Jak pingwiny w Gródku gościły i o przyjaźni polskich i ukraińskich polarników fot. Dmytro Poluchowycz

Jak pingwiny w Gródku gościły i o przyjaźni polskich i ukraińskich polarników

Wystawy, odbywające się w prowincjonalnych muzeach, są imprezami wyłącznie lokalnymi. Ale wydarzenie, które chcę opisać, w swoim kształcie i rezonansie stało się rzadkim wyjątkiem.

Wystawa fotograficzna „Ukraina w Arktyce: badania i niezłomność”, zorganizowana przez Narodowe Centrum Arktyczne (NANC), a poświęcona jubileuszowi 160-lecia znanego akademika Wołodymyra Wernadzkiego, imieniem którego nazwana jest ukraińska stacja arktyczna, otwarta w „G-Museum” w Gródku Podolskim, może być uważana za ogólnonarodowe wydarzenie.

Przede wszystkim – przedstawiono tu 27 wspaniałych fotogramów, ilustrujących pracę ukraińskich polarników i piękno lodowego kontynentu i jego przyrody. Zdjęcia są nieprawdopodobne! Po drugie – była to swego rodzaju premiera, bowiem ekspozycja została odnowiona i uzupełniona. Poprzednią demonstrowano w siedzibie Rady Najwyższej Ukrainy, w siedzibie Komisji Europejskiej w Brukseli i w Helsinkach (Finlandia). Natomiast mieszkańcy Gródka i goście miasta stali się jej pierwszymi, „zwykłymi” widzami. W planach jest pokazanie tej wystawy na całej Ukrainie. Kolejnym miastem będzie Zaporoże.

Arktyczne kolaże fotograficzne prezentował znany ukraiński uczony i wojskowy, dyrektor NANC, Jewhen Dykyj. Ukraińcom znany jest lepiej jako ekspert, komentujący wydarzenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Wielu oglądało jego wywiady w telewizji i na YouTube.

Start nowej ekspozycji w Gródku Podolskim, którego ludność nie przewyższa półtorej tysiąca osób, wybrany został z kilku przyczyn. Główna – to samo „G-Museum” – chyba najbardziej współczesne i najbardziej modernistyczne muzeum na Ukrainie (nie każde centrum obwodowe, a nawet sam Kijów, może się takim pochwalić). Podkreślił to Jewhen Dykyj na ceremonii otwarcia wystawy.

– To, że pierwsza prezentacja odświeżonej wersji wystawy odbywa się właśnie w „G-Museum” – jest bardzo symboliczne, bowiem przyszła Ukraina będzie państwem modernistycznym, głęboko zintegrowanym w globalny świat, i G-Museum zarówno jak stacja „Wernadzki” są malutkimi kamyczkami tej przyszłej Ukrainy – zaznaczył Jewhen.

Czas otwarcia wystawy też wybrany został nieprzypadkowo. Był to swego rodzaju prezent dla ukraińskich polarników mieszkańcom Gródka z okazji Dnia miasta. Oprócz tego w „G-Museum” przebiegały dni Serhija Winohradzkiego, uczonego mikrobiologa o światowej sławie. Był on nie tylko przyjacielem Wernadzkiego, ale i jego towarzyszem.

Jewhen Dykyj i woskowa rzeźba S. Winogradzkiego. Służba Prasowa NANC

Serhij Winohradzki uważany jest za patrona i talizman „G-Museum”. Poświęcono mu całą ekspozycję, której głównym elementem jest odtworzone jego laboratorium w Instytucie Pasteura w Brie-Comte-Robert we Francji i jego woskowa figura. Z Gródkiem Podolskim Winohradzki był ściśle powiązany, tu znajdował się jego rodowy majątek i tu pracował w latach 1905–1917. Wystawa była wyrazem szacunku współczesnych mieszkańców miasta dla swego wielkiego rodaka.

Ceremonię otwarcia planowano maksimum na pół godziny, ale rozciągnęła się na dobre półtorej. Ludzie po prostu nie chcieli puścić interesującego i charyzmatycznego Jewhena. W czasie swego wystąpienia i w rozmowach z widzami Jewhen wiele opowiadał o praktycznym i politycznym znaczeniu badań polarnych dla przyszłości całego świata. Podkreślił między innymi, że badania polarne i oceaniczne, które prowadzone są na stacji „Wernadzki”, są ważne nie tylko dla nauki, ale przede wszystkim ukazują miejsce Ukrainy w świecie – kraje „drugiego” i „trzeciego” świata takich badań nie prowadzą. Naturalnie, nie obeszło się bez opowieści o interesującym i nasyconym życiu polarników i o dokuczliwych i bezczelnych pingwinach – bo jakaż to Arktyka bez tych grubiutkich ptaków, które stały się jej symbolem. Poruszano również bolesny temat wojny i funkcjonowania stacji w takich warunkach. Tu wspomniał Jewhen „bojowych pingwinów” – polarników dziś walczących w szeregach ZSU.

– Wielu naszych chłopaków jest na wojnie. Niektórzy już swoje odwojowali, wrócili i znów biorą udział w ekspedycjach. Na przykład kierownik naszej stacji Bogdan Hawryluk, który w 2021 roku pracował w 27 ekspedycji, po powrocie z Antarktydy zgłosił się do wojska. Walczył rok i po dwóch dniach w domu wyruszył w swoją kolejną roczną ekspedycję na stację „Wernadzki”.

Kierownik Centrum arktycznego zauważył, że ta wojna przewróciła wszystko do góry nogami. Przedtem na Ukrainie martwiono się, jak bliscy dają sobie radę wśród lodów. A dziś – na odwrót – polarnicy przeżywają, jak tam ich rodziny i przyjaciele czują się wśród rosyjskich ostrzałów.

Na otwarcie wystawy przyszło ponad sto osób. Dla dawnego centrum rejonu jest to bardzo wiele. Była to właściwie najbardziej liczna impreza w murach „G-Museum” – przyszły małe dzieci i osoby starsze, dobiegający bez mała setki.

Uczniowie szkoły artystycznej sprezentowali Jewhenowi obraz, który on obiecał przekazać na stację „Wernadzki”, fot. Dmytro Poluchowycz

Najmłodsi widzowie prawie zakochali się w wesołym, pełnym kolorytu brodaczu, który opowiadał tyle ciekawych rzeczy. Ten, kto widział Jewhena w telewizji, nawet nie wyobraża sobie, że ma tyle charyzmy. Ze swej strony, pracownicy Centrum Polarnego przeprowadzili dla uczniów quiz z nagrodami w postaci widokówek ze zdjęciami z południowego kontynentu. Dzieci odpowiadały na wszystkie pytania i nawet na tak podstępne, jak: „Dlaczego białe niedźwiedzie nie jedzą pingwinów?”. Przecież w kreskówkach białe niedźwiadki i pingwiny sąsiadują ze sobą, a faktycznie mieszkają na przeciwległych biegunach planety.

Wystawa znalazła się w mieście z inicjatywy władz samorządowych i Wydziału kultury, którego kierownikiem jest Oleg Fedorow i to on wykonał całą pracę przygotowawczą. Rzecz jasna, przy wsparciu pracowników „G-Museum”. Nawet już po opuszczeniu wspaniałej wystawy gościnnego podolskiego miasteczka, w Gródku pozostanie materialna cząstka Antarktydy – pracownicy Centrum podarowali do kolekcji muzeum komplet odznak uczestnika kilku kolejnych ekspedycji. Do muzeum trafiła też unikalna odznaka „Bojowego Pingwina” – z którą dawni polarnicy walczą dziś z rosyjskim agresorem.

Polsko-ukraińskie polarne braterstwo

Mając okazję rozmowy z tak kolorystyczną postacią, jak Jewhen Dykij, zainteresowałem się współpracą polskich i ukraińskich polarników. W Antarktydzie działają całoroczne stacje polarne 30 państw i wszyscy tak czy inaczej są w kontakcie. Ostatnio tylko Rosjan ignorują.

Okazuje się, że z polskimi kolegami są nie tylko kontakty, ale ścisła współpraca i przyjaźń. Ukraina i Polska okazały się sąsiadami nie tylko w Europie. Na Antarktydzie pomiędzy stacjami „Akademik Wernadzki” i „Henryk Arctowski” jest odległość około 400 km. Trzeba wiedzieć, że odległości w tych bezludnych szerokościach polarnych oceniane są inaczej niż zazwyczaj. I tu warto przytoczyć anegdotę: „Gdy zapytano pewnego polarnika, jak daleko mieszka jego sąsiad, odpowiedział: – Niedaleko, jedynie trzy dni jazdy saniami!”.

Oczywiście, czasy Amundsena dawno już minęły i na południowym kontynencie na psich zaprzęgach nikt już nie jeździ. Od stacji „Wernadzki” do „Arctowskiego” jest jeden dzień drogi statkiem. Ale w skali Arktyki to tyle, co mieszkać na jednym piętrze w bloku. Pan Dykyj opowiedział, jak układa się współpraca z polskimi kolegami w ciągu ostatnich dwóch lat. Szczególnie, po tym, jak Ukraina w przededniu 30-lecia swej Niezależności kupiła od Wielkiej Brytanii naukowy statek-lodołamacz „James Clark Ross”. W październiku 2021 r. odbyło się uroczyste poświęcenie statku, któremu nadano nazwę „Noosfera” – termin ten pochodzi z jednej z prac Wołodymyra Wernadzkiego. Na wiosnę 2022 r. polskie Centrum Arktyczne podpisało umowę o wykorzystaniu statku, zacumowanego czasowo w Kapsztadzie (Republika Południowej Afryki), do przewozu zaopatrzenia i polarników na polską stację „Arctowski”. Umowa jest podpisana na 4 lata.

– Dosłownie w tydzień po wybuchu agresji rosyjskiej polscy koledzy zapytali, czy ukraiński lodołamacz nie mógłby obsługiwać i ich stację – opowiada Jewhen. – Wcześniej korzystali oni z okrętów rosyjskich, ale w obecnych warunkach nie chcą im płacić. Polacy też odesłali „rosyjski okręt” w wiadomym kierunku.

„Noosfera” nie jest zwykłym statkiem towarowo-pasażerskim. Przede wszystkim jest to statek badawczo-naukowy. Polska i ukraińska strony uzgodniły wspólne korzystanie z jego możliwości w badaniu wód Południowego Oceanu. Oprócz tego, po wybuchu wojny, Polska stała się dla ukraińskich polarników swego rodzaju „wrotami do Arktyki”. Dla lotnictwa cywilnego przestrzeń powietrzna Ukrainy jest zamknięta i cały kontakt lotniczy odbywa się z lotnisk naszych sąsiadów.

– W tym trudnym czasie Polska okazuje Ukrainie niewiarygodne wsparcie. Dzięki polskiemu programowi arktycznemu mogliśmy przewieść na „Wernadzkiego” uczestników 27 i 28 ekspedycji – podkreślił kierownik NANC. – Ich stacja „Arctowski” leży po drodze do naszego „Wernadzkiego” z Chile, na wyspę King Georg, która jest punktem pośrednim dla statków płynących przez najbardziej burzliwą Cieśninę Drake’a.

Jak twierdzi Jewhen, współpraca polskich i ukraińskich „pingwinów” (jak żartem mówią o sobie) nadal będzie się wzmacniać i rozwijać.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 18 (430), 29 września – 16 października 2023

Dmyto Poluchowycz. Za młodu chciał być biologiem i nawet rozpoczął studia na wydziale biologii. Okres studiów przypadał na okres rozpadu ZSRS. Został aktywistą Ukraińskiego Związku Studentów. Brał udział w Rewolucji na Granicie w styczniu 1991 roku. Był jednym z organizatorów grupy studentów, która broniła litewskiego Sejmu. W tym okresie rozpoczął pracę jako dziennikarz. Pierwsze publikacje drukował w antysowieckim drugim obiegu z okresu 1989-90. Pracował w telewizji, w prasie ukraińskiej i zagranicznej. Zainteresowania: historia, krajoznawstwo, podróże.

X