamiennej” więzienia, udekorowanej przez legionistę ppor. Stefana Felsztyńskiego, uroczysty wieczór dla uczczenia czwartej rocznicy wymarszu pułków II Brygady na front. Stosowne krótkie przemówienie na temat jej historii wygłosił mjr Zagórski, następnie wystąpił tercet instrumentalny (skrzypce, mandolina i gitara), deklamowano wiersze, odśpiewano też hymn narodowy i „Rotę”.

Nadszedł 2 października – ostatni dzień (trwającej od 8 czerwca) rozprawy, podczas której prokurator dr Klemens Ustyanowicz, z powodu zarządzonej abolicji, wycofał akt oskarżenia, zaś uchwałę sądu o zakończeniu procesu i uwolnieniu oskarżonych od winy i kary przedstawił sędzia Bartak. Sąd przychylił się także do wniosku prokuratora o natychmiastowe ich uwolnienie. Po pięciu dniach byli oskarżeni otrzymali odpisy wyroków, a po dwóch kolejnych, więc 9 października, wyjechali do Czerniowiec i Galicji, kierując się do Delatyna, Kołomyi, Stanisławowa, Lwowa i Krakowa. A po kilku kolejnych tygodniach nastąpił ostateczny rozpad monarchii austro-węgierskiej. 11 listopada zakończyła się wojna; powracający z niewoli austriackiej legioniści II Brygady zaczęli wstępować do nowo powstającego wojska polskiego, by w niedługim czasie podjąć znów walkę o zbrojne stanowienie granic Rzeczypospolitej.

Jan Skłodowski
Tekst ukazał się w nr 3 (295) 13-26 lutego 2018

Jan Tadeusz Skłodowski dr n. hum. Uniwersytetu Warszawskiego, fotografik, publicysta, podróżnik, badacz Kresów. Założyciel i prezes Stowarzyszenia "Res Carpathica". Członek Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Związku Polskich Artystów Fotografików. Odbył ponad 60 podróży badawczo-inwentaryzacyjnych na tereny Litwy, Łotwy, Słowacji i Ukrainy. Jest autorem 10 książek i albumów oraz ponad 100 artykułów, a także licznych wystaw fotograficznych w kraju i za granicą poświęconych ziemiom oraz dziedzictwu kulturowemu terenów wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Otrzymał odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X