Józef Nowakowski – organista katedry lwowskiej (1894-1990). Część 3 Uczniowie lwowskiej katedralnej szkoły organistów. (Pierwszy od prawej) Julian Nowakowski, ze zbiorów autorki

Józef Nowakowski – organista katedry lwowskiej (1894-1990). Część 3

W działalności Józefa Nowakowskiego, obejmującej ponad 70 lat, wyraźną cezurę stanowi druga wojna światowa. Z powodu jej następstw wszechstronna działalność muzyka uległa zasadniczemu ograniczeniu – została praktycznie zamknięta w murach katedry. Jednak zdobyte przez organistę przed wojną wiedza, umiejętności, doświadczenie, zadzierzgnięte wówczas przyjaźnie i znajomości okazały się na tyle solidne, trwałe i owocne, że w przeciągu czterdziestu pięciu powojennych lat stanowiły doskonałą bazę do utrzymania muzyki kościelnej w katedrze na możliwie najwyższym w tamtych realiach poziomie. Nowakowski, skupiając wokół siebie liczne grono sprzymierzeńców, muzyków zawodowych i amatorów, stał się gwarantem zachowania ciągłości tradycji muzycznej.

Gdy świat wokół poddawany był drastycznym próbom wcielenia nowych ideologii, katedra pozostawała nie tylko oazą wiary, ale i żywym ogniskiem kultury chrześcijańskiej. Dzięki Nowakowskiemu kultywowana była nie tylko od święta, a na co dzień, z wielkim zaangażowaniem, w oparciu o najlepsze wzorce wykształcone w okresie, kiedy to Lwów zaliczany był do czołowych ośrodków na mapie polskiej kultury muzycznej. Wszak Aleksander Medyński, przedstawiając bogactwo architektury i sztuki Bazyliki Metropolitalnej w przewodniku po Lwowie z 1937 roku, uznał za stosowne zaznaczyć również, że: „[…]Lwów jest jednym z tych nielicznych miast w Polsce, w którym z chóru kościelnego w niedzielę i święta oraz w czasie uroczystości kościelnych i narodowych rozbrzmiewają potężne tony wspaniałych kompozycyj”.

Przyjrzyjmy się zatem działalności muzycznej Józefa Nowakowskiego w ciągu pięciu bez mała powojennych dziesięcioleci oraz środowisku, które w niej współuczestniczyło.

Józef Nowakowski z żoną Wandą i Janem Hladym (od prawej). Krynica, 1930 rok, ze zbiorów autorki

Działalność pedagogiczna

Jedną z dziedzin, którą Nowakowski mógł kontynuować w okresie powojennym, jakkolwiek w innej nieco formie i ograniczonym zakresie, była działalność pedagogiczna. Jak już wspomniałam, w ciągu kilkunastu lat poprzedzających wybuch drugiej wojny światowej stał na czele trzyletniej szkoły organistowskiej funkcjonującej przy katedrze. W latach siedemdziesiątych XX wieku w kaplicy pw. św. Józefa można było zobaczyć relikt po tej placówce w postaci niedużych kilkugłosowych organów piszczałkowych przeznaczonych do ćwiczeń. W przeciwieństwie do tzw. małych organów katedralnych instrument ten posiadał oprócz manuału (klawiatury ręcznej) również klawiaturę nożną (pedał). Nieużywany już wówczas, a zajmujący sporo miejsca, z polecenia o. Rafała został rozebrany, piszczałki zaś użyto do wzmocnienia wielkich organów katedralnych podczas ich rekonstrukcji.

Do grona uczniów szkoły w międzywojniu należał m.in. młodszy brat dyrektora, Julian Nowakowski, równie utalentowany i rokujący duże nadzieje jako świetny organista. Jeszcze przed wybuchem wojny rozpoczął on pracę organistowską na terenie Lwowa (według jednej z wersji był organistą w zabytkowym XVI-wiecznym kościółku św. Zofii, położonym na terenie dzielnicy willowej zwanej Zofiówką). Po ekspatriacji porzucił jednak ten zawód na rzecz pracy biurowej. Wobec likwidacji szkoły organistowskiej po wojnie profesor Nowakowski mógł kształcić młodzież już tylko prywatnie. Stał się w tamtym okresie jedynym we Lwowie posiadającym tak rozległe kompetencje, wiedzę i doświadczenie organistą i pedagogiem. Należy wziąć pod uwagę fakt, że w 1945 roku została zlikwidowana klasa organów w konserwatorium lwowskim (obecna w konserwatorium Galicyjskiego/Polskiego Towarzystwa Muzycznego niemal od początku istnienia tej zasłużonej instytucji), a próby jej reaktywacji na radzieckiej już uczelni podejmowane w latach 50., a potem 80. XX wieku zostały uwieńczone jedynie krótkoterminowym powodzeniem. Po upływie czasu ustalenie listy uczniów Józefa Nowakowskiego z tamtego okresu nastręcza spore trudności, gdyż fakt pobierania nauki, jak i personalia ze względu na dobro samych adeptów nie były „upubliczniane”. Kandydaci do tego zawodu, często studiujący jednocześnie na uczelniach państwowych lub podejmujący pracę zawodową w instytucjach publicznych nie afiszowali się na ogół z dodatkowym zajęciem, jakim była praca organisty. Że te obawy nie były bezpodstawne, świadczy dobitnie los Andrzeja Nikodemowicza (1925–2017), kompozytora, pianisty, pedagoga, który był również organistą w kościele św. Marii Magdaleny. Za „przekonania religijne” został w 1973 roku odsunięty od pracy w konserwatorium lwowskim, skasowano również w lwowskim radiu wszystkie jego nagrania. Pozbawiony środków do życia, mimo solidarnej pomocy ze strony środowiska, zdecydował się w 1980 roku na wyjazd z rodziną do Lublina.

W obliczu wraz z wiekiem ubywających Nowakowskiemu sił fizycznych, a przybywających mu jednocześnie w katedrze odpowiedzialnych funkcji, zaistniała paląca potrzeba zaangażowania stałego pomocnika. Oprócz absorbującej pracy organizacyjnej i zajęć związanych z prowadzeniem kancelarii parafialnej przez wiele lat sam wykonywał swoje zasadnicze obowiązki organistowskie. Należała do nich przede wszystkim gra podczas Mszy św. o godz. 7:30, 10:00, 19:00 w dni powszednie i o godz. 7:30, 11:00, 13:00, 19:00 w niedziele i święta. W 1960 roku naukę u Nowakowskiego podjął z polecenia ks. Edwarda Saletnika, proboszcza z Mościsk, 17-letni wówczas Bronisław Pacan (ur. 1943). Zaprzyjaźniony z Nowakowskim kapłan, który po czterech latach, czterech miesiącach i czterech dniach z sowieckich łagrów powrócił do swojej parafii, zauważył talent muzyczny i zmysł organizacyjny młodzieńca, który odnalazłszy na chórze mościskiego kościoła parafialnego nuty pasji ks. Wojciecha Ignacego Lewkowicza (1901–1971) (Pasja, czyli opis bolesnej męki i śmierci Jezusa Chrystusa, Pana naszego wg Ewangelii św. Mateusza), wykonał ją siłami miejscowych amatorów entuzjastów.

Młody organista nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. W krótkim czasie poczynił tak duże postępy, że mógł już odciążyć profesora w jego obowiązkach organistowskich i umożliwić mu letnie wyjazdy na kurację do Truskawca. Podejmował się również już wtedy odpowiedzialnych, zlecanych przez mistrza zadań poza katedrą, jak pomoc w parafii w Samborze, gdzie zachował się do dziś instrument lwowskiej firmy Jana Śliwińskiego, czy w kościele św. Marii Magdaleny we Lwowie, w którym z panem Kołazińskim jako kantorem u boku grał m.in. podczas ostatniej, jak się okazało, rezurekcji (o zamknięciu świątyni dowiedział się z listu profesora pół roku później, będąc już w wojsku na Kaukazie). Z czasem – powróciwszy do Lwowa po odbyciu trzyletniej obowiązkowej służby wojskowej – Bronisław Pacan stał się prawą ręką mistrza. Nowakowski wszelako popierał ambitne zamiary zdolnego ucznia w kwestii dalszego kształcenia, czy to w uzyskaniu dyplomu w zakresie dyrygentury czy pobierania lekcji prywatnych u renomowanych pedagogów śpiewu solowego, zdając sobie sprawę, na ile zdobyte umiejętności będą przydatne w pracy w katedrze. Zachęcał, wspierał, służył radą. Bronisław Pacan z wielkim uznaniem i szacunkiem wspomina swego Profesora, przywołując w pamięci różne sytuacje z czasu studiów, jak np. pierwsze samodzielnie odegrane w katedrze gregoriańskie „Te Deum”, które „znienacka” zaintonował swoim dystyngowanym basem ks. kanonik Karol Jastrzębski. Zdyszany profesor przybiegł na pomoc, nie do końca pewny jak jego wychowanek poradzi sobie z trudnym zadaniem. Wspomina również swoją pierwszą pracę na budowie w Mościskach, z powodu której ściągnął na siebie reprymendę profesora, niezadowolonego, że nie szanuje rąk, swego głównego „narzędzia pracy”. Przywołuje w pamięci też, jak z pewnym niedowierzaniem, ale zarazem i ukontentowaniem profesor przyjął deklarację początkującego ucznia, że na następną lekcję za tydzień przygotuje wszystkie gamy (dla niewtajemniczonych – jest ich 24). Słowa dotrzymał.

Józef Nowakowski (trzeci od lewej) w swoim mieszkaniu w katedrze w gronie rodziny i przyjaciół. Obok Nowakowskiego po lewej stronie siedzi tenor Jan Hlady, po prawej – dyrygent Władysław Pleń, za nim stoi (najwyższy) bas Marian Kołaziński. Pierwsza od prawej – żona Janina Nowakowska, ze zbiorów autorki

W kręgu sprzymierzeńców i z uczniem, Bronisławem Pacanem u boku

Nowakowski skupił wokół siebie grono śpiewaków – zawodowych i amatorów. Byli wśród nich bas-baryton Marian Kołaziński (1910–1986), artysta Teatru Miejskiego we Lwowie, przed wojną związany z wieloma chórami, m.in. znakomitym zespołem prowadzonym przez Michała Woźnego przy parafii św. Elżbiety, czy z męską „dwunastką” z parafii św. Marii Magdaleny; tenor, w międzywojniu występujący w wielu operach wystawianych na lwowskiej scenie Jan Hlady (1899–1988), uczeń osiadłego niegdyś we Lwowie włoskiego śpiewaka i pedagoga, rodowitego rzymianina, Augusta Dianniego; sopran Maria Lewicka (1892–1965). Dzięki ich głosom Nowakowski wzbogacał muzykę w liturgii – i to nie tylko w dni świąteczne, ale bardzo często również w powszednie – o religijne śpiewy solowe oraz duety kompozytorów muzyki polskiej i obcej. Śpiewacy ci odchodzili po kolei do wieczności, uszczuplając szeregi świadków i zarazem spadkobierców tej dawnej, przedwojennej muzycznej świetności. Najpierw pani Lewicka, potem 28 maja 1986 roku – pan Kołaziński. Po 1945 roku nie opuścił Lwowa, mimo iż został wpisany na listę udających się na Śląsk pod wodzą dyrektora Adama Didura artystów opery. Kołaziński posiadał głos o wyjątkowej mocy, skali i barwie. Był niezrównanym odtwórcą partii Jezusa w Pasji… wg Ewangelii św. Mateusza ks. Wojciecha Ignacego Lewkowicza, wykonywanej w latach 70. i 80. co roku w katedrze w Niedzielę Palmową pod kierownictwem Bronisława Pacana. Przejmujące do głębi duszy „Eli, Eli, lama sabachthani?… Eli, Eli, lama sabachthani? (Boże, Boże, czemuś mnie opuścił?)” w jego wykonaniu, rozbrzmiewające z chóru w niezwykle skupionej ciszy kilkutysięcznej rzeszy wiernych, do dziś mam w pamięci. Żył wiarą, sztuką i dla sztuki, mieszkając samotnie w skrajnie skromnych warunkach, najpierw blisko katedry przy ul. Trzeciego Maja (po wojnie przemianowanej na …Siedemnastego Września), a potem przy ul. Potockiego (Puszkina). Nie wykonywał partii pierwszoplanowych w operze, chociaż miał ku temu wszelkie predyspozycje. Na przeszkodzie w karierze stanęła mu obezwładniająca trema, z powodu której tego typu propozycje odrzucał. Jego talent w pełni natomiast rozkwitał w murach katedry. Wyprostowany, lekko oparty o filar szafy organowej, rosły, w charakterystycznej dostojnej i szlachetnej, pozbawionej cienia wyniosłości postawie, jako kantor górował swoim głębokim głosem, prowadząc umiejętnie śpiew ludu. Moniuszko, Donizetti, Surzyński, Żukowski – ileż to pięknych śpiewów z towarzyszeniem organowym Józefa Nowakowskiego wybrzmiało! Na pogrzebie Mariana Kołazińskiego na cmentarzu Janowskim o. Rafał Kiernicki powiedział pamiętne słowa: „Pękł dzwon katedralny”. Dwa lata przed Nowakowskim odszedł zasilić chóry niebieskie zawsze pogodny, mimo iż los nie szczędził mu bolesnych ciosów, zawsze skory do popisów wokalnych – również w różnych sytuacjach towarzyskich (aria Jontka z moniuszkowskiej „Halki”!) – Jan Hlady. „Chcę umrzeć zdrowy” – mawiał u schyłku życia. I tak się stało. Mając 89 lat zasnął na wieki, gdy jechał swoim zwyczajem na Mszę św. o godz. 10:00do katedry, ostatnim spojrzeniem ogarniając zza szyby tramwaju ulice ukochanego Lwowa.

Nowakowski w latach powojennych otoczył opieką chór męski katedry, tworząc w ten sposób przystań dla ocalałych z zawieruchy wojennej „rozbitków” ze zdziesiątkowanych, a tak przecież licznych przed wojną chórów lwowskich. Na użytek tego zespołu skomponował kilka pieśni (m.in. zbiór pieśni wielkanocnych na 3- i 4- głosowy chór męski a cappella). Chór śpiewał w katedrze w niedziele i święta podczas Mszy świętych o godz. 13:00 (zwanych we Lwowie „pierszówkami”), a gromadzących tradycyjnie inteligencję lwowską. Chociaż Nowakowski posiadał niezbędne kwalifikacje, nigdy chórem nie dyrygował, a obarczony licznymi obowiązkami, próby zwoływał sporadycznie. Chórem dyrygowali Władysław Pleń, niegdyś dyrygent Chóru Kolejarzy i Marian Lechowicz (1912–1987), członek przedwojennego „Barda”.

Chór męski nadawał ton uroczystym celebracjom w katedrze, działając siłą rozpędu przedwojennego i głównie takiegoż repertuaru. Od 1965 roku stając przy pulpicie dyrygenckim próbował ująć w ryzy tę pełną dobrych chęci, ale powoli wykruszającą się „starą gwardię” Bronisław Pacan. W roku 1971 roku przy aprobacie mistrza założył on działający do dziś pod jego kierownictwem chór mieszany – Chór Katedry Lwowskiej im. św. Jana Pawła II. Był to drugi powstały po wojnie – po Polskim Teatrze Ludowym – zespół działający w środowisku polskim we Lwowie i kultywujący polską kulturę.

Rola chóru w podtrzymaniu tradycji muzyki sakralnej i kultywowaniu wielowiekowego dziedzictwa przodków w tym zakresie jest nie do przecenienia. Przez kolejne niemal dwie dekady Nowakowski realizował akompaniament na organach podczas śpiewu chóru na pierwszówkach, dbał też, by zespół mógł funkcjonować normalnie nie wzbudzając przy tym szczególnie nadmiernego zainteresowania władz. Wobec żądań dostarczenia listy chórzystów stosowano np. powszechnie wypracowane przez Nowakowskiego i jego współpracowników wybiegi, jak sporządzanie częściowo fikcyjnej dokumentacji. Wymagane do wglądu władz listy chórzystów były w ten sposób zestawiane, by uchronić młodzież studiującą czy osoby szczególnie narażone. Liczbę członków zaniżano, wpisywano zaś – za uprzednią zgodą – osoby często nawet niezwiązane z chórem, zazwyczaj byli to parafianie-emeryci.

Mimo restrykcji ze strony władz, na chórze nie brakowało młodzieży i dzieci, gdyż chórzyści z reguły przychodzili z rodzinami i był to naturalny proces wdrażania młodego pokolenia do śpiewu w zespole. Bez atmosfery wzajemnego zaufania, którą na chórze stworzył Nowakowski, dyskrecji i podejmowanych odpowiednich środków ostrożności nie byłoby to możliwe. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych poszerzał się stopniowo repertuar chóru. Przybywało nowych utworów w języku polskim i łacińskim, śpiewanych z akompaniamentem organów bądź też a cappella. Zdarzało się, że w latach największego rozkwitu, gdy liczba chórzystów sięgała 70 osób, podczas jednej mszy św. śpiewały trzy chóry: męski, żeński i mieszany. Jeśli dodać do tego wspaniałych solistów – to otrzymamy panoramę życia muzycznego katedry, która choć odcięta od tak powszechnych dziś występów zespołów z zewnątrz, potrafiła się zdobyć na poziom należny „matce kościołów lwowskich”.

Bronisław Pacan w okresie nauki u prof. Nowakowskiego, przy fisharmonii będącej niegdyś własnością p. Galasa, dawnego organisty kościoła oo. Bernardynów we Lwowie. Mościska, początek lat 60. XX wieku, ze zbiorów autorki

Bronisław Pacan wspomina, że Nowakowski nawykły przecież do wysokiego poziomu chórów śpiewających w katedrze przed wojną lubił mawiać „lubię ten twój chór”. Śpiew w chórze katedralnym pociągał wielu, i młodych i starszych, mimo że takie zaangażowanie można było przypłacić utratą pracy, bądź też narazić się na inne przykre konsekwencje. Dlatego przychodzono na chór „na wpół anonimowo”. Nikt nie pytał o nazwisko, o miejsce pracy, o adres. Dziś, po latach, z trudnością przychodzi ustalenie nazwisk, imion niektórych osób, które znane były często jedynie z „pseudonimów”. Wystarczyło, że ktoś kogoś polecił, przyprowadził, o. Rafał skierował. Ufano sobie wzajemnie, a pewne środki ostrożności były wyrazem ogromnej delikatności ze strony tych, co zdawali sobie sprawę z realnych zagrożeń, nie zaś efektem zastraszenia. Wokół chóru skupiła się gromadka niewiast obdarzonych nie tylko pięknymi głosami, ale i wyjątkową siłą ducha: Janina Fastnacht, Maria Klamut, Maria Strzelczyk, Zofia i Krystyna Pankówny, Maria Kombian, Urszula Wojtowicz, Maria Piszczałowska, Helena Małnowicz i wiele, wiele innych. Były przykładem, jak można służyć innym, kierując się prostą zasadą: trwać i pracować. Wewnątrz zespołu panowała rodzinna wręcz atmosfera, stosunki międzyludzkie cechowała wielka wrażliwość, życzliwość. Zawiązywały się przyjaźnie, które miały przetrwać lata, kojarzyły się pary małżeńskie. Tradycją chóralną był słodki poczęstunek na imieniny (cukierki, czekoladki od solenizanta najczęściej podczas kazania wciskała dyskretnie „mile zaskoczonym” p. Maria Strzelczyk, która opiekowała się biblioteką chóralną i była jedną z tych zapobiegliwych niewiast, które nad wszystkim roztaczają niewidzialną, a tak pożądaną opiekę). Po ceremoniach ślubnych – a było ich sporo – nie mogło zabraknąć tradycyjnej „kobiałki”.

Przeważającą część wykonywanego repertuaru chóru stanowiły i do dziś stanowią utwory kompozytorów polskich: Gomółki, Gorczyckiego, Koszewskiego, Krogulskiego, Kurpińskiego, Łuciuka, Maklakiewicza, Moniuszki, Nowowiejskiego, Ogińskiego, Pękiela, Rączkowskiego, J. Surzyńskiego. Priorytetowe miejsce zajmowała zawsze twórczość kompozytorów polskich związanych ze Lwowem: Jana Galla, Wojciecha Kilara, Jerzego Kołaczkowskiego, Stanisława Niewiadomskiego, Andrzeja Nikodemowicza, Waleriana Stysia, Stefana Surzyńskiego, Andrzeja Taraska, Michała Woźnego, Antoniego Uruskiego, Ottona Mieczysława i Jana Żukowskich. Korzystano przede wszystkim z przedwojennych zgromadzonych na chórze za sprawą Towarzystwa Śpiewaczego „Lutnia” zasobów muzyki polskiej. Biblioteka ta znacznie poszerzyła się też po wojnie o zbiory Władysława Plenia i ocalały dobytek przedwojennych polskich chórów.

Nowopowstały chór mieszany przy katedrze stał się inspiracją dla kompozytorów polskich, po wojnie pozostałych we Lwowie – Andrzeja Nikodemowicza i Andrzeja Taraska. To dzięki temu zespołowi dającemu realną szansę na wykonanie muzyki sakralnej – chociaż w tak ograniczonym zakresie i jedynie w murach katedry – powstawały nowe opracowania znanych śpiewów. Tak oto po latach wspominał współpracę z chórem prof. Nikodemowicz, pisząc w 2014 roku z Lublina: „Dzisiaj w okresie Świąt Bożego Narodzenia mogę łączyć się z lwowską wspólnotą przynajmniej poprzez śpiew kolęd. Wiele z tych kolęd opracowałem na chór i dziś są one chętnie wykonywane. 20 z nich zostało wydanych drukiem w zbiorku, który dedykowałem o. Rafałowi Kiernickiemu jeszcze za jego życia. Inicjatorem tych opracowań był pan Bronisław Pacan, organista katedralny, który swego czasu poprosił mnie o opracowanie jednej z kolęd, mianowicie „Cztery lata zawszem pasał”. Praca ta tak mnie zafascynowała, że w rezultacie powstało ok. 500 opracowań kolęd”. W tamtym czasie niewielu chórzystów było wtajemniczonych, że siedzący skromnie w ostatniej ławce pod witrażem pan, to autor wykonywanych „anonimowo” kompozycji (z wiadomych względów nut, ręcznie kopiowanych z rękopisu, nie opatrywano nazwiskiem autora). Do dziś w repertuarze zespołu utrzymują się i są regularnie wykonywane podczas niedzielnych Mszy św. skomponowane jeszcze w okresie lwowskim liczne opracowania na czterogłosowy chór mieszany pieśni na wszystkie okresy roku liturgicznego. Warto też zaznaczyć, że to podczas spotkań okolicznościowych, organizowanych m.in. w lwowskim domu państwa Nikodemowiczów przy ul. Potockiego, na których nigdy nie brakowało śpiewów, w głowie Bronisława Pacana zrodził się pomysł spożytkowania talentów wokalnych lwowianek i założenia chóru mieszanego w katedrze.

Jakkolwiek w tamtych czasach nie mogło być mowy o eksponowaniu muzycznych wątków narodowych, pewne akcenty zawsze udawało się przemycić. Można tu wspomnieć wykonywaną nader często na niedzielnych pierszówkach przez chór męski Mszę (Missa „Gaude Mater” in honorem Resurrectionis D[omini] N[ostri] Jesu Christi na czterogłosowy chór męski i organy op. 12) powstałą prawdopodobnie z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku autorstwa warszawskiego kompozytora, założyciela i długoletniego dyrygenta stołecznego towarzystwa śpiewaczego „Harfa” Wacława Lachmana (1880–1963). Motyw inicjalny hymnu narodowego „Jeszcze Polska nie zginęła” pojawiający się już na początku mszy w partii organowej, wykonywanej przez Nowakowskiego, musiał budzić wówczas określone asocjacje patriotyczne. Niezwykle dostojnie i podniośle – podobnie jak przed wojną – obchodzony był dzień Trzeciego maja, uroczystość Matki Bożej Królowej Korony Polskiej. Liczny udział wiernych i wspaniała oprawa muzyczna nie wzbudzały podejrzeń ówczesnych władz, którym sugerowano, iż w ten sposób parafia obchodzi urodziny swego proboszcza o. Rafała Kiernickiego, który rzeczywiście tego dnia 1912 roku w Kułaczkowcach na Pokuciu przyszedł na świat.

W 112. rocznicę urodzin o. Rafała, składając trzeciego maja wiązankę kwiatów na posadzce w kaplicy Chrystusa Ukrzyżowanego, pod którą w podziemiach katedry Sługa Boży spoczywa, pamiętajmy również o Józefie Nowakowskim i ludziach jego pokolenia, dla których służba, wierność, obowiązek nie były czczymi słowami, a podtrzymywanie tradycji chrześcijańskich i narodowych, okupione ponoszonymi ofiarami, pozostawało tak oczywistą potrzebą ducha i odruchem serca. Gdy znów, jak co roku w tym uroczystym dniu, zabrzmi w katedrze hymn „Śliczna Gwiazdo miasta Lwowa” wspomnijmy o tych, co przed nami odeszli, wszak to oni przez tyle dziesięcioleci współtworzyli niepowtarzalny duchowy klimat miasta i tej świątyni.

Joanna Pacan-Świetlicka

Tekst ukazał się w nr 8 (444), 30 kwietnia – 16 maja 2024

X