Krzyż Bohaterów 1863 r. w Niemirowie

Krzyż Bohaterów 1863 r. w Niemirowie

Rok 2013 był rokiem pamięci o wydarzeniu sprzed 150 lat – polskim powstaniu styczniowym przeciwko tyranii carskiej.

Pamięci o tych, którzy byli młodzi i nieustraszeni, pełni energii i pragnienia wyrwania się z niewoli i zdobycia wolności w niepodległym państwie. Powstańcy przekazywali sobie hasło „Za waszą i naszą wolność”, które widniało także na sztandarach powstańczych i wzywało do wspólnej walki z wrogiem Polaków, Litwinów, Białorusinów i Ukraińców.

Przeglądam kartotekę uczestników powstania styczniowego w Lwowskim Archiwum Historycznym, która zawiera krótkie biografie: data urodzenia, stan cywilny, miejsce i data śmierci lub odniesionych ran, informacje gdzie kto służył i pod czyim dowództwem, w rogu malutka fotografia… Powtarzają się zapisy: „zmarł z ran”, „poległ na polu bitwy”, „zmarł po drodze na Sybir”. Przebiegam wzrokiem nazwiska: Dobrowolski – 12 lat sybirskiej katorgi; Didier Alfons – Francuz, major z oddziału Langiewicza; Dobrowolski Jan – uczeń gimnazjum; Dobrowolski Maciej – sekretarz komitetu studenckiego w Kijowie; Gasparini, Garibaldi – Włosi; Głowacki Aleksander (pseudonim Bolesław Prus) – pisarz, ranny dwukrotnie; porucznik armii carskiej Julian Głuchowski – przeszedł na stronę powstańców, ciężko ranny, otrzymał pozwolenie na leczenie w Galicji, pochowany w Przemyślu 23.01.1913 r.; Horodecki – student medycyny z Ukrainy; Karol Hubicki z Ożydowa, wraz z żoną Eleonorą kierował komitetem we Lwowie; Danilewski Władysław – przywódca młodzieży powstańczej…

Są tam także nekrologi. Na przykład: 26.12.1916 roku umarł Witold Daniszewski w miejscowości Mszana koło Lwowa. Brał udział w powstaniu 1863-1864 jako rotmistrz Kawalerii Krakowskiej, adiutant generała Bosaka. Cześć jego pamięci. Cześć pamięci wszystkich Powstańców Styczniowych, którzy ginęli w imię Boże, za naszą i waszą wolność!

Krzyż Bohaterów w Niemirowie
Krzyż Bohaterów na mogile powstańczej na cmentarzu niemirowskim jest już trzecim w tym miejscu. Pierwszy postawiono tuż po powstaniu styczniowym, przetrwał on do roku 1933. W siedemdziesiątą rocznicę zrywu powstańczego został zamieniony na dębowy, do którego przytwierdzono symbolicznie koronę cierniową, a na samym krzyżu wyryto daty kolejnych powstań 1830–1863. Krzyż ten stał do roku 2003, kiedy to przewrócił się pod ciężarem lat. Obecny krzyż stanął na straży mogiły bohaterów w roku 2008, dzięki mecenatowi architektów warszawskich – Marioli Trzeciak i Krzysztofa Skrzyńskiego, a także niemirowskiego dobroczyńcy Andrija Sawczenki. Wieniec cierniowy ze starego krzyża trafił do zbiorów Muzeum Historycznego we Lwowie.

W okresie międzywojennym proboszcz kościoła w Niemirowie ks. Adam Petyniak wraz ze społecznością miasteczka odprawiał pod krzyżem nabożeństwa za spoczywających tutaj powstańców. Taki hołd oddawano powstańcom niemirowskim dwa razy do roku – w rocznicę pogrzebu późną wiosną oraz w Dzień Zaduszny. Brał w nich udział jeden z ostatnich żyjących powstańców Antoni Dobrowolski, którego miejscowy arystokrata pan Łoziński przywoził swoją bryczką.

Przy Krzyżu Bohaterów na cmentarzu w Niemirowie. Od lewej p. Rys (sekretarz rady wiejskiej), konsul Jacek Żur, Mykoła Besaha (przewodniczący rady wiejskiej), Marian Sarabaj (fot. z archiwum Mariana Sarabaja)

Ostatni powstaniec
Antoni Dobrowolski urodził się 7.06.1842 roku w miasteczku Niemirów z ojca Walentego i matki Marii z domu Komusińskiej, w rodzinie mieszczańsko-chłopskiej. Zmarł wczesną jesienią 1942 roku podczas okupacji niemieckiej w wieku 100 lat. Najprawdopodobniej w momencie śmierci był ostatnim powstańcem styczniowym, który przeszedł na wieczną wartę. Uroczystości pogrzebowe poprowadził ks. Adam Petyniak. W kondukcie szli licznie zebrani mieszkańcy Niemirowa, nieśli biało-czerwony wieniec, przepasany wstęgą również w barwach narodowych.

Zgodnie z ostatnią wolą zmarłego, spoczął on w pobliżu Krzyża Bohaterów na cmentarzu w Niemirowie. Ksiądz Petyniak powiadomił rodzinę o woli zmarłego, o tym, że pragnął on spocząć obok towarzyszy broni – powstańców, a nie obok żony. Duchowny przekonywał bliskich, że grób powstańczy znajduje się blisko miejsca spoczynku żony Ukrainki Tatiany z domu Obarianyk, więc małżonka zapewne nie będzie tam w zaświatach miała panu Antoniemu tego za złe. Córka Antonina i zięć Jan Argasińscy wyrazili zgodę.

Zapomniany bój w Niemirowie
W maju 1863 r. oddział powstańczy od strony Wołynia przekroczył nielegalnie granicę rosyjsko-austriacką, następnie bocznymi drogami przez Radruż doszedł do Niemirowa. Ucieczka na teren Austro-Węgier dała powstańcom możliwość odpoczynku i opatrzenia rannych. Tymczasem siły pościgowe regularnych wojsk rosyjskich – oddziały konne kozaków dońskich zatrzymały się na granicy na północ od Rawy Ruskiej w oczekiwaniu na zgodę z Wiednia na wejście w głąb terytorium austriackiego.

Oddział powstańcy stanął w Niemirowie w budynkach dworu, który podówczas należał do rodziny Muszyńskich. Teren ten o tej porze roku był doskonałym miejscem do obrony, bo znajdował się nieomal na wyspie – otoczony korytem rzeki i dwoma stawami, które na wiosnę zalewały okoliczne łęgi. Wystawiono straże, a nocą, by przejść na wyspę trzeba było wypowiedzieć hasło: „wody przybywa”, odzew brzmiał: „wody ubywa”. Oddział spodziewał się napaści i przygotowywał się do ostatniego, decydującego boju, gotów do ofiary życia w imię wolności przyszłych pokoleń.

Młody pan Łoziński na bryczce, zapewne tej, którą woził Antoniego Dobrowolskiego (fot. z archiwum Mariana Sarabaja)

Tymczasem Wiedeń odpowiedział przychylnie na prośbę Rosji. Kozacy przekroczyli granicę i oblegli Niemirów. Rozpoczęła się bitwa, miasteczko stanęło w płomieniach. Ducha walki i honoru powstańcom nie brakowało. Rannych i poległych przenoszono do dużej piwnicy dworskiej, której broniono do ostatka… Chorąży powstańczy o imieniu Marek wobec beznadziejnej sytuacji obrońców, w pełnym rynsztunku powstańczym skończył życie w stawie. Na piersiach miał ukryty sztandar oddziału, największą relikwię. Z modlitwą na ustach chorąży wybrał śmierć, by nie dać wrogowi satysfakcji do znęcania się nad jego godnością, a także by sztandar nie trafił w ręce rosyjskie… Po kilku dniach woda oddała jego ciało wraz z ocalonym sztandarem. Później sztandar był przechowywany w miejscowym kościele, a po wojnie po wyjeździe księdza przez parafiankę Marię Cisowską.

Chorążego Marka pochowano na wzniesieniu, w miejscu gdzie woda zwróciła go ziemi. W jedną z rocznic jego śmierci na mogile postawiono kamienną kolumnę, na której umieszczono figurę Chrystusa Frasobliwego z koroną cierniową na skroniach. Kolumna stoi do dzisiaj, ale wymaga renowacji.

Pozostałych poległych pozwolono pochować na cmentarzu, zaś nad wziętymi do niewoli powstańcami wróg znęcał się niemiłosiernie. Rosjanie postanowili odebrać im męską godność – wykastrować. Według przekazu, beczkę ze swoim barbarzyńskim trofeum kozacy mieli wysłać carowi.

Dziś już nie wiadomo jak liczny był oddział i gdzie był sformowany, a także kto stał na jego czele. Przelali krew by przyszłe pokolenia na barkach tytanów sięgnęły po wolność…

Pamięć
W czasie jednego z nabożeństw ks. Petyniak przemawiał: „Niech dusze ich wzniosą się ku wyżynom niebios!” Wtórowali mu uczestnicy uroczystości. Złożywszy szlachetną ofiarę, powstańcy cierpieli straszne męki w śniegach Sybiru, ale zasiali ziarno wolności w nadziei, że padnie na sprzyjający grunt i da stokrotny plon.

Pani Łozińska (trzecia od lewej) na tle stawów, w pobliżu których stoi dwór Muszyńskich – powstańcza „reduta”. W oddali widać dom p. Marii Cisowskiej – strażniczki sztandaru powstańczego (fot. z archiwum Mariana Sarabaja)

Historię o ostatnim boju powstańczym w Niemirowie usłyszałem w nieodległym roku 1987 z ust dwojga sędziwych mieszkańców Niemirowa. Jedną z tych osób była moja ciotka Maria Martynówna. Pomimo bardzo zaawansowanego wieku, który każe już przygotowywać się na spotkanie ze Stwórcą, pozostała im wspaniała pamięć. Pamiętali jeszcze tych pozostałych przy życiu powstańców, którym jako poddanym austro-węgierskim pozwolono osiąść w Niemirowie. Moja ciotka pomagała pani Marii Cisowskiej wszyć sztandar powstańczy w ubranie, w którym ta opuszczała rodzinne strony, wyjeżdżając do Polski bodajże na początku lat 60. Potem już z Polski napisała list, w którym używając swoistego szyfru dała do zrozumienia, że niestety w trakcie rewizji na granicy pogranicznicy odebrali jej sztandar. Jego dalszy los pozostaje nieznany.

Zrujnowaną i splądrowaną piwnicę dworu coraz śmielej anektuje dzika przyroda. Kiedyś wykopano tu szablę, która nie wiadomo gdzie przepadła. Ale to już temat dla historyków i archeologów.

Autor jest członkiem Narodowego Stowarzyszenia Krajoznawców Ukrainy.

Marian Sarabaj
Tekst ukazał się w nr 2 (246) 29 stycznia – 15 lutego 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X