Ludzie starego Stanisławowa. Część 1 Paweł Benoit. Portret ze zbiorów Krakowskiego Muzeum Państwowego

Ludzie starego Stanisławowa. Część 1

W Czerniowcach koło ratusza stoi pomnik „Nieznanego mieszkańca Czerniowiec”. Wyglądem przypomina płaszcz, cylinder i parasol, wiszące na wieszaku. W płaszczu jest niewielkie okienko, jeżeli się doń zajrzy – jak twierdzi każdy przewodnik – można zobaczyć, jak wyglądali dawni mieszkańcy miasta. Co można tam zobaczyć – nie zdradzę tajemnicy. Bardziej nas interesuje, jak wyglądali dawni mieszkańcy Stanisławowa. Proponuję kilka portretów znanych osób, które mieszkały w naszym mieście.

Prokurator i senator

Wiadomo, że Stanisławów budowało dwóch architektów z Francji: François Corassini i Karol Benoit. Ten ostatni miał syna Pawła (1680/1690–1755), który jest ściśle powiązany ze Stanisławowem. Urodził się w podmiejskim Kniahininie i studiował w Akademii Stanisławowskiej. Gdy zaczęły się niesnaski pomiędzy magnatami, stanął po stronie Józefa Potockiego, ale zachował dobre stosunki z konkurencyjnym jego klanem Czartoryskich. Wspaniale orientował się w kwestiach prawnych, był pisarzem i sędzią grodzkim. Z czasem awansował do stopnia instygatora – prokuratora koronnego. Szczytem jego urzędniczej kariery była dożywotnia posada kasztelana warszawskiego, dzięki której dostał się do Senatu.

Wielokrotnie pełnił misje dyplomatyczne. Dobrze znał język turecki i uzyskał audiencję u wielkiego wezyra, z którym rozmawiał bez tłumacza. W darze otrzymał rumaka i futra.

Od króla otrzymał starostwa jabłoneckie, sołotwińskie i kołomyjskie, które uczyniły go zamożnym człowiekiem. Po pomyślnej transakcji udało mu się kupić miasteczko Bursztyn z przyległymi wioskami, gdzie urządził własną rezydencję. Nie zapominał również o Stanisławowie. W 1737 r. zbudował dom starców i kalek (zachował się przy ul. Halickiej 14). Ożenił się z Greczynką Marią z Paleologów, wywodzącą swój rodowód od cesarzy bizantyjskich. Miał jedną córkę Magdalenę, która zmarła jeszcze za życia ojca. Cały spadek przypadł jego wnuczce Julii Skarbek.

Portret koronnego instygatora Pawła Benoit zachował się w Krakowskim muzeum państwowym.

Portret młodzieńca z rodziny Potockich. Ze zbiorów muzeum Kresów w Lubaczowie

Chłopak z rodziny Potockich

Budowla obecnego Muzeum sztuki Przykarpacia to dawny kościół katolicki pw. Niepokalanego Poczęcia NMP. Oprócz obrazów i figur świętych dekorowały go liczne portrety. Były to przeważnie podobizny lwowskich arcybiskupów i magnatów Potockich, którzy szczodrze wyposażali świątynie. Wśród nich znajdował się portret chłopca w dziwnym odzieniu, przypominający chłopską sukmanę. Uważano, że jest to przedstawiciel rodu Potockich.

Sowieci kościół zamknęli, a obrazy trafiły do różnych muzeów. Portret młodzieńca znalazł się w Muzeum Kresów w Lubaczowie i w katalogu jest określany, jako: „Portret młodzieńca z rodziny Potockich”.

W 1928 r. w Stanisławowie miała miejsce wystawa historyczna, poświęcona przeszłości miasta. Wydano wówczas katalog eksponatów, który przygotował Czesław Chowaniec. Pod nr 62 czytamy następujący opis: „Józef Potocki (?), wojewodzic poznański, uczeń tutejszego kolegium jezuitów, prawdopodobnie w stroju bractwa uczniowskiego”.

Wojewodzic – to syn wojewody. Ojcem Józefa był Stanisław, przyszły wojewoda poznański, a dziadkiem – wojewoda kijowski i właściciel Stanisławowa Józef Potocki. Chłopca nazwano na jego cześć. Dziadek bardzo lubił wnuka. Historyk Stanisław Załeński w książce „Ojcowie jezuici w Stanisławowie” pisze o chłopcu:

„Był to ładny i mądry chłopczyna, który starannie studiował w szkołach ludowych, był ulubieńcem nauczycieli i kolegów. Ale szlachetna pani śmierć zabrała tę ozdobę stanisławowskich szkół. Jeszcze podczas choroby ojcowie jezuici odwiedzali chorego Józefa, przynosząc mu leki ze swej apteki, a gdy niemoc go zmogła przygotowali niewinną duszę w drogę do wieczności, zamknęli mu powieki i przenieśli prochy do rodzinnych grobów w kolegiacie. Żal wojewody za wnukiem nie miał granic…”.

Józef zmarł na dżumę w 1730 r. Jego ojciec ożenił się w 1719 r. i miał trójkę dzieci, wśród których Józef był najmłodszym. Otóż w chwili śmierci chłopczyna nie miał ośmiu lat – na portrecie wygląda na starszego.

Krzysztof Roszko Bogdanowicz. Portret ze zbiorów Lwowskiego Muzeum Historycznego

Obawiali się go konkurenci

Kościół ormiański również miał swoje portrety. Prawie wszystkie przedstawiają osoby duchowne: proboszczów świątyni lub lwowskich arcybiskupów. Jak biały kruk między nimi wygląda portret kupca Krzysztofa Roszko Bogdanowicza (1686–1767), który do dziś zachował się we Lwowskim muzeum historycznym. Obraz ma dziwny kształt – nieregularnego sześciokąta. Był to portret trumienny, wykorzystywany podczas ceremonii pogrzebowej. Do trumny był mocowany od strony głowy, stąd miał taką dziwną formę.

Po pogrzebie portret zawieszano w kościele na widocznym miejscu. Wiadomo, że na taki obraz mogli pozwolić sobie jedynie zamożne rodziny. Krzysztof Roszko Bogdanowicz należał do takich. Urodził się w Transylwanii i był bratankiem ormiańskiego proboszcza w Stanisławowie Stefana Roszko. Na zaproszenie wuja przeniósł się do Stanisławowa, gdzie został zamożnym kupcem. Handlował wołami, które kupował na Wołoszczyźnie, odkarmiał na dzierżawionych łąkach i sprzedawał do Gdańska. Współcześni mu wspominają, że swój biznes prowadził twardo, wyniszczając konkurentów – również swoich Ormian.

W 1736 r. Krzysztof wybrany został do „rady korsunachparów” (starszych), a z czasem – do ormiańskiego magistratu. W następnym roku od Polaków Marii i Michała Gojów kupił za 400 złotych dom i ziemie przy ul. Wielkiej Brukowanej (ob. Hetmana Mazepy).

Gdy Roszko Bogdanowicz zmarł, na pogrzeb zostały namalowane dwa jego portrety. Jeden został umieszczony w nowo zbudowanym kościele ormiańskim, a drugi odesłano do kościoła ormiańskiego w Kamieńcu Podolskim, który wspierał finansowo. Ten ostatni zaginął podczas I wojny światowej.

Stefan Goszowski. Pocztówka ze strony Polona.pl

Pierwsza ofiara rewolucji

W 1848 r. w Europie zaczęły się rozruchy. Imperium austriackie chwiało się, narody Polski, Czech, Węgier dążyły do niepodległości lub, przynajmniej, do autonomii. W historii ten okres nazywany jest „Wiosną Ludów”. W Stanisławowie też było niespokojnie.

Wieczorem 27 kwietnia 600 osobowy tłum przyszedł do gmachu naczelnika inspekcji finansowej Andrzeja Żuławskiego, mieszkającego przy ul. Szpitalnej 2. Ten urzędnik zajmował jawnie proaustriackie pozycje i w sposób niechlubny wypowiadał się o miejscowej Gwardii Narodowej. Polska młodzież postanowiła dać mu nauczkę i urządziła „kocią muzykę” pod jego oknami – coś w rodzaju demonstracji muzycznej. Przestraszony urzędnik wezwał wojsko, które rozpędziło demonstrantów. W przepychance od uderzenia bagnetem zginął 16-letni student gimnazjum Stefan Goszowski.

Grób Stefana Goszowskiego na stanisławowskim cmentarzu. Zdjęcie ze strony Polona.pl

Zamordowany pochodził ze znanej rodziny. Jego brat Edward dzierżawił wioski Weliż (ob. Szewczenkowe w rej. Doliny), Maksymówka, Lolin i Nagórne w pow. stryjskim. Matka, Ludwika z Matkowskich była siostrą kapitana wojsk Napoleona i córką inżyniera, który założył pierwsze w naszym kraju przedsiębiorstwo metalurgiczne. Małżeństwo Goszowskich miało 11 dzieci – ośmiu chłopców i trzy dziewczynki. Ale ta utrata dla dynastii okazała się fatalną.

Na pogrzeb studenta przyszło kilka tysięcy mieszkańców i wszystkie świątynie Stanisławowa biły w dzwony. Na cmentarzu miał miejsce wiec z płomiennymi przemowami. Na cześć chłopca wydrukowano ulotkę z jego portretem i wierszem uczestnika antyrosyjskiego powstania Jana Karola Cybulskiego. Ulotka kosztowała 24 krajcary, a zebrane koszty przeznaczano na budowę pomnika chłopca. Nie wiadomo ile funduszy wówczas zebrano, ale nagrobek niebawem stanął.

 

 

 

Piotr Szankowski. Portret ze zbiorów Iwanofrankiwskiego Muzeum Krajoznawczego

Kawaler złotego krzyża

W zbiorach Muzeum Krajoznawczego w Iwano-Frankiwsku zachował się portret kapłana z wielkim orderem na piersiach. Na odwrocie jest napis mieszanką polsko-ukraińską, używaną w połowie XIX w.: „Wielebny kryłoszanin Piotr Szankowski. Urodzony roku 1795. Sportretowany 1868”.

W Wikipedii nie ma wiele informacji o nim. Lata życia 1795–1870. W 1818 został wyświęcony na żonatego kapłana. Był proboszczem w kilku wioskach, dopóki w 1841 r. nie przeniesiono go do Stanisławowa, gdzie został dziekanem dekanatu, łączącego kilka wiosek. W 1851 został honorowym kryłoszaninem lwowskiej grecko-katolickiej kapituły – organu doradczego przy metropolii. Kryłoszanie, lub inaczej kanonicy, dzielili się na rzeczywistych (zasiadających rzeczywiście) i honorowych. Ci ostatni nie mieli żadnych obowiązków, a jedynie tytuł i prawo noszenia oznaki kryłoszanina – peleryny i naramienników.

Prof. Kubijowicz w swojej „Encyklopedii ukrainoznawstwa” dodaje, że Szankowski „w 1848 r. organizował wraz z innymi kapłanami oddziały narodowe na Huculszczyźnie, które odbiły miasto Stanisławów od polskiej Gwardii Narodowej. Nagrodzony został wysokim austriackim odznaczeniem”.

O wojowniczości kapłana Kubijowicz nieco przesadził. Żadnych walk pomiędzy oddziałami ukraińskimi i polską Gwardią Narodową w Stanisławowie nie było. Gwardzistów po cichu rozbroili austriaccy żołnierze. Za to swoich braci-Ukraińców Szankowski zdradził. W liście z dnia 10 maja 1868 r. zawiadomił metropolię o kapłanach greckokatolickich, którzy weszli do polskiej Rady Okręgowej i domagał się od cerkwi „należnego przeciwdziałania szerzeniu się rewolucyjnych propolskich nastrojów wśród kleru”.

Za wierność imperium Habsburgów Szankowski otrzymał order – Krzyż zasług cywilnych. Na portrecie widzimy go z najwyższym stopniem tego odznaczenia – Złotym krzyżem z koroną.

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 23-24 (435-436), 19 grudnia – 15 stycznia 2023

X