Legendy starego Stanisławowa. Część 86 Ta kawiarnia ma wiele oficjalnych i nieoficjalnych nazw. Zdjęcie autora

Legendy starego Stanisławowa. Część 86

Maniak

Jest taki rodzaj zaburzenia seksualnego jak ekshibicjonizm. Polega on na osiągnięciu pobudzenia seksualnego przy demonstracji organów płciowych osobom płci przeciwnej, z pominięciem kontaktów seksualnych. W latach 70. w parku im. Szewczenki przechadzał się maniak, który niespodziewania odkrywał płaszcz i dumnie demonstrował przerażonym panienkom swe „dobra”. Pewnego mrocznego jesiennego dnia młoda studentka Akademii Medycznej szła z zajęć przez park. Nagle zza drzewa wyskoczył mężczyzna i rozwarł płaszcz, nie mając pod nim żadnego ubrania.

Ale dziewczyna nie straciła zimnej krwi:

– Ach ty, zboczeńcu, zmykaj natychmiast stąd, bo ci zaraz wszystko oderwę.

Ale maniak stał nadal z rozwartym płaszczem. Dziewczyna wyjęła z torebki skalpel, … i już więcej maniaka w parku nie spotkano.

W latach 70. w miejskim parku pojawiał się maniak. Zdjęcie ze źródeł internetowych

Marszałek

Ta historia miała miejsce w latach 70. na lotnisku wojskowym. W przededniu Dnia wojska radzieckiego, obchodzonego 23 lutego, do Frankiwska miał przybyć z oficjalną wizytą dowódca wojsk lotniczych. Na spotkanie wysokiego gościa szykowano się gruntownie. Wówczas garnizon składał się z sześciu jednostek, a do tego sztab dywizji. Wszystkich wojskowych wystawiono w szyku na płycie lotniska i rozpoczęto ćwiczenia z powitania dowódcy. Gdy marszałek miał powiedzieć „Witajcie towarzysze lotnicy!”, cały skład osobowy miał ryknąć jednym głosem: „Życzymy zdrowia towarzyszu marszałku Związku Radzieckiego!”. A potem trzykrotnie krzyknąć: „Hura!”.

Nastał dzień wizyty. Około dwóch tysięcy wojskowych stanęło w szeregu o długości prawie pół kilometra. Gdy marszałek wylądował i zaczął się witać: „Zdrowia życzę towarzysze wojskowi!”. Odpowiedziano mu: „Życzymy zdrowia towarzyszu marszałku…”, a dalej scenariusz się załamał.

Zdjęcie frankiwskiego lotniska z lotu ptaka. Zdjęcie ze źródeł internetowych

Zamiast przywitać żołnierzy z okazji święta, stary marszałek zaczął od krytyki: „Spojrzałem na was z góry. Ale zapaskudziliście to lotnisko…”.

Wojskowi stojący naprzeciwko samolotu usłyszeli wszystko, ale ci z prawego i lewego końca szeregu już nie i zgodnie wykrzyknęli trzykrotne: „Hura!”.

Marszałek zmienił się na twarzy, odwrócił, wsiadł do samolotu i odleciał. Ale na dowódcę dywizji przez następny tydzień strach było patrzeć.

Morfologiczna kawiarnia

Na wewnętrzny dziedziniec galerii „Bastion” wychodzą trzy budowle, będące kiedyś we władaniu zakonu jezuitów. Przede wszystkim jest to prezbiterium kościoła jezuitów, określanego teraz mianem „katedra”. Po lewej od prezbiterium widzimy dziwną piętrową budowlę, gdzie dawniej mieścił się refektarz zakonny. Obecnie mieści się tu studencka kawiarnia Akademii Medycznej.

W głębi po lewej stoi gmach dawnego kolegium jezuitów, wystawiony w 1744 r. Właściwie była to pierwsza instytucja oświatowa w mieście, gdzie pod okiem zakonników wykształcenie zdobywały dzieci miejscowej szlachty. Nauczanie odbywa się tu również dziś – mieści się tu Wydział morfologiczny Akademii, gdzie przyszli lekarze poznają tajniki ludzkiego ciała. Jak to się odbywa?

Zwyczajnie – po prostu mieści się tu prosektorium, gdzie odbywają się sekcje nieboszczyków, studenci zaś oglądają, co jest wewnątrz. W przerwach pomiędzy zajęciami młodzież w białych fartuchach posila się w sąsiedniej kawiarni, zwanej „Naukowa”. Z powodu jednak sąsiedztwa prosektorium studenci określają zakład żywieniowy inaczej – „Trzy trupy” lub „Młody nekrofil”. Nazw tych używano jeszcze w latach 70.

P.S.

W 2019 r. kawiarnię odrestaurowano i nadano nazwę oficjalną „Akademka”.

Złoto rozbratu

Na skrzyżowaniu ulic Halickiej i bulwaru Północnego stoi wysoka budowla. Wzniesiono ją w latach 70. dla organizacji „Orgchem”. Przy jej budowie wydarzyła się interesująca historia.

Przed założeniem fundamentów rozebrano stare piętrowe budynki. Rozwalając kolejny mur operator koparki zobaczył, że wśród cegieł coś błysnęło. Gdy się zbliżył, ujrzał rozsypane złote monety. Nie udało mu się ukryć skarbu – podeszli inni robotnicy. Zmuszony był się z nimi podzielić. Podział przebiegał tak aktywnie, że wydarzeniem zainteresowali się studenci Instytutu Nafty i Gazu, wracający z zajęć. Wkrótce wśród ruin zawiązała się prawdziwa bitwa. Ponieważ studentów było więcej, większa część złota powędrowała do ich kieszeni. Po czym zwycięzcy poszli do swego akademika, leżącego opodal.

Gmach „Orgchemu”. Pocztówka z 1987 r.

Możliwe, że cała historią na tym by się zakończyła, gdyby nie zachłanność. Nieszczęśliwemu operatorowi, który jako pierwszy odkrył skarb, dostało z niego najmniej, poszedł więc do odpowiednich organów i doniósł o zdarzeniu. Wieczorem tegoż dnia akademik otoczyli funkcjonariusze komitetu. Właściwy pokój odnaleziono natychmiast – trwała tam jeszcze impreza. Dość było zagrozić studentom wykluczeniem z uczelni, jak przestraszeni chłopcy natychmiast wszystko zwrócili. Po zakończeniu obławy ktoś zauważył na parapecie jedną złotą monetę, którą wszyscy przeoczyli. Niektórzy z kolekcjonerów mieli szczęście trzymać ją w rękach.

Na temat pochodzenia skarbu istnieje inna wersja. W tym domku mieszkał policjant, ochraniający w czasie wojny miejskie getto. Za jedzenie nieszczęśni Żydzi oddawali najcenniejsze, co posiadali. A jednak wykorzystać swój skarb policjant nie miał okazji.

Niebiescy archeolodzy

Są archeolodzy „biali”, czyli oficjalni. Są to przeważnie profesorowie, docenci i studenci, którzy kopią w celu rozwoju nauki, a przy tej okazji zdobywają pozycję i autorytet w kołach akademickich.

Są archeolodzy „czarni”. Są to przeważnie dawni studenci, którzy nie zostali docentami i profesorami. Kopią, aby sprzedać to, co uda się im wykopać.

Projekt nowego Domu towarowego. Zdjęcie z gazety „Przykarpacka Prawda”

We Frankiwsku istnieli archeolodzy „niebiescy” – pracowali dla idei.

W latach 70. w mieście wybuchła prawdziwa wojna papierowa pomiędzy milicją i Wydziałem handlu. Obiektem konfliktu była działka przy ówczesnej ul. Budionnego (ob. Dniestrowska). Milicja chciała umieścić tu parking, a pracownicy handlu – nowoczesny supermarket. Aby udowodnić, że teren wałów ma wartość historyczną, milicjanci rozpoczęli prace archeologiczne. Jako pracowników zatrudnili stałych bywalców Izby wytrzeźwień przy ul. Młynarskiej. Wyniki działalności czerwononosych „archeologów” wprost porażają: dokopali się do podziemnego tunelu i odkryli stary herb Stanisławowa, wyrzeźbiony na kamiennej płycie.

Niestety, władze lokalne poparły Wydział handlu i wkrótce na tej działce stanął nowy Dom towarowy – znany teraz pod nazwą „Malwa Pasaż”.

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 8 (444), 30 kwietnia – 16 maja 2024

X