Lwów dawny i współczesny

Lwów dawny i współczesny

Lwów – miasto magiczne, miasto niezwykłe, miasto skrzyżowania kultur. Miasto Wschodu i Zachodu. Miasto, które leży na głównym dziale europejskim, miasto, wody którego spływają do Bałtyku i również do Morza Czarnego. To miasto wielonarodowościowe, wielojęzyczne, wielokulturowe, wieloobrządkowe.

Takie było zawsze od zarania swojej historii, kiedy w roku 1256 król Daniło Romanowicz zbudował zamek na wzgórzu, panującym nad błotnistą doliną rzeki Pełtwi i w roku 1356, kiedy król Kazimierz Wielki nadał jemu prawo Magdeburskie. Genius loci Lwowa jest rzeczą oczywistą i jednocześnie nie możliwą do zrozumienia. Tyle razy niszczyły go groźne pożary (najstraszniejszy w 1527 r.) i tyleż razy odradzał się on znów z popiołów. Miasto wytrzymało tyle oblężeń i szturmów, płaciło ogromne okupy, tymże Szwedom w 1704 r., i znów odradzało się. Na jego placach i w jego kramach słychać było najróżniejsze języki i narzecza, europejskie i azjatyckie. Tutaj można było spotkać kupców nie tylko z Gdańska, Wrocławia czy Norymbergi, nie tylko z Kijowa i Kamieńca Podolskiego, lecz z Wołoszczyzny, Transylwanii (sam słynny Wład Drakuła nadał kupcom lwowskim przywileje handlowe!), Krymu i Stambułu. Kupcy lwowscy, zwłaszcza Ormianie, wysyłali swoje karawany w dalekie kraje, docierali do Persji, Indii, Libanu i Egiptu. Magiczne miasto przyciągało ludzi różnych obrządków i różnych narodowości. Czuli się tutaj swojsko, zakładali rodziny, osiedlali się na zawsze. Rusini i Polacy, Niemcy i Ormianie. Żydzi ze Wchodu, z krajów tatarskich i Żydzi z Zachodu z Hiszpanii i Niemiec spotkali się na tej ziemi po wielu wiekach tułaczki. Temperamentni Włosi, jak to Alessandro Ubaldini, krewny papieża Sykstusa IV i trzech kardynałów. A jeszcze możne rody Alberti, Massari, Bandinellich, Confortino, Pandulfi, Montepuli, Ducci. Przybywali z Florencji, Wenecji, Rzymu i Lewantu.

 

Jak pisze Wł. Łoziński „przynieśli ze sobą awanturniczość, pewną imaginację, obrotność, rozległość horyzontu, właściwą żeglarskim kupcom, i dorzucili do miejscowego społeczeństwa coś z fantastycznego kolorytu swojej niezdecydowanej włosko – orientalnej rasy; z Włochami z Florencji przyszła prócz całej dostojności kultury także wysoka dystynkcja pierwszego na kuli ziemskiej patrycjatu, tradycja prastarej świetności municypalnej”. Obok kupców włoskich przywędrowali do Lwowa liczni architekci i budowniczy, przynieśli ze sobą nowe prądy kulturalne. Przybierali we Lwowie miejscowe nazwiska. Paolo Dominicci stał się Pawłem Rzymianinem, a dalej włoscy członkowie lwowskiego cechu budowniczych o nazwiskach Paweł Szczęśliwy (Paulus Italus Clamensi), Piotr Życzliwy, Piotr Barbon, Ambroży Przychylny (Amrosius Simonis Verbene Nutclaus), Adam Pokora (Adam de Larto Italus), Zachariasz Sprawny (Zaccaria Castello de Lugano), Jakub Medlana, etc. Dzieła ich talentu i ich pomysłów to renesansowe kamienice w Rynku, wspaniałe budowle kościołów ojców bernardynów, sióstr Klarysek i Benedyktynek, Cerkiew Wołoska, wieża Korniakta, dzwonnica Katedry Ormiańskiej.

Miasto nie mogło się rozwijać bez nowych impulsów, nowego widzenia świata, rozległości horyzontów jego mieszkańców. Wszystko to nie było możliwe bez nowych i nowych przybyszy, bez świeżej krwi, bez moralnej walki z prowincjonalizmem. Lwów zawsze miał ambicje, chciał być metropolią, jego mieszkańcom od wieków była obca atmosfera prowincji, zaściankowości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X