Jak pomóc i naszego świata nie zrujnować

Uchodźcy – rozmowy, dyskusje, deklaracje, sprzeczki, spiskowe teorie, zdjęcia, namioty, granice, zamachy, dzieci, strach, polityka, wybory, prośby, połajanki, wyzwiska…

Wszystko to przemieszało się w iście diabelskim korowodzie i już nie sposób odszukać tego początku, znaleźć przyczyny, ratunek wymyślić. Właśnie tak! Diabelski korowód! Przemieszanie wszystkich

i wszystkiego w apokaliptycznym pędzie! Wcale nie żartuję! Apokaliptycznym! Dlaczego tak? Moim zdaniem dlatego, że politycy, dziennikarze, eksperci i inni „inżynierowie dusz naszych”, w imię realizacji politycznych interesów, zapomnieli o wartościach podstawowych, odrzucili logiczne myślenie i pogrążyli się w propagandzie, zamykając oczy na realny stan rzeczy. Jednym słowem – tak jak napisałem w poprzednim tekście – zachowują się jak ludzie których mózg padł ofiarą wirusa. Albo może inaczej – jak ludzie patrzący na wszystko przez „polityczne okulary”. Teraz konkrety.

Pierwsze i najważniejsze chyba: UCHODŹCOM POWINNIŚMY POMÓC! Zaznaczam – uchodźcom! Jest to dla mnie oczywiste i nie podlegające dyskusji!!! Uchodźcy to ludzie nieszczęśliwi, słabi, zagubieni. To ci, którzy uciekają ze swych domów przed uciskiem, prześladowaniami, wojną, śmiercią. Powinniśmy im pomóc, bo jesteśmy ludźmi, chrześcijanami (jakaś część z nas przynajmniej), Europejczykami (a to szacunek dla pewnych wartości). Powinniśmy im pomóc także dlatego, że sami doświadczyliśmy podobnego, bo wielu z nas było uchodźcami. Powinniśmy im pomóc, bo pomoc jest dobrem, a my przecież (mam taką nadzieję) jesteśmy „rycerzami światła” i dobro jest w naszych sercach. Powinniśmy im pomóc, bo nikt oprócz nas im pomóc nie może. Myślę, że z powyższym większość z nas się zgodzi. Jednak natychmiast pojawi się pierwsze pytanie. Pomóc uchodźcom? Tak! Uchodźcy? A kto jest uchodźcą? I tutaj zaczynają się problemy, które sprawę gmatwają i dają pole wszelkim politycznym harcownikom.

Jedni krzyczą, że WSZYSCY ci, którzy postanowili być uchodźcami, są uchodźcami. W imię politycznej poprawności, w imię politycznych interesów, każą nam wierzyć, głosić, zgadzać się z tym, że każdy z milionów przybywających do Europy to uchodźca i jesteśmy zobowiązani pomagać każdemu tak samo. Otworzyć serca, otworzyć drzwi, wpuścić do domów i podzielić się naszym „dobrobytem”. Gościć, karmić, ubierać, leczyć, kształcić i kasę dawać WSZYSTKIM, kto (de facto) tego zapragnie! Przepraszam, ale takie postawienie sprawy to bzdura wierutna. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że znaczna część z tych, którzy szukają (a niekiedy wymagają) od nas pomocy, uchodźcami nie są. To ekonomiczni imigranci i tyle.

Drudzy utrzymują, że WSZYSCY przybywający do Europy to albo chciwi imigranci, darmozjady czyhający na „dolary” z naszych podatków albo islamiści, podstępni terroryści, okrutni gwałciciele i burzyciele „naszego świata”. Dlatego powinniśmy się zamknąć w naszych krajach, murami otoczyć, wojsko z karabinami na granice wysłać. Nikomu nie pomagać, do żadnych obowiązków się nie poczuwać. To także bzdura. Są bowiem wśród tych którzy szukają swego miejsca w Europie – mieszkańcy zburzonych wiosek i miasteczek, ranni, uciekający przed bombami i śmiercią. Tacy też są i tyle! Im powinniśmy pomóc, ich przyjąć, nakarmić i dać im nadzieję.

Chyba nie trzeba wyjątkową wiedzą i błyskotliwym rozumem władać by zrozumieć i przyznać, że wśród maszerujących, płynących i jadących do nas są bardzo różni ludzie. Wystarczy zdjąć z nosa „polityczne okulary”, zapomnieć o własnych partyjnych interesach, polityczną poprawność odrzucić i LOGICZNIE pomyśleć, by okazało się, że wśród przybyszów są zarówno uchodźcy, jak i imigranci, jak i wojujący muzułmanie, w tym i terroryści także niestety. Śmiem twierdzić, że przeczenie powyższemu i wzywanie nas, byśmy – bez różnicy – pomagali bez różnicy wszystkim albo nie pomagali bez różnicy nikomu – to głupota. Co gorsze, to głupota spowodowana wcale nie brakiem wiedzy, pomyłką, błędem czy naiwnością, ale POLITYCZNYM interesem przeróżnych krzykaczy, którzy osiągając polityczny efekt (wybory, kasa, popularność) stali się wyznawcami jednej bądź drugiej bezwzględnej sekty i nas starają się do tejże zagonić. I to właśnie wywołuje strach, poczucie winy, zagubienie, agresję, nienawiść, krótkowzroczność, przeczy wartościom, urąga zdrowemu rozsądkowi. Oto gdzie szukać należy przyczyn wirowania „diabelskiego korowodu”. Tymczasem – po raz kolejny o tym piszę – w politycznej wrzawie, w odwoływaniu się do emocji, trwając w oparach propagandy przeróżnej – tak problemu uchodźców (i innych) rozwiązać się nie uda! Tylko wtedy, gdy wzniesiemy się ponad polityczne podziały, zapomnimy o sympatiach i antypatiach naszych, przestaniemy oceniać sytuację w kategoriach porażki czy zwycięstwa politycznych sił – tylko wtedy możemy liczyć na to, że zarówno uda się potrzebującym pomóc, jak i naszego świata nie zrujnować. Najkrócej – możemy coś zrobić wyłącznie wtedy, gdy będziemy myśleć!

Nic genialnego. Trzeba oddzielić uchodźców od całej reszty. Wręcz trywialne! Wiem, wiem – zaraz się zacznie opowiadanie o tym, że to skomplikowane, trudne, niemożliwe! Przepraszam, ale to też bzdura! Oczywiście urzędnikom przeróżnym, politykom wszelakim najprościej jest powiedzieć: „Tego się nie da zrobić”, a potem włożyć ręce w kieszenie i biadać albo nad brakiem empatii Europy i nad faszyzmem i ksenofobią, albo nad popadającą w ruinę Europą i nadciągającym muzułmańskim kataklizmem. Tak jest dla nich i ich propagandowych maszyn najlepiej. Natomiast jestem przekonany, że to da się zrobić! Oddzielić, chociażby i w sposób niedoskonały, tych którzy uchodźcami są od tych którzy się pod nich podszywają. Tak! Znam skalę i złożoność problemu! Podrobione dokumenty, kłamstwa, przygotowane legendy, szajki przemytnicze… Jednak z drugiej strony są Agencje Bezpieczeństwa, policja, Interpol, wywiady, kontrwywiady i wiele, wiele jeszcze… I proszę mnie nie starać się przekonać, że te agencje przeróżne są bezradne, nic nie wiedzą, niczego nie potrafią i rady dać nie mogą! Mają wszystko – kasę, ludzi, technikę, łączność, szpiclów (a tak!), doświadczenie, agentów… Kto chce utrzymywać, że nie są one w stanie „przesiać” nawet tak ogromnej masy ludzi i określić (ze znacznym prawdopodobieństwem chociaż) kto uchodźcą jest, a kto nie?

Uchodźcami (tymi „wybranymi”) należy się zaopiekować, dać dach nad głową, zapewnić wszystko co do życia potrzebne, stworzyć warunki dla ich integracji. Chociaż, jeśli o integrację chodzi, to jest z nią pewna osobliwość. Integracja zazwyczaj trwa długo, lata całe. Tymczasem prawdziwi uchodźcy, czyli ci, którzy opuścili swe kraje i domy, uciekając przed wojną, śmiercią, prześladowaniem, a nie w wyniku chłodnej kalkulacji i w poszukiwaniu życia na czyjś rachunek w Europie, chcą jak najszybciej do swych domów wrócić. Wiem co piszę – mam pewne doświadczenie w pomaganiu uchodźcom. Oprócz tego, uchodźcy (o ile nimi są faktycznie) nie stanowią żadnego zagrożenia. Przeważnie są to ludzie przestraszeni, zmęczeni, chorzy, spokojni, wdzięczni za wszystko co otrzymują. Oczywiście są wśród nich wyjątki, ale dlatego i wyjątki, bo są bardzo rzadkie. Wiem, co piszę!

„Nie uchodźcy”, czyli „odsiani”. Problem z nimi też jest rozwiązywalny – tyle, że trzeba mieć wolę jego rozwiązania. Może warto zaproponować im „pakiet pomocowy – II”, inny od tego „pakietu – I” dla uchodźców. Dać im prawo pozostania pod pewnymi warunkami. Np. przebywają w Europie legalnie, ale pracują, płacą podatki, sami się utrzymują, przestrzegają prawa, uczą się języka itd. I to wszystko obwarować dodatkowymi warunkami – np. wydalenie w wypadku PIERWSZEGO konfliktu z prawem. Wydalenie w wypadku odmowy podjęcia pracy, nauki języka, płacenia podatków, ubezpieczeń. Może to i twarde warunki, ale uważam, że uczciwe i realne do przestrzegania dla imigrantów. Wreszcie, do licha, czyż nie takie same warunki stawia się w Europie całej rzeszy imigrantów ekonomicznych, w tym Ukraińcom? Dlatego proponuję to, co proponuję.

Potencjalni terroryści, islamiści i inni stanowiący zagrożenie dla państw i kultury. Cóż, zapewne się narażę wielu, ale tutaj me zdanie jest jednoznaczne – deportować i tyle. Straszne? Wcale nie! Ja rozumiem – wolność, tolerancja, humanizm. Nie ma sprawy! Ale proszę nie żądać, by w imię jednej wolności niewolić inną wolność i w imię tolerancji stwarzać dla tejże tolerancji zagrożenie. Proszę nie oczekiwać, że człowiek myślący logicznie dobrowolnie wyrzeknie się (w imię utopijnych idei) walki o swe bezpieczeństwo i szczęście. Dlatego uważam, że w przypadkach wątpliwej proweniencji, przynależności i zamiarów naszych gości – nie należy ich do naszego domu wpuszczać i tyle! Oczywiście powstaje problem kolejny – na ile możemy zawierzyć naszym „służbom” do tego powołanym, że „przesieją” wszystkich rzetelnie i sprawiedliwie? Nie wiem, ale mam nadzieję, że w poczuciu wagi i znaczenia tego, co czynią – uczynią to należycie i sprawiedliwie.

Powyższe teoretyczne (niestety) rozważania dotyczą tego, jak mógłby być rozwiązany problem tych uchodźców, którzy już się w Europie znaleźli. Tak, wiem – sporo w tym wszystkim idealizmu i pewnej naiwności politycznej. Dlaczego naiwności? Ano dlatego, że pisząc to wszystko mam świadomość, że wcale geniuszem nie jestem i że powyższe nie zasługuje na miano projektu autorskiego. Mało tego! Mam świadomość, że i w rządach państw Unii Europejskiej nie siedzą sami idioci i że do podobnych wniosków dawno doszli i to bez mej pomocy. Tyle tylko, że jednocześnie mam wrażenie, że tego całego problemu z uchodźcami nikt tak naprawdę rozwiązać nie chce, bo jest on wygodny dla wielu. Chociażby stanowi doskonały pretekst do samoreklamy, obrzucania błotem, zyskiwania wyborców, zarabiania kasy. Stąd i me określenie, iż są to „teoretyczne rozważania” jedynie.

Odrębnym tematem jest to, że prawdopodobnie o wiele skuteczniejszym okazuje się udzielanie pomocy uchodźcom tam, w obozach dla uchodźców w Turcji i innych państwach regionów ogarniętych konfliktami. Po pierwsze, tam owo „przesiewanie” odbywa się samoistnie (w obozach trwają nie imigranci, a faktycznie uchodźcy), po drugie, każda pomoc jest tam potrzebna i przyjmowana z wdzięcznością, po trzecie, takie pomaganie nie niesie przeróżnych zagrożeń. Tak, wiem o tym wszystkim, ale to już na inny tekst jest temat.
Jednocześnie doskonale rozumiem, że prawdziwe i ostateczne rozwiązanie problemu uchodźców nie w Europie leży. Zakończenie wojen i stabilizacja regionów, z których uchodźcy pochodzą, swoisty „Plan Marshalla” dla ich zrujnowanych państw, przywrócenie bezpieczeństwa i danie nadziei na przyszłość im i ich dzieciom. Oto, co może problem z uchodźcami rozwiązać. Tyle, że „wielkim świata tego” wyraźnie się tego zrobić nie chce…

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 6 (250) 31 marca – 14 kwietnia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X