Lwów Stanisława Lema. Część 3 Dawny plac Smolki, z prywatnych zbiorów Kotłobułatowych

Lwów Stanisława Lema. Część 3

W 100. rocznicę urodzin Stanisława Lema

Rozmowa Anny Gordijewskiej z Mariuszem Olbromskim, literatem, muzealnikiem, animatorem działań kulturalnych.

Poprzednio rozmawialiśmy o licznych i świetnie napisanych książkach polskich prozaików, którzy wzrastali, wychowywali się, uczyli, mieszkali we Lwowie na przełomie XIX i XX w., a także w okresie dwudziestolecia międzywojennego. O tym jak pięknie i ciekawie przedstawili później w swych dziełach Lwów. Wskazał Pan, że „Wysoki Zamek” Stanisława Lema dopełnia ten różnorodny obraz, a zarazem go niezwykle ubogaca. Mówiliśmy też o wyglądzie kamienicy przy ulicy Brajerowskiej 4, gdzie przyszły pisarz się urodził i o wyglądzie mieszkania Lemów w kamienicy, w której się wychowywał. No, ale stamtąd mały Stasio Lem wyruszał dalej, poznawał najbliższe i dalsze okolice swego miasta.

Tak właśnie, kilka dni temu w 100. urodzin pisarza na fasadzie tego domu została odsłonięta pamiątkowa tablica. A patrząc na nią trzeba też pamiętać, że właśnie to miejsce opisał szczególnie dokładnie w „Wysokim Zamku”. Dziś we wnętrzu dawnego mieszkania państwa Lemów nie zostało wiele świadków przeszłości. Zachowały się jednak – jak wynika z Pani fotograficznej kwerendy – niewiele gipsowych, ozdobnych stiuków na sufitach, przedwojenne drzwi z mosiężną klamką, dwa piękne, secesyjne piece – jeden z białymi kafelkami, drugi kremowymi, świadczące o mistrzostwie zdunów i bardzo wysokim poziomie sztuki zdobniczej kafli we Lwowie w I połowie XX w.

Detale dawnego mieszkania Lemów, fot. Anna Gordijewska / Kurier Galicyjski

Jednak czytając książkę oglądamy też cały Lwów oczyma małego Stasia, później dorastającego gimnazjalisty. Oczywiście opisy te są raczej okruchami wspomnień poszczególnych scen i wydarzeń związanych z konkretnymi miejscami. Układają się w barwną mozaikę pamięci. A więc zrazu to wyprawa do położonego w pobliżu kamienicy państwa Lemów Parku Jezuickiego, tuż obok gmachu uniwersytetu i wspomnienie zagubienia się na chodniku malca, który pomylił osobę kroczącą obok z ojcem. Także opisy późniejszych spacerów w tym parku i opis scen kojarzą się pisarzowi z chwilami dziecinnej miłości, którą wspominał po latach z dystansem, a przedstawił komicznie. Przedmiotem miłości była bowiem dorastająca panna, starsza od niego o kilka lat dziesięciolatka, z którą nie zamienił nigdy słowa, a tylko ją obserwował na ławce. Pisał: „Moją specjalnością stała się miłość nieszczęśliwa. (…) Dziewczynę obserwowałem z dala, w Ogrodzie Jezuickim, w sposób kontemplacyjny, mało się ruszając. Byłem już porządnie tłusty, postacią zaczynałem przypominać gruszkę, chociaż dokładniej formę jej, najszerszą poniżej środka, imitowałem później w gimnazjum. Twarz miałem pucułowatą, oczy zwykle dość wytrzeszczone, bo z natury byłem ciekawy, a i gębę często rozdziawiałem, zdaje się, sądziłem, że dodaje mi to uroku”.

Ogród Jezuicki, fot. Anna Gordijewska / Kurier Galicyjski

Pisarz wspomina też w tej książce inne miejsca…..

Jest ich wiele. Znajdujemy na przykład w niej opis terenu Parku Stryjskiego, słynnych Targów Wschodnich, wieży Baczewskiego, cyrku, przeżyć w nim malca i loterii na tym terenie, ale na przykład też opis jego wrażeń z oglądania Panoramy Racławickiej i Teatru Wielkiego: „Jak każde lwowskie dziecko, chodziłem, rozumie się, co jakiś czas, do Panoramy Racławickiej. Było to wielką atrakcją. Najpierw już samo wejście nastrajało podniośle i niezwykle, ponieważ przechodziło się przez strefę półmroku i po schodkach wydostawało się na pomost, który kojarzył mi się nieodparcie z gondolą bardzo wielkiego, zawieszonego nieruchomo balonu. Z tego pomostu oglądało się panoramę bitwy jak żywą, przy czym wiele sporów obudził problem, w którym miejscu płot autentyczny z nasadzonymi na żerdki garnkami przechodzi w malowany. Wobec naturalistycznej szkoły malarskiej nie miałem wtedy żadnych zastrzeżeń. Owszem, lubiłem nawet do teatru przychodzić bardzo wcześnie, kiedy jeszcze nie była uniesiona olbrzymia żelazna kurtyna pędzla Siemiradzkiego, tyle się działo na niej różnych, a zabawnych rzeczy. W ogóle nasz Teatr Wielki wydawał mi się miejscem niesłychanie luksusowym, comme il faut, w najlepszym smaku”. Dalej następuje bardziej jeszcze rozbudowany opis wyglądu wnętrza tego wspaniałego teatru, stonowany, aby nie był zbyt patetyczny, wspomnieniem o pysznych kanapkach jakie fundował ojciec Stasiowi w bufecie w czasie przerw teatralnych. Ta metoda inkrustacji wspomnień o duchowym i intelektualnym rozwoju przyszłego pisarza opisami różnorodnych miejsc Lwowa jest różnorodna.

Kurtyna Siemiradzkiego w Operze lwowskiej, fot. Anna Gordijewska / Kurier Galicyjski

Ciekawe… A co jeszcze opisuje?

Dotyczy nie tylko lapidarnego „rysunku” wyglądu miejsc, ale przeżyć z nimi związanych, krótkich scen z życia miasta. Na przykład w książce znajdujemy uwagi o klimacie Lwowa i opis jednej z surowych zim, ciągnących ulicami wozów z węglem, biegnących za nimi dzieci. Uważny czytelnik może też odnaleźć pojawiające się tu i ówdzie, w toku narracji, relacje z postępu technicznego w mieście. Osiągnięcia techniczne, cywilizacyjne mały Lem poznawał początkowo z encyklopedii Borhausa i Mejera, z opasłych tomów, które mu wypożyczał do przeglądania i czytania jeden z jego krewnych. Także oglądając aparaty medyczne w gabinecie laryngologicznym swego ojca. Ale też był świadkiem wielu osiągnięć cywilizacyjnych, które wchodziły właśnie do codziennego użytku. Utrwalił te fakty na przykład we wspomnieniu o pojawiających się w mieszkaniu pierwszych patefonach, o pierwszych aparatach radiowych i rodzinnym słuchaniu audycji, co oczywiście wiązało się z uruchomieniem Rozgłośni Polskiej Radia Lwów. W pobliżu mieszkania państwa Lemów przy placu Smolki, wybitnego polityka konserwatywnego i inicjatora budowy Kopca Unii Lubelskiej na Wysokim Zamku, którego pomnik był ozdobą tego placu, mieściło się kino „Melodia”. W „Wysokim Zamku” znajdujemy osobliwe relacje z pobytu autora najpierw na projekcjach niemych filmów, a później już pierwszego filmu dźwiękowego, także dalszych amerykańskich produkcji filmowych ze słynnym filmem o wielkiej małpie „King Kong”. Oczywiście znakiem postępu technicznego było też pojawienie się na ulicach miasta nowoczesnych, eleganckich samochodów produkcji także polskiej, zarówno osobowych, jak i ciężarowych. I słynne wyścigi najnowszymi typami wozów sportowych po specjalnie przygotowanych do tego ulicach Lwowa, czego Lem nie zapomniał opisać, bo był zafascynowany tymi pojazdami. Już przed wybuchem II wojny światowej uczęszczał na kursy prawa jazdy, a pierwsze swe próby w tym zakresie oczywiście utrwalił w swych wspomnieniach. Dodać trzeba, że w okresie późniejszym pisarz z przyjemnością zresztą prowadził samochody i podróżował nimi z rodziną po Europie. Te zainteresowania osiągnięciami techniki we Lwowie łączyły się u Lema z jego pasją odkrywania i budowy różnego rodzaju urządzeń, próbami tworzenia własnych, o czym może jeszcze w przyszłości porozmawiamy. Lektura „Wysokiego Zamku” przynosi też opis nie tylko wielu miejsc, ulic, ale i wystaw, przed jakimi zatrzymywał się wędrujący po mieście mały lwowianin. Wśród nich szczególną jego uwagę przyciągała intrygująca reklama biura podroży: „Na ulicy Słowackiego znajdowało się naprzeciw Poczty Głównej biuro Cunard Line, towarzystwa okrętowego, a w każdym z jego okien stał wielki model oceanicznego parowca. Chodziły za mną, śniły mi się te wspaniałe statki, miały wszystko, jak się należy, nawet mosiężne śruby u sterów, olinowania, maszty, niezliczone okna w szeregach, pokłady, mostki, miniaturowe szalupy, schodki i koła ratunkowe. Marzyłem o nich beznadziejnie i żarliwie…”. Wspomnienie tej reklamy jest jeszcze jednym świadectwem zainteresowania Lema techniką, tym razem oceaniczną. Istnienie tego biura we Lwowie wiązało się zresztą z dostępem niepodległej Polski do morza uzyskanym w 1918 roku, budową portu w Gdyni, powstaniem polskiej floty handlowej, ale też pasażerskiej, budową słynnego transatlantyku „Batory”.

Tych opisów reklam i wystaw wspaniałych sklepów we Lwowie znajdujemy w „Wysokim Zamku” więcej.

Tak, szczególnie ciekawe dotyczą niektórych magazynów mieszczących się wzdłuż jednej z najpiękniejszych ulic Lwowa – Akademickiej. Mieścił się tam bajeczny sklep z zabawkami, Klaftena, któremu Lem poświęcił wiele uwagi przenosząc na karty swego dzieła wielki zachwyt oglądającego je ongiś malca. Po latach tak relacjonował swe przeżycia: „Nic nie wiem o jego wystawie, ani o szczegółach wnętrza, ponieważ miejsce to, dla mnie święte, odejmowało mi dar spostrzegawczości i zbliżałem się tam w takim oszołomieniu, z bijącym sercem, czując na jaką próbę zostanie zaraz wystawiona moja, niezdolna do wyboru, zachłanność”. Ale wśród różnych innych opisów wystaw prawdziwą perełką jest istny hymn słowem na temat mistrzostwa lwowskich cukierników, a dotyczy on wystawy w cukierni i sklepie Zaleskiego. Myślę, że nie ma w polskiej literaturze, a może i europejskiej tak precyzyjnego i pięknego opisu wyrobów cukierniczych. Pisze, między innymi: „(…) Zaleski potrafiłby Kosmos cały powtórzyć w cukrze i czekoladzie, słońcu przydając łuskanych migdałów, a gwiazdom lukrowatego lśnienia”. Lem opisuje też inną cukiernię na ulicy Akademickiej i cukierenkę w pasażu Mikolascha. Wiąże się to oczywiście ze wspomnieniami małego smakosza czy wręcz zachłannego pożeracza słodyczy, począwszy od domowych, podkradanych sprytnie z kredensu, aż do kupowanych w różnych miejscach miasta łakoci, także w drodze do szkoły, gdzie w jednym z kiosków kupował szczególnie ulubioną chałwę. Na podstawie lektury „Wysokiego Zamku” możemy sobie zresztą dokładnie odtworzyć drogę Lema do jego II Gimnazjum im. Karola Szajnochy, jakimi ulicami szedł, jakie niezwykłe budowle mijał. A sam opis tej szkoły, pedagogów, metod prowadzenia przez nich lekcji, uczniów, ich zwyczajów, subkultury szkolnej to osobny, żywy i pisany z humorem bardzo intrygujący obraz.

Warto mu zatem poświęcić naszą następną rozmowę, a za tę bardzo dziękuję

Ja również.

Rozmawiała Anna Gordijewska

Tekst ukazał się w nr 17 (381), 17–30 września 2021

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X