Maria Modzelewska – muza Mariana Hemara Marian Hemar

Maria Modzelewska – muza Mariana Hemara

Przed dwudziestu laty, w 1997 roku, w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie zmarła jedna z najwybitniejszych aktorek teatru międzywojennego, aktorka niemego i dźwiękowego kina Maria Modzelewska.

Prywatnie była żoną Mariana Hemara, z którym widziała się po raz ostatni we wrześniu 1939 roku, wyjeżdżając do Rumunii. Unieważnienie małżeństwa z Hemarem Modzelewska przeprowadziła dopiero w Nowym Jorku w 1956 roku.

Znany polski poeta, dramaturg, prozaik Marian Hemar (właściwie Jan Marian Hescheles, 1901-1972) urodził się we Lwowie i był ciotecznym bratem Stanisława Lema oraz siostrzeńcem Henryka Heschelesa, redaktora naczelnego żydowskiej gazety codziennej „Chwila”. W młodości studiował medycynę i filozofię na Uniwersytecie Lwowskim i tu rozpoczął swą działalność literacką. W 1925 roku przeniósł się do Warszawy by objąć kierownictwo kabaretu „Qui Pro Quo” i stać się słynnym autorem wielu popularnych tekstów piosenek okresu międzywojennego – tzw. szlagierów, które popularne są i dziś: „Kiedy znów zakwitną białe bzy”, „Tyle jest miast”. Za parodyjną satyryczną piosenkę „Ten wąsik” w wykonaniu Sempolińskiego znalazł się na czarnej liście Gestapo. Na szczęście udało mu się opuścić Polskę po wybuchu II wojny światowej we wrześniu 1939 roku.

Przez Rumunię trafił na Bliski Wschód i walczył w słynnej Karpackiej Brygadzie, dla której napisał hymn. Po wojnie osiadł w Londynie, nie wraca do komunistycznej Polski. Tu kieruje teatrem „Orzeł Biały”, pisze wspomnienia o Lwowie, który był dla niego symbolem utraconego raju. Aktywnie współpracuje z prasą na emigracji, za co jest zakazany przez prasę w kraju do lat 90. XX wieku. Po tym okresie „przemilczania” powraca swymi felietonami, poezją i dramaturgią. Popularny był w swoim czasie spektakl „Hemar”, wyreżyserowany w teatrze „Ateneum” przez Wojciecha Młynarskiego, a także cykl wspomnień o nim Jerzego Janickiego.

Jakoś rzadko nazwisko Hemara łączono z Marią Modzelewską, jego prawdziwą muzą, dla której stworzył wiele swoich najpopularniejszych utworów. Stało się tak, że już w pierwszych miesiącach wojny ich drogi się rozeszły – on poszedł do wojska, a ona wyjechała do USA. Do Polski Maria powróciła dopiero po 55 latach. Wtedy znów przypomniano sobie, że była kiedyś żoną Hemara. Wspomniano jej role: Ewy w „Dziejach grzechu”, Klary w „Ślubach panieńskich”, Polly w „Operze za trzy grosze” czy Heleny w operetce Offenbacha. Po powrocie do kraju w 1994 roku zamieszkała w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich pod Warszawą. Swój pokoik upiększyła starymi pamiątkami – grafikami Kanarka, Czermańskiego, Topolskiego. W jej biblioteczce były wydania z autografami autorów: Lechonia, Wierzyńskiego, Tuwima.

Maria Modzelewska przyszła na świat w Krakowie 15 kwietnia 1903 roku. Tu w 1920 roku zadebiutowała na scenie teatralnej, ale już po czterech latach przenosi się do Warszawy, dokąd zaprosił ją Arnold Szyfman. Ktoś opowiedział mu o krakowskiej młodej utalentowanej aktorce. – Szyfman zaprosił mnie, ani razu mnie nie widział na oczy i nie słyszał – wspominała Modzelewska. – Naturalnie, od razu pojechałam do Warszawy, bo to i stolica, i lepsze teatry, no i sam Szyfman.

Kiedy i jak spotkała Hemara już nie pamiętała. Było to zapewne w jakiejś kawiarni, którą odwiedzali, może na przyjęciu u rodziny ministra Becka. Innymi słowy – gdzieś w ich wspólnym świecie. Imię Marian, Maniek czy Maniuś nie podobało jej się, więc zwracała się do niego – Janek. Zresztą było to jego pierwsze imię, ale wszyscy dlaczegoś nazywali go drugim – Marian. Trochę czasu minęło, zanim się pobrali. Ona już była zamężna – jej mężem był malarz Stefan Norblin. Był nawet jej drugim mężem, bo pierwszym był przemysłowiec Aleksander Lipiński. Hemar oszalał na jej punkcie: nosił ją dosłownie na rękach, teksty piosenek pisał tylko dla niej, aż wreszcie rozwiódł ją z malarzem. I rzecz najważniejsza – dla niej przeszedł na wiarę katolicką. Pochodził z tradycyjnej lwowskiej rodziny żydowskiej, ale czuł się Polakiem i takim chciał być. Ich ślub odbył się w 1936 roku.

O teksty Hemara walczyły najlepsze kabarety i teatry. Dobrze za nie płacono. Ona też stale śpiewała, występowała na scenie, kręcono z nią filmy. Oboje dobrze zarabiali i żyli jak w bajce, chociaż to zrozumiała dopiero później. „…mieli willę, ogródek i psa…” – jak pisał Marian w jednej ze swych piosenek. Między innymi willa przy ul Madalińskiego stoi do dziś, odbudowana po powstaniu warszawskim. Gdy w latach 70. Maria po raz pierwszy po wojnie przyleciała do Warszawy, wówczas mieszkańcy willi, ludzie serdeczni, wpuścili ją do środka, aby przeszła się po piętrach, po pokojach, które zapamiętały zapach jej perfum. Szkoda, że nie wiedziałem o tym, bo, goszcząc u Kazimierza Górskiego, który również mieszkał przy Madalińskiego, przeszedłbym się pod domem, gdzie Hemar pisał swoje najbardziej znane utwory.

Wtedy, przed wojną, byli młodzi, popularni, chętnie ich goszczono. Ich autografy były cenne dla kolekcjonerów. Np. jedną Modzelewską wymieniano na dwie Pogorzelskie, czy dwa Tuwimy lub jednego Bodo. Dzieci nie mieli. Maria żyła sceną i dbała o figurę – był to jej atut. Oprócz tego Szyfman, który ją angażował, miał tylko jedną prośbę – żeby nie miała dzieci. Potem żałowała tego, gdy zrozumiała, że nie można żyć tylko sceną i rolami. Ale zrozumiała to za późno.

Najważniejsze było to, że Janek pomagał robić jej karierę. Najlepsze szlagiery pisał tylko dla niej. Jej przyjaciółki zieleniały ze złości, że Marysia tańczy, kręcone są z nią filmy i śpiewa na bis. Przez wiele lat wykonywała takie piosenki, jak „Wspomnij mnie”, „Nikt, tylko ty”, „Kiedy znów zakwitną białe bzy”. Jej przyjaciółka Mira Zimińska miała nawet do Hemara pretensje, że pisze tylko dla Marysi o „miłości, kwiatach i snach”, gdy ona musi śpiewać nieciekawe teksty. Dla swojej Marii Hemar przerobił nawet operetkę Offenbacha „Piękna Helena”, w której wykonała rolę tytułową. Dla niej przełożył też znaną wówczas komedię „Jim i Jill”. Hemar napisał wiele scenariuszy filmowych z główną rolą specjalnie dla niej. Nic w tym dziwnego, że tę parę nazywano „Hemarią”.

Był dla niej zawsze dobry, spokojny, cierpliwy, w dobrym humorze, a ona – jak wszystkie aktorki – miewała zmienne nastroje. Może dlatego znów zakochała się i straciła głowę. Janek bardzo to przeżywał. Widać to po jego poezji, która stała się minorowa, smutna. Pisał: „Ciebie nie można było nie kochać, a mnie – można było”.

Gdy 1 września wybuchła wojna, już nie byli razem i opuszczali okupowany przez Niemców kraj każde z osobna. Hemar początkowo przyjeżdża do Lwowa, aby pożegnać się z rodziną i stąd – razem z Wierzyńskim – wyjechać do Rumunii. Ona wyjeżdżała za granicę razem z przyjaciółmi – ministrem Józefem Beckiem, jego żoną i córką w towarzystwie całej świty ministerialnej.

W 1940 roku Maria Modzelewska przypłynęła do USA. Początki w obcym kraju zawsze są trudne, wobec tego „gwiazda kina” zaczęła pracować wspólnie z innymi przedwojennymi „sławami” na fermie kurzej. Ale jej nazwisko pamiętała Polonia w Stanach. Zaczęto zapraszać ją na występy w polskich teatrach. Jakiś czas grała role w teatrze wędrownym, była prymą w polskim repertuarze, między innymi w „Panu Tadeuszu” zagrała Telimenę. Z tym teatrem odwiedzała największe skupiska Polaków na świecie. Przyjechała na występy do Londynu, gdzie spotkała się z Jankiem. Był na jej spektaklach i pozostał dżentelmenem – pisał dobre recenzje z jej występów. Rozmawiali ze sobą, ale już oficjalnie, bo on miał żonę, dla której już pisał o bzie i o Lwowie – „Chlib Kulikowski”. Ona też nie była sama – za oceanem wyszła po raz czwarty lub piąty za mąż.

Ale, jak pisał Janek „czas robi swoje…” – coraz mniej występowała, coraz rzadziej śpiewała. Musiała podjąć stałą pracę, była sekretarką, organizatorką występów – musiała zarobić sobie na emeryturę, tym bardziej, że została sama. Czuła się dobrze, dopóki nie zachorowała. Dość długo leczyła się, trudno jej było już mieszkać samej, wymagała pomocy i opieki. Nigdzie nie wychodziła, a nie chciała być pod opieką ludzi cudzych, przestraszyła się samotności – koledzy i przyjaciele prawie wszyscy zmarli. W Warszawie miała rodzinę, z którą utrzymywała kontakt. Zlikwidowała swoje sprawy w Stanach i w czerwcu 1994 roku w wieku ponad 90 lat przyleciała do Warszawy.

Zamieszkała w Skolimowie w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich, gdzie regularnie odwiedzała ją rodzina, zabierano ją do Warszawy. Początkowo miała pewne trudności, bo przywykła rozmawiać po angielsku – języku niezrozumiałym dla personelu Domu. Jednak szybko powrócił do niej język polski, tylko trochę – jak sama mówiła – „zardzewiały”. Przez kilka lat żyła szczęśliwie – w dobrych warunkach, dokoła Domu był park, miała stałą opiekę medyczną i towarzystwo, które wiedziało, kim była Maria Modzelewska.

Nie rozstawała się z wierszami Janka. Miała je przy sobie, czytała je, wspominając wspólną przeszłość. Rozumiała, że jest już w takim wieku, że niedługo się z nim spotka – tam, w innym świecie.

– Boże! Jak będzie wesoło, gdy się spotkamy, ale będzie zabawa! Ciekawe, co on powie?

Bo jak to pisał Janek:

– Wspomnij mnie,
Może zadrży serce twe,
Może zadrży w sercu żal,
Więcej nie chcę nic…

Odeszła 25 września 1997 roku, przeżywszy na tym świecie 94 lata. Ciekawe, jakie było to ponowne spotkanie po latach Janka i Marysi w zaświatach?

Jan Jaremko
Tekst ukazał się w nr 22-23 (291-292) 19 grudnia 2017 – 15 stycznia 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X