Zyski z wojny fot. Dmytro Antoniuk

Zyski z wojny

Wkrótce minie rok od rozpoczęcia przez Rosję pełnoskalowej wojny przeciwko Ukrainie. Agresja, która według Kremla miała zakończyć się błyskawicznym zwycięstwem i w myśl rosyjskiej propagandy wyzwoleniem i denazyfikacją Ukrainy, przerodziła się w długotrwały konflikt, w którym śmierć poniosło wedle szacunków strony ukraińskiej ponad 130 tysięcy najeźdźców. Brak strategicznych sukcesów nie oznacza jednak wycofania się Rosjan, na to Putin nie może sobie pozwolić, a jego otoczenie wyraźnie kalkuluje wraz z nim, że wciąż jeszcze zyski z tej bezsensownej agresji mogą przewyższać polityczne straty. Rosyjskie media brną w kłamliwą narrację i budują poczucie zagrożenia ze strony Zachodu, obywatele wciąż utrzymywani są w przekonaniu o słuszności poczynań władzy, a dopóki półki w sklepach są pełne, nikt nie myśli o rosyjskim Majdanie – który zresztą i tak wydaje się być nierealny w kraju mentalnego niewolnictwa i ślepej uległości wobec najbardziej nawet opresyjnej władzy.

fot. Dmytro Antoniuk

I być może jeszcze długo nie trzeba będzie o tym myśleć, bo choć światowi politycy mówią o kolejnych pakietach sankcji, to według danych Eurostatu od lutego do sierpnia 2022 roku zaledwie siedem państw UE zmniejszyło import z Rosji: Finlandia, Litwa, Łotwa, Dania, Estonia, Szwecja i Irlandia. W przypadku dwudziestu wzrósł on znacząco – nawet Polska, choć oficjalnie wspiera Ukrainę, o 24% zwiększyła import z kraju, który rozpoczął wojnę i okupuje ukraińskie terytorium. Można powiedzieć, że to nic w porównaniu ze Słowenią, gdzie wzrost nastąpił o 346%, ale w tym przypadku skala wydaje się mieć mniejsze znaczenie, niż sam fakt rozbieżności między deklaracjami a praktyką.

W tej sytuacji Ukraińcy słusznie mogą czuć się do pewnego stopnia osamotnieni w swoich zmaganiach, bo choć nad Dniepr dostarczany jest sprzęt wojskowy, to chyba nikt nie wątpi, że płyną z tego korzyści również dla państw, które go przekazują, a Ukraina stała się w pewnym sensie poligonem, na którym można testować wszelkie rodzaje broni. Warto przy tym pamiętać, że jeszcze na początku 2022 roku to szerokie wsparcie wojskowe wcale nie było oczywiste: w styczniu 2022 trwały przecież dyskusje czy kraje NATO nie powinny ograniczyć się do dostaw sprzętu pomocniczego i tzw. „broni niezabijającej”, aby przypadkiem nie zaangażować się w konflikt i nie wzbudzić gniewu na Kremlu. Przełomem dla krajów zachodnich były decyzje podjęte przez władze Wielkiej Brytanii o dostawie pocisków przeciwpancernych NLAW; dla naszej części Europy wsparcie militarne Ukrainy było wtedy czymś zupełnie naturalnym. Wówczas obawy co do tego, co zrobi Rosja były mocno rozbudowane, zdecydowanie na wyrost. Teraz, po blisko roku wojny, w której „druga armia świata” pokazała (i pokazuje się nadal) z jak najgorszej strony i to pod każdym względem – to symboliczne wahadło nastrojów mocno wychyliło się w drugą stronę: wyśmiewania i lekceważenia, co również jest niebezpieczne. Podstawą oceny zagrożenia ze strony Federacji Rosyjskiej powinny być zdroworozsądkowe oceny jej potencjału i możliwości, bez koniunkturalnych emocji, jakby one nie poprawiały nam nastrojów.

Z drugiej, tylko pomoc finansowa od UE sięgnęła już 67 mld euro, przeznaczonych nie tylko na wojsko, ale też na kwestie humanitarne, utrzymanie państwa, odbudowę infrastruktury, i są to pieniądze niebagatelne. Słowa, jakie dziś padają podczas wizyt europejskich przywódców do Kijowa i spotkań prezydenta Ukrainy są niezwykle istotne: Ukraińcy słyszą, że ich przyszłość jest w Unii Europejskiej i nie zostaną pozostawieni sami sobie. Może to tylko słowa, ale ważne, że są wypowiadane: to wielki kontrast w stosunku do tego, co można było usłyszeć jeszcze kilka lat temu: że tak, umowa stowarzyszeniowa, ów przedsionek Unii Europejskiej, to maksimum, co Bruksela może dziś zaoferować. To także motywacja do tego, by przetrwać kolejne dni, tygodnie i miesiące w regularnie ostrzeliwanych miastach, bez prądu czy innych „wygód” będących przecież normą w cywilizowanym świecie.

fot. Dmytro Antoniuk

Tymczasem w Kijowie trwa walka z korupcją, ukraińscy ratownicy wyjeżdżają do Turcji by pomagać ofiarom trzęsienia ziemi, w Rosji Gazprom tworzy własną armię, a wdowom po żołnierzach tej państwowej rozdawane są futra. Wołodymyr Zełenski udał się z kolei w swoją drugą od lutego ubiegłego roku wizytę zagraniczną, tym razem do Wielkiej Brytanii i Francji, a następnie do Brukseli na szczyt unijny. Po raz pierwszy pojawił się tam jako prezydent kraju kandydującego do UE, pewien tego, że Ukraina stanie się jej członkiem, a wręcz w symboliczny sposób „wróci do domu”. Do tego jednak potrzebne jest, jak mówił w czasie wizyty ukraiński prezydent, pokonanie antyeuropejskiej siły, jaką jest Rosja. Nie trzeba natomiast już zbytnio przekonywać Ukraińców: jeszcze przed „Rewolucją Godności” niektórzy, zwłaszcza na południu i wschodzie kraju, byli wstrzemięźliwi wobec eurointegracji. We wrześniu 2021 roku 56% badanych deklarowało pozytywny stosunek do integracji europejskiej i był to wzrost o 4% w stosunku do roku wcześniejszego. Z kolei tylko od lutego do maja 2022 roku odsetek osób uważających, że Ukraina powinna przystąpić do UE wzrósł z 70% do 89%. Co prawda badania przeprowadzone zostały jedynie w obwodach zachodnich i centralnych, ale dowodzą ogromnych zmian w postrzeganiu zachodnich sojuszników. Z kolei w grudniu 2022 roku 73% Ukraińców poparło fakt stawiania ich państwu przez Brukselę żądań przeprowadzenia reform, bez których niemożliwe będzie rozpoczęcie negocjacji w sprawie przystąpienia do UE.

Przemawiając przed parlamentem Wielkiej Brytanii Zełenski powiedział, że Rosja przegra wojnę i to zmieni świat. W pewnym sensie świat już się zmienił i zmienia, tak w skali mikro, jak i makro. Należy sobie jednak postawić pytanie, czy na pewno jesteśmy gotowi na zmiany i na klęskę Moskwy? O ile w Polsce czy w większości krajów naszego regionu nie mamy wątpliwości co do tego, że Rosja powinna przegrać napastniczą wojnę i ponieść konsekwencje swojej polityki, to już na zachód od Polski wcale nie jest to takie oczywiste. Polityka „Russia First” nadal pokutuje w wielu umysłach na Zachodzie i choć z naszej perspektywy jest to podejście haniebne i nie do zaakceptowania, to należy mieć świadomość jego istnienia. Rolą Polski, polskich polityków, dyplomatów, dziennikarzy i ekspertów jest przekonywanie naszych zachodnich partnerów, że naruszanie granic, łamanie zasad i prawa międzynarodowego nie może zostać zaakceptowane w żaden sposób, a Moskwa powinna ponieść karę z swoje działania (i to na każdym poziomie, od władz państwowych do pojedynczych osób odpowiedzialnych za konkretne zbrodnie). Oraz że ta wojna musi zostać wygrana przez Ukrainę teraz – inaczej, za kilka lub kilkanaście lat, jeśli pozwolimy Rosji na złapanie „drugiego oddechu” i odbudowę potencjału, prawdopodobnie w następnym konflikcie trzeba będzie walczyć już na terytorium któregoś z krajów NATO w obronie własnego terytorium.

Wojna wpłynęła także na stosunek Ukraińców do Polaków, a i odwrotnie wzrosły znacząco deklarowane sympatie. Niemal po pół roku tej fazy wojny 94% Polaków chętnie widziałoby osobę z Ukrainy jako współpracownika, 95% jako sąsiada. Niewiele mniej pytanych, bo 92%, zaakceptowałoby ukraińskiego członka rodziny. Co więcej, 54% respondentów uznało Ukraińców za podobnych do Polaków, 23% za bardzo podobnych, 4% za identycznych i tylko 17% określiło ich jako „innych”. Po drugiej stronie granicy 73% ankietowanych oświadczyło, że „zaczęło lepiej myśleć o Polakach”, 23% pozostało przy dotychczasowej opinii. 1% osób zaczął myśleć gorzej o sąsiadach.

Jak można przypuszczać, w opiniach tych znajduje odzwierciedlenie wszechstronna pomoc udzielona przez Polskę tak państwu, jak i uchodźcom wojennym. Znacząco wzrosła liczba osób, które opowiadałyby się za zbliżeniem obu narodów, czujemy, że jesteśmy sobie bliżsi mimo, iż propaganda rosyjska niezmiennie działa na rzecz pogłębienia konfliktów, przekonując Polaków, że Ukraińcy będą odbierać im pracę, a mając nadane numery PESEL wybiorą kolejny rząd oraz strasząc Ukraińców odebraniem Lwowa czy porywaniem ukraińskich kobiet i dzieci. Zarazem na ziemiach, na których wspólna historia odcisnęła bolesne piętno, na Wołyniu czy w Galicji większość pytanych wskazało, że to Polacy są najbliższym im narodem – odpowiednio 81% i 91%. A te dane budzą nadzieję, że możliwe jest pojednanie wbrew kremlowskiej narracji, internetowym trollom i trudnej przeszłości, o której musimy pamiętać, ale nie rozpamiętywać. W naszych dyskusjach często historia konkuruje z przyszłością i obecnie chyba po raz pierwszy jesteśmy tak skoncentrowani na teraźniejszości, że możemy zacząć budować nową płaszczyznę porozumienia. W 2022 roku Polacy i Ukraińcy ostatecznie przestali być sobie obcy – choć procesy wpływające na budowanie nowych relacji trwały intensywnie już od co najmniej kilku lat – na poziomie społeczeństwa jak i jednostek – to rosyjska agresja przyśpieszyła je być może o całe dziesięciolecia. Zbieżność celów i interesów jest oczywista: strategicznym celem Ukrainy jest członkostwo w UE i NATO, dla Polski strategicznie ważnym jest, by Ukraina jak najszybciej dołączyła do tych struktur. I chociaż wizje nowej unii Polski i Ukrainy jakie pojawiły się w ciągu ostatniego roku w dyskursie publicznym są w tej chwili „na wyrost”, to wizja, o której pisał Taras Szewczenko już się realizuje:

„Podajże rękę kozakowi
i serce szczere jemu daj.
I znowu razem w imię Boże
odbudujemy nasz cichy raj”.

Agnieszka Sawicz
Dariusz Materniak

Tekst ukazał się w nr 3 (415), 14 – 27 lutego 2023

X