„Mamy wielu wspólnych bohaterów…”

Robert Czyżewski, dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie, o dyplomacji kulturalnej, dialogu kultur i rozwoju stosunków polsko-ukraińskich w wywiadzie, którego udzielił dziennikarce czasopisma „День” Julii Stachowskiej dnia 22 września br.

Panie Robercie, jak pan widzi działalność Instytutu Polskiego w Kijowie – co jest najważniejsze?
Przede wszystkim warto podkreślić, że Instytut zawsze zajmował się promocją sztuki w jej najszerszych przejawach. I, niewątpliwie, ta tradycja będzie trwała nadal. W sposób szczególny chciałbym zwrócić uwagę na postać Zbigniewa Herberta – wybitnego poetę polskiego, którego poezji, wydaje mi się, dziś trochę brakuje. Możliwie, że mowa tu nie tyle o przekładach (chociaż i o nich też), ale więcej o jego popularyzację. Według mnie, ta poezja i problematyka w niej poruszona jest nadzwyczaj aktualna dla współczesnej Ukrainy. Mówi o spuściźnie komunistycznej i o spotkaniu z potężną agresją z zewnątrz. Proszę przejrzeć takie utwory jak „Raport z oblężonego Miasta”, „Siłę smaku” czy „Pana Cogito” i zobaczycie państwo, jak odpowiadają one duchowi czasu.

Oprócz tego chciałbym szerszego podejścia do kultury przez dialog historyczny. Jest to bardzo ważne, ale i niełatwe, bo wiemy, ile tu nieporozumień. Bardzo ważne jest stawianie historii prawidłowych pytań. Wolałbym mówić o zjawiskach łączących Ukraińców i Polaków. Proszę mi wierzyć – mamy wiele „wspólnych” bohaterów. Planujemy poruszyć wiele ważnych „polifonicznych” tematów: tematy ukraińskie i bitewne na dziełach Józefa Brandta, Bitwa pod Chocimiem, Powstanie Styczniowe, zastanowić się nad uczczeniem pamięci wojewody kijowskiego Adama Kisiela. Jest to daleko nie pełna lista naszych wspólnych punktów.

Niedawno na Majdanie otwarto wystawę „Anna Walentynowicz – bohaterka dwóch narodów”…
Tak, to imię jest z tego samego obszaru. Anna Walentynowicz, wielka polska bohaterka, była jedną z współzałożycielek „Solidarności”, lub właściwie, jej założycielką. W Polsce określają ją jako „matkę Solidarności”. Z historycznego punktu widzenia, to właśnie „Solidarność” przyczyniła się do upadku komunizmu. W świecie do takich symboli odnoszą upadek Muru Berlińskiego, ale upadek komunizmu rozpoczął się w 1980 roku, gdy władze komunistyczne zwolniły Annę Walentynowicz z pracy, a jej koledzy wypowiedzieli strajk, wysuwając warunek przywrócenia jej w pracy. Tak powstała „Solidarność”, związek, którego członkami było ponad 10 mln ludzi. Warto tu też podkreślić, że Anna Walentynowicz, wielka polska patriotka, była z pochodzenia Ukrainką. Ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero po jej śmierci. Urodziła się przed wojną na Wołyniu, wówczas należącym do Polski.

Jednak mowa tu nie o Annie Walentynowicz, ale raczej o treściwym symbolu. Istnieje podobieństwo pomiędzy tym, co odbywało się w Polsce w 1980 roku i wydarzeniami na Ukrainie w 2014. Rewolucja „Solidarności”, Rewolucja Godności… W Polsce związek zawodowy stał się centrum oporu, a na Ukrainie punktem, wokół którego powstał Majdan, był Dom Związków Zawodowych. Bardzo symbolicznym jest to, że w dniu otwarcia wystawy na zegarze tego budynku – głównym czasomierzu Ukrainy – wyświetlił się znak „Solidarności”. Dziękujemy za to naszym ukraińskim partnerom. Wystawę uliczną na Majdanie Niezależności koło Budynku Związków Zawodowych mogą oglądać wszyscy chętni do 30 września, a dalej powędruje ona po miastach Ukrainy.

Na jakie jeszcze wydarzenia radzi pan zwrócić uwagę?
W Rezerwacie Historyczno-Memorialnym „Bykowniańskie Mogiły” otwarta została wystawa „Bykownia 1937/1938: polska linia”. Poświęcona jest ona tzw. „Polskiej operacji NKWD”, podczas której zginęło w ZSRR tysiące Polaków, nazywanych „dywersantami” i „szpiegami”. Pochówki w Bykowni łączą dwa tematy: tę antypolską operację i przestępstwa sowieckie z okresu II wojny światowej. Symbolem agresji sowieckiej na Polskę jest 17 września 1939 roku i dlatego ten dzień wybraliśmy na otwarcie wystawy. Jednak nie koncentrujemy się tylko na historii. Niebawem przebiegać będzie Odeski Międzynarodowy Festiwal Filmowy. W tym roku, ze względu na epidemię, odbędzie się on-line. Ale na widza, jak zawsze, oczekuje znakomity polski program. Na zakończenie zostanie wyświetlony film Agnieszki Holland „Szarlatan”. Jest to dramat o czeskim uzdrowicielu Janie Mikolaszku. Kino od zawsze było wizytówką Instytutu Polskiego i postaramy się zadziwić państwa podczas Dni kina polskiego.

Jest pan z wyksztalcenia historykiem, zgłębiającym wydarzenia historyczno-kulturalne XIX wieku. Jedną z pana misji, jako dyrektora Instytutu Polskiego w Kijowie, jest promocja polskiej sztuki w obecnej sytuacji kulturowej, w warunkach polityki kulturalnej artystycznej, czyli – szerzej wiek XX-XXI. Jak postrzega pan ten wieloraki, interesujący i kontrowersyjny świat modernizmu, awangardy, sztuki totalitarnej, postmodernizmu współczesnej sztuki.

Sztuka nie jest dla mnie jakimś konkretnym twórcą czy przedmiotem, a są to stosunki i wzajemne oddziaływanie pomiędzy twórcą i odbiorcą: czytelnikiem, słuchaczem, widzem. Jasne, że to oddziaływanie zależy od naszego wewnętrznego stanu, od kultury w której wzrastaliśmy. Czy my, Europejczycy tak naprawdę „przeżywamy” chińską sztukę? Tak, ale absolutnie inaczej, niż odbierają ją Chińczycy. Wszystko zależy od kontekstu kulturowego. I to jest problem współczesnej sztuki (w szerokim tego słowa znaczeniu), że powoli zatraca ona ten kontekst. Zresztą, jak i kontakt z audytorium.

A co na to audytorium?
Widzimy zanik koła adresatów. W XIX wieku w Polsce marzono, żeby Mickiewicz „trafił pod strzechy”, aby poznało go jak najszersze audytorium, żeby stał się „poetą narodowym”. Potem nadszedł upadek. Sztuka totalitaryzmu zatrzymała widza na jednym poziomie. Socrealizm, sztuka nazizmu – było to miejsce do którego doprowadzono adresata, nie mówiąc nic poza tym. Dziś trwa nadal estetyczne zubożenie mas. Nikt już nie marzy o podniesieniu tego poziomu – uruchomiliśmy mechanizmy prymitywizacji. Dobrze jest to widoczne we współczesnej polityce z jej prostymi hasłami i odrzuceniem złożonych kwestii. Słowem – eksperyment XIX wieku, mający na celu wzniesienie poziomu mas, nie udał się.

Przestaliśmy wychowywać audytorium – i reakcja na to nie dała na siebie długo czekać. Mnie, jako osobie, która przez wiele lat była nauczycielem, przykro wyznać, że współczesna młodzież zatraciła pojmowanie wielu podstaw kultury – jak można mówić, na przykład, o kompleksie Edypa, nie znając antycznej mitologii?

Proszę powiedzieć, co w polskiej sztuce XX-XXI wieków podoba się panu najbardziej?
Chciałbym tu pokazać osiągnięcia polskiej grafiki komputerowej, bo w niektórych aspektach zbliżają się do światowego poziomu. Wielką popularność zdobyła gra „Wiedźmin” według Sapkowskiego i jest to interesujący przejaw polskiej kultury. Trzeba tu wspomnieć i działalność polskiego grafika, animatora i reżysera Tomasza Bagińskiego, jego znamienitą „Katedrę”, która otrzymała szereg nominacji do światowych nagród, w tym i do „Oskara”. Pracował on nad wieloma projektami, również i w „Wiedźminie”. Znany jest też z krótkometrażowego filmu „Polskie legendy”. Również bardzo cenię surrealizm rzeźbiarza i artysty Wojciecha Siudmaka. W obu wypadkach imponuje mi staranność i dbałość z którą artyści podchodzą do swej twórczości. Bliska jest mi powolna sztuka. Jeżeli wspomnieć muzykę, to jestem wielkim miłośnikiem poezji śpiewanej. Wychowałem się na piosenkach Jacka Kaczmarskiego, lubię też Karela Kryla, jak w oryginale, tak i w wykonaniu Antoniny Krzysztoń. Z muzyki filmowej cenię sobie twórczość Wojciecha Kilara. Na pewno słyszała pani jego muzykę do filmów „Pianista”, „Pan Tadeusz” i „Ziemi obiecanej”.

Jakie projekty artystyczne pojawią się pod egidą Instytutu Polskiego?
Chcemy zapoznać publiczność ukraińską z polskim malarstwem XIX wieku, w tym z okazji 400 rocznicy bitwy pod Chocimiem najbardziej okazjonalnymi będą dzieła Józefa Brandta. Tworzył swe dzieła w oparciu o tematykę kozacką, ale inaczej niż artyści na terenach Imperium Rosyjskiego, gdzie kozaczyzna pokazywana jest głównie w sensie etnograficznym. Brandt przedstawia kozaków w okresie ich sławy, zwycięskich bitw, jego kozaczyzna jest szeroka, z rozmachem. Mam wrażenie, że chętnie ilustrowałby obecnie podręczniki dla ukraińskiej młodzieży. A jeszcze bym chciał, żeby ukraińscy artyści zaśpiewali coś z poezji Herberta w jedną z jego rocznic.

Jakich pięciu autorów mógłby poradzić dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie czytelnikom „Дня”?
Wiele mówiliśmy o tradycji, wobec tego i mój wybór nie będzie współczesny. Otóż: poezja Juliusza Słowackiego – „Testament mój”, „Hymn”, „Proroctwo”, „Jeżeli kiedy – to w mojej krainie” – to o Krzemieńcu. U Adama Mickiewicza bardzo cenię sobie „Dziady”. Zbigniewa Herberta, oprócz wierszy, lubię za jego prozę, szczególnie za „Martwą naturę z wędzidłem”. Bardzo lubię Stefana Żeromskiego, jego „Popioły”, „Rozdziobią nas kruki, wrony” i „Przedwiośnie”. Józefa Conrada szanuję za jego pozycję: człowiek może unieść na swych barkach cały świat – mam tu na myśli „Lorda Jima” i szczególnie „Oczyma Zachodu” – najbardziej fenomenalne, z dzisiejszego punktu widzenia, proroctwo rewolucji w Rosji.

***
Robert Czyżewski – historyk z wykształcenia, był prezesem fundacji „Wolność i Demokracja, a dziś stoi na czele Instytutu Polskiego w Kijowie. Ma polskie i częściowo ukraińskie korzenie – jest wnukiem Hryhoryja Czyżewskiego, ministra spraw wewnętrznych URL, pułkownika Armii URL i prawnukiem Pawła Czyżewskiego, ministra rządu URL na obczyźnie.

Rozmawiała Julia Stachowska
źródło: day.kiev.ua
Tekst ukazał się w nr 20 (360), 30 października – 16 listopada 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X