Juliusz Słowacki w Ziemi Świętej Grota Mleczna, dzisiajwbetlejem.pl

Juliusz Słowacki w Ziemi Świętej

Rozmowa Anny Gordijewskiej z Mariuszem Olbromskim, literatem i muzealnikiem.

Święta Bożego Narodzenia, czas kiedy nasze myśli i serca kierują się do Ziemi Świętej, do Betlejem, do groty narodzenia Chrystusa. Dzisiaj, jak wiemy, ta ziemia jest tragicznie dotknięta wojną, podobnie jak Ukraina. Właśnie tam, do Ziemi Świętej od czasów średniowiecza podążali pielgrzymi, także polscy. Wielu z nich pozostawiło w naszych dziejach bardzo niezwykłe świadectwa tych podróży, przeżyć duchowych, spotkań z miejscami uświęconymi obecnością Jezusa Chrystusa. Jedną z najbardziej znanych postaci w dziejach naszej kultury, która odwiedziła Jerozolimę i Betlejem był Juliusz Słowacki. Jak przebiegała jego podróż, jakie pozostawiła echa w jego twórczości?

Juliusz Słowacki, Rycina Jamesa Hopwooda. pl.wikipedia.org/domena publiczna

Juliusz Słowacki wyruszył w podróż na Wschód, na szlaku której znalazła się Ziemia Święta, w końcu sierpnia roku 1836. Wyprawa ta ubogaciła go intelektualnie, przemieniła duchowo, pogłębiła religijnie, zainspirowała do napisania wielu utworów, z których część jest arcydziełami literatury. Towarzyszem jego sześciomiesięcznej podróży był Zenon Brzozowski, a także bracia Aleksander i Stefan Hołyńscy. Słowacki poznał ich wszystkich we Włoszech, w Neapolu latem 1836 roku. Zenon Brzozowski był bogatym ziemianinem z guberni podolskiej, miał staranne wykształcenie, uczył się w Liceum Krzemienieckim, a więc był, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, Słowackiego rodakiem z „małej ojczyzny”. Niektórzy badacze biografii autora „Kordiana” twierdzą, że obaj znali się przypuszczalnie jeszcze z czasów krzemienieckich, choć nie ma na to potwierdzenia. Brzozowski był osobą zacną, filantropem wspierających młodych, początkujących artystów, a także osoby w trudnych warunkach, na co podobno poświęcił część swego dużego majątku. Z kolei bracia Hołyńscy wywodzili się z bardzo starego rodu szlacheckiego, posiadali majątki w guberni mohylowskiej. Na trasie wyprawy Słowackiego na Wschód z Włoch, właśnie z Neapolu, znalazła się Grecja, Egipt, Syria i Palestyna. Podróż Słowacki zakończył w zasadzie w Bejrucie. Gdy zdecydował się na tę peregrynację miał 27 lat, ale w jakimś sensie przygotowywał się do niej już od dzieciństwa, od wczesnej młodości. Przypomnijmy, że jego ojciec Euzebiusz był nie tylko utalentowanym literatem, twórcą dramatów, ale i profesorem Gimnazjum Wołyńskiego w Krzemieńcu, filologiem klasycznym, znawcą kultury antycznej; greckiej, rzymskiej, egipskiej; przekładał Homera. Jego syn oczywiście znał dobrze i chłonął od wczesnych lat szkolnych „Iliadę” i „Odyseję”, inne dzieła klasyków greckich i rzymskich, a więc spotkanie z zabytkami kultury antycznej na terenie Grecji, w Atenach, na wyspach, na Peloponezie, w czasie tej wyprawy było niezwykłym i poruszającym dopełnieniem rozbudzonych dużo wcześniej zainteresowań. Trzeba też wspomnieć o innym źródle inspiracji tej wyprawy. To właśnie w okresie wczesnego romantyzmu po raz kolejny w dziejach Europy wzrosło zainteresowanie antyczną Grecją jako kolebką kultury europejskiej. Ale dla Słowackiego był to kraj również szczególnie interesujący ze względu na dzieje współczesne. Wszak to wtedy Grecy zdołali rzucić z siebie jarzmo tureckie w czasie powstania narodowego. Słowacki myśląc wciąż intensywnie o zniewolonej wówczas Polsce, jej beznadziejnym położeniu po upadku powstania listopadowego, szukał dróg, wzorców odmiany tej sytuacji.  Był mocno zafascynowany postawą i dokonaniami współczesnych mu Greków. Ale też dobrze pamiętał o antycznej bitwie pod Maratonem, Salaminą, o Leonidasie, Spartanach i przesmyku termopilskim. Romantyzm był też czasem rozbudzenia zainteresowań Orientem, który stał się wówczas bardzo modny. Tak się przedziwnie złożyło, że bliski przyjaciel Słowackiego z czasów wileńskich, Ludwik Spitznagel, poeta, poliglota, absolwent Instytutu Orientalistyki w Petersburgu, o którego samobójstwie wspomina w przejmującym wierszu „Godzina myśli” był osobą szczególnie zafascynowaną tą tematyką i zapewne wiele swych myśli na ten temat przekazał przyjacielowi. Między innymi to ta przyjaźń skierowała, jak chyba wolno sądzić, myśl Słowackiego ku egzotycznemu Wschodowi, czego wyrazem są też, między innymi jego młodzieńcze utwory „Arab” i „Szanfary”, „Fragmenty arabskie”. Poemat „Arab” o kolorycie orientalnym powstał w Warszawie w listopadzie 1930, zaś tytułowy, bezimienny bohater jest przepojony nienawiścią do świata i ludzi, pragnie czynić zło. Utwór został opublikowany w pierwszym tomie „Poezyj” Słowackiego w kwietniu 1832 roku, podobnie jak „Szanfary”.

Taka półroczna podróż zapewne była kosztowna. Czy po raz kolejny wsparła go finansowo, także w realizacji tego zamiaru, matka Salomea?

Poeta rzeczywiście pisał w tej sprawie do matki, ale zanim mu odpowiedziała, pożyczył fundusze przypuszczalnie od Hołyńskich, którzy chętnie się na to zgodzili. Była to znaczna kwota, bo tysiąc rubli. Miał całą sumę zwrócić w ciągu czterech lat. Wszystko więc układało się pomyślnie. Jednak już przed samym wyjazdem Słowacki mocno się wahał, czy wyruszyć w tak daleką i niebezpieczną wówczas podróż, chociażby ze względu na panującą na wschodzie wtedy epidemię dżumy. Gorąco namawiali go do tej wyprawy zarówno Zenon Brzozowski oraz Aleksander i Stefan Hołyńscy. Jednak poeta mocował się wewnętrznie, nie był zdecydowany. Bezpośrednią inicjacją do tej podróży stała się Biblia.

Bazylika Grobu Pańskiego w Jerozolimie

Jak to możliwe, jak to się stało?

Słowacki czytał intensywnie i rozważał przez wiele lat Biblię, medytował jej przekaz. Egzemplarz, który był w jego posiadaniu, nosi ślady wielu glos, podkreśleń. W liście do matki Salomei z września 1834, a więc na dwa lata przed wspomnianą podróżą, pisał z Genewy: „Do mojej polskiej biblioteki przybyła mi Biblia w naszym języku, którą często z rozkoszą czytam.” I właśnie w sprawie ostatecznej decyzji zawierzył Biblii. Sięgnął – na wzór protestantów – po wskazówkę do Księgi ksiąg. Otworzył tekst Pisma Świętego – w przypadkowo wybranym miejscu. Odczytał zdanie z Listów Apostolskich „Kościoły azyjskie pozdrawiają was”. To ostatecznie zadecydowało. Notabene, wydaje mi się, że w licznych rozważaniach o motywacji w podjęciu decyzji przez Słowackiego o tej podróży dawni i współcześni badacze zbyt mało uwagi poświęcają właśnie głęboko zakorzenionym w jego umyśle tęsknotom religijnym. Oczywiście świat helleński, orientalny był dla Słowackiego szczególnie pociągający, fascynujący, wówczas modny, co więcej owiany urokiem poezji Byrona i refleksyjnych opisów François R. Chateaubrianda – ale najgłębiej chyba zakodowaną w duszy Słowackiego potrzebą było pogłębienie się religijne. Tak jak i dziś jest to pragnienie wielu tysięcy pielgrzymów, które kieruje ich do Jerozolimy. Wszak jego dom rodzinny i Krzemieniec to było miejsce bogatego życia nie tylko intelektualnego, ale i religijnego. W wielu jego listach do matki znajdujemy choćby tęskne wspomnienia przeżyć w rodzinnym domu z okresu Bożego Narodzenia.

Stara Forteca w mieście Kerkyra. gdzietymrazem.pl

Skąd dzisiaj wiemy o trasie tej wielkiej jak na tamte warunki wyprawy i co się podczas niej wydarzyło?

Przede wszystkim z pięknych i obszernych listów poety do matki w których opisywał swe wrażenia i przeżycia. Także z notatnika poety, który zabrał ze sobą i się z nim nie rozstawał. Notował w nim dzień po dniu krótko – hasłami to co uznał za najbardziej interesujące. Dziś dla badaczy to bezcenny dokument. Wreszcie trzeba wspomnieć o tym, że pisał na kartkach fragmenty swych utworów, a także rysował i malował, między innymi antyczne ruiny, sceny rodzajowe w Egipcie, często znacząc prace datami. Na modę romantyczną tworzył też dziennik wędrowcy często również sygnując poszczególne zapisy datami. Stąd dość dokładnie dziś wiadomo, gdzie wędrował, jaką trasą, gdzie i jakim płynął okrętem, kiedy jechał na koniu, a kiedy na wielbłądzie, z kim podróżował i z kim się spotkał. Oto 28 sierpnia wyruszył z Brzozowskim z Oranto statkiem, parowcem, 18 września dotarł do Argos, dzień później był w Koryncie, od 20 września przebywał  tydzień w Atenach, które go olśniły i zachwyciły. 12 października opuścił Grecję i po ośmiu dniach na morzu zobaczył z pokładu żaglowca z dala przy zachodzie słońca Aleksandrię. Pod wpływem tego niezrównanego widoku powstał wówczas słynny wiersz „Smutno mi, Boże”. Następnie prawie przez dwa miesiące zwiedzał Egipt, między innymi piramidy, pływał łódką po Nilu, by w końcu podjąć dalszą podróż do Ziemi Świętej. Egipt był to także czas jego intensywnej pracy twórczej – malował, rysował, ale też tam – jak przypuszczają badacze – rozpoczął pisanie swego słynnego poematu – „Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu”. Miał jeszcze wtedy świeże i mocne wrażenia z Grecji, które starał się zatrzymać słowem… Już w Pieśni I pisał jednak też o głównym celu swej peregrynacji:

„Lecz ja wyjeżdżam pod Golgoty krzyże, Po święte myśli i szkaplerze święte..”

Akropol ateński. bryla.pl

Czy cały ten poemat powstał w czasie tej podróży?

Nie, „Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu” nie została, niestety, ukończona, a poszczególne jej części zapisał Słowacki w różnych miejscowościach. Pieśni 1–6 powstały na Wschodzie, później jeszcze poeta dopisał pieśń 8 i 9 w Paryżu w 1839 roku. Nie wiadomo, czy zaginęła czy nigdy nie powstała Pieśń II. Warto podkreślić, że po raz pierwszy całość utworu została wydana właśnie we Lwowie w roku 1866 w opracowaniu prof. Antoniego Małeckiego. Utwór pisany jest sekstyną, olśniewa czytelnika pięknem opisu mijanych miejsc, kreśli słowem cudowne obrazy, pełne dynamiki, zmiennych barw, świateł i często łączy je z refleksjami na różne tematy. Utwór jest pełen różnego rodzaju dygresji, niekiedy ironii, humoru, także patosu, odzwierciedla zmienne nastroje piszącego, błyskotliwe refleksje. To dla mnie zupełnie mistrzowski balet słowa i myśli. Niestety, wbrew tytułowi poemat nie zawiera opisu Ziemi Świętej. I różne można snuć na ten temat przypuszczenia. Być może uznał, że refleksje o tych wyjątkowych miejscach dla każdego chrześcijanina, dla niego, wymagają innej formy utworu, innego tonu, osobnej frazy. Choć nie utrwalił tego wierszem, ale jednak poeta dotarł z Egiptu do Jerozolimy i wielu miejsc Ziemi Świętej, choć nie bez poważnych przeszkód. Najwyraźniej chciał być tam na Boże Narodzenie, ale stało się to niemożliwe.

No właśnie, jak wyglądała jego podróż z Egiptu, czy trudno było dotrzeć do Palestyny?

Słowacki, jak wspomniałem, pragnął spędzić święta Bożego Narodzenia w Jerozolimie. Wyruszył 10 grudnia z Kairu przez pustynię na wielbłądach do Gazy. Przewodnikiem był Arab Soliman, wytrawny przewodnik, wynajmowany przez wielu sławnych turystów. Niestety, na granicy między Egiptem a Syrią karawana została zatrzymana na pustyni w pobliżu miasteczka El-Arisch, z powodu epidemii na odbycie dwunastodniowej kwarantanny. Opis pustyni, burzy deszczowej na niej, całego tam pobytu znajdujemy w liście z dnia 19 lutego 1937 roku napisanym do matki w Bejrucie. Na szczęście włoski lekarz w służbie egipskiej dr Steble, udzielał pomocy podróżnym. Przymusowe czekanie urozmaicał Zenon Brzozowski, grając na flecie stare kolędy polskie. W wigilię Bożego Narodzenia gwałtowna burza omal nie zatopiła namiotów podróżnych. To podczas tego pobytu wspomniany arabski przewodnik Soliman opowiedział Słowackiemu historię Araba, któremu dżuma zabrała żonę i siedmioro dzieci. Dwa lata później, przypuszczalnie we Florencji, Słowacki pod wpływem tego pustynnego opowiadania napisał jeden ze swych najlepszych utworów „Ojca zadżumionych”. Tytułowy bohater, stylizowany przez poetę na Hioba, nie buntuje się mimo tej tragedii przeciw losowi, ani nie pogrąża w skrajnej rozpaczy. Po zakończeniu kwarantanny podróżni wyruszyli konno przez Gazę i Jaffę do Jerozolimy. Dotarli tam 13 stycznia 1837 roku o 9 godzinie wieczorem. Sugestywny opis tych chwil znajdujemy w liście do matki z Bejrutu z dnia 19 lutego 1837 roku. Pisał: „Bramy miasta zamknięte – cisza grobowa – księżyc – szczekania psów odpowiadające na nasz stuk do bramy – niepewność czy furmany nasze otrzymają nam wejście, czy trzeba będzie na polu nocować”. Ale w liście tym najbardziej przejmujący jest opis pobytu w bazylice następnej nocy, którą poeta spędził samotnie na żarliwej modlitwie u Grobu Chrystusa. Jak wyznawał, po zamknięciu świątyni o godzinie siódmej wieczorem z płaczem rzucił się na kamień grobowy i spędził na modlitwie pogłębianej lekturą Biblii cały wieczór aż do północy, kiedy to nabożeństwa różnych wyznań wówczas zaczęte przerwały jego samotne dialogi z Bogiem. Niezwykle sugestywny jest opis w liście tych mszy świętych różnych kościołów, bardzo precyzyjny, odpowiadający realiom, co mogłem kilka lat temu stwierdzić podczas swego pobytu w tej świątyni. Jak wspomina Słowacki, około drugiej godziny w nocy przybył do Grobu Chrystusa jezuita polski Maksymilian Ryłło, a poeta służył mu do mszy zakrywszy jednak uprzednio na jednej z lamp kaplicy rosyjskiego orła, na którego nie mógł spokojnie patrzeć. Jest w tym liście jedna zakodowana informacja, jedno krótkie zdanie, które porusza mnie zawsze szczególnie. Brzmi ono tak „Grecy na grobie odprawiali mszę, potem Ormianie, o drugiej w nocy ksiądz rodak wyszedł ze mszą na intencję mojej kuzynki, a ja klęcząc w tym miejscu, gdzie anioł biały powiedział Magdalenie: „Nie ma Go tu, zmartwychwstał! słuchałem całej mszy z głębokim uczuciem”. Kluczem do zrozumienia w pełni tego zdania jest słowo „kuzynka”. Takim szyfrem posługiwał się poeta w listach do matki określając tym słowem Polskę. Zatem Słowacki zamówił mszę świętą za zmartwychwstanie z niewoli Polski i modlił się o to przy grobie Zmartwychwstałego Chrystusa. To głęboko poruszające i piękne. Zawsze o tym pamiętam, gdy zamawiam mszę świętą za jego duszę w kościele parafialnym w Krzemieńcu na początku „Dialogu dwóch Kultur” i kiedy składamy w tej świątyni kwiaty pod jego pomnikiem. Noc spędzona w Bazylice Grobu przeobraziła też duszę poety, miała dla niego ogromne znaczenie.

Eloe, Jacek Malczewski, 1909. Ze zbiorów Lwowskiej Galerii Obrazów im. B. Woźnickiego

Czy później Słowacki odwiedził również inne miejsca w Palestynie?

Tak, pisze nawet o tym w tym samym wspomnianym liście. Pisał: „ Jeździłem do Morza Martwego, do Betlejem, gdzie także na żłóbku Chrystusa słuchałem odprawianej mszy. Wszystkie te okolice Jerozolimy napełniają serce jakąś prostotą i świętością. Miło widzieć wioseczkę Jerycho, niegdyś zrujnowaną głosem trąby wodza Boskiego. Ale żeby opisać wszystkie te szczegółowe i wszystkie wrażenia, jakich się doznało, depcząc ziemię palestyńską, trzeba by na to dzieła”.  Po zwiedzeniu Tyberiady, następnie Damaszku oraz hellenistycznych ruin Palmiru i Balbeku, by odpocząć Słowacki zatrzymał się na sześć tygodni w ormiańskim klasztorze Betcheszban w górach Libanu. Tam pożegnał się ze swym towarzyszem podróży Zenonem Brzozowskim, który udawał się w dalszą wędrówkę do Konstantynopola. Tam, w tym klasztorze, przyjęty przez ormiańskich mnichów bardzo życzliwie, zamknięty w swej celi, pełen wrażeń z Ziemi Świętej, Słowacki napisał swe arcydzieło jakim jest „Anhelli”, poemat pełen uczuć jakie wzbudziła w nim noc przy grobie Chrystusowym. Dzieło stylizowane jest na prozę biblijną. Tytułowy bohater, młodzieniec o imieniu Anhelli, o rysach Chrystusa, wraz ze swym przewodnikiem – Szamanem wędrują po polskim piekle jakim jest Syberia, miejsce kaźni i nieszczęść tysięcy zesłańców, zarazem ich duchowego upadku. Poeta rozwija w kolejnych fragmentach dzieła jakby coraz to inne stacje naszej narodowej drogi krzyżowej. Anhellemu towarzyszy Eloe – anielica, a także Ellenai – pokutnica, towarzyszka wygnania, nosząca w sobie rysy Marii Magdaleny, po której śmierci Anhelli również kończy swój żywot. Nie budzi się na wezwanie rycerza, który jednak przybywa. Juliusz Kleiner, najwybitniejszy znawca twórczości Słowackiego – oczywiście ze Lwowa – w konkluzji swych refleksji o tym poemacie pisze: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci”. Bolesne te słowa Chrystusa wchłonął ewangeliczny poemat o nieszczęśliwym, słabym, niedojrzałym narodzie męczeńskim, o pokoleniu skazanym na zagładę. Ale jest to zarazem poemat wiary w Boga, wiary w jednostkę świętą, wiary w ducha narodu, wiary w lud”. Wizyjnością tego arcydzieła zachwyciło się wielu polskich artystów, choćby Ludomir Różycki, który pod jego wrażeniem stworzył przepiękny Poemat symfoniczny. Z malarzy szczególnie zachwycił się nim Jacek Malczewski. Warto wędrując dziś po Lwowskiej Galerii Obrazów zwrócić uwagę na jego arcydzieła natchnione tym wizyjnym poematem.

Bardzo dziękuje za tę interesującą rozmowę.

Ja również. Przy okazji pragnę Redakcji i wszystkim Czytelnikom „Nowego Kuriera Galicyjskiego” złożyć najserdeczniejsze życzenia  na Święta Bożego Narodzenia: „Bóg się rodzi, moc truchleje!!!”

Rozmawiała Anna Gordijewska

Tekst ukazał się w nr 23-24 (435-436), 19 grudnia – 15 stycznia 2023

Anna Gordijewska. Polka, urodzona we Lwowie. Absolwentka polskiej szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ukończyła wydział dziennikarstwa w Lwowskiej Akademii Drukarstwa. W latach 1995-1997 Podyplomowe Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa na KUL. Prowadziła programy w polskim "Radiu Lwów". Nadawała korespondencje radiowe o tematyce lwowskiej i kresowej współpracując z rozgłośniami w Polsce i za granicą. Od 2013 roku redaktor - prasa, radio, TV - w Kurierze Galicyjskim, reżyser filmów dokumentalnych "Studio Lwów" Kuriera Galicyjskiego. Od września 2019 roku pracuje w programie dla TVP Polonia "Studio Lwów". Otrzymała nagrody: Odznaka "Zasłużony dla Kultury Polskiej", 2007 r ., Złoty Krzyż Zasługi, 2018 r.

X