Legendy starego Stanisławowa. Część 71 Palma w śródmieściu Iwano-Frankiwska. Zdjęcie z przewodnika z 1964 r.

Legendy starego Stanisławowa. Część 71

Obrona Panny Maryi

Obecny gmach Muzeum Sztuki przy pl. Szeptyckiego nie zawsze służył jako muzeum. Budynek wzniesiono jako katolicki kościół farny pw. Niepokalanego Poczęcia NPM i świętych Andrzeja i Stanisława. Przed głównym wejściem stała barokowa postać Panny Maryi.

Na początku lat 60. kościół zamknięto, a budowlę kościoła przekazano Muzeum geologicznemu Instytutu nafty i gazu. Na placu, noszącym wówczas imię szefa piotrogrodzkiego CzK Uryckiego, umieszczono stacje autobusową. By poszerzyć plac na parking dla autobusów wysadzono w powietrze XVIII-wieczną dzwonnicę i zaczęto demontaż figury Matki Bożej. Na szyję postaci zarzucono stalową linę i szarpnięto ciężarówką. Głowa spadła, ale sama figura pozostała. Ciężarówka odjechała, a wokół uszkodzonej figury zaczęli zbierać się ludzie. Gdy ściemniło się, zapalili świeczki i zaczęli modlić się na kolanach. Całą noc wokół figury paliły się świece i czuwali wierni.

Rano, gdy wrócili robotnicy, wokół figury już był tłum. Ludzie bronili samochodowi dostępu do figury. Ktoś zawołał milicję. Ponieważ tłum składał się głównie z ludzi starszych, milicji szybko udało się go rozpędzić. Figurę zdemontowano, ale była to pierwsza akcja sprzeciwu przeciwko działaniu władz w naszym mieście.

W 2000 r. odbudowano dzwonnicę, a nieco dalej odtworzono fontannę z rotundą i figurą Matki Boskiej. Obecna figura ma pewne podobieństwo z tą zniszczoną przez sowietów.

Najstarsze zdjęcie kamienicy przy ul. Króla Daniela 22. Lata 80. XX w. Zdjęcie ze źródeł internetowych

Samotna pani na dachu

Budynek przy ul. Króla Daniela 22 jest jaskrawym przykładem braku gospodarności władz komunalnych i absolutnej obojętności mieszkańców. Jeszcze niedawno jego fronton zdobiła kobieca postać, która powoli osypywała się, aż w ubiegłym roku rozwaliła się ostatecznie. I chociaż o figurze pisano wiele, żadnego kroku ku jej zachowaniu nie uczyniono.

Historia kamienicy też do końca nie jest jasna. Powiadają, że kiedyś mieścił się tu dom publiczny. Chociaż krajoznawca Mychajło Gołowaty oświadczył, że potwierdzenia tego faktu nie znalazł. O samej kamienicy informacji jest bardzo mało– wybudowano ją w 1910 r., a w latach 1930. liczyła 8 mieszkań i należała do pewnej Broni Szechter.

Nie jest też jasne, co symbolizowała figura kobiety na zwieńczeniu. Przypuszczano, że jest to rusałka, bo nie miała nóg. Jednak z czasem w internecie zjawiła się fotografia, na której widoczne było jedno kolano.

Niedawno poznałem mężczyznę, niejakiego Borysa Chrusłowa. Opowidział on, że na początku lat 1960. będąc jeszcze chłopcem mieszkał w tej kamienicy. Otóż, wówczas na dachu była nie jedna, a dwie figury! Nieco po lewej od figury kobiety leżał jej „przyjaciel”. Ponieważ już wówczas był w bardzo złym stanie, więc go zdemontowano. Kobietę zostawiono, jedynie zamazując cementem najpierw jedną nogę, a potem i drugą. Po tej „naprawie” figura zaczęła przypominać „rusałkę”. Szkoda, że nie zachowały się zdjęcia całości dekoracji.

Casting im. Franki

Bolszewicy lubili zmieniać nazwy miast. Przede wszystkim zmieniali nazwy tych miejscowości, które nosiły imiona królów i magnatów. Na Wschodzie Ukrainy po tej akcji znikły Aleksandrowsk, Jelizawietgrad, Katerynodar, a na Zachodzie – Żółkiew i Krystynopol. Na początku lat 1960. pozostały dwa centra obwodów związane z postaciami „feudałów i gnębicieli prostego ludu”. Były to Stanisław – Andrzeja Potockiego i Tarnopol – Jana Amora Tarnowskiego.

Iwan Franko. Zdjęcie ze źródeł internetowych

Kierownictwo partii republiki znalazło wskazanym magnatom godną zamianę – pisarza, proletariusza i socjalistę Iwana Frankę, zaś fakt, że pisarz niezbyt związany był z tymi miastami, władzom nie przeszkadzał. Teraz krajoznawcy mieli określić, z którym z tych miast Franko był związany bardziej. Po źródłowych badaniach okazało się, że w Stanisławowie Franko bywał częściej. Ponadto nasze miasto stało u progu swego 300-lecia. Z tej okazji zostało Iwano-Frankiwskiem. Nadano mu podwójną nazwę, żeby nie myślano, że pochodzi ona od gen. Franka, lub, nie daj Boże, od Hansa Franka, który w mieście też bywał.

Oczywiście, nie zapomniano też o Tarnopolu. Ogłoszono oficjalnie wszem i wobec, że nazwa miasta pochodzi od „pola tarniny” i stary hetman nie ma z tym nic wspólnego.

Fajka Kowpaka

Dziś w Sankt-Petersburgu mieszka bard i poeta Dmytro Bykowicki. Jego dzieciństwo i lata szkolne przebiegały w powojennym Stanisławie. W 1997 r. wydał wspomnienia o mieście swego dzieciństwa. Zapamiętałem jeden opis.

Na początku lat 1960. jedna ze starszych klas szkoły średniej nr 3, gdzie uczył się Dmytro, udała się na wycieczkę do Muzeum krajoznawczego. W tym czasie ta placówka kulturalna mieściła się w Ratuszu. Dzieciom opowiadano o ciężkiej doli chłopów, o heroicznej walce zachodnio-ukraińskich komunistów i o słynnym rajdzie oddziału partyzanckiego Kowpaka. Gdy przewodnik doszedł do najnowszych osiągnięć władzy sowieckiej, uczeń Edek Świstun – odpowiednio do swego nazwiska – „gwizdnął” z wystawy fajkę legendarnego partyzanta. Pół klasy to widziało, ale Edka nikt nie wsypał.

Przez dwa tygodnie miłośnik partyzanckich osobliwości chodził jak nie swój. Chłopak oczekiwał, że zostanie ogłoszone śledztwo, pobieranie odcisków palców, że do szkoły przyjdą śledczy. Ale jakoś było cicho.

Wiadomo – przestępcę ciągnie na miejsce przestępstwa. Edek też nie wytrzymał i po dwóch tygodniach poszedł do Muzeum. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył już inną fajkę, ale z podpisem, że „…tę lubił palić Sydor Artemowicz Kowpak”.

I jak tu wierzyć w autentyczność muzealnych eksponatów?

Palmy Frankiwska

Przy przeglądaniu starych pocztówek miasta z lat 1960., wzrok zatrzymuje się na palmach. Tak, tak, na prawdziwych palmach, które rosły na pl. Mickiewicza. Rodzi się więc pytanie: czy w latach 60-tych ubiegłego wieku klimat w mieście był na tyle ciepły? Każdy meteorolog powie – nic podobnego! Zimy były o wiele bardziej surowe. Ale skąd wzięły się palmy?

Palma w śródmieściu Stanisława, 1958 r. Zdjęcie z „Retro Frankowsk Group”

Rzeczywistości jest prostsza. Każdej wiosny pracownicy gospodarstwa zieleni miejskiej wysadzali palmy na klombach, a we wrześniu zabierano je do cieplarni. Było tak przez 10 lat. Potem tej tradycji czemuś zaniechano. Dziś we Frankiwsku palm nie ma. Jest natomiast pełno Murzynów. Tak przynajmniej było przed wojną.

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 12 (424), 30 czerwca – 27 lipca 2023

X