Kazimierz Wierzyński

Kresowy Wierzyński

Należał do założycielskiej trójki Skamandrytów. Wszyscy trzej – Wierzyński, Iwaszkiewicz i Tuwim – urodzili się w tym samym, tak płodnym dla europejskiej literatury, 1894 roku. Lecz Wierzyński w przeciwieństwie do nich pozostał wierny ideałom młodości i dlatego tak jak Baliński i Lechoń nie wrócił po Drugiej Wojnie do kraju. Dla niego polskość znaczyła bowiem to samo co wolność.

Urodził się 27 sierpnia 1894 roku w Drohobyczu. Jego ojciec Andrzej Wirtslein pochodził ze spolonizowanej rodziny niemieckich osadników i był zawiadowcą wielu różnych stacji we wschodniej Galicji. Matką poety była Felicja z Dunin-Wąsowiczów. Kazimierz był najmłodszym wśród licznego rodzeństwa.

W 1912 roku rodzina zmieniła niemiecką formę nazwiska na spolszczoną – Wierzyński. Debiut literacki młodego Kazimierza to wiersz „Hej, kiedyż, kiedyż!” wydany w drohobyckiej jednodniówce pod nazwą „1863”. Patriotyczna twórczość Wierzyńskiego jest już dość powszechnie znana, dlatego w tym mini-eseju zwrócimy uwagę na jego raczej pomijaną w opracowaniach twórczość związaną z Kresami.

Do ciekawych wierszy z tej grupy należy utwór „Oda prowincjonalna” ze wspomnieniem rodzinnego Drohobycza, a dedykowany znanemu galicyjskiemu eseiście i powieściopisarzowi Stanisławowi Wasylewskiemu.

„Prowincjo galicyjska! Z wszystkich szarych ziemi
Zapomniana w najbardziej szarym końcu świata,
Wróć mi ten oddech, który niebiosami twemi,
Jak słodki wiew dzieciństwa snuje się i lata.

Wyrastając w miasteczku pustym, jak odludzie,
Gdzie trudno było nie znać się z każdą osobą.
Żyłem tak, jak dziś myślę o najdroższej złudzie;
Dosłownie w czterech ścianach, sam z sobą i tobą…”

Mniej pesymistyczny jest utwór „Żytomierz”:

Obrosły mnie, poniosły wiośniejące drzewa.
Rozlegam się, jak widok otwarty po mieście.
Nic nie ma piękniejszego nad brzeg Teterewa
I malusieńkie ptasie jajeczka w agreście…”

Maturę zdał Kazimierz, jeszcze jako Wirtslein, w Stryju. Potem zapisał się na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, ale po roku przeniósł się do Wiednia. Po wybuchu wielkiej wojny wstąpił Wierzyński do tzw. Legionu Wschodniego, a po jego rozwiązaniu został wcielony do armii austriackiej. Okropności tej wojny dobitnie pokazuje wiersz Krzeszów, w którym poeta opisuje małe galicyjskie miasteczko zniszczone przez armię rosyjską:

„Z całego miasta zostały kominy
Chude, w rozpaczy skamieniałe pięści,
Zmrok się po zgliszczach włóczy czarno-siny,
Spalone domy, nieszczęście…”

W 1915 roku dostał się Wierzyński do niewoli rosyjskiej i został osadzony w obozie dla jeńców pod Riazaniem. Po rewolucji udało mu się stamtąd zbiec i przedostać się do Kijowa, a latem 1918 roku dalej do Warszawy. Prawdziwym jego literackim debiutem i to od razu z wysokiej półki był wydany w 1919 roku zbiór wierszy „Wiosna i wino”. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej jako oficer d.s. propagandy w Biurze Prasowym Naczelnego Dowództwa. Przez całe życie należał do ludzi wiernych Piłsudskiemu. Napisał o nim kilkanaście wierszy. Unikalna z tego okresu jest jego „Piosenka ukraińska”. Jest w niej mowa o kozakach, którzy w oddziałach Bezruczki, Pawlenki i Udowiczenki walczyli jako sojusznicy Polski w wojnie z bolszewikami:

„Poszli nasi chłopcy w polskim wojsku służyć,
Poszli śmierć okrutną jeszcze raz powtórzyć,
Hej, hej, komendancie, miły wodzu nasz,
Położyli głowy i patrzą jak płynie
Wielki w górze księżyc, druh na Ukrainie,
Zasnąć nie pozwala, świeci prosto w twarz…”

Przez cały okres międzywojenny Wierzyński mieszkał i tworzył w Warszawie. Był stałym współpracownikiem „Skamandra” i „Wiadomości Literackich”. Z lat dwudziestych pochodzi kilka jego wierszy zdradzających zainteresowanie nie tylko Ukrainą, ale też Litwą, jak np. znany utwór „Droga do Nowogródka”.

„Z domu mego, z Warszawy, do Wilna nie ma szosy,
Traktu, którym się prosto w ojczyznę mą daleką
Przebrać można przez letnie, pachnące sianokosy,
Przez lasy nad Niewiażą i nad niemeńską rzeką…”

Nie zapomniał też o rodzinnych stronach, których piękne pejzaże odmalował w „Westchnieniu staroświeckim”:

„Nad Dniestrem mgły jarami suną,
Krętym obiegiem i daremnie
Wołają wodą i laguną.
Ach, kto to lepiej wie ode mnie!

Wiatr, co przez badyl fletem dmucha,
Jastrząb, nim w kroplę się rozpłynie,
I cisza, w dżdżu jesiennym głucha,
Gdy konie rżą na połoninie…”

We wrześniu 1939 roku wraz z redakcją warszawskiej „Gazety Polskiej” został Wierzyński ewakuowany do Lwowa, a po wejściu sowietów na wschodnie ziemie Rzeczypospolitej przekroczył granicę rumuńską i udał się do Francji. W roku 1941 przybył do USA. Dwa lata później zaczął redagować wychodzący w Nowym Jorku „Tygodnik Polski”. Na emigracji napisał wiele utworów patriotycznych, które czytał polskim żołnierzom objeżdżając wojsko na frontach Europy. Bardzo wymownym wierszem wojennym Wierzyńskiego jest „Serce na Rossie” poświęcony Piłsudskiemu, a nawiązujący do idei dawnej Rzeczypospolitej. Koniec wojny i zajęcie Polski przez sowietów pogrążyły poetę w depresji i rozpaczy. Mimo oddalenia od kraju tworzył dalej wspominając często ojczyste strony, jak w „Litanii ziemi lwowskiej”:

Matko Boska, Patronko z Jazłowca,
Co przy świętej schodziłaś niedzieli
W nasze strony, i błądząc przez pola,
W starych szańcach, o zboczach z jałowca,
Pośród winnic i sadów moreli –
W niebo niosłaś uroki Podola…”

W 1968 roku Wierzyński wrócił do Europy. Początkowo zamieszkał w Rzymie, potem przeniósł się do Londynu. Tam zmarł 13 lutego 1969 roku pracując nad kolejnym tomem wierszy. 15 kwietnia 1978 roku prochy poety sprowadzono do Polski i złożono w Warszawie na Starych Powązkach w Alei Zasłużonych.

Po co piszę
Aby coś okazało się piękne,
Stało się faktem i nie dało cofnąć,
Aby odtąd trwało niedościgłe dla nikczemności,
Aby przy nim bezsilna była nienawiść i przemoc,
Aby choć taka wolność miała gdzieś swoje azylum
A wszechpotęga zła choć taki opór przeciwko sobie-
Po to piszę i gdybym nie był pewny, że mam rację,
Nie wiedziałbym po co istnieję”

Andrzej Sznajder
Tekst ukazał się w nr 18 (214) 30 września-16 października 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X