Kim są uchodźcy

Hołdowanie zdrowemu rozsądkowi, szacunek dla logiki oraz zamiłowanie do samodzielnego myślenia, często zmuszają mnie do pisania tekstów pełnych sądów politycznie niepoprawnych.

Tak jest i tym razem. Możliwe nawet, że tym razem jest gorzej niż zwykle. Nie tylko bowiem ośmielam się poruszyć temat tabu – uchodźcy – ale do tego jeszcze w mych rozważaniach robię to kierując się niemiłą i bezkonfliktową zasadą bezkrytycznego przyklaskiwania wszelkiemu temu w co ideolodzy „uchodźctwa” wierzyć nam każą, kierując się logiką, zdrowym rozsądkiem oraz z prawa do wolności myśli i sądu korzystając.

Opisywanie „obowiązującej” obecnie i powszechnie uznanej za poprawną politycznie „uchodźczej narracji” uważam za stratę czasu. Robi to prasa, radio, telewizja, internet. Tak, to prawda, uchodźcy, granice, łodzie, relokacje i inne tylko incydentalnie goszczą w czołówkach programów i na „pierwszych stronach” i nie niosą już tak dramatycznych przekazów jak w latach 2015–17, jednak nadal są w „świadomości zbiorowej” obecne. Dlatego zamiast pisać o tym, co wszyscy już wielokrotnie słyszeli i widzieli, do czego wszystkich bezlik razów przekonywano, za co krytykowano i chwalono – zajmę się czymś innym. Zwrócę uwagę na pewien problem, który niejako umyka uwadze w tej powszechnej, politycznie poprawnej, uchodźczej dyskusji.

Przed przystąpieniem do opisywania istoty sprawy czuję się zmuszony złożyć pewną deklarację. Nie składam jej powodowany obawą, że po upublicznieniu mych „uchodźczych” przemyśleń staną się one (a i ja także) obiektem ataków dla tych, którzy są w „tym temacie” „jedynie słuszni” i „prawidłowi”. Mam świadomość tego, że czy ja tę deklarację złożę, czy jej nie złożę, to i tak zostanę zaatakowany – ci „jedynie słuszni” nie potrafią inaczej. Pomimo tej świadomości zamierzam się jednak jasno zdeklarować – uchodźcom współczuję, żal mi ich, uważam, że należy im ze wszech sił pomagać i sam uchodźcom pomagam – dlatego, że chcę by ten tekst został dobrze zrozumiany przez tych, którzy jeszcze nie poddali się indoktrynacji „politycznej poprawności” i szantażowi „jedynie słusznych poglądów”.

To co piszę, chociaż wydaje się być krytyką powszechnie „obowiązujących” i „modnych” sądów, wcale nie jest głosem przeciwko pomocy, miłosierdziu i współczuciu (a to teoretycznie „obowiązujące” i „modne” sądy propagują). Jest to głos mający służyć poszukiwaniu prawdziwego obrazu „uchodźczego problemu” oraz SKUTECZNYCH dróg jego rozwiązywania. Jeśli więc nawet w jakiejś części odpowiedzi na moje pytania i wątpliwości stają w sprzeczności z „oficjalną” narracją odnoszącą się do „uchodźczych” problemów, jeśli me opinie przeczą tej narracji w całości lub fragmencie, to wynika to nie z mojej chęci walki z ową „oficjalną” narracją, lecz tylko z tego, że przy komponowaniu wielu z jej fragmentów zrezygnowano (zazwyczaj na rzecz ideologii) z logiki i zdrowego rozsądku tworząc fałszywy obraz problemu i (co za tym idzie) gubiąc się na bezdrożach.

Zadając pytania, konfrontując odpowiedzi ze swoim i innych doświadczeniem, staram się dostrzec i uporządkować kolejne fragmenty „obrazu” i nie pozwolić innym na jego zniekształcenie w mych oczach. Staram się ocenić sens i skuteczność proponowanych rozwiązań, kierując się właśnie poszukiwaniem w nich sensu i skuteczności, a nie ich ideologiczną czy polityczną użytecznością. Dlatego, po przeczytaniu napisanego, przypisywanie mi innych intencji (co bezsprzecznie nastąpi) i „dopisywanie” nienapisanego będzie niczym innym jak manipulacją. Po złożeniu powyższej deklaracji i obszernych do niej wyjaśnień, czuję się (w dalszej części tego tekstu) zwolniony z zamieszczenia tradycyjnych uwag dla „czytających inaczej”.

Podstawowym problemem, którym uważam, że warto się zająć, jest pytanie kimże są uchodźcy. Nie żartuję! Już kiedyś o tym pisałem – powtarzam – odpowiedź na to pytanie implikuje wiele innych pytań i odpowiedzi, a jednocześnie wcale nie jest ona taka oczywista. W „obowiązującej” obecnie w Europie, politycznie poprawnej narracji, uchodźcami są wszyscy masowo przybywający (z Afryki i Azji) do państw „starego kontynentu”. Tymczasem zgodnie z definicją – uchodźcą jest osoba, która znalazła się poza swoim krajem i żywi uzasadnioną obawę przed prześladowaniem we własnym kraju ze względu na rasę, religię, narodowość, poglądy polityczne lub przynależność do pewnej grupy społecznej.

Biorąc pod uwagę powyższe – zgoda, znaczna część „uchodzących” to uchodźcy. Jednocześnie wiem (skąd – o tym jeszcze będzie), że w masie (przepraszam za użycie tego słowa – nie lubię go, ale w tym wypadku ono najlepiej „pasuje”) „uchodźców” stanowią oni mniejszość. Dla większości przybywających do Europy powodem dla opuszczenia ich ojczyzn była i jest sytuacja ekonomiczna i szukanie lepszego życia (uprzejmie proszę bez nadinterpretacji tego pojęcia) w Europie.

Raz jeszcze zaznaczam. Tak, znaczna część (nie śmiem podawać procentowo) to rzeczywiście uchodźcy. Tak, w Afryce i Azji trwają wojny, giną dorośli, giną dzieci. Chorują, głodują, cierpią i umierają. Ludzkim obowiązkiem (w moim przypadku także chrześcijańskim obowiązkiem) jest im pomóc. Jednoznacznie i bezwarunkowo. Jeśli trzeba – przyjąć u siebie, zaopiekować się i dać nadzieję na przyszłość. Odnieść się do nich z szacunkiem i zrozumieniem. Otrzeć łzy, wyleczyć, napoić, nakarmić, pomóc znaleźć pomysł na „nowe życie”!

Jednak przecież nie tylko uchodźcy szukają w Europie ratunku – migranci ekonomiczni także. Wiem, bo docieram do dostępnych w internecie przeróżnych raportów rządowych i pozarządowych. Prawda, niechętnie i bardzo często jedynie „między wierszami”, ale przyznają one, że właśnie tak jest. Wiem, bo spotykam się z pracownikami organizacji międzynarodowych, którzy przed pracą na Ukrainie pracowali w tych organizacjach w Europie i zetknęli się z „problematyką uchodźców” i teraz opowiadają mi o swoich doświadczeniach. Wiem, bo mam przyjaciół w Niemczech, Francji, Anglii, Holandii, Hiszpanii, Włoszech. Są to ludzie aktywni i chętni do niesienia pomocy. Wielu z nich jeszcze w 2015 roku zgłosiło się (jako wolontariusze) do lokalnych organizacji pomagających uchodźcom. Przez cztery lata, które minęły od początku uchodźczego kryzysu, „nazbierałem” bezlik opowieści o ich kontaktach i rozmowach z „uchodźcami”. Dlaczego używam cudzysłowu? Ano właśnie dlatego, że tak naprawdę to w znamienitej większości przypadków moi przyjaciele rozmawiając z „uchodźcami”, rozmawiali z migrantami ekonomicznymi. Nie piszę zarobkowymi, bo mało który z nich deklarował chęć podjęcia pracy (to oddzielny temat).

Znowu zastrzeżenie – absolutnie nie staram się kogokolwiek przedstawić w złym świetle. Powtarzam relacje ludzi nastawionych do uchodźców przychylnie, ludzi uczciwych, ludzi dobrych, ludzi, którym wierzę. Tylko tyle.

Tym samym, zdrowy rozsądek i posiadana wiedza pozwalają mi na stwierdzenie, że przybywająca do Europy grupa „uchodźców” w istocie dzieli się na dwie grupy. Pierwszą, mniejszą – uchodźców. Drugą, znacznie większą – migrantów ekonomicznych. Jednak ideologiczny amok i skrajne upolitycznienie problematyki uchodźców pozwalają na zastosowanie w stosunku do obu tych grup paskudnej manipulacji. Otóż, w zależności od potrzeb i korzyści, jedni przypisują cechy tej pierwszej – tej drugiej, inni tej drugiej – tej pierwszej. Dzięki zastosowaniu absolutnie nieusprawiedliwionej generalizacji maluje się przed naszymi oczyma dwa dychotomiczne obrazy uchodźczej problematyki. Na jednym, wszyscy – to uchodźcy godni takiego samego współczucia i pomocy. Na drugim, wszyscy – to migranci ekonomiczni spragnieni socjalnych wypłat. Zarówno ten pierwszy, jak i ten drugi obraz niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.

Zwracam na to uwagę, gdyż właśnie te manipulacje i ich następstwa uważam za decydujące dlatego, że żadna sensowna i rzeczowa rozmowa na temat rozwiązania problemu uchodźców się nie toczy. Podporządkowanie ocen oderwanym od rzeczywistości ideologicznym dogmatom i skrajne upolitycznienie początkowej dyskusji doprowadziło do tego, że obecnie jesteśmy świadkami dwóch monologów, a w skrajnym wypadku dwóch strumieni oskarżeń, pomówień, wyzwisk i zniewag. Nie sposób bowiem rozmawiać, gdy „dyskutanci” pod tym samym pojęciem rozumieją różne sprawy. Nie sposób rozmawiać, gdy ideologiczne dogmaty mają większą wagę od logicznych argumentów. Jeśli zaś tak, jeśli już samo postrzeganie istoty problemu jest tak bardzo zdeformowane przez manipulację, jeśli używane w dyskusji te same słowa są różnie pojmowane i wreszcie, jeśli to nie prawda, zdrowy rozsądek i logika decydują o wadze argumentu – to jaki problem można rozwiązać i jak rozwiązywać problemy?

Może, po przeczytaniu powyższego, ktoś odnosi wrażenie, że ja migrantów ekonomicznych uważam za jakiś „gorszy sort” niegodny pomocy? Błąd! To nie tak! Jestem jedynie przeciwnikiem tego, by nazywać ich uchodźcami. Po pierwsze, to nieprawda – chociażby z przyczyn formalnych – oni WYCHODZĄ, a nie UCHODZĄ do Europy nie przed prześladowaniami, wojną i śmiercią, ale w poszukiwaniu „nowego życia”. Po drugie, to szkodzi właściwym uchodźcom – uniemożliwia udzielenie uchodźcom takiej pomocy, która jest właśnie uchodźcom potrzebna (chociażby poprzez ich „rozmycie się” w grupie, ale nie tylko to), a także daje argumenty tym, którzy są przeciwnikami udzielania pomocy komukolwiek. Po trzecie, uniemożliwia udzielenia właściwej pomocy tymże samym migrantom – oni potrzebują pomocy, ale innej niż ta, której potrzebują uchodźcy. Oczywiście, przyjmą każdą, ale – z wielu, bardzo różnych powodów – pomoc ta nie rozwiąże ich problemów, przeciwnie, z czasem stworzy nowe. Obiecuję, że kiedyś jeszcze o tym napiszę.

Pewna dygresja, która powinna pomóc w zrozumieniu, dlaczego za tak ważny problem prawidłowego używania pojęć uważam. W ostatnich kilku latach do Polski przyjechało około 2 milionów obywateli Ukrainy (różne są szacunki). Prawda, na Ukrainie trwa wojna, giną ludzie, cierpią staruszkowie, dzieci, kobiety, mężczyźni. Na terytorium Ukrainy mają miejsce prześladowania za religijne przekonania i polityczne poglądy – chociażby Krym. Jednakże ci Ukraińcy, którzy wyjechali do Europy, nie uciekli, a właśnie wyjechali. Wyjechali z przyczyn ekonomicznych w poszukiwaniu „lepszego życia”. Wjechali do Polski (nie tylko Polski) legalnie (w większości), ciężko pracują, zarabiają.

Teraz proszę przygotować się na szok! Pytam się bowiem – czym się różnią podstawowe motywy które doprowadziły do opuszczenia ojczyzny przez migranta ekonomicznego z Afryki/Azji i migranta ekonomicznego z Ukrainy? Raz jeszcze zaznaczam, zwracam uwagę, wytłuszczonym drukiem piszę! Nie o uchodźców się pytam! Nie o tych w których miastach strzelają, w których wsiach umierają od chorób i głodu, w których regionach prześladują za wiarę czy poglądy! Pytam się o tych, którzy uchodzą/przyjeżdżają do Niemiec, Włoch, Polski, Hiszpanii, Francji w poszukiwaniu „lepszego życia” – mówiąc prostym językiem „za pieniędzmi” i „za chlebem”.

Uważam, że jeśli zastosować do tych milionów Ukraińców jeden ze zdeterminowanych ideologicznie sposobów oceny, to zgodnie z nim ONI SĄ UCHODŹCAMI!!! Przy czym, co najzabawniejsze, to, że są oni uchodźcami będzie wynikało z przyjęcia za słuszne i prawdziwe tych kryteriów, które są stosowane przez znaczną część Europy (tak to nazwijmy) w odniesieniu do migrantów ekonomicznych z Afryki i Azji właśnie! Przypominam, że próba takiego właśnie zakwalifikowania (uchodźcy) przybyłych do Polski obywateli Ukrainy wywołała w Europie powszechne oburzenie i kpiny. Osobiście ja, Ukraińców pracujących i mieszkających w Polsce (i nie tylko) za uchodźców nie uważam, ale nie uważam za nich także tych WYCHODŹCÓW (właśnie tak!) z Azji i Afryki, którzy udają się do Europy nie uciekając przed śmiercią i prześladowaniami, lecz z przyczyn ekonomicznych.

Jak zwykle, ograniczony formą i czasem nie doprowadzam mych rozważań do końca. Mimo tego jestem zadowolony – mam bowiem nadzieję, że w powyższym tekście udało mi się zwrócić uwagę czytelników przezacnego Kuriera Galicyjskiego, że w świecie politycznej poprawności i ideologicznego dogmatyzmu te same pojęcia i słowa nie zawsze to samo znaczą. Nawet więcej, że to co konkretnym pojęciem lub słowem jest nazywane, niekoniecznie spełnia kryteria pozwalające na używanie takiej nazwy. Wreszcie na to, że u samej podstawy „uchodźczego problemu” został położony kamień, o który musi się potknąć każdy, kto chce ten problem rozwiązywać. Szerzej zaś na sprawę spoglądając – wszystko powyższe po raz kolejny dowodzi jakie opłakane są skutki rezygnacji ze zdrowego rozsądku.

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 15-16 (331-332), 30 sierpnia – 16 września 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X