„Król iluminatów, Tadeusz Grabianka, powrócił na Podole Tadeusz Grabianka, portret nieznanego malarza XVII w., znajduje się w Historycznym Muzeum we Lwowie

„Król iluminatów, Tadeusz Grabianka, powrócił na Podole

Tadeusz Grabianka, jeden z niewielu działaczy historycznych XVII-XIX w., związanych z Podolem, powrócił i podarował nam kolejną zagadkę. Tą postacią interesują się dziś naukowcy nawet spoza trójkąta Polska – Ukraina – Rosja. Takich postaci możemy policzyć na palcach jednej ręki, a są nimi: hetman Iwan Mazepa, założyciel chasydyzmu Baal Szem Tow (Beszt), mistyk i pseudo-mesjasz Jakub Frank i nasz hrabia Grabianka… I to wszystko.

Była to naturalna sytuacja dla państw, które w tym czasie nie wpływały na światową historię. Na przykład: ze wszystkich historycznych działaczy Rumunii najbardziej znany na całym świecie jest Vlad III Cepesza, i to dzięki przezwisku „Drakula”.

Mazepę postrzegamy nie jako tego, który walczył o niezależność Ukrainy, a przede wszystkim jako sojusznika Karola XII (ten to dopiero namącił w Europie) i jako popularną postać romantyczną –zawdzięczamy to talentowi Byrona.

Natomiast hrabia Tadeusz Grabianka również na historię Europy miał wpływ szczególny i nawet zdobył wielką popularność właśnie jako hrabia Cagliostro. Tak twierdzi znany amerykański badacz ruchu masońskiego Samuel Besvick. W jego książce „Obrzędy Swedenborga i liderzy masonerii XVIII w.” (Nowy Jork, wydawnictwo masońskie, 1870 r.) zaznacza:

„Cagliostro… w swych licznych podróżach przyjmował imię markiza Pellegrini. Pośród angielskich swedenborgistów znany był jako hrabia Sutkowski, w Avignon jako hrabia Grabianka, ale ogólnie znany był jako hrabia Cagliostro”.

Dmytro Poluchowycz, fot. Igor Mocny

W tejże książce autor dalej pisze:

„Rzetelne zbadanie jego [Cagliostro] historii osobistej ujawniło fakt, że wiosną 1786 r. miał nieszczęście czy nieostrożność zostać wciągniętym w słynną sprawę „Naszyjnika” (detale afery patrz „Naszyjnik królowej” – opowieść o najbardziej skandalicznej nadwornej intrydze XVIII w. Aleksandra Dumasa, ojca – aut.) i jako osoba zaufana kardynała de Rogana, hrabia jedynie został eksmitowany z kraju. Wyjechał do Londynu i pojawił się wśród tutejszych swedenborgistów jako hrabia Sutkowski”.

Zaznaczę, że tytuł „hrabia Sutkowski” zapożyczony został przez Grabiankę od jednej z jego posiadłości – wioski Sutkowce koło Jarmoliniec w obw. chmielnickim. Najczęściej jednak Grabianka nazywał siebie hrabią Ostapem (Comte Ostap), od nazwy swej głównej rezydencji w Ostapkowcach koło Gródka Podolskiego, też w obw. chmielnickim.

Skoro już mówimy o wpływie podolskiego szlachcica na historię, to należy wspomnieć przede wszystkim „Święte Przymierze” – pierwszą w Europie umowę o bezpieczeństwie, na mocy której Europa żyła w pokoju w latach 1815–1853. Umowa była wcieleniem mistycznych i mesjanistycznych idei jej autora, rosyjskiego cara Aleksandra I. Ale, jak na ironię losu – to z rozkazu tegoż władcy Tadeusz Grabianka został zamordowany w kazamatach twierdzy Piotra i Pawła w Petersburgu. Ale poglądy cara uformowały się właśnie na podstawie idei głoszonych przez hrabiego z Podola.

Nie ma w tym nic dziwnego – prawie całe otoczenie cara składało się z adeptów wtajemniczonych do wspólnoty Grabianki. Ba! Niejaka madame Teresa Bush (de domo Teresa de Isar) – osobista wyrocznia imperatora, do której proroctw car się skłaniał, była nie tylko adeptką iluminatów Grabianki, ale i zajmowała wśród nich wysoką pozycję. W parafii Saint-Agricol w Avignon zachował się zapis chrztu jej syna, datowany 18 kwietnia 1791 r.. Dziecko otrzymało imiona Tadeusz Maria Rafael Gabriel. Już samo pierwsze „Tadeusz” jest wieloznaczne. Ale to nie wszystko. Chrzestnym ojcem chłopca okazał się (tu fanfary i werble!) Tadeusz Leszczyc Grabianka. Czyli wyrocznia imperatora była krewną zamordowanego przez niego hrabiego!

Na świecie postać Grabianki jest dość popularną – jest ponad sto publikacji o nim i o założonej przez niego wspólnocie iluminatów w Avignon, które ukazały się w różnych krajach Europy i Ameryki. Natomiast na Ukrainie „król iluminatów” (jest to tytuł oficjalny) jest praktycznie mało znany. Jest kilka amatorskich publikacji, dalekich od prawdy i krótka wzmianka w Wikipedii (również z mnóstwem faktograficznych błędów).

Studium „Tadeusz Grabianka – król iluminatów” ma naprawić tę historyczną niesprawiedliwość. Jako autor nie bez podstaw podejrzewam, że zapragnęła tego przede wszystkim buntownicza dusza samego hrabiego. Bowiem od początków pracy nad książką wynikał cały szereg mistycznych zbiegów okoliczności i przypadków. Zacznę od tego, że wcale nie planowałem pisać tej pracy. Impuls pochodził od władz miasta Gródka. Rada miasta poprosiła mnie o krótkie notatki o najbardziej znanych postaciach, związanych z naszym terenem.

Kim był Hrabia Grabianka, orientowałem się w ogólnych zarysach i nawet wspominałem o nim kilkakrotnie w publikacjach krajoznawczych, postanowiłem więc napisać o nim materiał nie dłuższy niż na godzinę lektury. I tu stwierdziłem pierwszy mistyczny zbieg okoliczności: pracę nad tekstem zacząłem 6 października 2022 r. – w 215 rocznicę jego tragicznej śmierci! Potem nieprzewidziane okoliczności i mistyka przeplatały się stale. Ale o tym pisałem już na łamach „Nowego Kuriera Galicyjskiego”.

W końcu – znowuż absolutnie przypadkowo – dusza hrabiego podarowała mi kolejną historyczną zagadkę, wartą oddzielnej książki lub ekranizacji (taki film byłby hitem!). Szkoda, że nastąpiło to już po tym, jak moje badania zostały opublikowane i ten zadziwiający fragment do książki nie wszedł. Może uzupełnię to w następnych wydaniach.

Również tym razem nie obeszło się bez całkowicie mistycznego zbiegu okoliczności. Aby omówić prezentację przyszłej książki zawitałem do naszej gminnej biblioteki w Gródku Podolskim. Spotkałem tu Serhija Iwasiuka (wiek 80+) – mieszkańca wsi Ostapkowce. Wtrącił się do mojej rozmowy z bibliotekarzami, gdy dowiedział się, że mowa będzie o jego wiosce. O Grabiance usłyszał po raz pierwszy, ale bardzo chciał porozmawiać o pani Zaleskiej. Oprócz tradycyjnych bajek o ostatniej właścicielce Ostapkowców, opowiedział mi zadziwiająca historię, która, po sprawdzeniu informacji, z wielkim prawdopodobieństwem, zakrawa na fakt. Na dodatek warta jest określenia „historyczna sensacja”.

Początek historii przypomina dramat miłosno-przygodowy. Jak opowiedział Serhij Iwasiuk, hrabina miała piękną córkę. Służył też u niej parobek za leśniczego. Nie była to najlepsza posada i byle kto na niej by się nie utrzymał. A chłopak był rosły – prawdziwy Herkules…

A dalej mamy fabułę klasycznego romansu kobiecego. Delikatna panienka zakochuje się w potężnym podolskim chłopaku. Naturalnie z wzajemnością. Dalej mamy spacery, niewinne pocałunki, pieszczoty i zerwany kwiat cnoty… wynik oczywisty.

Powiadają, że gdy matka dowiedziała się o tym, że córka jest przy nadziej, aż zachorowała. A gdy przyszła do siebie, córkę z przyszłym wnukiem wyprawiła czym najprędzej na południe Podola. Nieślubne dziecko było w tych czasach hańbą, a w dodatku – tatuś nie szlachcic, a jakiś chłop…

Opuszczę tu detale późniejszej historii, zdradzę jedynie, że syn hrabianki i leśniczego zrobił błyskawiczną karierę wojskową i został marszałkiem, a z czasem przez dziesięć lat (1957-1967) był ministrem obrony ZSRR. Mowa tu o marszałku Rodionie Malinowskim – bezpośrednim potomku Tadeusza Grabianki!

– Jak naprawdę nazywał się ten leśniczy, nie wiem – mówił Serhij Iwasiuk. – Wszyscy nazywali go „Byczkiem”. I faktycznie – Byczek miał ze dwa metry wzrostu, potężne, szerokie ramiona. Pamiętam go, gdy dobiegał siedemdziesiątki. Jeszcze wówczas był to chłop potężny. Straszono nim dzieci: „Będziesz niegrzeczny, Byczek zabierze cię do torby!”. Bo chodził zawsze z wielką torbą przez ramię…

Powiadają, że gdy wypił za dużo, lubił chwalić się, że ma syna w Moskwie i to na tak wysokiej posadzie, że nikomu się nie śniło. Jednak spotykać się z nim nie może. Ludzie wówczas mówili, że jest to marszałek Malinowski, do którego był podobny jak dwie krople wody.

– Pod koniec lat 1950. pojechaliśmy z mamą do Chmielnickiego – wspomina Serhij. – Spacerujemy w parku, patrzę – a tu portret. Mówię: „O, patrz – nasz Byczek!”. A to okazuje się marszałek Malinowski…

Przyznam, że do podobnych legend odnoszę się sceptycznie. Jak wykazało doświadczenie – są to przeważnie niczym nie potwierdzone bajki. Sprawdziłem sensację Serhija i nie mogę nic stwierdzić na pewno. Jest informacja potwierdzająca pokrewieństwo marszałka z hrabim Grabianką, ale jest też taka, która budzi wątpliwości.

Zacznę od tej potwierdzającej. To, że marszałek Rodion Malinowski nie miał ojca, jest znanym faktem jego biografii. Co się tyczy matki, to informacja jest dość poplątana. Zgodnie z kanoniczną biografią marszałka, jego matka była chłopką i zarabiała na życie pracą – jak przystało na matkę słynnego proletariackiego wojskowego. Gdzież by mogła być hrabianką?!

Jednak była żona marszałka Malinowskiego po rozwodzie z nim pisała w donosie do KGB, że jego matka nie była żadną chłopką, jak podał we własnej biografii, lecz ekonomką u hrabiego Heidenau w miejscowości Sutysko tywrowskiej włości w pow. winnickim i nawet „miała własny pojazd” czyli parę koni i jakąś bryczkę z woźnicą. Czyli teraz to jakby miała auto klasy „premium” z własnym kierowcą.

Ale nie to jest najciekawsze! Na czas pobytu w majątku hrabiego Heidenau kobieta nosiła nazwisko ZALESNA(!) – czyli zrusyfikowany wariant polskiego nazwiska Zaleska. Zauważę, że praktyka rusyfikacji imion i nazwisk polskich była normalną jak za caratu, tak i za sowietów. Tak, więc Warwara Zalesna mogła w zupełności być Barbarą Zaleską…

Przypuszczam, że to właśnie do hrabiego Heidena hrabina Zaleska wysłała swoją córkę z bękartem. Ta, żeby darmo chleba nie jeść, została ekonomką w majątku swego patrona.

A teraz fakty wątpliwe. W przekazach wspominana jest wyłącznie „pani Zaleska” – bez imienia. Pod to określenie może podpadać, jak wnuczka mistyka Grabianki, po zamęściu Martyna Zaleska (1820–1913), tak i jej córka Maria Helena Zaleska (1863–1942). Czyją córką mogła być hipotetyczna matka marszałka – na razie nie jest jasne. Badając genealogiczne informacje, nie udało mi się odszukać zarówno wiadomości o Martynie, jak i o Marii Helenie, jako prawdopodobnych matkach przyszłego marszałka. Te informacje są jednak niepełne, bo wiele ksiąg metrykalnych zaginęło w burzliwych latach rewolucji. Tym bardziej, że hrabianka, która miała dziecko od zwykłego chłopa, mogła zostać wykreślona z kronik rodzinnych i nie być więcej wspominaną.

Rodion Malinowski. Fot. commons.wikimedia.org

Co się tyczy mroku, który spowija życiorys przyszłego ministra obrony ZSRR, to też nie wszystko jest jasne. Zrobić karierę w komunistycznej Rosji, mając za matkę polską hrabinę było niemożliwie. Za takie koligacje w latach 1930. po prostu rozstrzeliwano. W okresie międzywojennym to właśnie „pańska” Polska była głównym wrogiem bolszewików. A jednak w Moskwie czegoś się domyślano – prawdopodobnie ze względu na polskie pochodzenie Rodiona Malinowskiego nie dopuszczono go do dowodzenia oddziałami w czasie agresji na Polskę w 1939 r.

Na razie stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że marszałek Malinowski był potomkiem króla iluminatów w Avignon, nie udało mi się. Jednak zaprzeczyć tej hipotezie też nie można. Mamy więc jeszcze jedną nierozwikłaną zagadkę dotyczącą słynnego mistyka, którą należy rozwiązać.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 8 (444), 30 kwietnia – 16 maja 2024

Dmytro Antoniuk. Autor licznych przewodników po Ukrainie oraz książki w dwóch tomach "Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie". Inicjator dwóch akcji społecznych związanych ze zbiórką środków na remont zamku w Świrzu w latach 2012-2013. Tłumacz z języków polskiego, angielskiego i niemieckiego. Stypendysta Programu "Gaude Polonia" w roku 2016, w ramach którego przetłumaczył księgę Barbary Skargi "Po wyzwoleniu: 1944-1956", która ukazała się po ukraińsku w wydawnictwie "Knyhy XXI". Razem z Pawłem Bobołowiczem był autorem akcji "Rok 1920: Pamięć w czasach pandemii", w wyniku której powstała mapa interaktywna miejsc pamięci na Ukrainie oraz foldery, wydane przez Konsulaty RP we Lwowie i Winnice. Od listopada 2020 roku jest autorem i prowadzącym audycji radiowej na Radio WNET - "Wspólne Skarby". Stały autor Kuriera Galicyjskiego od 2008 roku.

X