Moje białe ferie

Moje białe ferie

Od początku grudnia w szkole wyczuwało się świąteczną atmosferę. W głównym holu pojawiła się choinka. Kolorowe lampki rozświetlały każdy zakątek szkolnego korytarza. Podczas lekcji religii uczyliśmy się pięknych polskich kolęd. Koleżanki rozmawiały o tym, jak spędzą świąteczne dni i zimowe ferie. Ja takich planów nie miałam, bo święta obchodzi się u nas w Ukrainie dopiero po Nowym Roku. O feriach też niewiele wiedziałam, choć w klasie ktoś wspomniał o zimowisku. Co to jest „zimowisko”? Dziadek Zbyszek wytłumaczył mi, że to „zimnij łagier” i że jeśli chcę, mogę na takie zimowisko pojechać. Pewnie, że chciałam!

Dziadek uruchomił swoje kontakty i już po dwóch dniach wiedziałam, że część ferii spędzę z rówieśnikami na zimowisku harcerskiego hufca Opatów w Niedzicy nad jeziorem czorsztyńskim. Nie mogłam się doczekać tego wyjazdu. Wreszcie w poniedziałek 30 stycznia ruszyliśmy naszym „mitsubishi” do Opatowa. Tam błyskawiczna przesiadka do autokaru, w którym już siedziały moje przyszłe koleżanki i… w drogę. Nikogo nie znałam, podobnie jak większość pasażerów. Nie zmieniła tego nawet pięciogodzinna podróż, bo podczas jazdy nie można było opuszczać swojego miejsca. Za to po dotarciu na miejsce, smacznym obiedzie, krótkim spacerze po okolicy i dyskotece znaliśmy się już prawie wszyscy.

Zamieszkaliśmy w niewielkim, przytulnym hotelu „Pieniny” niedaleko groźnie wyglądającego zamczyska słynącego z legendy o Brunhildzie i Bogusławie Łysym.

Ogromne ilości śniegu czyniły górski krajobraz Pienin jeszcze piękniejszym. Nie mogliśmy tego nie wykorzystać, toteż przed wejściem do hotelu ulepiliśmy ogromnego bałwana. Kiełbaski pieczone w ognisku smakowały wybornie. Przypomniały mi letni piknik w Lipiu.

Z Gosią, Kingą i Alą stworzyłyśmy zgraną koleżeńską paczkę. Razem robiłyśmy zakupy w słowackiej Spisskiej Starej Wsi, dokąd wybrałyśmy się na pierwszą wycieczkę. Razem bawiłyśmy się na lodowisku i saneczkowej górce…

I pyszną jajecznicę ze skwarkami pałaszowałyśmy konkurując: kto zje więcej. (Podobnie było z pączkami, których wcześniej nigdy nie jadłam.)

W połowie zimowiska pojechaliśmy na wycieczkę do Zakopanego. Byłam tam latem i już wtedy zakochałam się w Tatrach. Ale to, co zobaczyłam teraz, to była prawdziwa bajka: strome dachy góralskich chat przykryte grubą śniegową poduchą, kolorowe, migające dekoracje przy prawie każdej z nich, góralskie sanie z dzwonkami na końskich szyjach, Krupówki – jakże inne, bardziej tajemnicze i strojne niż latem. I ta wizyta w Parku Iluzji… Mogłam sfotografować się przecięta na pół, w tajemniczych laserowych promieniach, pozach i sytuacjach niemożliwych do wyobrażenia w realnej rzeczywistości.

Codzienne zabawy na śniegu, bowling, wieczorne dyskoteki długo będę pamiętać. A latem chciałabym z tymi samymi koleżankami wyjechać na wspólny obóz nad morzem. Mam nadzieję, że to marzenie uda się spełnić.

Margarita Łazukina
Dniepr – Starachowice

Tekst ukazał się w nr 3 (415), 14 – 27 lutego 2023

X