Lwów oczami KGB – walka z przestępczością gospodarczą na przełomie lat 80. i 90.

Lwów oczami KGB – walka z przestępczością gospodarczą na przełomie lat 80. i 90.

Burzliwe przemiany przełomu lat 80. i 90. sprawiły iż sowieckie organy bezpieczeństwa boleśnie zderzyły się z nową rzeczywistością. Czekiści, do tej pory przyzwyczajeni do gnębienia dysydentów i prześladowania potencjalnych wrogów władzy sowieckiej, nagle stanęli przed koniecznością zwalczania zdeterminowanych i doskonale zorganizowanych grup przestępczych.

Dziś, pomimo upływu blisko 30 lat od upadku ZSRR, materiały dotyczące działalności KGB w zdecydowanej większości nadal pozostają utajnione. Dotyczy to zwłaszcza historii najnowszej. Rąbka tajemnicy stopniowo uchylają archiwa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy oraz ośrodki badawcze krajów nadbałtyckich. Wśród odtajnionych dokumentów można znaleźć m.in. wewnątrzresortowe publikacje, w tym ściśle tajny „Sbornik KGB”, będący de facto swoistym miesięcznikiem dla wąskiego grona odbiorców. Oprócz najaktualniejszej linii partii i propagandowych frazesów dotyczących mądrości etapu można w nim znaleźć wiele wziętych z życia przykładów i sprawozdań z konkretnych operacji. Wśród tego typu materiałów możemy znaleźć również relację „spec” (tzn. specjalnych) korespondentów ze Lwowa, który w ocenie kierownictwa KGB w samym końcu lat 80. przekształcił się w centrum nielegalnych interesów związanych z masowym przemytem towarów z Polski i Węgier.

Sytuację w mieście dość szczegółowo opisywał mjr. Gonczarow – ówczesny szef wydziału ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej. Jako iż pismo było przeznaczone dla wąskiego grona funkcjonariuszy, a prowadzona od kilku lat polityka głasnosti skutecznie zachęcała do wyjawiania wszelkich nadużyć i błędów systemu, to lwowski czekista był nad wyraz szczery – przynajmniej w porównaniu do podobnych wywiadów udzielanych przez innych funkcjonariuszy korespondentom „Sbornika” zaledwie kilka lat wcześniej.

Według oceny KGB po 1989 r. Lwów przekształcił się w centrum przerzutu towarów z sąsiednich krajów do Azji Środkowej. Intensywny wzrostu ruchu osobowego i towarowego na granicy z Polską sprawił, iż niemalże natychmiast ogromne masy ludności zajęły się handlem, wykorzystując przy tym gigantyczne różnice cen i dostępności towarów. Reformy wolnorynkowe w Polsce oraz sztuczne utrzymywanie sowieckiego reżimu gospodarczego sprawiły, iż przywóz towarów i waluty do ZSRR stał się łatwo dostępny i dochodowy jak nigdy wcześniej. Archaiczne sowieckie prawo, które penalizowało niemalże każdą prywatną inicjatywę gospodarczą, sprawiło iż poważne „biznesy” zostały niemalże natychmiast przejęte przez zorganizowane międzynarodowe grupy przestępcze, współdziałające z milicją i organami celnymi. Ostrożne szacunki lwowskich kagebistów mówiły, iż w pierwszej połowie 1990 r. przez obwód lwowski przemycono na teren ZSRR sprzęt (głównie zachodnia elektronika) o wartości 90 mln rubli oraz nielegalnie wywieziono towar za 60 mln. W tym samym czasie czekiści skonfiskowali przemyt o wartości 11,5 mln rubli oraz 10 wykorzystywanych do tych celów samochodów.

Zdaniem mjr. Gonczarowa głównym przeciwnikiem lwowskich czekistów stały się prężnie działające grupy polskich przemytników z Lublina, Krakowa, Warszawy i Gdańska. Według zebranych informacji ich członkowie posiadali liczne kontakty rodzinne wśród mieszkańców Lwowa i przygranicznych wiosek. Ku zaskoczeniu czekistów Polacy okazali się niezwykle mobilni. Dzięki posiadaniu nowoczesnych zachodnich samochodów bez problemu uciekali poruszającej się starymi wołgami i żygulami obserwacji. Większość samochodów wykorzystywanych do przestępczych celów była kradziona w Niemczech, a w razie czego po prostu porzucana na terenie ZSRR. Prawdziwą zmorą funkcjonariuszy zwalczających przemyt były szybkie zachodnie samochody dostawcze, które nawet obciążone towarem bez większych problemów uciekały przed pościgiem. Przy przerzucie bardziej wartościowych przedmiotów, takich jak komputery czy magnetowidy, przemytnicy stosowali kontrobserwację i niejednokrotnie odcinali śledczych od obserwowanej ciężarówki. W tym celu bardzo chętnie wykorzystywano wąskie uliczki w centrum Lwowa. Wykryta grupa obserwacyjna była skutecznie blokowana przez inne samochody, a dostawczak z towarem spokojnie odjeżdżał na miejsce rozładunku. W niektórych akcjach tego typu brało udział nawet do 6 samochodów kierowanych przez przemytników.

Prężnie działające grupy przemytnicze były ochraniane nie tylko przez miejscowych bandytów, ale także przez sowiecką milicję. O ile napady na sowieckich „turystów” wracających z handlu w Polsce były normą, to polskich przemytników nikt nie ruszał, mimo iż wozili znacznie bardziej wartościowy towar. Udział funkcjonariuszy milicji w przestępczym procederze był tajemnicą poliszynela, choć kierownictwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych odrzucało wszelkie zarzuty, zapiekle broniąc swoich podwładnych. Chwilowe uspokojenie przestępczej aktywności milicjantów nastąpiło dopiero po operacji „Pierewał” zorganizowanej wspólnie przez czekistów ze Lwowa i Zakarpacia. Przestępczy schemat polegał na przewożeniu „tranzytem” przez Lwów z Węgier do Polski najnowocześniejszych jak na tamte czasy komputerów. Po drodze towar znikał, a przekupieni celnicy potwierdzali jego wywóz poza granice ZSRR. Wypełnione drogocennym sprzętem ciężarówki były ochraniane przez uzbrojonych milicjantów po cywilnemu. Na wszelkie sugestie ze strony KGB kierownictwo milicji reagowało oburzeniem. Ostatecznie za jedną z ciężarówek puszczono obserwację, która dość szybko została wykryta przez doświadczonych milicjantów. Ciężarówka zatrzymała się na parkingu przy trasie z Użgorodu do Lwowa. W pobliżu ustawiono dwa standardowe punkty obserwacyjne oraz jeden dobrze zakamuflowany. Po prawie tygodniu oczekiwania i braku jakiejkolwiek reakcji zdjęto „jawną” obserwację. W kilka godzin później dobrze ukryci czekiści sfotografowali umundurowanych milicjantów rozładowujących przemycany towar. W rezultacie operacji skonfiskowano komputery o wartości 7,5 mln rubli oraz czasowo przystopowano „biznesową” działalność milicji.

W porównaniu do skali przemytu sukcesy czekistów były minimalne. Przyczynami były nie tylko archaiczne metody pracy, ale także, co znacznie ważniejsze, totalny brak motywacji i świadomość bezcelowości własnych działań. Wielu kagebistów doskonale rozumiało również, iż obrona archaicznego ustroju walącego się imperium nie ma większego sensu. Mimo tego nadal próbowali wypełniać postawione przed nimi zadania. Pododdział do walki z przestępczością zorganizowaną w krótkim czasie stał się jednym z najważniejszych i najbardziej obłożonych pracą w całym lwowskim zarządzie. Służących w nim funkcjonariuszy starannie (jak na sowieckie standardy) zakamuflowano, siedzibę przeniesiono daleko od budynku KGB, tak aby funkcjonariusze nie pojawiali się nawet w jego pobliżu. Przyjęte środki ostrożności w nowej rzeczywistości nie miały jednak większego znaczenia. Po niecałym miesiącu funkcjonowania wydziału lwowski półświatek znał dokładne dane osobowe i wygląd wszystkich jego członków. Przestawał również działać istniejący od dziesięcioleci strach przed organami bezpieki. Coraz częściej dochodziło do pobić, a nawet do strzelania w czekistów. Część działających pod przykryciem funkcjonariuszy wyposażono nawet w skonfiskowaną na granicy broń gazową. Dość głośnym echem wśród czekistów odbił się przypadek zrzucenia do rowu przez grupę cyganów operacyjnej łady z funkcjonariuszem w środku. Nieszczęśnik uszedł z życiem tylko dzięki użyciu służbowej broni.

Skostniałe i zbiurokratyzowane struktury KGB nie nadążały za szybkimi przemianami. Podobnie jak w poprzednich dziesięcioleciach podstawą pracy była rozbudowana sieć agenturalna, która w nowej rzeczywistości nie tylko okazywała się nieskuteczna, ale bardzo często służyła do rozpracowywania KGB przez grupy przestępcze. Według oficjalnych danych lwowski wydział ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej oficjalnie posiadał 38 agentów i 20 tajnych współpracowników. Ze względów bezpieczeństwa nie rejestrowano ich w ogólnej ewidencji (Wydział 10). Jak przyznawali sami czekiści ryzyko ucieczki informacji było zbyt duże, zwłaszcza iż w przestępstwach masowo brali udział milicjanci i inne osoby mające możliwość sprawdzania przynależności agenturalnej w resortowych kartotekach. Według danych operacyjnych sprawdzenie agenturalności kosztowało na milicji 500 rubli. Cena przekupienia funkcjonariuszy KGB była wielokrotnie wyższa, choć oficjalnie nie ujawniono żadnego takiego przypadku. Pokusa korupcyjna była jednak zbyt duża. Dotyczyło to szczególnie agentury, która wykruszała się w zatrważającym tempie. Dla porównania wynagrodzenie wypłacane konfidentom przez KGB wahało się w zakresie 50-60 rubli miesięcznie, podczas gdy w przypadku lojalności wobec przemytników mogli liczyć na kwotę kilkaset a nawet kilka tysięcy razy większe.

Podsumowując dość szczere przemyślenia mjr. Gonczarowa możemy stwierdzić, że kierownictwo KGB doskonale zdawało sobie sprawę, iż walka z przemytem stosowanymi dotychczas metodami jest skazana na porażkę. Kuriozalność sowieckiego sytemu gospodarczo-prawnego sprawiała, iż jedynym wyjściem z sytuacji mogły być jedynie szeroko zakrojone przemiany społeczno-ekonomiczne oraz aktualizacja nieprzystającego do epoki prawa, co zresztą sami autorzy nieśmiało sugerowali w swoim tekście. Bieg wydarzeń historycznych sprawił jednak, iż reformy okazały się zbędne. Upadek ZSRR i powstanie niepodległej Ukrainy sprawiły, że zarówno przed przemytnikami, jak i przed dawnymi czekistami otworzyły się nowe, niemal niczym nie ograniczone możliwości.

Adam Kaczyński
Tekst ukazał się w nr 20 (360), 30 października – 16 listopada 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X