Kochać życie – to moja recepta

Kochać życie – to moja recepta

Z Danutą Szaflarską, wielką polska aktorką rozmawiała Anna Gordijewska.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że liczba 2 miała symboliczne znaczenie w Pani życiu. Czy to prawda? 

Tak, to prawda. Mam dwie córki, dwoje wnuków, dwóch mężów, dwie daty urodzenia, jedną prawdziwą 6 lutego, a drugą zmienioną na 20 lutego.

Kim Pani chciała zostać w dzieciństwie?
Najpierw chciałam zostać siłaczem. Potem zawsze chciałam być podróżnikiem, marynarzem. Martwiłam się, że jestem dziewczyną, ponieważ chciałam opłynąć świat dookoła… Ale moje marzenie spełniło się, ponieważ kiedy kręcimy filmy dużo jeździmy po świecie, dlatego też trochę zobaczyłam. A jedno z ciekawszych miejsc to San Francisco, Los Angeles, Amerykę znam doskonale.

Po ukończeniu studiów w 1939 roku Pani otrzymała propozycje pracy w takich miastach jak Warszawa, Wilno i Lwów.
Po studiach mieliśmy mnóstwo propozycji od wszystkich dyrektorów. Nam we dwójkę z koleżanką zaproponowano Lwów, a do Wilna zaproponowano czterem osobom, więc zadecydowałam, że jadę tam dokąd wybiera się większość.

Miałam jeszcze jedną okazję pracować we Lwowie. W 1940 roku reżyser teatralny Erwin Axer napisał do mnie czy nie chciałabym przyjechać do Lwowa i zagrać pannę Maliczewską w sztuce Gabrieli Zapolskiej, którą grałam w Wilnie. Ale ja się nie odważyłam, ponieważ był to rok czterdziesty, Polska była podzielona i zaczęły się wywózki. Było niebezpiecznie, więc zrezygnowałam. Na pewno moje losy potoczyłyby się zupełnie inaczej i nie wiadomo czy bym ocalała.

Podczas okupacji niemieckiej była Pani łączniczką w Powstaniu Warszawskim.
To były bardzo ciężkie chwile. Miałam dużo szczęścia w życiu, ponieważ nikt z naszej rodziny nie zginął , nie został ranny. Powstanie przetrwaliśmy razem z moim mężem Janem Ekierem, małą córeczką oraz mamą. Kule nam latały cały czas nad głowami, wiem jak „śpiewają”, a w pewnym momencie przestałam się nawet ich bać.

W 1944 roku zgłosiłam się do Biura Informacji i Propagandy AK, zaczęłam pomagać w organizowaniu koncertów dla powstańców i mieszkańców, które miały wielkie znaczenie, pomagały ludziom, a przede wszystkim, dawały nadzieję. W tym czasie właśnie „latałam” po mieście i zawiadamiałam pod różne adresy a to Mirę Zimińską a to Mieczysława Fogga czy też skrzypaczkę Irenę Dubiską, więc mogę powiedzieć, że byłam nie tyle łączniczką, co gońcem. Dotychczas nie mogę zrozumieć w jaki sposób przetrwaliśmy te ciężkie dwa miesiące . Ale okazuje się człowiek potrafi przyzwyczaić do wszystkiego.

Która z ról jest najbardziej bliska Pani sercu?
Oczywiście najbardziej się przeżywało te pierwsze filmy. Bardzo lubię „Zakazane piosenki”, a bliskie sercu dlatego, że ten film jest o Warszawie, mieście mojego życia. Ten film – to historia wojny poprzez piosenki, które towarzyszyły ludziom w tamtych czasach. Na początku to miał być dokument, ale później reżyser postanowił, że będzie to film fabularny. Ja grałam Halinę Tokarską, a moim partnerem na planie był Jurek Duszyński, mąż Hanki Bielickiej z którą się przyjaźniłyśmy. Po wojnie była bieda, więc grałam w swoich prywatnych sukienkach. Potem, co prawda, wypominano mi, że ubieram się specjalnie w te same sukienki, żeby by się pochwalić, a ja po prostu nie miałam co na siebie założyć. Na planie panowała naprawdę rodzinna atmosfera. Traktowali nas wspaniale, jak wielkie gwiazdy. Moje zdjęcie z „Zakazanych piosenek” trafiło na okładkę pierwszego numeru czasopisma „Film”.

Jaka jest Pani recepta na długie życie?
Żadna. Mnie się często o to pytają. Prowadziłam nieregularny tryb życia, żadnych diet, jem to na co mam ochotę. Najważniejsze – cieszyć się każdym dniem, trzeba mieć radość, kochać życie. Kochać życie – to jest moja recepta. Kiedy człowiek czuje się przygnębiony czy słaby, to trzeba sobie powiedzieć – jestem zdrowa i silna i zaraz pani poczuje zdrowie, ponieważ wiele można regulować w swoim organizmie.

Przyjechała Pani do Lwowa po raz pierwszy. Z jakimi wrażeniami wyjedzie Pani z naszego miasta?
Bardzo się cieszę, że zobaczyłam Lwów, przede wszystkim dla samego piękna miasta, jego architektury. Przecież tego w Warszawie już nie można oglądać. Mieszkam na Starówce w stolicy, która została odbudowana, a to co nam zostało to zaledwie Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, parę pałaców, Łazienki, a reszta – to zupełnie inne miasto. A Lwów jest przecudowny i jak dobrze, że jakoś uniknął bombardowania, że to miasto jest. Chodziłam po tych ulicach i jestem zachwycona.

Przed wojną były takie obozy szkół artystycznych, poznawaliśmy się z całej Polski, a Lwów szalenie lubiliśmy, nie mówiąc o „Wesołej Lwowskiej Fali” z Szczepciem i Tońciem. Lwów lubił Warszawę w przeciwieństwie do Krakowa, to były miasta, które miały duże poczucie humoru.

Lwów – to jest jedno z najpiękniejszych miast, które widziałam, poza tym, ludzie są bardzo serdeczni. Cieszę się bardzo i dziękuje za zaproszenie ponieważ brakowało mi tego miasta.

W lutym przyszłego roku Pani kończy 100 Lat! Chciałabym złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji nadchodzącego pięknego jubileuszu od wszystkich Lwowiaków.
Dziękuję bardzo serdecznie, bardzo mile będę wspominać Lwów. Życzę wam żebyście byli szczęśliwi, wolni i żeby wszystko było po waszej myśli.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Rozmawiała Anna Gordijewska
Tekst ukazał się w nr 19 (215) za 21-30 października 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X