Ludzie mają coraz mniej czasu, by usiąść i porozmawiać

Ludzie mają coraz mniej czasu, by usiąść i porozmawiać

Odchodzi tradycyjna wieś, jest to nieuniknione, żyjemy w świecie szybkich zmian.

Odchodzą ludzie, którzy mają piękne historie, a wraz z unifikacją, z pogonią za zyskiem, tych historii będzie coraz mniej. Ludzie mają coraz mniej czasu, by usiąść i porozmawiać. Starsi ludzie na wsi jeszcze mają ten czas. To się też zmienia i mało kto zdaje sobie z tego sprawę, a są to historie światów, które odchodzą.

Z Piotrem Malczewskim, podróżnikiem, fotografikiem, mieszkającym w Budzie Ruskiej, gdzie prowadzi też małą działalność agroturystyczną rozmawiał Wojciech Jankowski.

Mieszka Pan z rodziną w starej chałupie zbudowanej przez staroobrzędowców. Prowadzi Pan z żoną galerię. Stoi u Pana na podwórku jurta mongolska. Jak to jest – mieszkać w takim miejscu i mieć ciągle gości, bo ciągle ktoś samochodem do Państwa przyjeżdża?
Samochodem, bądź kajakiem albo rowerem… Mieszkać w tym miejscu jest jak w życiu – i pięknie i trudno, ale my cieszymy się tym miejscem, z tego co robimy, tego, jak żyjemy i z tego, że płynie obok Czarna Hańcza, najdłuższa rzeka Suwalszczyzny.

Prowadzi Pan galerię fotografii. Czy tematy odnajduje Pan u siebie na Suwalszczyźnie, czy też daleko, w podróżach?
Ja to nazywam: podróże małe i duże, małe to tu, w północno-wschodniej Polsce. Oczywiście są tu kopalnie motywów przyrody, piękne pejzaże naszej Suwalszczyzny, jak i ciekawi ludzie naszego regionu, a tych ciekawych ludzi tu trochę jest. Motywy, których wyszukuję patrząc dalej na wschód, w kierunku Mongolii czy Syberii, czy czasem na północ, do Skandynawii – to te podróże duże. Syberia jest terenem, który najbardziej mi przypadł do serca.

Co Pan tam odnalazł, co Pana zafascynowało?
Wiele elementów składowych, które można zobaczyć i zatrzymać w kadrze, jak i te które trzeba odczuć na własnej skórze. Oczywiście jest to dzika przyroda i piękno, które w Europie znika i jest bardzo ograniczone, to przestrzeń ogromna i swoboda w rozbijaniu obozowiska. Bardzo serdeczni i życzliwi ludzie, co u nas zmienia się wraz z wzbogacaniem się społeczeństwa. I fotografie, które można tam zrobić, zarówno te dosłowne, jak i mniej dosłowne, zarówno pejzaż, przyroda inspirują do tego, żeby pokazać to w sposób odmienny.

Interesuje Pana bardziej natura, kultura, człowiek?
Interesuje mnie bardziej natura i krajobraz, człowiek również w kontekście dokumentalnym, ale wówczas są to elementy związane z rozmowami z ludźmi, bo wtedy to już jest jakaś całość – fotografia z opowieścią człowieka. A w Rosji tych opowieści jest nieskończona ilość.

Dom Piotra Malczewskiego (fot. Wojciech Jankowski)

Zupełnie niechcący mówiąc o miejscach odległych, powiedział Pan też coś o swojej okolicy. Odczułem w tej wypowiedzi, iż uważa Pan, że coś ważnego Suwalszczyzna traci, że jej duch jakoś uchodzi?
Tak. Zatytułowałem jedną z wystaw w mojej galerii „Staroobrzędowcy – odchodzące światy”, ponieważ, po pierwsze odchodzi tradycyjna wieś i jest to nieuniknione, gdyż żyjemy w świecie szybkich przemian, po drugie, odchodzą ludzie, którzy mają piękne historie, a wraz z unifikacją, z pogonią za zyskiem, tych historii będzie coraz mniej. Ludzie mają coraz mniej czasu, by usiąść i porozmawiać. Starsi ludzie na wsi jeszcze mają ten czas. To się też zmienia i mało kto zdaje sobie z tego sprawę, a są to historie światów, które odchodzą.

Fascynuje Pana wschód, i ma Pan ten wschód również koło siebie, tu na Suwalszczyźnie. Mieszkają tu staroobrzędowcy.
Staroobrzędowcy żyją tu w okolicach Sejn, Suwałk i Augustowa i garstka na Mazurach. Przybyli tu na przełomie XVII i XVIII wieku, uciekając przed prześladowaniami z Rosji carskiej. Sami siebie uważają za „czyste prawosławie”. Byli prześladowani i musieli uciekać. Uciekali na północ Rosji i tutaj na tereny Rzeczypospolitej, oczywiście znacznie dalej wysuniętej na wschód, niż w tej chwili. Wówczas było ich mniej więcej 70–100 tysięcy wysiedleńców, a teraz pozostało 2 lub 3 tysiące w naszym najbliższych okolicach.

Trafiali też na Bukowinę i do Delty Dunaju, więc teraz są też w Rumunii i na Ukrainie.
Tak, oni uciekali w różnych kierunkach. Trafili nawet na Alaskę. Polscy etnografowie prowadzili o nich badania w Delcie Dunaju. Istnieje nawet bardzo ciekawa książka o nich. Jest to dla Polaków zamknięte wyznanie i trochę tajemnicze. Nie jest łatwo do nich dotrzeć.

A Panu się udało?
Nie wiem, czy mogę tak powiedzieć. Na pewno darzą mnie jakąś życzliwością. I nie tylko oni, bo również Muzeum Okręgowe w Suwałkach udostępniło do wystawy część fotografii. Myślę, że trochę się otwierają na rozmowy i pewne dziedziny życia.

Istnieje przekonanie, że jest to grupa bardzo zamknięta, że bardzo trudno jest się przebić. Pan też ma takie obserwacje?
Tak. To zależy, kto czego szuka. Z jednej strony jest to religijne zamknięcie. Nie pozwala się wchodzić do ich świątyń, czyli molenny, nie pozwala się na fotografie, niechętnie pozują do fotografii. Raczej nie pokazuje się ksiąg, ikon, krzyży. Tu zacytuję jedną starowierkę: „my potrzebujemy tylko świętego spokoju”. Te twarde reguły trochę się pozmieniały, kiedyś nie używało się tabaki i alkoholu, podawano inne naczynie dla nie staroobrzędowców, nie wpuszczano do pomieszczenia, gdzie wiszą ikony. Obecnie to się trochę zmienia.

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 16 (284) 31 sierpnia – 11 września 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X