Legendy starego Stanisławowa. Część 48 Rodzina Olszańskich mieszkała w kamienicy po prawej, pocztówka z kolekcji Zenowija Żerebećkiego

Legendy starego Stanisławowa. Część 48

Mauzer

O skarbach ludzie dowiadują się zazwyczaj po tym, gdy je ktoś odnajdzie. Ale w Stanisławowie do dziś jest co najmniej jeden schowek, który czeka na swego odkrywcę.

Przed II wojną światową w Stanisławowie mieszkał lekarz Tadeusz Olszański. Miał ciekawy życiorys: trzykrotnie walczył i trzykrotnie był oficerem rezerwy. Według ówczesnego prawa byli wojskowi mieli prawo trzymać osobistą broń w domu. Pan Tadeusz nie był wyjątkiem i miał zamknięte w szufladzie biurka pistolety mauzer i colt.

W tamtych czasach lekarze byli przeważnie ludźmi dobrze usytuowanymi i nasz bohater mógł pozwolić sobie na zamieszkanie w centrum miasta. Wynajmował mieszkanie w nowo zbudowanej kamienicy przy ul. Kamińskiego 12a (ob. Iwana Franki 12).

Gdy nastał „złoty wrzesień” 1939 roku i do Stanisławowa weszli sowieci, lekarz trzeźwo ocenił, że broni lepiej się pozbyć. Do swego lekarskiego sakwojaża włożył swoje pistolety mauzer i colt oraz nagan przyjaciela. Broń dokładnie wysmarowano wazeliną i owinięto w szmaty. Późnym wieczorem doktor z synem na podwórku domu zakopali sakwojaż pod płotem dzielącym ich od gimnazjum ss. urszulanek (ob. szkoła nr 3).

Pistolet Mauser

Szczęśliwy los oszczędził pana Olszańskiego. W 1943 roku wyjechał na Zachód i więcej do miasta nie powrócił. Jego syn, również Tadeusz, napisał interesujące wspomnienia o naszym mieście. Przypuszcza, że ukryty sakwojaż do dziś spoczywa w tym samym miejscu.

Nieszczęśliwe mieszkanie

Na rogu ulic Hordyńskiego i Czornowoła stoi elegancka austriacka kamienica, ozdobiona atlantami. Na początku XX wieku wybudował ją Żyd Weingarten, adwokat. W jednym z mieszkań zamieszkał, resztę wynajął lokatorom, których było na to stać. Wówczas takie kamienice nazywano czynszowymi. Nazwa była słuszna, bowiem ze spłacanych przez lokatorów czynszów właściciel mógł spokojnie się utrzymywać.

Kamienica Weingartena. Przypuszczalnie na balkonie pozuje właściciel z rodziną, pocztówka z kolekcji Zenowija Żerebećkiego

„Złoty wrzesień” przyniósł nie tylko „fabryki robotnikom”, ale też był końcem czynszowego raju Weingartena. Kamienica została znacjonalizowana i skład socjalny jej mieszkańców znacznie się zmienił. Były właściciel nie zniósł tego i skacząc z balkonu drugiego piętra, uleciał na łono Abrahama.

Od tego czasu lokatorzy tego mieszkania nie mieli jakoś szczęścia. A w 2018 roku zawalił się też sam balkon…

Teodor Zekler, zdjęcie ze źródeł internetowych

Potężni „opiekunowie” biskupa Zeklera

Z przyjściem pierwszych sowietów do Stanisławowa zaczęły się masowe represje. Aresztowano wybitnych urzędników, funkcjonariuszy partii, byłych wojskowych i działaczy społecznych. Dotyczyło to wszystkich – Polaków, Ukraińców i Żydów. Chociaż byli wśród nich i „nietykalni”.

Na przykład, 25 września 1939 roku, Komisarz Ludowy Obrony Klemens Woroszyłow wydał rozkaz, by w żadnym przypadku nie ruszać stanisławowskiego pastora Teodora Zeklera. Z punktu widzenia bolszewików był on prawdziwym kułakiem: posiadał fabrykę maszyn rolniczych i wiele kamienic, a oprócz tego był współwłaścicielem licznych placówek handlowych. Na domiar tego był pastorem, czyli osobą, „szerzącą opium wśród ludu”. Klemens Woroszyłow dał jednak do zrozumienia, że zginie ten, kto ośmieli się podnieść rękę na majątek Zeklera, na niego samego lub członków jego rodziny.

Z jakiej racji słynny czerwony dowódca tak się troszczył o los jakiegoś pastora? Rozwiązanie kryło się w wielkiej polityce. Pastor był Niemcem, a ponadto przewodniczył społeczności niemieckiej w Stanisławowie. Związek Sowiecki miał sojuszniczą umowę z hitlerowskimi Niemcami, które dbały o swoich rodaków. Stalin nie chciał psuć sobie stosunków z Hitlerem i dokładał wszelkich starań, aby galicyjscy Niemcy czuli się bezpieczni. W grudniu 1939 roku 1300 Aryjczyków ze Stanisławowa – na czele ze swoim pastorem – wyemigrowało do Vaterlandu.

Kto zabił czerwonoarmistę Okuniewa?

Grób czerwonoarmisty Okuniewa, zdjęcie z archiwum muzeum „Bohaterzy Dniepru”

Na starym cmentarzu za hotelem „Nadija” jest jeden interesujący nagrobek. Na szarej płycie z gwiazdą widnieje napis po rosyjsku: „Okuniew Wasyl Pietrowicz. Urodzony w 1913 roku. Zmarł w 1939 roku, 7 października. Poległ przy wyzwalaniu ludu pracującego Zachodniej Ukrainy”.

Jest to dość dziwne, ponieważ walk podczas „złotego września” w mieście nie było. Rosyjskie źródła donoszą poza tym z dumą, że „wszędzie odbywały się wiece i demonstracje, podczas których wyrażano szczerą wdzięczność partii komunistycznej i rządowi sowieckiemu. Ludność miasta i całego Przedkarpacia z radością witała swoich wyzwolicieli”.

Byli jednak i tacy, którzy mieli osobiste porachunki z „wyzwolicielami”. Oto jak opisuje wydarzenie tego dalekiego września 1939 roku lotnik wojskowy Dmytro Nikiszyn:

– Idziemy cichą uliczką. Z naprzeciwka nadchodzi zgrabna starsza Polka z elegancką fryzurą, ubrana w angielski kostium. Pod ręką ma cienką damską torebkę. Gdy minęliśmy się, poczułem nagle jak gdyby ktoś popchnął mnie w plecy. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak kobieta otwiera torebkę. Łapiąc moje spojrzenie od razu zamknęła ją i poszła dalej. Pomyślałem jeszcze, że szukała chusteczki. Za nami szedł kapitan artylerzysta – to w niego wystrzeliła. Gdy podbiegliśmy, Polka stała milcząc z opuszczonym rewolwerem, a kapitan już nie żył. Później w komendanturze, gdy ze zdenerwowania drżały jej ręce, powtarzała ze złością: „Wyście zabili mego syna! Wyście zabili mego syna!”.

Co stało się z nią potem, Nikiszyn nie wie. Przypuszczam, że nic dobrego.

Drukarnia Chowańców mieściła się w suterynach hotelu Union, pocztówka z kolekcji Zenowija Żerebećkiego

Stanisławowska „Prawda”

W latach 30. ubiegłego wieku najlepsza drukarnia należała do rodziny Chowańców. Mieściła się w suterenach hotelu „Union”, obecnie „Kijów”. To tu drukowano popularny w mieście „Kurier Stanisławowski”. Przed wybuchem wojny właściciel drukarni Tadeusz Chowaniec zakupił za granicą najnowocześniejsze maszyny drukarskie. Niedługo jednak cieszył się modernizacją swojej drukarni.

Gazeta „Prawda” była głównym dziennikiem ZSRR

W 1939 roku przyszli sowieci, Chowańca rozstrzelali, drukarnię znacjonalizowali. Powiadają, że wówczas do Moskwy wysłano dwa wagony z tymi najnowszymi maszynami drukarskimi, a potem jeszcze długo drukowano na nich najważniejszą w ZSRR gazetę – „Prawdę”.

 

Na starych maszynach, które zostały, drukowano „Przykarpacką Prawdę”.

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 17 (381), 17–30 września 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X