Wrażenie, że jest się w takim ogrodzie mieli goście, którzy 28 sierpnia br. roku odwiedzili w galerii „Nasza Strzecha” wystawę obrazów Jarosławy Popowycz, malarki, dla której kwiaty są ulubionym tematem twórczości.
W to upalne popołudnie miało się wrażenie, że jest się w ogrodzie przy wiejskiej chacie. Obecnych otaczały piwonie, mieczyki, irysy, astry, słoneczniki, a przede wszystkim malwy. Wystarczyło przymknąć oczy i prawie odczuwało się zapach tych wszystkich kwiatów, a gwar zebranej publiczności przypominał brzęczenie pszczół. Barwy, kolory, desenie mieniły się, tworząc kielichy, płatki, szypułki i łodyżki roślin. Wszystko przedstawione było tak realistycznie, że chciało się dosłownie wyciągnąć rękę i przyciągnąć do siebie kolorowe cuda, aby je powąchać.

Tą wystawą Lwowskie Towarzystwo Miłośników Sztuk Pięknych (LTMSP) otwierało 21 rok swojej działalności, zaś swoją wystawę autorka poświęciła 31. rocznicy niezależności Ukrainy. Tematyka kwiatów jest szczególnie bliska autorce, urodzonej w miejscowości Bobrojdy w rejonie żółkiewskim. Jej dom rodzinny otoczony był takim właśnie ogródkiem, gdzie przez całe lato zmieniając się, jedne po drugich kwitły kwiaty – proste, ogrodowe, nie hodowane i dlatego piękne w swoim naturalnym kształcie. Wśród tych kwiatów przeminęło dzieciństwo autorki. Ponieważ jej babcia i matka haftowały przeważnie kwiaty, nasza bohaterka postanowiła zdobyć wykształcenie w tej dziedzinie – ukończyła jedyne na Ukrainie Liceum Artystyczne w Reszeteliwce w obw. połtawskim, gdzie kształcone są hafciarki. Swe umiejętności doskonaliła później w Lwowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przez całe życie w jej twórczości obecne są kwiaty. Gdy pojawiła się możliwość nawiązania kontaktów z artystami z Polski, Jarosława zaczęła aktywnie działać w promocji przyrody Roztocza, biorąc udział w licznych wspólnych międzynarodowych plenerach i upiększając je swoimi pracami. Jej dzieła, eksponowane na różnych imprezach artystycznych w Polsce, Włoszech, Niemczech, Rumunii i, oczywiście, na Ukrainie niejednokrotnie zdobywały nagrody i dyplomy uznania. Z czasem sama zaczęła promować kulturę i walory naszej części Roztocza, a szczególnie swych terenów ojczystych – okolic Żółkwi i Rawy Ruskiej, gdzie pracuje obecnie. Jej uczniowie często idą w ślady swej mistrzyni, szczycąc się zdobytymi wyróżnieniami.

Witając zebranych na wystawie członków LTMSP, profesorów Lwowskiej ASP i Akademii Drukarstwa oraz zaproszonych gości, prezes LTMSP Mieczysław Maławski powiedział:
– Cieszymy się bardzo, że dziś możemy spotkać się tutaj z twórczością Jarosławy Popowycz, która jest członkinią naszego Towarzystwa i niezwykle aktywnie działa w środowisku artystycznym nie tylko Rawy Ruskiej, ale i Lwowa oraz na polu międzynarodowym.
Kwiaty to rośliny niezwykle delikatne i najlepiej odpowiadają twórczości kobiecej. Kwiaty towarzyszą nam przy różnych sytuacjach życiowych – tych radosnych i tych smutnych. Aby właściwie przedstawić kwiaty, należy mieć do nich specjalne podejście. Osobiście tworzę portrety, pejzaże, ale do przedstawienia kwiatów, podchodzę ostrożnie, bo tę delikatną materię trzeba odczuwać w sposób specyficzny. Z tych obrazów przemawia do nas ogromna miłość przyrody. Obrazy tworzone są w bardzo trudnej technice pastelu. Widzimy tu wspaniałe opanowanie tej techniki przez autorkę, wykorzystanie przez nią wielu jej czynników. Prace te nie są po prostu namalowane – są one przedstawione sercem i duszą autorki, i na pewno stąd wynika ich piękno.
Cieszę się bardzo, że mamy możliwość podziwiać piękno tych kwiatów z ogródków tak dobrze nam wszystkim znane i zachwycać się mistrzostwem, podziwianym na licznych wystawach zarówno we Lwowie, jak i na terenie Polski i Europy.

Na wystawie obecna była Halina Fesiuk, autorka książki „Wybitne osobistości Ziemi Żółkiewskiej”, zawierającej również wzmiankę o Jarosławie Popowycz. Egzemplarz książki Halina wręczyła artystce. Jarosława Popowycz była zaskoczona takim wyróżnieniem i z przyjemnością przyjęła podarowaną jej publikację.
Po oficjalnej prezentacji był czas na delektowanie się sztuką, wymianę wrażeń i rozmowy towarzyskie.
Korzystając z okazji rozmawiam z Jarosławą Popowycz.
Przede wszystkich chciałbym pogratulować Pani tak wspaniałych prac i zarazem pytam – dlaczego kwiaty?
Kwiaty są szczególnym atrybutem twórczości kobiecej. Moja babcia i mama haftowały kwiaty, a ja odkąd pamiętam, od najmłodszych lat też rysowałam kwiaty. Moja mama była nauczycielką młodszych klas i czasem przynosiła do domu zeszyty do sprawdzenia. Gdy wpadł mi do ręki czyjś zeszyt, obowiązkowo dekorowałam go kwiatkami. Niekiedy mama gniewała się o to na mnie . Z czasem zaczęłam sama rysować kredkami, potem farbami roślinki, które widziałam za oknem. Stąd wzięła się moja miłość do przedstawiana kwiatów
Najwięcej Pani prac przestawiają malwy. Czy to Pani ulubione kwiaty?
Właściwie to lubię wszystkie kwiaty, ale szczególnie malwy i słoneczniki. Maluję kwiaty nie tylko te, które rosną w moim ogródku, ale i te z sąsiedzkich, czy z innych terenów. Staram się przedstawiać kwiaty żywe, te które rosną. Nie lubię kwiatów w wazonach, już ściętych. Uważam, że są już nieżywe, a mnie pasjonują te stale rosnące, odradzające się. Posiadają one żywą energię, która jakoś mi się udziela i dlatego moim obrazom towarzyszy szczególny nastrój i uczucie. Kwiaty na moich obrazach jak gdyby kontynuują swoje istnienie.
fot. Krzysztof Szymański / Nowy Kurier Galicyjski
Co jeszcze lubi Pani malować?
Lubię stare zagrody, domy czy gospodarstwa. Jest w nich wiele uroku, szczególnie w tych starych drewnianych, opuszczonych, pochylonych do ziemi. Mają w sobie jakąś moc, ale jednocześnie jakiś smutek, że ich świetność, życie w nich już przeminęło i teraz nikomu już nie są potrzebne. Żeby trochę ten smutek rozwiać staram się przedstawić na ich tle rosnące kwiaty, które są symbolem odradzającego się i trwającego życia. Dodaje to tym smętnym widokom trochę koloru i optymizmu.
Czy hoduje Pani kwiaty?
Czasem dziwię się, jak Bóg pomaga mi ze wszystkim nadążyć. Pracuję w szkole artystycznej i uczę dzieci, mam dom, rodzinę i obowiązki z tym związane. Staram się też wygospodarować czas na uprawianie ogródka, bez którego nie wyobrażam swego domu. Lubię gdy przed domem jest kolorowo, tak jak na moich obrazach.
Dziękuję za rozmowę i życzę natchnienia do dalszych wspaniałych prac.
Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 17 (405), 16 – 29 września 2022
fot. Krzysztof Szymański / Nowy Kurier Galicyjski