Jan Bogumił Rosen – życie i twórczość. Część 8 Jan Rosen na wystawie jubileuszowej, NAC

Jan Bogumił Rosen – życie i twórczość. Część 8

W 1932 roku warszawska Zachęta zorganizowała kolejną indywidualną wystawę Jana Rosena z okazji 60-lecia jego pracy artystycznej. Na wystawie przedstawiono kilkanaście obrazów ściągniętych z muzeów polskich i 25 mniejszych obrazów z lat 20 – 30. Razem wystawa obejmowała 83 dzieła. Ozdobą wystawy był portret Jana Bogumiła Rosena z paletą pędzla jego przyjaciela Franciszka Horodyskiego. Wśród szeroko znanych i popularnych obrazów pokazano „Rewię na placu Saskim”, „Po bitwie pod Wagram”, „Szturm do bramy parkowej”, „Generał w podróży”, „Stój”, „Berezyna”, portrety generałów Dwernickiego i Dąbrowskiego (własność hr. M. Sobańskiego). Ministerstwo Spraw Wojskowych przysłało 45 plansz z mundurami wojsk Księstwa Warszawskiego. Do wystawy artysta przygotował serię portretów wybitnych generałów: Bema, Skrzyneckiego, Chłopickiego, Dembińskiego, Zamoyskiego, Kickiego, Chłapowskiego, Dwernickiego. Na wystawie znajdowało się również osiem gwaszy serii „Dzieje jednego ułana”, obrazy „Napoleon” (1928) i „Schoenbrun 1809” (1930).

Prezydent Rzeczypospolitej odznaczył Jana Bogumiła Rosena orderem Polonia Restituta. Był to nie tylko akt uznania twórczych osiągnięć artysty, lecz również jego wkładu w propagowanie idei patriotycznych, w pielęgnowanie tradycji wojska polskiego. TZSP ze swojej strony mianowało Jana Bogumiła Rosena swoim członkiem honorowym.

Wystawa jednak ujawniła fakt, że twórczość J. Rosena należała już tylko do historii malarstwa polskiego. Krytyka wprost odmawiała artyście miejsca w sztuce XX stulecia. W 1932 roku na plan dalszy odeszły sprawy polityczne, które zajmowały umysły społeczeństwa polskiego przed I wojną światową, dlatego krytyków sztuki mało interesował moment ideowy twórczości Jana Bogumiła Rosena. Natomiast, obrazy jego oceniano wyłączne według ich wartości artystycznej.

Najbardziej obiektywnie i fachowo ocenił jubileuszową wystawę dzieł J. Rosena znany artysta-grafik Władysław Skoczylas na łamach „Gazety Polskiej”. Autor przypominał, że dziewiętnastowieczna polska opinia publiczna żądała od malarstwa, aby stało się ono trybuną idei społecznych i patriotycznych, kazalnicą, z której artyści winni byli przemawiać w duchu panujących przekonań. Warszawska Zachęta była tą instytucją, która reprezentowała opinię szerokich mas oświeconego, ale pozbawionego kultury artystycznej społeczeństwa i wskutek czego była stale w konflikcie z niezależnymi artystami. Kontrola opinii publicznej czuwała zawsze nad artystą i za pośrednictwem krytyki artystycznej albo podnosiła jego dzieła pod niebiosa o ile odpowiadały one jej upodobaniom, albo odsądzała od czci i wiary. Jan Bogumił Rosen nigdy z racji i tematu, i sposobu malowania nie był w konflikcie z opinią publiczną. Artysta przyczynił się niewątpliwie do budzenia w narodzie wspomnień przeszłości i jego zasługi na tym polu są niewątpliwe i wielkie. Ale o istotnej wartości dzieła sztuki nie decyduje nigdy sam temat. Obraz powinien wzruszać również  człowieka, który treści jego zupełnie nie rozumie, musi on się wypowiadać własnymi i to czysto malarskimi walorami. Z tego punktu widzenia obrazom J. Rosena brak syntetycznego ujęcia, brak założeń czysto malarskich, a całość zawsze zgubiona jest w mnóstwie drugorzędnych szczegółów. W. Skoczylas wysoko ocenił obrazy Jana Bogumiła Rosena z lat 80. XIX wieku, a kilka z nich, jak na przykład, „Generał w podróży” lub „Stój” uważał za mogące być ozdobą każdej dobrej galerii. „Olbrzymia większość dorobku artystycznego Jana Bogumiła Rosena” – pisał krytyk – „znajdzie niewątpliwie pożyteczne pomieszczenie w Muzeum Wojska Polskiego, jako wierne, rzeczowe dokumenty pewnej epoki i tam jest ich właściwe miejsce”.

Jan Rosen na wystawie jubileuszowej, NAC

Wystawa 1932 roku pozwoliła ocenić całokształt dorobku twórczego Jana Bogumiła Rosena. We wcześniejszych pracach artysty wiązały się zagadnienia rekonstrukcyjne z poszukiwaniem właściwych wartości malarskich. W miarę czasu dbałość o wrażenia najściślejszej prawdy osiągała coraz wyraźniejszą przewagę nad zagadnieniami malarskimi, wymagała opracowywania szczegółów w sposób wyglądający na popis dokładności. W. Husarski pisał, że „szczegół staje się wreszcie głównym przedmiotem zainteresowań Rosena. Lorneta zastąpiona zostaje przez lupę”. Część krytyków odbierała twórczość artysty bardzo tendencyjnie, wracając do oskarżeń wysuniętych jeszcze przez Stanisława Witkiewicza, widziała w nim tylko epigona Józefa Brandta, Józefa Chełmońskiego, batalistów rosyjskich i francuskich. Tytus Czyżewski w krakowskim „Czasie” pisał: „Niektóre z obrazów Rosena są to po prostu modele lub lepiej powiedzieć „żurnale” mód żołnierskich (co, jak i w jakim czasie i kiedy żołnierze nosić byli powinni). To „batalistyczne” malarstwo nie ma wiele wspólnego z prawdziwym malarstwem… Widz przyzwyczaił się uważać danego malarza-batalistę za „kiczarza”… Jaka szkoda, że Rosen, który w niektórych obrazach okazuje dużo talentu i poczucia czysto malarskiego, zagubił się w carsko-francuskiej batalistyce. Dziwne robi wrażenie obraz Rosena przedstawiający „Rewię na placu Saskim”. Na tym obrazie panuje nie sztuka, ale anegdota, a anegdota chociażby nawet historyczna, zawsze jest niebezpieczną dla sztuki”.

W 1933 roku J. Rosen napisał książkę, coś w rodzaju życiorysu własnego pt. „Wspomnienia”. Na 274 stronach artysta z pogodnym humorem opowiedział o swoim urozmaiconym życiu, o swoich triumfach artystycznych i towarzyskich. O ludziach, z którymi się spotykał i zdarzeniach, na które patrzył, o swych przodkach, rodzicach i dzieciach. Mieczysław Wallis zauważył że „Wspomnienia” te stanowią zajmujący odpowiednik do „Moich wspomnień” innego batalisty polskiego z tej epoki, rówieśnika i serdecznego przyjaciela Rosena – Wojciecha Kossaka”. Ze stron „Wspomnień” wieje duch zadowolenia z wyników własnej pracy i osiągnięć życiowych. Kilka czasopism zwróciło uwagę na tę publikację i umieściło recenzję, omawiając raz jeszcze twórczość Rosena i jego miejsce w malarstwie polskim. „Sztuki piękne” określiły Jana Bogumiła Rosena, jako „człowieka minionej epoki, typ warszawianina z mieszczańskiego środowiska…, o powierzchownej kulturze Zachodu, a więc przede wszystkim hołdującego francuszczyźnie. Zamożność ułatwiała częsty kontakt z Zachodem przez podróże, literaturę, teatr, znajomości; z tego, plus atmosfera domowa, urabiał się specjalny typ człowieka gładkiego, miłego w towarzystwie, o dość szerokiej i kosmopolitycznej kulturze… Pogodne, szczęśliwe życie nie usposobiło go do głębokich refleksji… Wrodzony, wykwintny humor podkreśla specjalne cechy, nie wypowiada sądów, przesuwa się lekko po chwilach i ludziach, nie tracąc pogody, bo nie ma żadnego powodu do goryczy lub smutku”.

Jan Bogumił Rosen do śmierci mieszkał we Lwowie. Zmarł nagle, w czasie krótkiego pobytu w Warszawie dnia 8 października 1936 roku i został pochowany na warszawskim cmentarzu ewangelicko-augsburskim.

W tymże roku we Lwowie zmarła jego małżonka. Została pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim. W następnym 1937 roku Lwów opuściły ich dzieci – Jan Henryk Rosen, autor słynnej polichromii w katedrze Ormiańskiej i córka Zofia Rosenówna. Wyjechali do Stanów Zjednoczonych i jak okazało się, na zawsze. Przed wyjazdem ufundowali na grobie matki płytę nagrobną z piaskowca z napisem „śp. z Hantków Wanda Rosen 1863–1936”. Niżej łaciński napis „Sic benedicam te in vita mia”. Nagrobek zachował się do naszych dni. Kilka lat temu został odnaleziony i zabezpieczony przez pracowników muzeum-rezerwatu „Cmentarz Łyczakowski”.

Znaczna część dorobku artystycznego Jana Bogumiła Rosena została rozproszona za granicą, w muzeach i zbiorach prywatnych we Francji, Rosji, Niemczech, a nawet Stanach Zjednoczonych. Część jego dzieł zgromadzonych w Polsce uległa zniszczeniu w czasie II wojny światowej, również, słynna „Rewia na placu Saskim”.

Po śmierci artysty jego obrazy były wielokrotnie wystawiane w Zachęcie, Instytucie Propagandy Sztuki (IPS) w Warszawie i innych muzeach i galeriach polskich.

Zainteresowanie twórczością Jana Bogumiła Rosena istnieje i we współczesnym społeczeństwie polskim. Świadczy o tym eksponowanie jego obrazów na licznych wystawach, na przykład „Polscy malarze koni” w 1991 roku, „Konie i jeźdźcy” w 1999 roku w Warszawie i „Malarze polscy w Monachium” 2005 rok, Suwałki.

Jurij Smirnow

Tekst ukazał się w nr 13-14 (425-426), 31 lipca – 14 sierpnia 2023

X