Lesia Buhera: Dzięki dzieciom i młodzieży wytrwaliśmy Lesia Buhera, fot. Ihor Rewaga

Lesia Buhera: Dzięki dzieciom i młodzieży wytrwaliśmy

Od ponad 20 lat poświęca się edukacji dzieci i rozwoju polskiej kultury w Stryju. Dzięki jej staraniom nie tylko zamieszkali w mieście Polacy, ale również dzieci z rodzin ukraińskich potrafią rozmawiać w języku polskim, śpiewają polskie piosenki ludowe oraz wykazują się wiedzą historyczną i kulturalną. Lesia Buhera, dyrektor Szkoły Polskiej Mniejszości Narodowej oraz założycielka Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Stryju, opowiedziała jak zmieniła się edukacja oraz życie miejscowych Polaków po inwazji Rosji na Ukrainę. Rozmawiała Karina Wysoczańska.

Pani Lesiu, już od wielu lat w Stryju działa Szkoła Polskiej Mniejszości Narodowej.

Nasza szkoła funkcjonuje od roku 1998. Niedługo, za rok, będziemy obchodzić 25 lat. Sporo czasu minęło. Mamy absolwentów rozsianych po całym świecie. Ktoś też pracuje nauczycielem, ktoś w innych dziedzinach.

Działamy według programu zatwierdzonego przez Ministerstwo Oświaty i Nauki Ukrainy dla szkół sobotnich. Uczymy dzieci języka polskiego, literatury, muzyki, historii i kultury polskiej. Nauka wcześniej trwała dziewięć lat, jednak teraz program jest skrócony do pięciu. Po ukończeniu szkoły uczniowie otrzymują zaświadczenie w językach ukraińskim i polskim.

W szkole uczą się wyłącznie dzieci polskiego pochodzenia, czy tez z rodzin ukraińskich?

Na początku, kiedy powstała idea założenia takiej szkoły, to oczywiście była ona wyłącznie dla dzieci z rodzin polskich. Następnie, kiedy szkołę zarejestrowano, była prośba ze strony miasta, żeby przyjmować wszystkie dzieci, które chcą się uczyć języka polskiego. Na dzień obecny mamy dzieci polskiego pochodzenia i dzieci z ukraińskich rodzin. Szczególnie w czasach dzisiejszych znowu wzrasta popularność języka polskiego.

Jak się zmieniło nauczanie po 24 lutego?

To akurat był tłusty czwartek. Kilka dni wcześniej spotkaliśmy się, by go świętować. Było to wyjątkowe spotkanie nie w murach szkoły. Było dużo pączków, faworków, rozmów o tłustym czwartku. Mieliśmy mnóstwo pomysłów na przyszłość, planowaliśmy konkursu, wyjazdy edukacyjne. No i później ta wiadomość… rozpoczęła się wojna. Byliśmy zszokowani, w zawieszeniu. Nauczyciele, dzieci, rodzice nie mieli żadnych pytań. Jakaś taka cisza w środku każdego. Co robić? Nie ma żadnej odpowiedzi. Tak trwało może tydzień.

Nagle dzieci zaczęły pytać się, kiedy będą lekcje. Byłam w szoku. Jakie lekcje? O czym będę opowiadać? O przymiotniku, rzeczowniku, czy może o literaturze. A jak zadadzą mi pytanie na temat wojny, to o czym będę mówić, jeśli na to pytanie sobie nie potrafię dać odpowiedź. Napisałam, że zrobimy nie lekcje, a takie spotkanie, by po prostu wysłuchać jeden drugiego. Dołączyło się kilka uczniów. Było półgodzinne wspólne milczenie. Nikt nic nie mówił. Nagle ktoś zadał pytanie, czy będą takie normalne lekcje. Był to dla mnie kolejny stres. Jednak pomyślałam, że jak chcą, to może to dobry kierunek. Pod koniec marca zaczęliśmy pracować w trybie online. Wszyscy byli na lekcjach. Nikogo nie trzeba było zmuszać, pytać, szukać. To też mnie bardzo zdziwiło, że dzieci i młodzież chcieli tego kontaktu. Nawet może byli bardziej aktywni niż nauczyciele. Dzięki dzieciom i młodzieży wytrwaliśmy. Bo gdyby zostaliśmy sam na sam, to nie wiem, jak by to było.

fot. z archiwum Szkoły Polskiej Mniejszości Narodowej w Stryju

Jakie było zakończenie roku szkolnego w realiach wojennych?

Zobaczyliśmy pomysł Magdusi (szkoły nr 10 im. Św. Marii Magdaleny we Lwowie). Część naszych uczniów też wyjechała za granice, do Polski. Jednak byli ci, co pozostali w mieście. Podobnie jak w lwowskiej szkole, zaprosiliśmy dzieci do jednej z restauracji w Stryju. Zrobiliśmy tam wręczenie zaświadczeń, dyplomów wzorowego ucznia, nagród dla tych uczniów, którzy uczestniczyli w różnych konkursach. Było to bardzo ciepłe spotkanie. Dużo radości, uśmiechu, co prawda innego.

Czy nie było wątpliwości, by zaczynać nowy rok szkolny w tym trudnym czasie?

Zdecydowanie nie. U nas nawet myśli nie było takiej. Nauczyciel, chyba, jest nauczycielem wszędzie, czy to w domu, czy w szkole. Ciągle myślę o dzieciach i młodzieży. Korespondujemy z dziećmi, więc nie było żadnych wątpliwości.

W tym roku wakacje trwały dwa miesięcy. Przez czerwiec jeszcze mieliśmy naukę. Jednak nikt nie narzekał, że zbyt mało wakacji było. Zazwyczaj dzieci chcą przerwy, żeby dużo tych wolnych dni było, a tutaj nikt nie chciał. No to świetnie, pracujemy. Dzieci chcą się uczyć, przychodzą na zajęcia. Nawet kiedy chorują, to sami piszą do nauczyciela o zadanie domowe. Wcześniej to było inaczej.

fot. z archiwum Szkoły Polskiej Mniejszości Narodowej w Stryju

W jakim trybie dzieci teraz się uczą?

Przeprowadziliśmy ankietę wśród uczniów, jakiego trybu nauczania dzieci chcą. Większość chcą zwykłego trybu, ale są też tacy, którzy chcą online. Mówią, że mają dobry Internet, jest też dużo różnych serwisów do nauki, gier, quizów w formie online. Dlatego stwierdziliśmy, że będziemy pracować w mieszanym trybie.

Dzięki projektowi „Szkoła dobrej jakości” Fundacji Wolność i Demokracja mamy platformę, na której umieszczamy wszystkie materiały i dziecko może samodzielnie pracować. A w razie pytań, no to nauczyciel służy pomocą.

Co to za platforma?

Jest to platforma Moodle.  Pozwala ona umieszczać wszystkie lekcje, które prowadzimy. Może to być nagranie nauczyciela, linki do ćwiczeń interaktywnych, ćwiczenia na rozumienie ze słuchu, na czytanie, książki, podręczniki. Każda lekcja jest numerowana. Czyli dziecko wie co i gdzie można znaleźć. Jest to też przygotowanie młodzieży do późniejszych lat studenckich.

Dużo uczniów szkoły mówi, że uczą się języka, by w przyszłość studiować w Polsce?

Język polski był zawsze popularny w naszym mieście. Jak ktoś ma polskie pochodzenie, jest Polakiem, to wiadomo, ze się chce nauczyć języka. Natomiast jeżeli chodzi o dzieci z ukraińskich rodzin, to komuś po prostu podoba się język, komuś podoba się atmosfera w szkole, komuś podoba się nauczyciel. Ktoś chce skorzystać z tych wszystkich materiałów i możliwości, co proponuje szkoła.

Prowadzimy zajęcia nie tylko w ławkach, ale możemy też być na podwórku szkolnym, czy w kawiarni. Kiedy do przykładu był projekt Przegląd Najnowszych Filmów Polskich i napisaliśmy, że będzie lekcja historii w kinie, zbudziło to ogromne emocje u dzieci. Jak to lekcja historii nie w podręczniku, nie w sali, nie w szkole? Było mnóstwo chętnych. Zależy mi by na lekcjach dziecko i nauczyciel czuli się komfortowo.

fot. z archiwum Szkoły Polskiej Mniejszości Narodowej w Stryju

Ile dzieci teraz uczy się w szkole?

Obecnie mamy 70 osób razem z nauczycielami. Jest to mało. Największa liczba osób u nas to było 350 uczniów. Bardzo dużo wyjechało na studia do Polski. Liczba zaczęła się zmniejszać. Poza tym język polski został wprowadzony w szkołach ogólnokształcących.

W Stryju działa również Uniwersytet Trzeciego Wieku. To właśnie Pani była inicjatorką założenia tej instytucji w mieście. Skąd taki pomysł? 

Moja mama też pracowała w szkole i była przyzwyczajona, że dookoła jest dużo dzieci, młodzieży. Kiedy poszła na emeryturę nagle została sama. Co robić? No to trzeba dzieci i wnuków uczyć jak żyć. Pomyślałam, że trzeba coś zrobić dla mamy, by była zajęta. Usłyszałam, że w Polsce są Uniwersytety Trzeciego Wieku i kluby seniorów. Pomyślałam, że dobrze by było, gdyby u nas też była taka instytucja.

Nasz Uniwersytet Trzeciego Wieku działa w ramach organizacji pozarządowej Rodziny Kolpinga i należy do projektu Fundacji Dzieła Kolpinga w Ukrainie. W siedzibie fundacji w Krakowie pokazali nam, jak działa podobna instytucja. Później kontaktowaliśmy się również ze Lwowem, gdzie wówczas już funkcjonował UTW.

Uroczyste otwarcie uniwersytetu w Stryju było 9 lutego 2012 roku. Mróz 20 stopni, a wszyscy przychodzą na zajęcia. Dziwiłam się dlaczego. Co w ogóle tych ludzi motywuje? Ja powiedziałabym, że no nie, taki mróz, nigdzie nie pójdę, nie chce mi się. A tutaj taka motywacja. To już mi nie pasuje nie chcieć.

fot. z archiwum Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Stryju

Co robicie podczas zajęć?

Jak założyliśmy uniwersytet, to pierwszym punktem był język polski. Było dwie grupy: język polski jako ojczysty i jako język obcy. Nasi parafianie do tej pory rozmawiali w języku polskim, ale mówiły, że chcą posługiwać się językiem poprawnym, literackim, a rozmawiają tak po swojemu. Następnie były języki niemiecki i angielski, zajęcia z obsługi komputera, sekcji teatralna, złote rączki, turystyczna oraz zajęcia z w-f.

Panie też bardzo były zainteresowane obsługą komputera. Jedna z Pań mówi tak: „Niedziela. Przychodzą dzieci, wnukowie. Mówią o jakimś tam Google, jeszcze coś. Ja w ogóle tego nie rozumiem. Pytam, a oni mi mówią, żebym szła lepiej na kuchnie i przygotowała im pyszny obiad, bo po co mi ten Google i cała reszta”. A ona tak się zezłościła, że postanowiła udowodnić wnukom, co potrafi. I rzeczywiście. Założyła sobie skrzynkę elektroniczną, nauczyła się pisać maile, wysyłać kartki życzeniowe, założyła sobie stronę na Facebooku, nauczyła się wyszukiwać informacje w Gogolu i nawet robić kartki świąteczne w WordArtcie. Niedziela. Znowu przychodzą jej krewni, a ona mówi tak: „Kto potrafi zrobić kartkę urodzinową w WordArtcie?”. Zdziwieni wnukowi: „Co babciu? Co to jest WordArt?”. Pani odpowiada: „To jest taka strona, na której można robić różne prezentacje i kartki świąteczne. Wszystko można znaleźć w Googlu.” Tak po prostu wszystkich szokowała.

Niektóre Panie nauczyły się płacić za usługi komunalne przez Internet. Kiedy zmuszeni byliśmy prowadzić zajęcia w trybie online, myślałam, że nie będzie to możliwe. Okazuje się, że dają sobie radę. Pytali się, co to jest zoom i jak go zainstalować. Pokazaliśmy, nasze Panie dołączyły się i były prowadzone zajęcia przez zoom. Więc gdzie jest ta granica, że ktoś czegoś nie potrafi? Nie ma.

Jeżeli chodzi o wyjazdy edukacyjne, to też potrafią sami je zorganizować. Każdego roku uczestniczą w Czytaniu Narodowym i chcą czytać. Każdy się przygotowuje. Wymyślają ubrania, lokalizacje, żeby to nie było ciągle w jednym miejscu, dekoracje. Czasami ja się od nich uczę. Były też takie spotkania literackie. Mamy Panią, która kiedyś pracowała nauczycielką i potrafi przeprowadzić podobne spotkania w sposób wyjątkowy. Członkini uniwersytetu wybierają sobie jakiegoś poetę czy poetkę. Uczą się na pamięć ulubione utwory.

Do wojny Panie uczestniczyły również w kiermaszach dobroczynnych fundacji Dajmy Nadzieję we Lwowie, w Przeglądach Najnowszych Filmów Polskich, w Polskiej Wiośnie Teatralnej, czyli we wszystkim, co się da.

Jak seniorzy odreagowali na wiadomość o wybuchu wojny na Ukrainie?

Kiedy zaczęła się wojna, no to też było takie zawieszenie. Nikt nie wiedział, kto gdzie jest. Czy ktoś wyjechał. Później jedna z Pań przyszła do miejskiego sztabu pomocy humanitarnej i zaczęła tam działać. Chciała po prostu być potrzebną. Zadzwoniła do swojej koleżanki z UTW i następnego dnia poszli tam razem.

Od 28 lutego nasze Panie zaczęły codziennie, oprócz niedzieli, pleść siatki maskujące dla ukraińskich żołnierzy. Ktoś z domu, ktoś przychodzi tu. A pracując, recytują, śpiewają, uczą się języka polskiego.

fot. z archiwum Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Stryju

fot. z archiwum Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Stryju

Ile osób i w jakim wieku uczęszcza do uniwersytetu?

Od 60 do 80 lat. Moja mama jest najstarsza. Ma 83 lata. Obecnie jest około 30 osób. Natomiast największa liczba osób to było 85. Kilka Pań wyjechało, ktoś już nie żyje, ale mamy też  sporo nowych osób które chcą dołączyć do naszego grona.

Czy zmieniły się Panie od początku wojny?

Oczywiście, że się zmieniły. Bardziej doceniają to, co mają. Niektórych synowie są na froncie. Na początku niektóre nie chciały przychodzić i cokolwiek robić. Jednak dzięki swoim koleżankom z trzeciego wieku zostały wyciągnięte z domów i we wspólnocie czują się inaczej.

Powiedziałabym, że nie ma teraz ostrych dyskusji, jedna drugiej robi dużo komplementów, dużo jest takiego wsparcia. Nawet w trudnych sytuacjach poszukują coś dobrego, co będzie wspierać, podtrzymywać. Powiedziałabym, że zmiany są ku dobremu. Wiadomo, że są bolesne wydarzenia. Ciężko się ich przeżywa, ale być może to też w jakiś sposób z góry nam pokazane, że są rzeczy, na które warto zwrócić uwagę i je doceniać.

Jak Pani osobiście przeżywa to co dzieje się teraz na Ukrainie?

Myślę tylko o zwycięstwie. Na swoje urodziny, które miałam 26 lutego, na 3 dzień wojny, pomyślałam, że mamy zwyciężyć. Nie ma takiego przepisu na to, żeby być spokojnym, czy przyzwyczaić się do wojny. Do tego nie można się przyzwyczaić. Osobiście mi bardzo pomógł udział w wolontariacie. Szukanie osób, którzy potrzebują pomocy.  Po prostu żeby być razem, nie siedzieć w swoich czterech ścianach, a myśleć tylko o dobrych rzeczach. To też rozsiewa się na otoczenie i daje nadzieje. Do wojny nie można się przyzwyczaić, ale można zastanowić się co zrobić, by nawet małą cząsteczką swojej pracy kogoś wesprzeć.

Dziękuję Pani za rozmowę.

Rozmawiała Karina Wysoczańska

X