Mrzonki carskiego historyka

Mrzonki carskiego historyka

Jednym z głównych filarów ideologii carskiej i sowieckiej jest teza o absolutnie pokojowym nastawieniu narodu rosyjskiego. Zgodnie z tym: „Rosja nigdy nie zniewalała innych, w olbrzymie zaś tereny obrosła, ponieważ sąsiedzi sami pragnęli znaleźć się pod jej ręką, ba – nawet nalegali i prosili o to ze łzami w oczach. Podstawową rolę odegrała tu всемирная отзывчивость русского народа”.

Dokładne przetłumaczenie powyższego zwrotu nie jest możliwe. Będąc poza strefą rosyjskiej mentalności trudno go nawet pojąć. Jeżeli krótko – to naród rosyjski przyjmuje blisko do serca każdą niesprawiedliwość, toczącą się na świecie. Reaguje na nią natychmiast, wsiadając na czołgi lub konie i śpieszy z pomocą uciemiężonym, czy tego pragną czy nie. Jeśli ci ostatni nie są zadowoleni z pomocy, tym gorzej dla nich. Gniotąc czołgami (lub tnąc szablami) niezadowolonych, pomogą im mimo wszystko. Odpowiednio, z wdzięczności ofiara pomocy natychmiast zapragnie przyłączyć się do tak miłych i wrażliwych ludzi, jak Rosjanie. Rzecz jasna, zupełnie dobrowolnie…

Wydawać by się mogło, że dla Polski teza o pragnieniu znalezienia się „pod ręką Moskwy” jest fantastyczna, szczególnie zważywszy na stałe powstania przeciwko rosyjskiemu ciemiężcy. Co więcej – w stosunku do moskali wśród Polaków panowała pełna zgodność pomiędzy szlachtą i chłopstwem – wszyscy uważali ich gorszych od czarta.

Niewielu dziś wie, że Polacy też bardzo, ale to bardzo pragnęli dobrowolnie dołączyć do Rosji/Moskowii. Przynajmniej udowodnił to argumentami rosyjski historyk i pisarz Aleksiej Malinowski (1762–1840). Był dość poważną osobistością i wątpliwe jest, aby kłamał. Pozycja pana Malinowskiego jest dość poważna: senator, kierownik moskiewskiego archiwum kolegium spraw zagranicznych, członek Rosyjskiej akademii, przewodniczący Towarzystwa historii i starożytności Rosji. Innymi słowy – nie jakiś tam prowincjonalny krajoznawca-amator, lecz prawdziwy rosyjski uczony!

Wiekopomne dzieło pana Malinowskiego (pomimo polsko brzmiącego nazwiska był to czysty rusek) ujrzało światło dzienne w 1833 roku, niebawem po krwawym stłumieniu powstania listopadowego. Zbieg okoliczności, oczywiście… To opus miało dość skomplikowany tytuł, zresztą tradycyjny dla tego okresu. Proszę trzymać się krzesła: „O odwiecznym pragnieniu narodu polskiego przyłączenia się do Rosji. Utwór prawdziwych materiałów Głównego archiwum kolegium spraw zagranicznych”.

W swym opusie autor dość lekko kompilując fragmenty dokumentów historycznych i wyrywając te fragmenty z kontekstu, „argumentuje”, iż republikański i demokratyczny ustrój Rzeczypospolitej był dla Polaków zgubny i jedynie Rosjanie, przyłączywszy ich do Imperium Rosyjskiego, uratowali naród polski od niechybnej zguby.

Główna jednak myśl rosyjskiego senatora i historyka, wiążąca jego „badania” brzmiała tak: „Naturalnym było dla rosyjskich carów sięgać po włości Królestwa Polskiego, gdyż Wielkie Księstwo Litewskie, włączające Kijów, Połock i wiele innych miast, Galicja i Wołyń były od dawnych czasów dobytkiem Rosji…”.

O prawomocności domagania się spadku po Rusi książęcej ze strony utworzonego przez Batu-Chana księstwa Moskiewskiego i puchliny rakowej, którą z czasem się stało – zmilczymy. Jak też o tym, że wybitny rosyjski historyk jakoś nie widział różnicy pomiędzy Królestwem Polskim i Wielkim Księstwem Litewskim oraz ich konfederacją, zwaną Rzeczpospolitą.

Jako pierwszy i najstarszy argument pragnienia Polaków połączyć się z Moskwą, pan Malinowski przytacza historyczną próbę cara Iwana Groźnego kandydowania na tron Rzeczypospolitej. Była to wyłącznie inicjatywa samego cara – a nuż się uda? Ale rosyjski historyk-propagandysta podaje to jako pragnienie samych Polaków.

„Wielmoże Koronni Polscy i Litewscy, patrząc na bezdzietnego króla Zygmunta Augusta, ostatniego potomka Jagiellonów, zmagającego się z napadami chorób, zaczęli zastanawiać się nad jego następcą… Wszyscy jednomyślnie uznali za korzystne dla społeczeństwa oddanie się pod opiekę Rosji i przyłączenie się do niej, wręczyć ster władzy carowi Iwanowi Wasylijowiczowi… Lub jego synowi Iwanowi Iwanowiczowi”.

Dalej autor przytacza szereg faktów, gdzie niby polscy magnaci natrętnie wtykają Iwanowi Groźnemu koronę. Prawdopodobnie wspomniane dokumenty są prawdziwe. Starając się przejąć tron Jagiellonów, car niemało natrudził się, by wpłynąć na drobną i średnią szlachtę, wabiąc ją różnymi przywilejami i ulgami w przypadku sukcesu. Więc jakieś tam takie czy inne stronnictwo promoskiewskie istniało i jego przedstawiciele rzeczywiście korespondowali z Kremlem.

Zrozumiawszy, że korony Rzeczypospolitej ani dla siebie, ani dla któregokolwiek ze swych synów (Iwana czy Fedora) Iwan Groźny nie uzyska, car postąpił dokładnie tak, jak lis w znanej bajce Ezopa „Lis i winogrona”. Przypomnę – gdy lisowi nie udało się doskoczyć do dojrzałego grona, oznajmił, że go po prostu nie chce, bo jest kwaśnie. Historyk przytacza argumenty Iwana Groźnego:

„U nas, dzięki Miłosierdziu Bożemu i praojców naszych modlitwom, państwo jest tak pełne, że nic od was nie chcemy!”

Okazuje się, że dla Polaków była to przykra wiadomość, gdyż w oczekiwaniu na rosyjskiego cara, cytuję: „Panowie z małżonkami swoimi, szykując się do tego wydarzenia (czyli koronacji cara koroną polską) zamawiali sobie odświętne szaty rosyjskiego kroju lub kupowali takie, jak w Moskwie używano”.

Jeszcze jeden epizod „odwiecznego pragnienia Polaków znaleźć się pod władzą Moskwy” odnosi się do ostatnich lat rządów Stefana Batorego. Tu Malinowski po raz kolejny krytykuje demokratyczny ustrój Rzeczypospolitej:

„Stefan Batory na długo przewidział nieunikniony upadek swego państwa. Krył się on w samej Konstytucji: nieograniczona władza wielmożów, bujna niezależność szlachty i pozbawienie praw niższych stanów wstrząsały już wówczas podstawami Królestwa Polskiego”.

Rzeczą zabawną jest lektura ubolewania rosyjskiego historyka nad pozbawieniem praw niższych stanów w Polsce. Faktycznie feudalna zależność chłopa w Rzeczypospolitej nie mogła wykazać się jakimiś szczególnymi prawami. Ale na tle sytuacji chłopów w samej Rosji, chłopi w Polsce wydawali się ludźmi wolnymi. Przynajmniej nie można było ich sprzedawać jak niewolników, rozdzielać rodziny czy wymieniać ich za psy myśliwskie, jak było to w zwyczaju w Imperium w okresie, o którym pan Malinowski pisał swoje „studium”.

Kontynuuję cytowanie tego dzieła:

„Zwycięstwa uświadomiły królowi Stefanowi, że Rosja, odzyskawszy siły, przejmie kiedyś te od dawna należne jej tereny, które Królowie Polscy podczas jej upadku przywłaszczyli sobie. Będąc bezdzietnym, spróbował związać się z tym potężnym państwem i przekonawszy o tym pierwszych urzędników Państwa, szykował się do zwołania Sejmu dla potwierdzenia tego od całej Rzeczypospolitej”.

Jedynie przedwczesna śmierć króla miała niby przeszkodzić realizacji tego planu. Zabawne są tu dwa aspekty. Po pierwsze: w czasie rządów cara Fiodora Iwanowicza (syna Iwana Groźnego – red.) wątpliwe, by nawet największy europejski optymista i moskalofil uważał carstwo moskiewskie za solidne i potężne państwo. Po drugie: nie można wyobrazić sobie, by na Sejmie szlachta zgodziła się swój wolny i niezależny status wymienić na rolę nędznych kmieci cara moskiewskiego (taki był status ówczesnych rosyjskich „дворян”).

Najzabawniejszy z licznych „faktów”, opisanych przez pana Malinowskiego, gorącego pragnienia Polaków dołączyć do Moskwy, odnosi się do okresu panowania Władysława IV (przypomnę, że zdążył on posiedzieć na tronie rosyjskich carów) i pierwszego z dynastii Romanowych – Michaiła Fiodorowicza. Wspomniany król, przypomnę, nawet w oficjalnych dokumentach mienił swego moskiewskiego odpowiednika „mój poddany”, mając na uwadze przysięgę, którą złożył mu bojarzyn Michaił Romanow w czasie, gdy Władysław IV był carem moskiewskim. Czyli ze strony Władysława IV – chodziło raczej o przyłączenie Moskowii do Rzeczypospolitej, a nie na odwrót.

14 czerwca 1634 roku, koło wioski Semlewo na rzece Polanowce podpisano układ pokojowy między Rzeczą Pospolitą i carstwem moskiewskim, który zakończył wojnę 1632–1634 roku. Od nazwy miejsca jego podpisania dokument ten otrzymał nazwę Pokój Polanowski. Według dokumentu Moskwa zrzekała się terytoriów tymczasowo zajętych w czasie wojny (z wyjątkiem Serpejska z powiatem). Natomiast Rzeczpospolita miała wycofać swe wojska poza granice carstwa moskiewskiego. Jednocześnie król Władysław IV zrzekał się pretensji do tronu moskiewskiego. Oprócz tego Moskowia winna była wypłacić Rzeczypospolitej 200 tys. rubli srebrem (olbrzymia suma na tamte czasy). Aby osłodzić carowi gorzką pigułkę porażki król Władysław IV wysunął ideę „podwójnej korony”, która miałaby wprowadzić „wieczny pokój” pomiędzy Rzeczpospolitą a carstwem moskiewskim. Jedna z koron miałaby być przechowywana w Polsce i podczas koronacji skronie króla miał dekorować koroną poseł moskiewski. Druga miała pozostać w Moskwie i miał jej używać polski poseł podczas koronacji cara. Jednak Moskwa ten pomysł kategorycznie odrzuciła i punkt o „podwójnej koronie” został wykreślony z Pokoju Polanowskiego.

Pomimo tego wielki rosyjski historyk Malinowski doszukał się w tym fakcie dowodu pragnienia Polaków przyłączenia do Rosji.

Przytaczać dalej ten pokaźny zbiór „faktów” nie będziemy. Dość tych, które tu są. Samo natomiast dzieło rosyjskiego senatora i historyka jest jaskrawą ilustracją tego, że tradycja nazywania białego czarnym i na odwrót zrodziła się wcale nie przy bolszewikach i nie przy współczesnych rosyjskich propagandzistach, lecz o wiele, wiele wcześniej…

Zaznaczę, że nawet współcześni Malinowskiego odebrali jego „studium” chłodno, zaś car Mikołaj I w prywatnej rozmowie nazwał dzieło przestarzałego historyka – bredniami.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 17 (405), 16 – 29 września 2022

X