Media żyją w niepokoju

Media żyją w niepokoju

Po raz kolejny znalazłem się w salonie medialnej autoterapii. A wszystko za sprawą Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP), które zaniepokojone pogarszającą się sytuacją rynku mediów i warunków wykonywania zawodu dziennikarza, zorganizowało 26 kwietnia br. konferencję pod trwożnym tytułem „S.O.S. polskie media”, z udziałem kilkudziesięciu przedstawicieli prasy, radia i telewizji.

 

W czasie dwupanelowego spotkania i dyskusji, z udziałem Prezesa SDP Krzysztofa Skowrońskiego oraz Dyrektora Centrum Monitoringu Wolnej Prasy Wiktora Świetlika, przedstawiono diagnozę stanu polskich mediów i poszukiwano recept na jego poprawę. Z diagnozą szło łatwiej, z receptami – trudniej.

Diagnoza
W pierwszej odsłonie spotkania przedstawiono cywilizacyjne, ekonomiczne i prawne przyczyny kryzysu, a w dalszych, bardziej szczegółowo, skupiono się na rozważaniach dotyczących samego zawodu dziennikarza, który może być skazany na degradację. Nie precyzując, kto i co powiedział, a ograniczając się do wybranych sentencji uogólniających, do najbardziej charakterystycznych i interesujących zaliczyć można by te, które łączyły zjawiska diagnozy z terapią w sposób dotyczący ogółu mediów.

Dwie przyczyny kryzysu są szczególnie widoczne i odczuwalne: to zaborcza wręcz inwazja Internetu oraz kryzys modelu finansowego. Internet określono nawet mianem „tygrysa”, który zabija klasyczne media, czyniąc to skutecznie, acz w miarę powoli. Sytuację finansową pogarsza spadek nakładów i czytelnictwa, a w konsekwencji minimalizuje dochody mediów, zwłaszcza „papierowych”, bo o zyskach nawet grzech mówić. A przecież wiadomo, że w gospodarce rynkowej, bez pieniędzy tylko kogut pieje.

Marnym pocieszeniem jest fakt, że kryzys ogólny, w tym w mediach nie jest tylko sprawą polską, a światową, podając przykłady takich krajów, jak Francja, Holandia, Wielka Brytania, a nawet, choć w mniejszej skali, Niemcy. O krajach wschodnich nie mówiono, bo tam jest jeszcze gorzej. O prasie polonijnej nie ma co nawet wspominać, bo ta jest biedna, jak przysłowiowa mysz kościelna. W tej sytuacji – kondycja dziennikarzy też słabnie. Jak tak dalej pójdzie, to papierowe media mogą zniknąć za 10 czy 15 lat, choć ta skrajnie pesymistyczna prognoza spotkała się z polemiką i propozycjami, co zrobić, żeby do tego nie doszło.

W podobnie mrocznej tonacji zabrzmiały pojedyncze głosy, że zawód dziennikarza też może zniknąć, bo przy nieograniczonym dostępie do informacji w sieci internetowej, każdy może być „dziennikarzem”, a umiejętności i wartości warsztatowe nie wymagają już studiów na wydziale dziennikarskim. I tu też była polemika. Czy chcemy czy nie chcemy, będziemy zmuszeni iść w kierunku Internetu i „oswajania tygrysa”. Ale nim nas „tygrys” zdominuje totalnie, jeszcze przez wiele lat będziemy musieli funkcjonować w warunkach, jakie mamy. Trzeba więc myśleć nad poprawą, a co najmniej korektą istniejącego stanu.

Sugestie terapeutyczne
Co i jak to zrobić – propozycji i sugestii było sporo. A dotyczyły one zarówno spraw systemowych, organizacyjno-funkcjonalnych, jak i samych dziennikarzy. Nie hierarchizując ich, na uwagę, moim zdaniem, zasługiwały te, które mogą być realizowane od zaraz lub w najbliższym czasie, nawet z uwzględnieniem kryzysowych warunków realizacyjnych.

Od razu powiem, że uniwersalnej recepty nie wymyślono, bo takich nie ma, tak w tej, jak i w innych dziedzinach. Nie da się bowiem zglobalizować czy zunifikować poglądów czy gustów odbiorców produktów medialnych. To, co jest wymogiem ponadczasowym i transnarodowym, to potrzeba myślenia i tworzenia dobrych jakościowo dóbr medialnych, uwzględniając ich zbywalność na rynku odbiorców. Z mojego odczytu treści wystąpień i głosów w dyskusji, w tym kuluarowych, zwróciłem uwagę na te myśli i intencje, które mogłyby być uwzględnione w dalszych przedsięwzięciach zespołów redakcyjnych. Nie szlifując ich, wymieniłbym m.in. następujące:

1. Potrzebna jest zmiana modelu funkcjonowania i struktury podmiotowej mediów w dostosowaniu do warunków ekonomicznych, finansowych i popytowych. Tu nie ma i nie może być stagnacji, trzymania się anachronizmów organizacyjno-funkcjonalnych, a potrzeba sięgania po nowe formy i sposoby działania. Konkurencja Internetu wymusza to w sposób oczywisty i nieodwracalny. Stąd m.in. nieunikniony proces odchodzenia od „papierocentrycznej” wizji mediów na rzecz elektronizacji i cyfryzacji;

2. Nie ma uzasadnienia dla mnożenia podmiotów medialnych, które rozpraszają potencjał twórczy i siłę oddziaływania, zwiększając koszty produkcji i dystrybucji. Wskazana jest przemyślana koncentracja skromnych sił i środków;

3. „Królem” w mediach powinien być odbiorca ich produktów, a nie ich dysponent czyli wydawca, nawet jak jest zasobny kapitałowo. A więc czytelnik, słuchacz, widz i wszechobecny internauta. Popyt kreuje zakres i siłę oddziaływania;

4. Media powinny być bardziej opiniotwórcze, a nie tylko informacyjne. Promować winny pożądane zmiany na lepsze we wszystkich obszarach życia społeczno-gospodarczego. Samo przeciwstawianie się czy ograniczanie się do negacji jest bardziej destrukcją niż konstrukcją, a nawet jej promocją;

5. Jedną z ważnych, acz niedocenianych misji mediów, jest sugerowanie, promowanie i tworzenie klimatu dla działań konstruktywnych i użytecznych społecznie, a nie bierne i jakże częstokroć namolne zaciemnianie wizji kraju i świata negatywami, nie mówiąc już o relacjach z przestępczych sektorów czy rozlicznych wypadkach. Trzeba pokazywać i promować „sensy”, a nie „nonsensy”, nie upraszczając realiów;

6. Więcej powinno się pokazywać bogactwo i różnorodność świata, a nie zamykać się w kręgu „własnego podwórka”, bo to tchnie po prostu prowincjonalizmem. Polskie „politykierstwo” i upartyjnianie problemów stało się antypromocją wizerunku naszego kraju. Odbiorcą naszych produktów medialnych jest nie tylko Polak, ale w niemal równym stopniu, zagranica;

7. Wielokrotnie i zasadnie przypomniano, że dla mediów i dziennikarstwa podstawowym zadaniem misyjnym jest oddziaływanie na opinię społeczną. A jak się spojrzy na menu produktowe, to codzienne, to są w nim zbyt często dania zniechęcające do konsumpcji. Jest w nich i informacyjna monotonia tematyczna, i rażąca wręcz powtarzalność opinii, i wypowiedzi płynące z ust tych samych osób;

8. Przypomniano także, że w produkcji medialnej, podstawową i niezmienną wartością jest jej jakość, a nie tylko ilość, nadmiernie zresztą rozbuchana. Jest gospodarka rynkowa, konkurujmy więc jakością. Dotyczy to w pełni, oczywiście, samych dziennikarzy jako wytwórców produktów medialnych. A z tym jest różnie, a nawet nie najlepiej w poszczególnych sektorach mediów czy zespołach redakcyjnych. Sugerowano m.in. by w mediach grupować więcej „osobowości” dziennikarskich. Co ciekawe, o ile wysoko oceniani są publicyści i komentatorzy, to popyt na dziennikarzy informacyjnych – słaby.

Reasumując – efekty spotkania powinny być korzystne, bo pobudzało ono, skłaniało i zachęcało do działań nowatorskich i konstruktywnych. Czas pokaże!

Mikołaj Oniszczuk
Warszawa, 27 kwietnia 2012 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X