Kobiety z rodu Sołtysów. Część 3 Gabriela Sołtysowa (lata 20. XX w.). Z archiwum autorki

Kobiety z rodu Sołtysów. Część 3

Gabriela z Jędrzejewskich Sołtysowa (1902–1953)

Gabriela jest jedyną z sześciu kobiet, o której we wspomnieniach mego ojca nie ma właściwie żadnych informacji. Fakt ten wydawał mi się nader dziwny zwłaszcza, że od krewnych ze strony taty dowiedziałam się kiedyś, iż Adam i Gabriela uchodzili za małżeństwo zgodne i kochające się bardzo. Sprawa wyjaśniła się przed kilku laty, gdy wśród starej korespondencji natrafiłam na list szwagierki mego ojca (siostry Gabrieli) Marii Jędrzejewskiej. W liście tym dziękowała Adamowi za przekazanie szeregu pamiątek po Gabrieli (między innymi biżuterii) oraz jego wspomnień o żonie. O dalszych losach tych wspomnień (przekazanych do Polski około 1955 r.) niestety nic mi nie wiadomo. Ostatnio dotarłam do wspomnień ojca Gabrieli, generała Władysława Jędrzejewskiego (wydanych przez IPN w 2020 r.), z których dowiedziałam się o kilku faktach z życia rodziny Jędrzejewskich, natomiast od krewnych – o niektórych szczegółach z życia małżeńskiego Adama i Gabrieli. Otóż zdobyte informacje posłużą mi za kanwę opowieści.

Gabriela z Jędrzejewskich Sołtysowa pochodziła z rodziny wyjątkowo zasłużonej dla Ojczyzny. Dziadek Antoni oraz pradziadek Kazimierz (obydwaj ze strony ojca) brali czynny udział w powstaniu styczniowym 1863 r., za co spotkały ich dotkliwe represje (zabrano im rodzinny majątek i wysłano w głąb Rosji). Urodzony w 1863 r. Władysław Jędrzejewski (herbu Jastrzębiec), ojciec Gabrieli, zasłynął z niesamowitej odwagi (dowodził 5. dywizją Piechoty, którą zresztą zorganizował) w walkach o Lwów i ziemie Małopolski Wschodniej (1918–1919) oraz w wojnie 1920 r. Za ogromne zasługi w walkach o odrodzenie Ojczyzny odznaczony został licznymi orderami, między innymi Orderem Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych (czterokrotnie), Orderem Polonia Restituta, Orderem Komandorskim Legii Honorowej, Wielką Wstęgą Orderu Korony Rumuńskiej z Gwiazdą i in. Matka Gabrieli – Katarzyna z Ambrożewiczów – była znaną działaczką społeczną; w ich domu w Pskowie często goszczono rodziny polskie, pielęgnując na obczyźnie język i myśl polską. Mimo ogromnych trudności Katarzyna Jędrzejewska założyła w Pskowie polskie gimnazjum prywatne, szkołę powszechną, bibliotekę, a wraz z początkiem pierwszej wojny światowej – Polskie Towarzystwo Pomocy Ofiarom Wojny, którego zresztą została prezesem. Poza tym jako dość dobra pianistka uczestniczyła w przeróżnych imprezach dobroczynnych, organizowanych na rzecz potrzebujących Polaków. Ze wspomnień generała Jędrzejewskiego wiadomo ponadto, że polskość w rodzinie pielęgnowano nie tylko poprzez rozmowę wyłącznie w ojczystym języku i czytanie polskich książek, ale i poprzez prenumeratę polskiej prasy, m.in. „Gazety Polskiej” oraz „Tygodnika Ilustrowanego”.

Międzynarodowy festiwal muzyczny w Warszawie. Siedzą od lewej: P. Hall, G. Sołtysowa, S. Chappin, E. Lutyens. Stoją od lewej: E. Clark, A. Sołtys, J. Karszovicius, S. Chappin. Z archiwum autorki

Z małżeństwa generała z Katarzyną z Ambrożewiczów przyszło na świat czworo dzieci: Tadeusz (1897), Maria, nazywana Malą (1900), Gabriela, nazywana Galą (1902) oraz Waleria – Wala (1907). Ich wychowaniu oraz początkowej edukacji poświęciła się matka z pomocą teściowej, Marii Ambrożewicz. Katarzyna Jędrzejewska uczyła dzieci literatury polskiej i gramatyki, historii ojczystej, języków obcych (francuskiego i niemieckiego), śpiewu oraz gry na fortepianie. Natomiast ojciec, żołnierz „z krwi i kości“ (jak o nim pisano) sumiennie dbał o wychowanie fizyczne pociech; dzieci miały rozmaite nowoczesne naówczas urządzenia gimnastyczne, zainstalowane zarówno w domu (w przestronnym przedpokoju) jak i w ogrodzie. Jeśli chodzi o ich dalszą edukację – kolejnymi etapami nauki córek było czteroklasowe progimnazjum niemieckie, a następnie ośmioklasowe żeńskie gimnazjum państwowe; syn Tadeusz uczył się natomiast w Szkole Realnej.

Gdy w 1918 r. nadeszła wiadomość o zbliżających się do Pskowa oddziałach armii bolszewików, rodzina pastwa Jędrzejewskich pośpiesznie sprzedała dom (piętrowy z pięknym sadem i ogrodem) i wyruszyła do Warszawy, następnie zaś (1921) przeniosła się do Lwowa.

Wszystkie dzieci uzdolnione były artystycznie: Tadeusz z czasem został architektem, zaś trzy córki po przyjeździe do Lwowa podjęły studia muzyczne w konserwatorium Polskiego Towarzystwa Muzycznego: najstarsza Maria – w klasie skrzypiec Józefa Cetnera oraz w klasie śpiewu solowego Augusto Dianniego, w klasie którego uczyła się zresztą śpiewu również najmłodsza z sióstr – Waleria. I to ona stała się z czasem najbardziej znaną. Oprócz klasy śpiewu, Waleria ukończyła również szkołę operową (w konserwatorium PTM), kierowaną przez Adama Sołtysa, a po zdobyciu pierwszego miejsca na konkursie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (1937) otrzymała stypendium na studia we Włoszech. Była również laureatką kilku konkursów międzynarodowych. Przez pewien czas śpiewała na scenie Teatro Comunale we Florencji. Gabriela natomiast uczyła się w konserwatorium PTM w klasie fortepianu Heleny Ottawowej; wśród trzech sióstr uchodziła za najbardziej urodziwą. Rodzinna legenda głosi, że Karol Szymanowski zobaczywszy ją (przypuszczalnie w połowie lat dwudziestych) miał powiedzieć, iż jest najpiękniejszą z żon wszystkich żyjących kompozytorów. Pomiędzy Adamem i Gabrielą podobno od razu „zaiskrzyło” – była to miłość od pierwszego wejrzenia. Tworzyli zresztą naprawdę bardzo ładną parę. Młodziutka, delikatna niczym mimoza Gabriela i dojrzały, życiowo już „ustawiony” Adam wzięli ślub 7 lipca 1923 r. Teściowie przyjęli jednak uroczą i pełną wdzięku synową dość chłodno – Maria Wiktoria i Mieczysław Sołtysowie podobno nie zaszczycili swą obecnością nawet uroczystości weselnej syna. Młodzi małżonkowie zamieszkali w domu pana młodego, zajmując w okazałej piętrowej willi (przy ul. Racławickiej) zaledwie jeden pokój na parterze. Tak prawdopodobnie zarządziła macocha Adama Sołtysa, która zresztą niemal samotnie zajmowała duże – 160-metrowe – mieszkanie na piętrze (ojciec nowożeńca większość czasu spędzał bowiem w konserwatorium, w którym czasami nawet nocował). Jak widać, o ile wcześniej Maria Wiktoria odegrała pozytywną rolę w życiu pasierba, z chwilą jego wejścia na nową drogę życia w relacjach ich wiele zmieniło się na niekorzyść. Z czasem Maria Wiktoria i Mieczysław ulegli jednak wdziękowi i urokowi osobistemu synowej Gabrieli i wzajemne relacje ewaluowały w kierunku bardziej serdecznych (o czym świadczy korespondencja pomiędzy Sołtysami – „seniorami” a młodym małżeństwem).

W przeciwieństwie do rodziców Adama, państwo Jędrzejewscy od początku traktowali zięcia bardzo rodzinnie i serdecznie, okazując mu wiele ciepła i sympatii. Podobnie traktowało Adama rodzeństwo Gabrieli – siostry Maria i Waleria oraz brat Tadeusz, którzy od razu szwagra polubili. „Świeżo upieczonych” małżonków podejmowano regularnie na obiadach niedzielnych (w willi przy ul. Czereśniowej), po których urządzano częstokroć koncerty domowe oraz rozmawiano na tematy, dotyczące lwowskiego życia muzycznego, które interesowało zresztą całą rodzinę państwa Jędrzejewskich. Wybiegając w przyszłość odnotuję, że po śmierci Adama Sołtysa (1968) Maria Jędrzejewska tak scharakteryzuje swego szwagra: „Bardzo utalentowany. Słuch absolutny i niezwykle czuły, podkreślała to każda orkiestra, którą dyrygował. Pracowity, nie żałujący ani godzin, ani wysiłku, gdy chodziło o wykonanie jakiegoś dzieła. Bardzo skromny, delikatny, dobry. Lubiany przez całe konserwatorium, nikt inaczej nie mówił o nim jak Adaś”. Gabriela od początku wykazywała zrozumienie dla wszechstronnej działalności muzycznej małżonka i dzielnie znosiła niemal ustawiczną nieobecność Adama w domu. Na szczęście rodzice wraz rodzeństwem mieszkali blisko (miała do nich zaledwie kilkanaście minut piechotą), więc właściwie w każdej chwili młodziutka Gabriela mogła – dla poprawy humoru – odwiedzić ich, by szczerze z nimi porozmawiać. Nacieszyć się sobą małżonkowie mogli natomiast właściwie jedynie podczas wakacji letnich, które spędzali różnorodnie: w majątku Hromaki (który generał Jędrzejewski otrzymał w darze z rąk Józefa Piłsudskiego), w Zakopanym (gdzie bywali gośćmi Karola Szymanowskiego w słynnej willi Atmie), a także w podróżach zagranicznych oraz częstych wypadach na festiwale muzyczne w kraju i za granicą. Poza tym mieli szerokie grono przyjaciół z racji chociażby różnorodnej działalności Adama Sołtysa (za którą zresztą w 1932 odznaczony został „Złotym krzyżem zasługi”), często więc zapraszani byli na przeróżne imprezy i uroczystości kulturalne (i inne).

W 1935 r. zmarła macocha Adama, Maria Wiktoria (1858–1935). Gabriela z Adamem mogli więc przenieść się wreszcie ze swego pokoiku na parterze do pięciopokojowego mieszkania na piętrze. Niestety, nad ich związkiem zaczęły zbierać się przysłowiowe czarne chmury. Rozdźwięki i dysonanse przypuszczalnie zaczęły pojawiać się w drugiej połowie lat trzydziestych. Powodem mogła być słynna ongiś „kochliwość” Adama (po raz pierwszy zakochał się „na zabój” już w wieku 9 lat!), a także to, że para pozostawała bezdzietną. Szczególnie bolesne ciosy miały jednak spaść na Gabrielę wraz z początkiem strasznej wojny. Już po kilku dniach przyszła wiadomość o śmierci ukochanego brata Tadeusza, który poległ w obronie Warszawy (1939). Wkrótce, bo już 4 października, został aresztowany przez NKWD jej ukochany ojciec – generał Władysław Jędrzejewski, a w marcu 1940 okazało się, że już nie żyje. W tej sytuacji cała rodzina czuła się zagrożona; na szczęście dalsze represje jakoś ją ominęły. W czasie wojny Gabriela podobno udzielała się jako pielęgniarka, opiekując się zwłaszcza rannymi żołnierzami. Natomiast tuż po wojnie – w czasie pierwszej repatriacji – wyjechały do Wrocławia ukochane siostry Gabrieli, Maria i Waleria; fakt ten był kolejnym ciosem dla delikatnej i kruchej Gabrieli. Oprócz męża, relacje z którym układały się w tym okresie niestety nie zawsze najlepiej, pozostała jej już tylko schorowana matka, wciąż opłakująca swego tragicznie zmarłego męża. Nic więc dziwnego, że chciała ją mieć przy sobie – podjęto więc decyzję, by pani Katarzyna przeniosła się do domu Gabrieli i Adama. Wydawało się wtedy, że najgorsze już minęło. Jednak nie… W 1950 r. zmarła ukochana matka, co przepełniło czarę goryczy. Ale zanim jeszcze wydarzyło się nieszczęście, Gabriela i Adam obchodzili piękny jubileusz – 30. rocznicę ślubu (7 lipca 1953 r.). Przybyli goście, parze gratulowano, wygłaszano laudacje żartowano i oczywiście muzykowano. A zaledwie kilka miesięcy później (w listopadzie 1953) życie Gabrieli nagle zakończyło się…

Adamowi Sołtysowi świat dosłownie się zawalił. Miał ogromne wyrzuty sumienia i odczuwał szczerą skruchę, że tak dobrej i szlachetnej osobie, jaką była jego „najdroższa Gala” wyrządził – świadomie lub nieświadomie – niejedną w ich pożyciu przykrość. Swymi myślami i rozterkami podzielił się zresztą ze szwagierkami – Malą i Walą, którym – jak już wspomniałam wyżej – przekazał swoje wspomnienia o Gabrieli: I oto co odpisały mu te szlachetne kobiety: „Czytałyśmy je [wspomnienia – M. E. S.] z Walą w nocy, przed Wigilią, następnie przed Sylwestrem w Zakopanem i płakałyśmy nad tym wszystkim co minęło; miałyśmy Ją i wszystkich najdroższych przed oczyma. To prawda, że Gala miała hart ducha i ze swoim bólem była sama. Nie skarżyła się w domu nigdy. Trudno mi opisać, jak głęboko przeżyłyśmy te wspomnienia. Nie obwiniaj siebie gorzko o wszystko. Znając Galę możesz być pewny, że nie chciałaby, żebyś się zadręczał. Nie myśl tylko o chwilach złych, miała przecież z Tobą wiele dobrych i radosnych. Byliście zżyci, miała dużo urozmaicenia – koncerty, poznawanie ludzi, podróże, muzyka. Pamiętam taką chwilę: rozmawiałyśmy kiedyś na ganku na Czereśniowej, prawdopodobnie po jakimś z niedzielnych obiadów. Była jakaś rozżalona, widziałam, że jest jej źle. Mówię więc do niej, że jeśli Jej życie nie układa się szczęśliwie, może lepiej się rozejść, a ja pomogę do tej decyzji przekonać rodziców, Ona na to: „Ależ Malu, przecież ja kocham Adama! Nie ma o tym mowy”. Wspominaj ją piękną i uśmiechniętą, nie zadręczaj się wyrzutami. Tak, to życie szybko mija, że człowiek nie zdąża się nawet w nim dobrze zorientować”… Jakie mądre i krzepiące słowa.

Korespondencja mojego ojca z siostrami Gabrieli kontynuowana była również w kolejnych latach. Co niezwykłe, jego odejście do wieczności nie spowodowało przerwy w kontaktach z naszą rodziną: panie Maria i Waleria Jędrzejewskie pisywały teraz do nas, do mojej matki i do mnie. A w niecałe dwa lata po śmierci ojca zaprosiły nas do siebie, do Wrocławia (zajmowały piękne olbrzymie mieszkanie w kamienicy przy ulicy Wybrzeża Wyspiańskiego). Przy tej okazji zaskoczyły moją matkę dość niezwykłą propozycją, mianowicie panie Mala i Wala wyraziły chęć zajęcia się moim dalszym wychowaniem i kształceniem (były bezdzietne). Zapewniły też mamę, że środki, które posiadają pozwalają im na zapewnienie mi życia na bardzo przyzwoitym poziomie. Mamusia oczywiście odmówiła, miała przecież jedynie mnie… Kontakty listowne z siostrami Gabrieli trwały jednak w dalszym ciągu. Panie Maria i Waleria niezmiennie interesowały się wszystkim, co mnie dotyczyło, a nawet zapewniały o gotowości ewentualnego wsparcia nas w każdej potrzebie. Pisywałyśmy do siebie nieprzerwanie aż do śmierci Marii Jędrzejewskiej w 1984 roku (Waleria odeszła wcześniej, jeszcze w 1973 r.). Mając okazję osobistego poznania Marii Jędrzejewskiej, osoby dobrej, troskliwej i szlachetnej, mam wrażenie jakbym poznała również jej siostrę Gabrielę. Zresztą na ogół tak już się dzieje, że dzieci rodziców troskliwych, nie szczędzących nigdy dla nich czasu, a przede wszystkim bardzo ich kochających w życiu dorosłym, potrafią dzielić się dobrem i miłością z innymi. Dodam jeszcze, że Maria Jędrzejewska (po przyjeździe do Wrocławia w 1946 r.) przez wiele lat prowadziła działalność pedagogiczną w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej, której zresztą była współzałożycielką; była również współorganizatorką Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków. Za swą owocną działalność otrzymała liczne odznaczenia, m.in. Nagrodę miasta Wrocławia (1962).

Post scriptum

Wiele wskazuje na to, że również z zaświatów siostry Gabrieli interesowały się nadal moim życiem i karierą. Gdy w 2008 roku ukazała się książka „Tylko we Lwowie. Dzieje życia i działalności Mieczysława i Adama Sołtysów”, jej promocją we Wrocławiu (niespodziewanie zresztą dla mnie) zajęła się uczennica Marii Jędrzejewskiej – Hanna Cieślik. Promocja miała charakter bardzo uroczysty – Pani Hanna zadbała o piękną oprawę – był koncert kameralny i sympatyczny poczęstunek, na który uczennica siostry Gabrieli osobiście upiekła wspaniały, gustownie udekorowany, olbrzymi tort. Nie mam więc żadnych wątpliwości co do tego, że osoby, którym nie byliśmy obojętni, również z zaświatów mogą wpływać na nasze życie i pomagać, a nad wszystkim niezmiennie czuwa Boska Opatrzność.

Źródła:

„Wspomnienia gen. Władysława Jędrzejewskiego oraz dziennik 5 Dywizji Piechoty z 1919 roku”, wstęp i oprac. J. Szymański, A. Tuliński, Warszawa 2020.

  1. Ornicz, „Generał Władysław Jedrzejewski”, wyd. Światosław, Lwów 1924.
  2. E. Sołtys, „Tylko we Lwowie. Dzieje życia i działalności Mieczysława i Adama Sołtysów”, Ossolineum, Wrocław 2008.

Maria Ewa Sołtys

Tekst ukazał się w nr 3-4 (439-440), 29 lutego – 14 marca 2024

X