„Kurier Stanisławowski” informuje Kamienica Chowańców w Stanisławowie. Tu drukowano „Kurier Stanisławowski”, Biblioteka Narodowa

„Kurier Stanisławowski” informuje

Analizując genealogię obecnego „Nowego Kuriera Galicyjskiego” śmiało możemy stwierdzić, że jest on wnukiem właśnie „Kuriera Stanisławowskiego”. Rodzicami jego czyli NKG, w małżeństwie z rozsądku (bo chyba nie z miłości) były: „Gazeta Lwowska” i „Z grodu Rewery”. Przyglądnijmy się, czym „dziadek” przyciągał w marcu 1924 r. swoich czytelników.

Kresowe miasto wojewódzkie śledziło stosunek władz centralnych do ziem kresowych. Stąd artykuł na pierwszej stronie.

O politykę polską na Kresach

W prasie warszawskiej pojawiają się w ostatnich czasach coraz częściej artykuły, poświęcane sprawom Kresów naszych, szczególnie Kresów wschodnich. Jest to objaw znamienny, a i pocieszający także, gdyż, jak wiadomo, do niedawna jeszcze prasa warszawska bagatelizowała sobie po prostu Kresy i związane z nimi zagadnienia, zajmowała się nimi z wyraźną niechęcią, a jeżeli już poświęciła im tu i ówdzie uwagę, to czyniła to w sposób, który świadczył o kompletnej nieznajomości Kresów i zupełnem nieorjentowaniu się w problemie, jaki stanowią one dla Państwa Polskiego pod względem zarówno narodowo-społecznym, politycznym i ekonomicznym. Dopiero od niedawna, pod wpływem zapewne alarmów, jakie stan Kresów naszych wywołał wśród sfer kierujących naszą polityką państwową, prasa warszawska jakby przypomniała sobie istnienie Kresów i pisze o nich coraz częściej. Zawsze lepiej późno, niż nigdy…

Spośród bardzo licznych na ten temat artykułów z ostatnich dni zasługuje na uwagę szczególnie artykuł, zamieszczony w tygodniku warszawskim „Świat”, a napisany przez kresowca. Przytaczamy z niego kilka najciekawszych ustępów, przede wszystkiem ustęp w którym autor słusznie zwraca uwagę na dziwny i szkodliwy wielce fakt, że Państwo Polskie nie ma dotychczas wyraźnego programu w stosunku do Kresów.

„Powszechnem jest mniemanie – mówi autor – iż program taki opracowany i przeprowadzony być może jedynie przez powstanie specjalnego środka kierowniczego, niejako centralnego mózgu politycznego dla sterowania naszą akcją kresową. Stąd mówi się już długo o powołaniu do życia dla tych funkcyj odrębnego podsekretarjatu stanu. Kiedy projekt ten do skutku dojdzie, wiedzieć trudno. Tymczasem należy zwrócić uwagę na dwa czynniki, pomniejszające bezsprzecznie nasze wpływy na Kresach. Pierwszy – to upadek aktywności społecznej polskiego ziemiaństwa. Drugi – to walki polskich partji politycznych, na tym terenie będące wprost przestępstwem”.

A w dalszem rozwinięciu artykułu, wyjaśniając zaznaczony wyżej „upadek aktywności społecznej ziemiaństwa polskiego na Kresach”, autor stwierdza, że: „Ziemiaństwo kresowe wygląda dziś, jak gdyby było w likwidacji. Likwidacyjne też panują w dużej jego części nastroje. Nie sprzyja to jakiejkolwiek działalności społecznej, rzecz prosta, i potomkowie dzielnych kresowych rycerzy i niedawni dziedzice ich pięknej tradycji po raz pierwszy stoją na uboczu bezczynnie wobec spraw i zagadnień, którym przez lat dziesiątki oddawali myśli i siły”.

Nic też nawet dziwnego, że przy takim stanie rzeczy i w takich warunkach szerzy się na Kresach coraz silniej agitacja demagogiczna, podkopująca autorytet Rzeczypospolitej i szkodliwa niezmiernie także z rozmaitych innych względów dla naszej idei państwowej. Dotyczy to szczególnie świeżo odzyskanych ziem kresowych, które przez półtora wieku bez mała pozostawały pod wpływem rosyjskim. Stosunki panują tu wprost zatrważające. Uwagi, jakie wypowiada w tym względzie autor, są bardzo ciekawe i godne powtórzenia.

„Jeśli w rdzennej Polsce – zauważa on słusznie – gdzie poziom pojęciowy ludu jest o wiele wyższy, a co ważniejsza, polskość tego ludu bezsporna, walki partyjne złym są czynnikiem wychowawczym, zawsze się bowiem kończą na schlebianiu tłumom i dyskredytowaniu się wzajemnem programów i kierunków odmiennych – o ileż zgubniejsze muszą być rezultaty akcji tego rodzaju na Kresach. Tu naiwne umysły przyjmują wszystkie hasła propagandy na wiarę, a krytyką, stosowaną do tej czy innej warstwy, tego czy innego urzędu państwowego, uogólniają oczywiście i przenoszą na całość społeczeństwa polskiego i zarządzeń polskiej państwowości. Powaga państwa w ten sposób podkopywana jest ogromna, a sceptyczny stosunek do Polski i polskości w Białorusinie, Żydzie, Litwinie, Rosjaninie pogłębiany stopniowo”.

To też koniecznością jest stworzenie na Kresach „jednolitego polskiego frontu politycznego”. My byśmy dodali i nie tylko politycznego, ale w ogóle jednolitego frontu we wszystkich sprawach, dotyczących naszego stanu posiadania na Kresach. Musimy zrozumieć, że wzajemnem zwalczaniem siebie rozdrabniamy tylko nasze siły, które właśnie wytężyć nam trzeba wszystkie ku obronie i utrwaleniu polskości Kresów. Wszelkie więc partyjnictwo winno zniknąć, a miejsce jego niech zajmie zrozumienie wspólnego interesu narodowego i grożącego mu nieustannie – skutkiem rozbicia polskiego społeczeństwa kresowego – niebezpieczeństwa. Wytknąwszy sobie taki program, możemy być pewni wygranej.

Redaktor naczelny „Kuriera” Henryk Cepnik omawia wrażenia z pewnej podróży do Stanisławowa w dziale

Album Stanisławowski (Stanisławów przed 120 laty).

W r. 1804 ukazała się w Wiedniu książka pt. „Bemerkungen auf einer Reise von der Türkirschen Grenze über die Bukowina durch Ostund West Galizien, Schlesien und Mähren nach Wien”. Autorem jej był Józef Rohrer, uczony podróżnik i statystyk, rodem z Wiednia, który jako urzędnik policyjny przybył w r. 1800 do Lwowa i pozostawał tu nieprzerwanie przez 28 lat, zamieniwszy w międzyczasie urząd komisarza policji na zajęcia profesorskie, najprzód w liceum, a następnie na uniwersytecie. Książka, której tytuł wyżej podałem, była owocem podróży, jaką Rohrer odbył w jesieni 1802 roku i w zimie następnego roku. W formie listów, których tu jest 21, opowiada Rohrer swe wrażenia z odbytej podróży.

W tej swojej podróży zawadził on także o Stanisławów, któremu też poświęca kilka wzmianek. Gród Rewery sprawił na podróżniku niemieckim na ogół bardzo korzystne wrażenie, choć przybył do niego w warunkach niezbyt zachęcających. Dostał się mianowicie do Stanisławowa jadąc z Czerniowiec bryką żydowską wśród straszliwej zamieci. Przeziębły do szpiku kości, zatrzymał się w pierwszej napotkanej na przedmieściu gospodzie żydowskiej, dalej bowiem jechać nie mógł, gdyż konie pogubiły w drodze podkowy. Ponieważ gotowych podków nie można było dostać w całem mieście, podróżnik nasz musiał czekać, zanim kowal na świeżo podkuł zbiedzone drogą zwierzęta.

Krótki swój pobyt w Stanisławowie zużył Rohrer na zwiedzanie miasta i jego osobliwości. Tych ostatnich jednak niewiele znalazł widocznie, gdyż wspomina właściwie tylko o kościele farnym, który mu się bardzo podobał i o dworkach z ogrodami na przedmieściu, pobudowanych przez urzędników cyrkułu stanisławowskiego. O dworkach tych pisze z wielkim zachwytem. Po zwiedzeniu miasta udał się Rohrer w towarzystwie oficerów konsystującego wówczas w Stanisławowie pułku Beaulieu do jedynej w mieście restauracji, którą utrzymywała jakaś holenderka, dama w bardzo dojrzałych już latach. Siedziała za bufetem w żółtej jedwabnej sukni, wyfryzowana, ale z miną bardzo smutną, gdyż straciła niedawno małżonka, a żal po nim koiła w objęciach pewnego oficera od Wallonów. Oprócz tej restauracji istniała wtedy w Stanisławowie także kawiarnia, którą znów utrzymywała jakaś Czeszka.

Jak na miasto, które liczyło w owym czasie niespełna 6.000 mieszkańców, było to dość mieć osobno „pierwszorzędną” restaurację i kawiarnię. Odwiedzali te lokale przeważnie oficerowie i urzędnicy. I oto wszystko niemal, co uwagi godnego znalazł podróżnik niemiecki w Stanisławowie przed 120 laty. O wiele więcej zainteresowały go, jako statystyka, stosunki po wsiach i miasteczkach cyrkułu stanisławowskiego, to też poświęca tej materji sporo ciekawych uwag i spostrzeżeń. Sam Stanisławów w owych czasach widocznie niewiele dostarczał tematu do bardziej szczegółowego opisu, albo może Rohrer za krótko w nim bawił i za mało go poznał…

Tak wygląda obecnie granica Meksyk-USA, Newsweek

Czytelników zazwyczaj interesują nowinki techniczne i wynalazki. W „Kurierze” znalazła się taka rubryka, opisująca rzeczy aktualne również dziś (zapora na granicy USA i Meksyku, czy audiobooki).

Z dziedziny wiedzy i wynalazków

– W ostatnim czasie ukończono zakładanie nowego kabla podmorskiego, łączącego Amerykę z Francją, a należącego do amerykańskiego towarzystwa kablowego. Za pomocą nowego kabla można przesyłać po 600 wyrazów na minutę w każdym kierunku, czyli razem 1200 wyrazów na minutę, a więc znacznie więcej, niż po jakimkolwiek z istniejących kablów. Prace około założenia kabla trwały trzy miesiącu. Na wyrób kabla zużyto 4 miljony funtów miedzianego przewodnika elektryczności, 2 milj. funtów kauczuku dla izolacji tego przewodnika i przeszło 80.000 mil angielskich niklowanych drutów stalowych rozmaitej grubości dla ochrony przewodnika i kauczuku. Nowy kabel jest już ósmym kablem, łączącym Amerykę z Europą; wśród tych ośmiu kablów dwa łączą bezpośrednio Amerykę z Francją.

Tak wygląda współczesny statek „Joe Monster” do przekładania kabla po dnie oceanu, joemonster.org

– Stany Zjednoczone Ameryki Północnej i Meksyk umówiły się na okratowanie granicy, dzielącej oba te państwa. Oryginalna ta krata posiadać będzie tysiąc mil angielskich długości, a ciągnąć się będzie od El Passo w Teksas, na zachód, aż do Oceanu Spokojnego. W odstępach dwumilowych będą umieszczone tablice z ostrzeżeniem, że próba wdrapania się na kratę w celu przekroczenia granicy może narazić śmiałka na śmierć.

– W dziedzinie radjotelegrafji oczekiwać należy epokowego wynalazku. Mianowicie angielski uczony, prof. Fournier D’Alba, który zasłużył się już nauce przez urządzenie aparatu, umożliwiającego ślepym czytanie przy użyciu zmysłu słuchowego (optofon) i drugiego aparatu, pozwalającego głuchym prowadzić rozmowy (fonoskop), wynalazł obecnie sposób, dzięki któremu za pomocą radiotelegrafu będzie można na odległość widzieć tak samo dokładnie, jak słyszy się na odległość wyraźnie za pomocą radiotelefonu. Będzie to t. zw. telewizja, a nowa ta zdobycz będzie miała doniosłe pod każdym względem znaczenie.

To prototyp optofonu prof. D’Alby, Wikipedia

– Z Nowego Yorku donoszą o wynalezieniu nowego mikrofonu elektrycznego, który jest tak niesłychanie czuły, iż można za pomocą niego słuchać najdelikatniejszych dźwięków wywołanych przez wibrację organów ciała ludzkiego, a mianowicie mózgu i serca. Nowy ten mikrofon umożliwia rejestrowanie dźwięków, których wibracja dochodzi do 20.000 na sekundę.

– Chemik angielski Picket wynalazł środek ochronny przeciwko inwazji samolotów nieprzyjacielskich. Wynalazek polega na tem, że wytwarza się na odpowiednim terenie chmury gazów trujących, które niszczą aeroplany nieprzyjacielskie, skoro dostaną się one w obręb tych gazów.

– Lekarze Instytutu Rockefellera w N. Yorku odkryli, że pewien specjalny preparat arsenowy, którego używano skutecznie przy leczeniu śpiączki, może służyć również do leczenia paraliżu oraz nerwowych zaburzeń w koordynacji ruchów. Doniosłe to odkrycie medyczne jest jeszcze przedmiotem prób i doświadczeń

Czytelników najbardziej interesowały wiadomości z własnego podwórka:

Z Ziemi stanisławowskiej

Ispas. W zeszłym tygodniu zdarzył się u nas bardzo przykry wypadek, który wywarł głębokie wrażenie na mieszkańcach Ispasa, daleko stojących od wszelkich sensacyj wielkomiejskich. Mianowicie 19 letni Wasyl Stowpiuk zakładał w młynie pas transmisyjny, lecz czynił to tak nieostrożnie, że porwany przez oś rozpędową, dostał się właśnie pomiędzy ten pas, który pociągając go w koło, zgniótł mu prawą rękę i pogruchotał żebra. Po strasznych, choć krótkich męczarniach, zmarł nieszczęśliwy na miejscu, gdyż wszelka pomoc była wykluczona. Jak twierdzą naoczni świadkowie, winę w tym wypadku ponosi właściciel młyna, niejaki Kessler, który kpiąc sobie z rozporządzeń władz, omija najniezbędniejsze zabezpieczenia i obecnie będzie musiał ponosić konsekwencje.

Nadwórna. Córka wójta wsi Strymba pow. Nadwórna, Marja Luciów kładąc się onegdaj na spoczynek położyła obok siebie w łóżku dwumiesięcznego synka, chcąc go nakarmić. Znużona całodzienną pracą, Luciów wnet twardo zasnęła, a obudziwszy się nad ranem, zobaczyła ku swemu przerażeniu martwe zwłoki dziecięcia, które w czasie snu przygniotła zapewne i udusiła. Zbrodnia dzieciobójstwa jest zdaje się wykluczona, gdyż Luciów żyje bardzo zgodliwie z mężem i dziecko ślubnego pochodzenia bardzo kochała.

Dalej donieść musimy o pomysłowym gospodarzu, jest nim Ołeksa Hrehorów, gospodarz we wsi Pasieczna pow. Nadwórna, który zatrudniał przez kilka dni u siebie 2 robotników Piotra Hudaka i Dmytra Majkowskiego za omówioną zapłatą w mące i narzędziach gospodarskich. Gdy po kilku dniach robotnicy ukończyli swą pracę i zabrawszy otrzymane w zamian wiktuały i narzędzia odeszli, napadł ich Hrehorów na gościńcu i grożąc pobiciem, odebrał im ciężko zapracowaną zapłatę. Sprawa oparła się o policję, która na Hrehoruka wniosła doniesienie karne za zbrodnię rabunku, nie uznając tłumaczeń jego, że dlatego odebrał robotnikom zapłatę, gdyż nie chcieli dłużej u niego pracować.

Rohatyn. Katarzyna Garbaczewska, 17-letnia służąca gospodarza Leona Buczyńskiego we wsi Bydło, pow. Rohatyn, otrzymawszy przed kilkoma dniami szturchańców od swej chlebodawczyni, postanowiła puścić z dymem całą zagrodę. W tym celu nocą, gdy już wszyscy udali się na spoczynek, włożyła do pudełeczka zapałek kilka żarzących się węgli i pakuneczek ten umieściła w zahacie t. j. w słomie, którą zwykle na zimę okładają chaty na zewnątrz. Po chwili buchnął jasny płomień i tylko dzięki przypadkowi, spostrzeżono w tym momencie płomień i zabrano się gorączkowo do akcji ratowniczej. Temu zawdzięczyć należy, że spalił się tylko kawałek dachu i „zahaty”, gdyż biorąc pod uwagę późną noc i słomą kryte budynki pożar mógł przybrać groźne rozmiary. Młodociana podpalaczka przyznała się do winy, tłumacząc się chęcią zemsty za złe traktowanie ze strony gospodyni.

Stryj. Posterunkowy pełniący nocną służbę w ulicy Krawieckiej zauważył dwóch osobników rozbijających z całym spokojem sklep bławatny Ghany Preis. Sprowadzeni do Komisarjatu przyznali się do usiłowania włamania, a ponadto wyspowiadali się z dawniejszych grzechów, a to włamania do sklepu galanteryjnego Feigi Risch w Chodorowie dnia 15. grudnia, skąd skradli większą ilość bielizny i do włamania się do sklepu bławatnego Abrahama Griinscblaga w Stryju, gdzie skradli materjały wart. 40 miljonów Mkp. a z sąsiedniego sklepu kilka uprzęży wart. 100 miljonów Mkp. Rzeczy te zdołano szczęśliwie wszystkie odebrać i zwrócić poszkodowanym, zaś Józef Szumski (lat 18), Stanisław Szumski (lat 23, bracia) i Juljan Hajniuk (lat 22) jako sprawcy tych włamań, oddani zostali Prokuraturze w Stryju.

Miejscowość Turka – tu plagą stały się liczne kradzieże, pl.wikivoyage.org

Turka. Plagą Turki stały się liczne kradzieże, popełnione od szeregu miesięcy przez nieznanych sprawców. Ze stajen ginęły barany, z mieszkań zegarki, skóra, ubrania, bielizna i garderoba. Dzięki energicznemu śledztwu miejscowego posterunku P. P. ujęto tymi dniami sprawcę tych kradzieży w osobie Andrzeja Łoniewskiego, 21-letniego parobka z Lesieńca, pow. Turka i spólników jego: Michała Jaworskiego i Semiona Oleksiuka. Przeważną część skradzionych rzeczy zdołano odebrać, całą zaś trójkę odstawiono do sądu pow. w Tarce.

Żydaczów. Miasto nasze zaniepokojone zostało zuchwałym rabunkiem, jakiego dokonano między Rozdołem a Demenką Leśną, dnia 11. lutego na osobie Marji Lewickiej. Na jadącą furą napadło dwóch drabów, obili ją dotkliwie, a w końcu zrabowali kilka metrów materii i różne drobiazgi zakupione na targu. Posterunek P. P. w Rozdole ujął wreszcie tymi dniami sprawców rabunku w osobach Fedia Panka i Iwana Hnatowa, młodych parobków z Kijowca, którzy czując, że sprawa cała wyszła na jaw, chcieli czem prędzej zwrócić Lewickiej pieniądze za towar i ból, ta jednak nie zgodziła się na taki kompromis, zaś nieczuła policja oddała bandytów władzom sądowym.

A na koniec coś humorystycznego

Przyjaciel domu

– Co to znaczy przyjaciel domu ?

– To taki człowiek, który zjada twoje obiady, wypala twoje cygara, bałamuci twoją żonę, obmawia cię ze swoimi przyjaciółmi i powtarza ci wszystko złe, które o tobie opowiadają.

Została zachowana oryginalna pisownia

Opracował Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 3-4 (439-440), 29 lutego – 14 marca 2024

X