Józef  Mann – legenda opery lwowskiej. Część 1 Józef Mann

Józef Mann – legenda opery lwowskiej. Część 1

Ówcześni krytycy muzyczni pisali o Józefie Mannie, że „miał rzadkiej piękności głos o zabarwieniu barytonowym”. Utalentowany wychowanek profesora Walerego Wysockiego we lwowskim Konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego, zrobił  świetną  karierę na scenach teatrów europejskich, w pierwszej kolejności austriackich i niemieckich. Na niego czekała scena sławnej Metropolitan Opera w Nowym Jorku, gdzie miał stać się następcą światowej sławy tenora włoskiego Enrica Carusa. Los jednak chciał inaczej. Życie Józefa Manna oberwało się tragicznie i gwałtownie w wieku 38 lat w chwili największego triumfu na scenie Cesarskiej Opery Berlińskiej, w chwili wybitnych osiągnięć twórczych, w chwili, kiedy kariera światowa stała przed nim otworem.

Zmarł wprost na scenie 5 września 1921 roku podczas pożegnalnego występu w roli Radamesa w „Aidzie” Giuseppe Verdiego. Jak napisał Tadeusz Riedl: „była to największa tragedia w historii polskiej sztuki operowej”. Obecni na sali, również najszersze europejskie koła  miłośników opery, berlińscy, wiedeńscy, zaś w pierwszej kolejności lwowscy, byli przerażeni tą wiadomością, nie mogli po prostu uwierzyć tragicznym wiadomościom napływającym z Berlina. Nieubłagalna śmierć zaskoczyła artystę, „gdy sztuka jego odtwórcza dobiegła do swego zenitu, gdy stanął na szczycie swego rozwoju, gdy nazwisko jego opromienione było już blaskiem rozgłosu europejskiego, co więcej, światowego”.

Prasa podawała najdrobniejsze szczegóły tak tragicznego wydarzenia, które wstrząsnęło całą kulturalną Europą. „Kurier Warszawski” tak opisał ostatni, pożegnalny występ artysty na scenie berlińskiej: „Nagły zgon śpiewaka na scenie. Podczas przedstawienia „Aidy” w operze berlińskiej, dnia 5 b. m., zachorował nagle po drugim akcie ulubiony tenor tej opery, Józef Mann, i zakończył życie pomimo natychmiastowej pomocy lekarskiej. Przyczyną zgonu był udar sercowy. Artysta zaśpiewał jeszcze głosem wspaniałym finał aktu drugiego i wystąpił przed zasłoną dla podziękowania za burzliwe oklaski, zaraz jednak potem osunął się zemdlony na podłogę sceny i zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Wkrótce potem wystąpił przed zasłonę intendant opery Maks von Schillings i zawiadomił publiczność o zgonie śpiewaka. Przedstawienie zostało przerwane.

Śp. Józef Mann był z urodzenia lwowiakiem. Liczył lat 38. Na tragicznym przedstawieniu była obecna małżonka śpiewaka, również Polka”. Inny dziennik lwowski dodał kolejne szczegóły tragicznego wydarzenia: „Po brawurowym wykonaniu arii „Celeste Aida”, w finale drugiej odsłony pierwszego aktu, której akcja rozgrywa się w świątyni Wulkana, w nawiązaniu do inwokacji arcykapłana Ramfisa, Józef Mann – Radames zwraca się do bogów o ochronę Egiptu: „Nume, che duce ed arbitro…”. Od końca tej strofy do zakończenia pierwszego aktu upływają trzy minuty i pięć sekund. Opada kurtyna… Mija jeszcze kilka minut i 38-letni Józef Mann nie żyje…”.

Józef Mann urodził się we Lwowie 24 lutego 1883 roku w rodzinie kolonistów niemieckich  pochodzących z Nadrenii. Rodzice, ojciec Rudolf Mann i matka Emilia z domu Karge, byli właścicielami pracowni bandaży i rękawiczek. Miał wyraźne uzdolnienia muzyczne – śpiewał jeszcze w szkole, później w chórze kościelnym, brał udział w koncertach amatorskich, między innymi w niedzielnych koncertach w katedrze Ormiańskiej. Pierwszą jego nauczycielką śpiewu była Paulina Stróżecka. W 1901 roku zdał maturę i miał wybrać dalszą drogę życiową. Kariera artystyczna nie była taką pewną co do sukcesu i pozycji społecznej.

Rodzina widziała go prawnikiem i młody człowiek rozpoczął studia na Uniwersytecie Lwowskim. Po ukończeniu studiów na Wydziale Prawa podjął pracę jako aplikant w sądzie lwowskim. Przez pewien czas nie mógł wybrać między głosem wewnętrznym, który wołał go na scenę, a krzesłem sędziowskim. Wykształcenie prawnicze, praca w sądzie czy też praktyka adwokacka zabezpieczały odpowiedni poziom życia i stanowisko w sferach mieszczaństwa lwowskiego. Długo wahał się, miał wątpliwości… Od 1906 roku równocześnie kontynuował studia śpiewacze u profesora Walerego Wysockiego w konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego (GTM). Równocześnie czynił przygotowania do egzaminu sędziowskiego, który zdał z sukcesem w 1910 roku.

W latach 1906–1909 występował na scenie amatorskiej, w koncertach i wystawach operowych. Stanisław Lipanowicz, jego kolega lwowski wspominał, że Józef Mann debiutował w listopadzie 1906 roku na scenie amatorskiej w Kasynie Miejskim w jednoaktowej operze Stanisława Moniuszki „Verbum Nobile” w partii Stanisława pod batutą prof. Henryka Sławiczka i przy obecności maestro Walerego Wysockiego. Był to pierwszy i ostatni jego występ jako barytona na scenie operowej. Jego kolega Stanisław  Lipanowicz wspominał w „Kurierze lwowskim”, że „w następne dwa lata później u znanego we Lwowie melomana śp. dra Kickiego śpiewaliśmy wspólnie duet w „Halce” – Jontka śpiewał Józef Mann, atakując z taką łatwością wysokie tony, że wprowadzał nas w zachwyt. Dr Kicki zajął się Józefem bardzo serdecznie, sprowadził do domu ówczesnego kapelmistrza opery Stermicha, z którym Józef Mann przerobiwszy partię Jontka, debiutował w sezonie 1908/1909 na scenie lwowskiej”.

Otóż wybór był zrobiony i Józef Mann rozpoczął wybitną  karierę artystyczną. Występy jego spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem krytyki i publiczności. Śpiewał w „Pajacach”, później w 1910 roku w Krakowie z operą lwowską w czasie obchodu grunwaldzkiego, występując w „Konradzie Walenrodzie” Władysława Żeleńskiego. We Lwowie przygotował partię w „Lohengrinie”, „Aidzie” i w „Marii” Mieczysława Sołtysa. W sezonie 1910/1911 podpisał dwuletni kontrakt ze lwowskim Teatrem Wielkim. W styczniu 1911 roku został zaproszony na występy gościnne do Warszawy. Śpiewał partię Jontka w „Halce” i Cania w „Pajacach” Leoncavalla.

Stanisław Lipanowicz wspominał, że publiczność warszawska przyjmowała lwowskiego artystę bardzo serdecznie, lecz krytyka warszawska miała cały szereg uwag i zastrzeżeń. Między innymi „Kurier Warszawski” zwrócił uwagę na wyraźną inteligencję artystyczną, poczucie muzykalne, wymowę wyraźną, temperament, zdolności aktorskie i „bardzo korzystne warunki zewnętrzne… Posiada on materiał na pierwszorzędnego tenorzystę. Jego tenorowi nie brak ani siły, ani dźwięku metalicznego, ani też skali obszernej, zbywa mu natomiast na ogładzie technicznej”.

Inny krytyk muzyczny pisał, że Józef Mann posiada tenor wartości pierwszorzędnej, co pozwala mu podejmować rolę zarówno liryczne jak i dramatyczne. Krytyka warszawska zrobiła wniosek stanowczy, mianowicie „żeby jednak być cenionym, nie dość mieć głos piękny, trzeba nadto tym głosem umieć dobrze władać. Pan Mann zamiast występować na scenie, powinien poddać się studiom gorliwym i niezwłocznym. Młody artysta przyjął krytykę bardzo poważnie i w tymże roku postanowił wyjechać na dalsze studia do Mediolanu – muzycznej stolicy Włoch. Kontynuował prawie przez rok studia u profesora Guagni, doskonaląc technikę śpiewu. Była to bardzo solidna szkoła, również możliwość poznać najlepszych, światowej sławy śpiewaków i wystawy operowe.

Po powrocie z Włoch śpiewał z wielkim sukcesem na scenie lwowskiej, zwłaszcza niebywały rozgłos miał jego występ w „Aidzie” Verdiego i „Carmen” Bizeta. Wśród innych były partie Cavarodossi w operze „Tosca” G. Pucciniego, Pinkertona w „Madame Butterfly” G. Pucciniego, Rudolfa w „Cyganerii” G. Pucciniego, Turiddu w „Rycerskości wieśniaczej” P. Mascagni.

Właśnie sukces w „Aidzie”  zdecydował o zaproszeniu Józefa Manna do Nadwornej opery wiedeńskiej (Wiener Hofoper). Przed wyjazdem 1 czerwca 1912 roku ożenił się we Lwowie z Janiną Cybulską, lwowianką , Polką, córką znanego architekta Juliana Cybulskiego. We Wiedniu szybko zorientowano się w możliwościach twórczych naszego artysty i wiedeńska Volksoper podpisała z nim trzyletni kontrakt. Jak pisał Stanisław Lipanowicz, bardzo szybko Józef Mann „stał się ulubieńcem wiedeńczyków, a prasa tamtejsza nie miała wprost słów na wyrażenie zachwytu dla jego głosu ciepłego, a nie pozbawionego spiżowego dźwięku, dla jego talentu dramatycznego i jego wielkiej umiejętności”. Repertuar jego znacznie zbogacił się, m.in. z sukcesem śpiewał w „Lohengrinie”, „Tannhauserze” Richarda Wagnera, w „Ottelo” i „Trubadurze” Giuseppe Verdi. Stale był zapraszany  na występy gościnne, śpiewał w znanych  teatrach austriackich, niemieckich i szwajcarskich.

Jurij Smirnow

Tekst ukazał się w nr 10 (422), 30 maja – 15 czerwca 2023

Józef Mann – legenda opery lwowskiej. Część 2

X